Terenowe auto przecina wyschnięte jezioro. Spękana powierzchnia rozpada się pod naciskiem bieżnika opon. Brzegi zaschniętego błota kruszą się w nieregularnej sieci spękań, a pył za kołyszącym w nierównościach kanciastym samochodem unosi się jak wstęga. Na wyschniętej glebie zostają jedynie dwa ślady.
Brodaty mężczyzna siedzący za kierownicą wystukuje kciukami rytm melodii słyszanej z radia. Jedzie sam. Przez chwilę ciężko wzdycha, spoglądając na porysowaną tarczę zegarka. Przygryza wyschnięte od upału usta i zaczyna gwizdać. Jego zmęczony wzrok przeczesuje zachodni horyzont, później biegnie na ekran urządzenia GPS. Strzałka ma nadal kolor zielony. Nie zboczył z trasy. Chociaż tym razem wybrał drogę na skróty, przez zwykle omijane bezdroża ukraińskiego stepu.