W co się bawić ?
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Отрывок из книги
Czasami, kiedy zamykam oczy przed snem, przypominam sobie najlepsze momenty z dzieciństwa. Urodziłam się w Olsztynie, ale pierwsze lata swojego życia spędziłam w Giżycku na Mazurach. Byłam żeglarzem i harcerzem. Miałam własną finkę, którą potrafiłam się posługiwać. W domu obok mieszkali dziadkowie i kuzyni, z którymi tworzyłam zgraną paczkę. Babcia zajmowała się dokarmianiem nas, głównie kiełbasą własnej roboty. Dziadek z kolei uczył nas chodzić na szczudłach, jeździć na rowerze, zrobił mój pierwszy karabin i opowiadał, jak to było podczas wojny. Niewiele potrzebowaliśmy do szczęścia, co najwyżej dobrej pogody. Życie toczyło się na podwórku. Na moim były dwie różne grupy, które nazwaliśmy „gangami”. Tak, jak harleyowcy jeżdżą na motocyklach, tak my jeździliśmy na rowerach i popijaliśmy oranżadę. Bawiliśmy się w tak zwaną granicę, czyli małych przemytników, którzy ukrywali dolary (liście bzu) i diamenty (kamienie) tak, aby celnicy ich nie znaleźli. Kto by pomyślał, że można się w to bawić? Była jeszcze zabawa w chowanego, w wojnę drewnianymi karabinami, wyścigi na szczudłach i wyścigi kapslami. Naszym jedynym problemem wtedy był czas, bo o 19 wołały nas mamy już do domu na wieczorynkę w telewizji. Z podwórka najczęściej wracaliśmy brudni i każdy z nas musiał szorować szyję, do tej pory nie wiem, dlaczego akurat tam najbardziej gromadził się kurz. Z dziewczynkami najczęściej bawiłam się w dom i gotowanie. Nie pamiętam jednak głodu – zawsze jakaś pajda chleba z masłem i odrobiną cukru, ognisko z pieczonymi ziemniakami wystarczały nam podczas zabawy na podwórku. Dziś z przyjemnością patrzę na moją córkę Sonię, która coraz rzadziej, ale wciąż wychodzi na podwórko. Na rower, deskorolkę czy zwyczajnie powisieć sobie na trzepaku. W dzieciństwie sama wisiałam na nim godzinami. Ostatnio odwiedziłam sąsiadów, którzy mają ukryty w ogrodzie przedwojenny trzepak. Wydawało mi się, że nadal pamiętam wszystkie chwyty. Niestety, mimo wysportowania nie udało mi się wykonać żadnej figury, a nawet mogę śmiało powiedzieć, że omal się nie zabiłam. No właśnie! Moje dzieciństwo to pasmo nieszczęść – wiecznie pokiereszowane, krwawiące kolana, upadki z drzew, a nawet bijatyki, podczas których nie raz dostałam w zęby. Nieważne, gdzie, kiedy, a czasem nawet z kim, ale nigdy nie zaznałam nudy. Ilość zabaw, pomysłów, zaskakujących kombinacji była tak ogromna. Dlatego postanowiłam spisać te zabawy w książce i wysłuchać, w co bawili się moi koledzy, znane osoby. Wychowaliśmy się w tym samym kraju, ale w różnych regionach i na przestrzeni wielu lat. Dzięki ich opowieściom udało mi się zebrać pomysły na kolejne zabawy, ale też pokazać, jak wyglądał świat bez komputerów, smartfonów i Internetu. Jak smakowała pierwsza coca-cola, banan czy guma balonowa. Co musieliśmy wymyślać, aby zastąpić zabawki, których nie było pod ręką. Życie nie jest sprawiedliwe dla wszystkich, dlatego postanowiłam, aby w książkę zaangażował się UNICEF. Dzięki niemu możemy poznać, jak wyglądają zabawy dzieci w krajach, gdzie nadal nie mają one zabawek.
Chciałabym podziękować tym wszystkim, bez których nie byłabym dużą/małą dziewczynką. Moim rodzicom za to, że nie hamowali mojej fantazji i pozwalali biegać mi po podwórku do ostatnich sił, budować w domu namioty i przymykali oko na bałagan w pokoju. Dziękuję dziadkom za to, że byli moimi cichymi sprzymierzeńcami w zabawach, często kryjąc przed rodzicami. Przepraszam moją siostrę, że jako ta młodsza ode mnie musiała całe życie za mną biegać i znosić, że my starsi nie chcieliśmy się z nią bawić. Mojej córce jestem wdzięczna za to, że czasami przypomina mi, jak to jest być dzieckiem. Mojemu partnerowi Konradowi, że znosi dzielnie ten twórczy chaos. Chciałabym również podziękować Monice, mojej wspólniczce, która z wielką radością wróciła do czasów dzieciństwa, sprawdzając w praktyce przepisy na zabawy zamieszczone w tej książce! Jestem wdzięczna tym, dzięki którym mogłam zrealizować mój pomysł: Agnieszce Dembskiej, Dariuszowi Sapińskiemu i generałowi Leonowi Komornickiemu. Drogie gwiazdy – koleżanki i koledzy, bez Was tej książki nie byłoby! Dziękuję, że uchyliliście przede mną i mikrofonem Radia Złote Przeboje rąbka tajemnicy i opowiedzieliście mi, jak wyglądało Wasze dzieciństwo i jakimi dziećmi Wy byliście. Ludziom radia: Agacie, Kubie, Jarkowi, Adamowi. Pielęgnujmy w nas „nasze dziecko”. Bawmy się do upadłego!
.....
O mamo! Chyba pojechałbym z rodzicami na wczasy do Ustki, gdzie nasz niewiadowski zakład miał stałe miejsce. Jechaliśmy tam autokarem marki San. Tłukliśmy się kilkanaście godzin pyr, pyr, pyr. Toruń to była dopiero połowa drogi. Chętnie przeżyłbym raz jeszcze wakacje z chłopakami, kiedy znaleźliśmy kanister z jakąś naftą czy innym paliwem. To były lata 60. i pamiętam, że na plaży byli sami chudzi ludzie. Jak leżał jakiś gruby pan, to kumple przychodzili: „Chodź, zobaczymy, tam mors leży”.
Potrzebne będą:
.....