Nie zostawia się dziecka w niebie

Nie zostawia się dziecka w niebie
Автор книги: id книги: 1536294     Оценка: 0.0     Голосов: 0     Отзывы, комментарии: 0 709,5 руб.     (7,8$) Читать книгу Купить и читать книгу Купить бумажную книгу Электронная книга Жанр: Любовно-фантастические романы Правообладатель и/или издательство: OSDW Azymut Дата добавления в каталог КнигаЛит: ISBN: 978-83-66613-20-1 Возрастное ограничение: 0+ Отрывок из книги

Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.

Описание книги

Отрывок из книги

Nie zostawia sie dziecka w niebie

Dziewczynko, dzwoń do taty! Powiedz mu, że mama tęskni i z tej tęsknoty za nim zaniedbuje was, a gdyby mogła, zaniedbywałaby siebie a nawet własne paznokcie. Wpierw pomyśl tylko, czy ci się to opłaca. Uspokoiłaś się już i mimo ciemności na całym osiedlu, możesz myśleć. Masz w ręce popsutą latarkę, niech ona, jak talizman, doda ci otuchy. Ona też kiedyś była sprawna. Miała mały elektryczny mózg, którym wymyślała w ciemnościach ludzi i przedmioty. Przecież tata nie zabije cię za kłamstwo. Co najwyżej zleje cię paskiem. Zawsze powtarzał: „Kłamstwo ma krótkie nogi”. Ale mama nigdy nie tęskniła za nim tak mocno! Tak, że się serce kraje. Dziewczynko, a może powiesz tacie, że to ty tęsknisz? Bardzo. Że mama nie mogła na to patrzeć i zalała robaka. Do tego jak na złość wysiadł prąd. Za chwilę jednak będą pieczone ziemniaki, niech wpada! Może pomyśli po drodze o kiełbaskach z delikatesów? Sam z siebie, bez żadnych sugestii, przyniesie mortadelę? Dawno nie jadłaś mięsa. A przecież tata brał z mamą ślub kościelny! Ten ślub musiał być ważny. Złożony z samych wspaniałych obietnic – że będą się kochać i swoje potomstwo będą kochać, i nikt z ich bliskich nigdy nie będzie chodził głodny. Może oni też lubią pieczone ziemniaki i po wszystkim urządzili sobie ognisko? No to teraz powspominają! Będą wspominać nawet podział majątku w sądzie. Bo trochę po ślubie i Adasia przyjściu na świat podzielili się wspólnymi przedmiotami i dziećmi. Mama wzięła mieszkanie, tata samochód. Dziewczynko, która jesteś, oni podzielili się także tobą! Ale nie jest ci smutno, bo masz teraz prawdziwe dwa domy, nie jakiś tam jeden zapyziały w starej kamienicy. No bo tata także zamieszkał w domu – po swojej mamie. Tak więc twoi rodzice są obecnie bajecznie bogaci. Mają kasy jak lodu. W lodówce zawsze jest mięsko. A przynajmniej coś się tam rusza w przegródce z cebulą. I naprawdę jesz nie dwa posiłki dziennie, ale trzy, nie licząc płonącego deseru. Wkrótce od tego całego żarcia również mama przytyje, nie poznasz jej na ulicy i dopiero gdy wejdzie do domu, zorientujesz