Zespół ojca

Zespół ojca
Автор книги: id книги: 1527470     Оценка: 0.0     Голосов: 0     Отзывы, комментарии: 0 383,1 руб.     (4,25$) Читать книгу Купить и читать книгу Электронная книга Жанр: Современная зарубежная литература Правообладатель и/или издательство: PDW Дата добавления в каталог КнигаЛит: ISBN: 9788380321434 Возрастное ограничение: 16+ Отрывок из книги

Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.

Описание книги

Отрывок из книги

Od autora

Ta powieść nie jest autobiografią i nie zawiera wątków autobiograficznych wyjąwszy drobne szczegóły takiej natury wykorzystane w niej, lecz niezwiązane z fabułą i pozostające poza jej kontekstem.

.....

To była kopia telecastera, zrobiona na zamówienie w roku dziewięćdziesiątym drugim, w Warszawie. Była beznadziejna, miała gryf dwa razy cięższy od deski. Trzeba było podtrzymywać go nadgarstkiem, żeby nie poleciał ku ziemi, a przez to grać się na niej dało jedynie proste akordy, przynajmniej w pozycji stojącej. Wszystko inne wymagało stołeczka i dlatego nie cierpiałem tej gitary. Wystąpiła na kilku koncertach, których sednem było rozbijanie butelek i wrzaski. Razem z nią zamówiłem osiemdziesięciowatowy wzmacniacz, który miał metalową kratę zamiast płótna kryjącego głośniki, i on też tam wystąpił, swoją kratą dzielnie broniąc głośniki przed butelkami. Potem minęły prawie dwie dekady i moja matka używała go jako stojaka do kwiatów. Niedługo po wspomnianej Wigilii przyjechał do Dublina autokarem, wraz z wąsatymi troglodytami, z których każdy miał w ręku reklamówkę. Zamieszkał w sypialni przy toaletce, jako blat do wszystkiego, co się już na niej nie mieściło. Był tranzystorowy, ale wzorowany na starych fenderach. Od góry, oprócz gumowej rączki, miał równą deskę oklejoną czymś, co wyglądało jak tapeta. Nastroiłem gitarę na ucho, strunę od struny, nie wiedząc od zawsze, jak wysoko powinno brzmieć wysokie E. Trudno, i tak gram sam ze sobą. Gryf nie był wcale zanadto wypaczony, choć spędził większość życia przy kaloryferze. Wzmacniacz zabłyszczał czerwonymi diodami, jak gdyby ostatnie dwadzieścia lat nie miało w ogóle miejsca.

Teraz zjednoczyłem ich ze sobą w pustym pokoju jadalnym, w pomarańczowej poświacie słońca zachodzącego nad Dublinem. Wino stało na stole, ser stał obok wina, ja stałem obok sera. Tak naprawdę nie lubię roqueforta. Wolę irlandzki cashel blue, ale nie mieli go akurat w żadnym okolicznym sklepie. W telewizji spiker mówił bezgłośnie i pokazywał straszne kataklizmy. Był czerwiec i gitara wyglądała na wygłodzoną, a i wzmacniacz nie miał gitary od całkiem długiego czasu. Wszedł w nią stanowczo swoim kablem stereo, który też miał dwadzieścia lat, a jego wtyczka aż chrobotnęła w jej dziurze. Ona, wpiąwszy się w niego, zaskrzeczała całkiem dobrymi przetwornikami, ręcznie robionymi onegdaj przez bardzo zdolnego elektryka, i zawyła, czując, jak złocisty jack przebija się przez sprężyste blaszki jej gniazda i dochodzi do końca, natrafiając na opór obręczy. Oba jej pokrętła sterczały twardo i gitara zawyła w podskoku, kiedy znalazły się pod palcami. Wzmacniacz wzbierał w sobie ładunek swojego wszechpotężnego soku. Treble do oporu w prawo. Bass do oporu w lewo. Middle in the middle. Jak za starych czasów. Gain do góry, na czternastej, a reverb godzinę później. Kiedy zrobiłem dwa kroki do tyłu, by dać im się dopasować, wycie ustało, a ja, patrząc na świecące pokrętła wzmacniacza, uderzyłem zamaszyście długie, otwarte E, które zatrzęsło podłogą i zaswędziało w uszach, gdzieś w środku głowy, wymuszając zaciśnięcie powiek. To uczucie występuje jedynie przy lizaniu się z pierwszą dziewczyną w życiu oraz w chwili, gdy grzmocisz długie, otwarte E na elektrycznej gitarze. Po nim idzie otwarte A i otwarte B, a po nim idzie dreszcz, który daje objawy opuchnięcia mózgu. A kiedy już minął wraz z drżeniem membrany głośnika i pobliskiej mu klepki, a gitara odsapnęła po przeciągłym wrzasku, odczekałem chwilę ciszy, patrząc otwartymi oczyma w zachodzące słońce, po czym zamknąwszy powieki, uderzyłem raz jeszcze. I jeszcze. I jeszcze. I jeszcze. I od tyłu. B, A, E. I od tyłu. I jeszcze. I przebiegło przeze mnie całe życie, i ten jazgot wywlókł je na powierzchnię, jak morze wywleka trupa, a potem zmył go falą tak silną, że cofnęły się po nim brzegi, odsłaniając pusty kawałek ziemi. A w mojej opustoszałej głowie rozbłysła atomowa eksplozja. To nie bure chmury gwałciły słońce. To moja bezgranicznie potężna wola uniesienia świata i walnięcia nim o bruk.

.....

Добавление нового отзыва

Комментарий Поле, отмеченное звёздочкой  — обязательно к заполнению

Отзывы и комментарии читателей

Нет рецензий. Будьте первым, кто напишет рецензию на книгу Zespół ojca
Подняться наверх