Smaki i dotyki
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Отрывок из книги
Pole walki jej najlepszej opowieści
Lubiła opowiadać. Wstawała rano, jak inne dzieci, zjadała kromkę chleba z żółtym serem, wciągając jednocześnie elastyczne, prążkowane rajstopy, zawsze trochę za luźne z powodu szczupłych łydek, sznurowała tenisówki, czesała krótkie włosy, nie patrząc w lustro. Przygotowywała śniadanie mężowi, połykała swoje tabletki, splatała warkocz matce, podsuwając jej kubek z herbatą. I już. Była gotowa na wszystko, na każdy dzień, nawet na odpowiadanie przy tablicy, do której miała tak daleko, że po drodze krew wracała do równego biegu, policzki bladły. Tak daleko, że zdążyła wynieść rannego spomiędzy drzew, na otwartą przestrzeń, gdzie rano znajdą go towarzysze: nic więcej dla niego nie mogła zrobić, sama się wykrwawiała. Wychodziła z zagajnika, ze środkowej ławki, mijała siedzących przed nią, biurko nauczyciela, a potem było najgorsze: podnoszenie ręki z kredą, zgrzyt białego po ciemnozielonym, przez który wszyscy widzieli, mogli zobaczyć wilgotny materiał pod pachą, jej chude łokcie, niesymetryczne łopatki, ale też stanowisko ckm-u. Wystawiona na strzały, na spojrzenia, w samym środku miasteczka, pod pręgierzem, nie mogła zasłonić ani skrawka wychudzonego ciała. Wszystko jedno, za późno, mogła ratować tylko pozostawionych w katakumbach towarzyszy. Należało odwlec, przeciągnąć, odwrócić uwagę. Dać się zabić, nawet dać się zabić. Za miłość. Za Boga. Za Ojczyznę.
.....
Dość szybko odkryła: miał jej smak, ale lepszy. Lubiła własny, słono-słodki, podtekst, zlizywała siebie z palców, wąchała pachy, rozbierając się przed lustrem. Rzadko bywała ostrzejsza, raz w miesiącu metaliczna, zwykle prawie bezwonna, leciutko doprawiona. Potrzebowała przynajmniej dwudziestu czterech godzin, żeby wyjść spod perfum, przebić sobą ulubione wonie, ustawione ciasno na łazienkowym blacie i w pokoju wypełnionym mydlinami unoszącymi się nad obtłuczoną miską. On był nią, bez niczego pośredniego. Początkowo sądziła, że to kwestia pomieszania, przechodzenia potu z jego pleców na jej dłonie, z jej brzucha na jego tors. Sądziła, że pachną mieszanką siebie, utartą między skórami. Potem, kiedy zaczął przyjmować pieszczoty spokojniej, odkryła, że sam w sobie ma ten znajomy smak, smak samotnych, przerywanych orgazmem nocy.
Opowiadał. Wynosił z bunkrów w centrum miasta skarby, resztki czyjegoś życia. Rozwieszał na ścianach swojego mieszkania kolejne obrazy przedstawiające miasto. Wertował w jej obecności pełne obcych miejsc albumy fotograficzne. Razem biegli przelotką w dzielnicy dzieciństwa, dotykając ukradkiem swoich dłoni, bo chłopaki nie biegały z dziewczynami. Porzucała go, zatrzymując się w zwykłych miejscach, gdzie jej własne historie głośniej krzyczały. Czasem przygważdżał ją relacją z drogi do szpitala psychiatrycznego, w którym odwiedzał ukochaną siostrę. Czasem zabrzmiało śmiercią ojca. Latami pięćdziesiątymi, które potrafiła udatnie skłamać, wydrzeć spomiędzy okładek książek. Tanią jatką na rogu kwartału ulic, które uważała za własne. Prosiła, żeby milczał, bo to pole należy do niej. Ustępował na krótko. Stosował narracyjną przemoc, skłaniając ją do ustępstw pocałunkami w miejsca wcześniej tajemne, nieznane żadnemu mężczyźnie. Była prototypowym egzemplarzem kochanki, przesterowanym. Konstruktorzy zostali porwani przez Mosad, być może nie wrócą, więc pozostanie nieskalibrowana jak ryba wyrzucona na piasek – kobieta miotająca się w męskich, uwielbianych, twardych rękach.
.....