się, że to ona. Twój największy skarb. Złoto piratów! Bo z tymi rodzicami to nie twoja wina. To nie jest niczyja wina. Ani mamy, ani taty, tylko ludzkiej krewkości. Tata zawsze był narowisty. Krzyczał i szturchał mamę, gdy brała z lodówki piwko i przechylała jedno za drugim. Dziewczynko, ale ty masz pomysł! Z takim pomysłem faktycznie zajdziesz daleko. Może powiedz tacie przez telefon, że mama nie pije już trzecią dobę?! Lub że nie pije wcale. Nawet czystej wody. Wzięła się za ciebie i Adasia, chodzicie jak w zegarku. Szkoła, dom, zajęcia pozalekcyjne z języków. Mama zorganizowała wam nawet tańce przy ognisku! A ten telefon to co? Nico! No nie wytrzymałaś i chciałaś podzielić się szczęściem. Przecież tata też należy do rodziny. Choć wiesz, że rodzice do siebie nie wrócą, bo co by zrobili z jednym z dwóch domów? Żadne ich rozbierane randki po tańcach również nie wchodzą w grę. Niestety. Dziewczynko, podczas rozmowy z tatusiem uważaj tylko, by nie odlecieć. Jeszcze skrzydeł dostaniesz i zostawisz w tyle szczudła Adama. Mama byłaby wtedy zła, bo to on jest jej oczkiem w głowie. Jest jej prawdziwym facetem. To jemu należy się radocha z ogniska, zresztą wszystko, co dobre. Ty jesteś tylko córeczką tatusia. Nieobecnego, ale to szczegół. Niech tatuś ci dogadza jak córce. Zatem nie waż się martwić brata skrzydłami jak u ptaka. Nie waż się martwić mamusi zazdrością Adasia o twoje skrzydła. Mama ma tyle na głowie – ma poważny problem. Alkoholowy. Leczyła się i nie wyleczyła, ale nie wyklucza dalszego leczenia. Co widać na podłodze. Na lodowatych porcelanowych kafelkach. Tak zimnych jak jej dłonie w uścisku obcego pana – obrzyganego piwem mężczyzny z sąsiedniej klatki. Mama musiała bowiem zwymiotować mu buraczkami z obiadokolacji na spodnie. On teraz tego nie dopierze nawet w wybielaczu! A może on chciał plam bardziej niż rozbieranej randki z mamą i wszystko jest okej? Facet po prostu marzył o pawiu na sobie, w taką bawili się z mamą dziwną grę, jak to dorośli. Bo czy dorośli nie są dziwni? I to on ją upił. Otumanił zakochaniem i wmuszał w mamę dużo alkoholu. Piwko po piwku, kielonek po kielonku. Zatem mama nie jest niczego winna. Dziewczynko, może więc twoja mama nie ma żadnego problemu? Co najwyżej ma problem ze złamanym po imprezie paznokciem? Zadziorem? Lub z tobą? Tak. Z tobą! Bo prawda jest taka, że Adam cię nienawidzi jak złamane szczudło. Bo kogo ma nienawidzić jak nie ciebie? Kogo ma nienawidzić za to wszystko, co was spotyka dzień po dniu? Jak zatem mama ma cię kochać? Małą dziewczynkę. Najmniejszą. Tak drobną i kruchą, że gdy nikt nie patrzy, unosisz się w powietrzu.

