Dżihad i samozagłada Zachodu
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Отрывок из книги
Spis treści
Karta tytułowa
.....
Piorun musiał uderzyć. „O ósmej, gdy autokar wiozący uczestników volo papale dotarł do Ratyzbony, w tamtejszym centrum prasowym panował rejwach. Reporterzy zdążyli telefonicznie zawiadomić swoich przełożonych o planowanym przemówieniu popołudniowym”. Thavis i jego koledzy doskonale zdawali sobie sprawę, że tekst Benedykta to istna beczka prochu. Przecież od niemal pięćdziesięciu lat, od kiedy to Sobór Watykański II zmienił język i sposób patrzenia na inne religie, w tym na islam, papieże, a za nimi wszyscy inni wyżsi rangą przedstawiciele Watykanu dwoili się i troili, żeby wykazywać jedność i tożsamość wiary Proroka i Chrystusa. Z islamem wolno było jedynie dialogować, w muzułmanach należało widzieć wyłącznie braci. W opisach innych religii nie powinno się mówić o prawdzie i fałszu (a kysz! a kysz!), lecz o wzajemnym zrozumieniu. Krytyka była dopuszczalna, ale na tak abstrakcyjnym poziomie, żeby żaden wyznawca konkretnej religii nie mógł jej odnieść do siebie. Wolno było dostrzegać różnice, w końcu tych nie potrafili zatuszować nawet najbardziej wymyślni watykańscy dialektycy, ale nie wolno ich było osądzać. A tu Benedykt jakby nigdy nic związał, wprawdzie przez cytat, islam z przemocą. I zamiast po prostu wychwalać Mahometa, zasugerował, że Prorok przyniósł światu nie same tylko dobrodziejstwa. Takich rzeczy robić nie wolno. Widząc nadciągającą burzę, sytuację usiłował ratować rzecznik Watykanu ojciec Federico Lombardi, który deklarował, że papież nie chciał zarzucać islamowi „siania przemocy”. Było jednak za późno. „To oczywiście nie mogło zmienić wymowy powstających już artykułów, które później jednym kliknięciem zostały wysłane do centrali, po tym jak czujący się swobodnie w murach uczelni Benedykt XVI, nie przestając się uśmiechać, zakończył swoje wystąpienie przed gronem niemieckich intelektualistów” – pisał Thavis o początkach tsunami.
Efektem wykładu były masowe antykatolickie demonstracje w wielu krajach islamu. Palono portrety papieża, niszczono dobytek chrześcijan, wielu grożono śmiercią i pobiciem. Jak świat islamu długi i szeroki niosła się fala oburzenia i protestu. „Tak naprawdę mało kto przeczytał treść przemówienia, większość ludzi widziała za to nagłówki. Muzułmańskie bojówki podpalały kościoły na Zachodnim Brzegu. Irańscy oficjele twierdzili, że papież jest częścią »zachodniego spisku« wymierzonego w islam. W ramach protestu na ulicach Pakistanu, Turcji, Indonezji i Indii palono podobizny Benedykta XVI do wtóru okrzyków demonstrantów: »Na krzyż z papieżem!«. Maroko odwołało swego ambasadora przy Stolicy Apostolskiej, inne kraje domagały się papieskich przeprosin. W Iraku zwolennicy Al-Kaidy ponoć poprzysięgli wojnę »wyznawcom krzyża«. Przed upływem tygodnia w Somalii zginęła włoska zakonnica zastrzelona z broni palnej”. Ten zwięzły opis reakcji muzułmańskich braci w wierze dostarczony przez Thavisa mówi sam za siebie. Benedykt XVI najpierw próbował sprawę bagatelizować. Liczył widać, że czas przyniesie uspokojenie nastrojów. Podkreślił, że słowa, które wywołały zamieszki, pochodziły nie od niego, że był to tylko cytat, że on sam nie uważa Mahometa za człowieka, który przyniósł światu złe rzeczy – wszystkiego było za mało. Nacisk muzułmanów nie ustawał. Wreszcie, widząc, że może dojść do eskalacji przemocy wobec chrześcijan, Benedykt XVI udał się do Canossy. „W celu zażegnania burzy papież publicznie wyraził żal, że swoimi słowami obraził muzułmanów, i podkreślił, że nie podziela oceny islamu, którą zacytował w swoim przemówieniu. Następnie zaprosił przywódców islamskich do Rzymu i zapewnił ich, że w żadnym razie nie wycofuje się z dialogu międzywyznaniowego” – pisze Thavis. A teraz to, co w tym opisie najciekawsze – ocena. „Należały mu [Benedyktowi] się za to brawa, zwłaszcza że odebrał lekcję pokory, przekonując się, że niefortunne słowa z ust papieża mogą decydować o życiu i śmierci ludzi żyjących poza murami Watykanu” – oto, jak znany watykanista, wieloletni szef biura Catholic News Service, największej katolickiej agencji prasowej, podsumowuje to wydarzenie. Do diabła, krew mnie zalewa, jak czytam takie rzeczy. Czy można sobie wyobrazić bardziej jednoznaczną i dobitną pochwałę szantażu? Doszło do tego, że papież, nominalnie i formalnie następca Chrystusa na ziemi, nie ma prawa skrytykować muzułmanów. Wystarczyło jedno niebaczne zdanie krytyki, a nagle wyznawcy autentycznej religii pokoju zaczęli palić, bić i niszczyć. Nagle okazało się, że chrześcijanie mieszkający w krajach islamu są – tak, trzeba użyć tego słowa – swoistymi zakładnikami. Wniosek? Opowieści o rzeczowym dialogu można włożyć między bajki. Muzułmanie potrafili narzucić swój punkt widzenia i nauczyli papieży szacunku. Niech no tylko któryś na chwilę zapomni o tym, jakie są wobec niego wymagania, a natychmiast musi się spodziewać właściwej reakcji. Benedykt XVI został przywołany do porządku. Na chwilę wyszedł z roli, jaka od lat 60. przypadła papieżom, kiedy to uznano, że mają być promotorami pokoju religijnego i budowania jedności za wszelką cenę. Przez nieuwagę pozwolił sobie postawić publicznie pytanie o różnice między chrześcijaństwem a islamem i rozstrzygnął je na rzecz tego pierwszego. Tego nie można mu było wybaczyć.
.....