Wakacje w Trzeciej Rzeszy
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Отрывок из книги
Wyobraź sobie, że jest lato 1936 roku i jedziesz na miesiąc miodowy do Niemiec. Świeci słońce, ludzie są przemili – życie jest piękne. Podążasz na południe przez Nadrenię, podziwiasz jej zamki i winnice, jak urzeczony patrzysz na ogromne, wyładowane barki z wolna sunące po Renie. Docierasz do Frankfurtu. Właśnie zaparkowałeś samochód z nalepką GB w widocznym miejscu i ruszasz na wycieczkę po mieście, uchodzącym za jedną ze średniowiecznych, architektonicznych pereł Europy.
Nagle podchodzi do ciebie kobieta, która wygląda na Żydówkę. Ściska za rękę utykającą nastolatkę w bucie na grubej podeszwie, a w jej oczach widzisz strach. Wszystkie niepokojące pogłoski o nazistach – prześladowanie Żydów, eutanazja, tortury, odsiadki bez procesu – malują się na twarzy tej zdesperowanej matki. Zobaczyła nalepkę GB i błaga, żebyś wywiózł jej córkę do Anglii. Co robisz? Odwracasz się ze zgrozą i odchodzisz? Okazujesz współczucie, ale mówisz, że nic nie możesz zrobić? Czy może wywozisz jej córkę w bezpieczne miejsce?
.....
Stewarta Roddiego przysłał do Berlina londyński War Office w celu sporządzenia raportu na temat sytuacji w Niemczech. Z uwagi na znajomość języka (kształcił się między innymi w Saksonii) oraz zamiłowanie do kraju i jego mieszkańców doskonale nadawał się do tej roli. „Zgłębiliśmy wszystkie aspekty życia, aby uniknąć jednostronnej, subiektywnej opinii”, pisał. „Wszędzie napotykaliśmy tylko uprzejmość i wyrozumiałość”. Roddie, który przez kolejnych siedem lat jeździł po całych Niemczech na misje wojskowe, pisał dalej: „Jest być może ciekawe, że mimo wykonywania obowiązków, które mogły narazić mnie na niechęć i odrazę ze strony Niemców, nie przypominam sobie ani jednego incydentu, gdzie napotkałem jakikolwiek przejaw chamstwa albo szykany. Trudności – tak. Przeszkody – owszem. Głupotę – jak najbardziej. Ale służalczość i brak uprzejmości – nigdy”24.
Podobnie jak Stewarta Roddiego, Francka również dziwiła wyrozumiałość, jaką berlińczycy okazywali okupantom, a także to, że alianccy żołnierze mogli bez przeszkód paradować po mieście bez żadnego ryzyka. „Doughboye czują się na Unter den Linden [eleganckim bulwarze berlińskim] tak swobodnie, jakby spacerowali główną ulicą Des Moines”, zapewniał. Niemniej jednak antykomunizm i antysemityzm, które staną się znakami rozpoznawczymi Niemiec w okresie międzywojennym, rzucały się w oczy. Wszystkie ściany oblepiano kolorowymi plakatami, które ostrzegały przed mrożącymi krew w żyłach plagami bolszewizmu, zagrażającymi narodowi, jeśli ulegnie. Wystosowywano apele o środki i ochotników, „aby powstrzymać groźbę, która już puka do wschodnich bram ojczyzny”. Takie komunikaty przemawiały do wyobraźni berlińczyków, mających świeżo w pamięci brutalne powstanie Spartakusa. Stewart Roddie przybył na berliński Dworzec Poczdamski w sercu tamtych wydarzeń: „Wychodząc na peron, zawahałem się na chwilę na nieprzyjemnie bliski grzechot karabinu maszynowego”25. Nie pocieszyła go również informacja z ust taksówkarza, że snajper z Bramy Brandenburskiej to „jeden z Irlandczyków Rogera Casementa”, który przybył do Berlina, aby walczyć z Armią Czerwoną.
.....