.....

Dziewczynko, mamunia chyba nie chce żyć. Ani odrobinkę. Musisz o nią walczyć jak rycerz w złotej zbroi! Jak święty Jerzy ze smokiem! Może więc opowiedz jej jakąś bajkę. Krótką, ale najfajniejszą, jaką znasz. Pani Wanda wszystkiego cię nauczyła. Twierdzi nawet, gdy ją dla zabawy na lekcji naśladujesz: „Angeliko, ty masz talent narracyjny”. Ona nie mówi tego z przekąsem. Powiedz więc mamie bajkę o dobrym świecie, który stworzyłaś w czterech ścianach swojego pokoju. Zabierz ją tam! Odbierz jej świat i podziel się z nią swoim światem. Masz go przecież tyle, że wystarczyłoby ci pół. Masz go tyle, że wystarczyłoby dla całej twojej rodziny. Nawet dla Adama. Nawet sąsiedzi by coś uszczknęli, gdybyś im go pokazała. Oprowadzałabyś ich po nim i oni, jak mama, znów by chcieli żyć. Być jak rajskie motyle w ZOO – po prostu piękni. Chcieliby tryskać radością i ukontentowaniem jak ptak wypuszczony z klatki. Taki rekonwalescent. Mama byłaby jednak nie dochodzącym do siebie ptakiem, ale jaśniejącą gwiazdą. Najjaśniejszą. Oświetlałaby ci świat i życie już nigdy nie byłoby dla ciebie trudne. Dziewczynko swojej mamy, nie pozwalaj jej odchodzić za daleko tam, gdzie jest tylko mrok. Wyzwól ją ze zła, w którym utknęła. Prawie jak ty sama kilka godzin temu w psiej kupie po kostki, niby na szczęście. Zabierz jej wszystkie smutki, które jak ciężkie ołowiane chmury zgromadziły się nad jej głową. Sprowadź wiatr, który je rozgoni. Sprowadź nowe życie dla niej. Tchnij w nią to nowe życie! Daj jej nadzieję i spokojnego twojego tatę. Daj jej spokojnego twojego brata. I w ogóle dużo, dużo świętego spokoju. A jak nie wystarczy, daj jej jeszcze kilku braci, których będzie kochała i dla których zostanie także z tobą. Nie pozwól jej umrzeć z przepicia! Błagam cię! Jeśli mama umrze z przepicia, i ty się zmarnujesz. Nie odrodzisz się jak feniks z popiołu. Będziesz kląć, a z czasem zaczniesz nawet pić najtańsze na rynku piwo. To nie brzmi dumnie. To brzmi jak scenariusz dreszczowca.

