Żółte światło
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Отрывок из книги
Dzień wisielca
Zamysł, który nim kierował, nie był niemożliwy.
.....
A co z tymi, którzy nie tyle nawet swe próby, co gwałtownie ściągające ich na manowce porywy myśli bezwstydnie opisywali, potem równie bezwstydnie żyli? Na końcu jednak się powiesili? Pełna rehabilitacja? Szczerze wątpię. Nawet jak są, ja ich nie widzę. Poza tym nie ciekawią mnie aż tak. Gołym okiem widać, że nie pomyśleli choćby o samych początkach życia pośmiertnego. Za chwilę będą się martwili. Pielęgnujmy ich poczucie winy jak najmściwiej. Karzmy ich za duchową słabość. Wmawiajmy im, że samobój popełniony nie na balkonie jest ścigany prawem! Tymczasem za sam balkon należą się punkty dodatkowe. Wisielec ewidentnie pragnął – gdy go wreszcie znajdą – mniej śmierdzieć. Ciało powieszone na balkonie z jednej strony mniejszy fetor wydaje, z drugiej rychlej krzepnie. Gołębie rychlej je napoczynają. Nocne. Specjalny gatunek, który śmiga i żeruje nocą. Skrzyżowanie gołębia z mewą. Nie kombinuję. Nie układam efekciarskich strof. Od lat prowadzę obserwacje i wiem, że maksimum to trzech wisielców tygodniowo, dwu – jednego dnia, i tyle.
Teraz widzę jednego. Ewentualnie jedną. Na wisielczynię język polski niegotowy? Wisielec-wisząca-wisielec-wisielczyna? Wisząca dziewczyna? Wisielczyni? Ta, która wisi? Wisząca pannica? Wisielca? Trudno, zabawimy się męskim rodzajem trupa. Lekki jest – wiatr szarpie nim na wszystkie strony – lekki jak uczyniony z pianki kostium płetwonurka. Mięso jest stygnącym okryciem duszy, co z ciała wyleciała i kto wie, gdzie się podziała. Ciekawość, kto dziś? Oczywiście ktoś młody. Młodość jest niewątpliwie najtragiczniejszą porą życia i z tego powodu, że wszelkie samobójcze ekscesy bierze się wtedy serio. W ogóle wszystko bierze się serio. Kto za młodu nie brał spraw świata serio, ten na starość serial killerem zostanie! A zatem: Kto dziś? Panna ze śnieżnobiałym owczarkiem? Często, o wiele za często (właściwie bez przerwy) z nim spacerująca? Nie wyglądała, ale proszę bardzo. Prawie na pewno tam mieszkała. Wiem, bo przyglądałem się jej pilnie. A skąd, uroda wysoce umiarkowana. Pies wielkości robala – wielce charakterystyczny dla epoki. Swoją drogą, kiedyś ludzie mieli psy. Psy ponad wszelką wątpliwość były zwierzętami, miały ogon, pysk, tułów i cztery łapy. Miały imiona: As, Reks, Fafik. Też na przykład mroczne i niedocieczone, ale częste w moich stronach: Kazan. Małe psy – czasem trafiało się stado pekińczyków – wabiły się od stuleci Czika lub Kika. Koty posturę zachowały, a i z imionami był spokój. Mój świętej pamięci przyjaciel K.F. dawał kolejnym parom swych zawsze czarnych jak smoła kotów imiona cokolwiek klasyczne i zawsze identyczne: Kizia lub Mizia. (W ten sposób miał przez kilkadziesiąt lat w zasadzie dwa koty o jednej tożsamości, co jest, owszem, na razie iluzyjnym sposobem na nieśmiertelność).
.....