Ryszard Szurkowski. Wyścig. Autobiografia
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Отрывок из книги
Opisując różne sytuacje i zdarzenia z mojej kariery, chciałbym dodać do tego wszystkiego podziękowania. Nie będę tutaj wymieniał nazwisk, bo nie chciałbym nikogo pominąć. Adresuję więc te słowa do wszystkich, którzy przyczynili się do moich osiągnięć. Przede wszystkim do moich rodziców, a szczególnie ojca, który interesował się wynikami polskich sportowców i w ten sposób nakierował moje myśli oraz zaangażowanie na ten świat. Wielkie znaczenie w tej historii miał też mój brat Czesław, który w przełomowym momencie popchnął mnie do przodu. To dzięki niemu nie zrezygnowałem z dążenia do kariery kolarza. Tak się to wszystko zaczęło. Później spotkałem na swojej drodze moich najbliższych, kibiców, zawodników, z którymi przeżyłem przygodę życia, trenerów oraz działaczy. Wszyscy oni przyczynili się do sukcesów moich i całego polskiego kolarstwa w tamtych latach. Raz jeszcze: dziękuję!
Ryszard Szurkowski
.....
Siódmego lipca lecę z Kaśką do Dortmundu i potem jadę kolejką do Herdecke, gdzie Rysiek przebywa w klinice rehabilitacyjnej. Pod koniec czerwca opuścił oddział intensywnej terapii w klinice uniwersyteckiej i rozpoczął ćwiczenia w nowym ośrodku. Pierwsze ruchy jednym palcem, potem drugim. Jest bardzo słaby, ale wygląda lepiej. Twarz się wygoiła i chyba nawet odmłodniał. Podczas tej wizyty dowiaduję się, że Ryszard myśli o rehabilitacji w Polsce. Bardzo mnie to zaniepokoiło. W 1990 roku założyłem z przyjaciółmi stowarzyszenie charytatywne Lions Club Poznań 1990. Członkami zostali ludzie biznesu, sztuki, kultury, lekarze, prawnicy. Mieliśmy większe możliwości od przeciętnego zjadacza chleba i postanowiliśmy robić coś dla dobra innych. Motto stowarzyszenia brzmi WE SERVE, czyli „służymy”. Na początku zajęliśmy się dziećmi z niedowładem psychoruchowym i od blisko 30 lat mamy do czynienia z rehabilitacją neurologiczną. Rysiek bywał na naszych spotkaniach i wiedział, że mamy doświadczenie właśnie w takich przypadkach. Powiedziałem mu, że w Polsce nie ma dobrych ośrodków NFZ, bo po prostu nie ma na to pieniędzy. W jego przypadku w grę wchodził prywatny ośrodek rehabilitacyjny, ale to kosztuje nawet kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Powiedziałem, że trzeba sprawę upublicznić, zrobić akcję charytatywną, zebrać fundusze i załatwić rehabilitację na najwyższym poziomie. Nie chciał o tym słyszeć. Dogadał się ze swoim znajomym, jak to określił, kolegą od tenisa, który jest dyrektorem ośrodka STOCER w Konstancinie. Pan doktor podczas rozmowy telefonicznej bardzo dużo Ryśkowi obiecał i tym samym utwierdził go jeszcze mocniej w decyzji o opuszczeniu niemieckiej kliniki. Byliśmy w Herdecke kilka dni. Oczywiście spotkaliśmy się z Beatą i Tomkiem, bo Kolonia jest niedaleko. Przyjechał też Clemens. Ósmego lipca miałem urodziny, poszliśmy do knajpy. Długo rozmawialiśmy o Ryszardzie i wszyscy byliśmy zgodni, że nie powinien być transportowany do Polski. Stało się jednak inaczej.
Pod koniec lipca dowiaduję się, że na początku sierpnia Ryszard opuszcza szpital na własne życzenie i że jeden z jego kolegów pomógł załatwić samolot sanitarny. W ocenie wąskiego grona przyjaciół, które wiedziało o wypadku, było to wielkie nieporozumienie. Można było tego samolotu tak szybko nie załatwiać i tym samym przedłużyć jego pobyt w Niemczech. Ale cóż, Rysiek w pierwszych dniach sierpnia jest już w Konstancinie. Po pierwszych dziesięciu dniach zorientowałem się, że obietnice pana doktora, a rzeczywistość to dwie różne sprawy. Zaczynam od zbilansowanej diety, czyli organizuję Ryszardowi takie pożywienie, żeby jego organizm otrzymywał odpowiednią ilość składników odżywczych, które są niezbędne do zaspokojenia potrzeb żywieniowych. Ośrodek nie ma tego w ofercie, a w przypadku Ryśka prawidłowe odżywianie jest konieczne. Specjalistyczna firma codziennie dostarcza mu pięć posiłków, ale po kilku dniach otrzymuję wiadomość, że dyrektor szpitala zabrania ich przywożenia o zbyt wczesnej godzinie. Powodem jest dzwonek przy drzwiach, który głośno dzwoni i może obudzić pacjentów. Dopowiem tylko, że portiernia jest oddalona od szpitala, ale tam też nie wolno zostawić posiłków. Musimy zapłacić firmie dodatkowe 900 złotych miesięcznie i kierowca przywozi pakiet po 7.00.
.....