Dziewczynko, gdzie jesteś? Czy jeszcze jesteś? Przecież byłaś jak okruszek z obiadokolacji na talerzyku. Jak pyłek z kwiatka – delikatna, ale realna jak czekolada. Jak mogłoby cię zabraknąć?! Zapomniałaś się?! Dlaczego więc niczego nie rozpoznajesz? Totalnie. Dlaczego dom, w którym jesteś, to nie twój dom z braciszkiem i mamunią na podłodze? Braciszek wprawdzie się ostał, ale jakiś taki inny. Skulony? Jak zbity pies? Poszkodowany! Ktoś go kopnął w brzuch? Może mama przed wypadkiem? Oczywiście niechcący! Dlaczego więc panowie w czerwonych uniformach wywieźli mamunię na noszach z domu w siną dal? Przecież zrobiłaś jej oddychanie metodą usta-usta. Zabrali ją do nieba? Do aniołków przebranych za iskierki? Dlaczego więc zostawili na podłodze jej towarzysza od uścisku? Zaraz po tym, gdy zadzwoniłaś po karetkę. Przyjechali na sygnale po trzydziestu dwóch minutach, ale tylko pół sekundy zabrakło, by mamunia została w domu, by ci jej nie odebrali. zatkało cię. Tak, normalnie zatkało kakao. „Zakrztusiła się wymiocinami” – powiedzieli ci tylko. Zabrali mamę jednak ze sobą, bo chyba za dużo wypiła! Wiesz, co potrafi. Dobrze znasz jej potrzeby, mogłaś się tego spodziewać. Mama potrafi być utrapieniem, pragnąc pić, ile wlezie. Zdecydowanie za dużo! I tylko udaje, że się leczy. Teraz będą kłopoty, bo Adam jest wprawdzie wysoki na siedem lat, ale ma pięć i pół i był w domu praktycznie tylko pod twoją opieką. Paliliście ognisko w pokoju. Tak, tak im teraz powiesz! Że pilnowałaś brata, bawiłaś się z nim w pieczone ziemniaki. Czyli narażaliście życie swoje, życie swojej mamy i życie sąsiadów oraz bachorów? Tych wszystkich starszaków, którzy krzyczą i śmieją się z was szyderczo, a w szkole, bo chodzą już do ostatnich klas podstawówki, spuścili z pierwszego pietra woźnemu na głowę doniczkę z kwiatkiem. Fikusem! Bezczelni. I pomyśleć, że mogłaś puścić ich mieszkania z dymem. Zostałoby z nich pogorzelisko i osmolone złote pierścionki po przodkach. Nie zrobiłaś tego jednak, bo jesteś przyzwoita. Masz litość w sercu. A nie wszyscy są tacy dobrzy jak ty, nawet dziewczynki poza terenem waszego osiedla, te, które chodzą do katolickiej podstawówki i noszą przywieszone przy tornistrach odblaskowe znaczki. Nie wszyscy są wreszcie dobrzy jak koledzy Adasia od szczudeł jego równolatki. Wszyscy inni zazdroszczą wam dwóch domów, luzackiej mamusi, ogniska z ziemniakami i tatusia, który, bywało, rządził na osiedlu jak król. Zazwyczaj bachory denerwują cię strasznie. Dlatego gdy była awaria, nie wyszłaś na klatkę schodową, by sprawdzić lub naprawić korki. Nawet nie próbowałaś się zmierzyć z problemem. No i przecież światło zgasło też w bloku naprzeciwko, wiedziałaś już, że to coś poważniejszego niż bezpieczniki. Tak naprawdę nie opuściłaś mieszkania, bo bałaś się, że mogłabyś spotkać na półpiętrze jakiegoś bachora. Co by to było, gdybyś się na któregoś nadziała jak na nóż? Pokazałby ci jeszcze coś zdrożnego w tych strasznych ciemnościach. Zabrał na rozbieraną randkę! Trzymał w zimnym uścisku! I przy tym może jęczał. A ty byś to jego coś zobaczyła i miałabyś uraz do chłopców. Do brata i taty, i twojego kochanego męża z przyszłości. W ogóle nie miałabyś potem męża. Nawet siwego włosa partnera! Zostałabyś starą panną. Najstarszą. Opiekowałabyś się tylko chorymi kotami z waszej piwnicy. Wołaliby za tobą „kociaraaa!”. Tobą jednak nikt by się nie zajmował. Nikt. Co więcej, nie miałabyś czasu ratować maminego życia, tak bardzo zajmowałabyś się urazem psychicznym. Traumą! I pewnego razu mama, jak ten jej towarzysz, nie dotrzymałaby do przyjazdu karetki. Nie byłoby więcej uścisków. Ale może wiedziałabyś teraz, gdzie jesteś. Byłabyś w swoim domu. Na posadce, przy pijanej mamuni. Ze starej perspektywy poznawałabyś przedmioty i ludzi. Komody, pawlacz, krzesła i stół. Z twojego dotychczasowego życia nie ostałby się tylko brat. Dziewczynko, gdzie ty jesteś? Za jakie grzechy jesteś tu, gdzie jesteś? Nie martw się, nauczysz się jeszcze rozpoznawać nowe martwe kąty, brudne przedmioty i pijanych ludzi. Przywykniesz do nich jak do domu, w którym mieszkasz od urodzenia. Może nawet przeprowadzisz tu swój świat? I mama w nim zamieszka. Wreszcie będzie szczęśliwa. Nie trzeba będzie go w nią tchnąć, sama go wybierze i uzna za jedyny. Sama go pokocha i będzie w nim jedną wielką miłością. I tata wróci. Zacznie zarabiać, a nie tylko zbijać bąki. Znów będzie dyrygował waszą orkiestrą. Mimo wszystko wróci do was palić ogniska, jeść mięsko i śmiać się do rozpuku z idiotyzmów. Będzie dużo zaraźliwego śmiechu, który tak uwielbiasz. Będziecie się chichrać, aż rozbolą was brzuchy.

.....

Добавление нового отзыва

Комментарий Поле, отмеченное звёздочкой  — обязательно к заполнению

Отзывы и комментарии читателей

Нет рецензий. Будьте первым, кто напишет рецензию на книгу Nie zostawia się dziecka w niebie
Подняться наверх