Menexen
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Отрывок из книги
przełożył Ludwik Merzbach
Sokrates i Menexenos.
.....
Sokrates. Z Rynku, czy zkądże to Menexenos?
Menexen. Z Rynku, Sokratesie, i to z Rady. Sokr. Cóżeś ty w Radzie miał do czynienia? Albo też jawna, że sądzisz się już u kresu wykształcenia i miłośnictwa mądrości, i jako w tem dostatnio wyćwiczony ku większym sprawom zamyślasz się zwrócić i nad nami, o przedziwny, starszymi, w tym oto wieku jeszcze będący [Menexen był uczniem Ktezyppa, pochopnym do zwady, lecz niepospolitym mówcą, charakter jego skreślił Platon w Lyzisie. W téj tu rozmowie jako młodzieniec jeszcze nieco zarozumiały z sędziwym już Sokratesem występuje, który nie bez znaczenia acz delikatnie, zwłaszcza ten dodatek doń stósuje], rządy objąć kusisz się, ażeby wzdy nie podupadł dom wasz, zawsze jakiegoś opiekuna nad nami dostarczający? Menex. Jeżeli ty, Sokratesie, na to zezwalasz i radzisz, abym jął się rządów, będę się o nie ubiegał; jeżeli przeciwnie, zaniecham. Teraz wszakże przybyłem jedno na Radę wieścią wiedziony, iż zamierza wybrać męża, nad poległymi mówić mającego; boć wiesz, że gotują publiczne pogrzeby. Sokr. Owszem, ale kogoż wybrano? Menex. Nikogo, lecz odroczono do jutra; mniemam atoli że padnie los na Archina albo Diona. [Znakomici dwaj mówcy, o których wzmiankę czyni Dionyziusz z Halikarnasu w dziele swém: De admiranda vi dicendi in Demosthene p. 1027]. Sokr. Zaprawdę, Menexenie, piękną z wielu względów zdaje się poledz na wojnie. Bo i pięknego i wspaniałego dostępuje się pogrzebu, i choćby ktoś ubogim umarł, pochwałę zyskuje, gdyby nawet nikczemnym był, i to od mądrych i nie błacho wielbiących, ale w długim czasie mowy swe sposobiących, którzy nadto tak znamienicie sławią, że i to co jest i czego nie masz w każdym wynosząc a prześlicznie jakoś słowami zdobiąc czarują nasze dusze, i Miasto wraz zaszczytami udarzają na wszystkie sposoby: gdy nietylko poległych na wojnie, ale i przodków naszych wszystkich uprzednich i nas samych jeszcze żyjących chwalą; tak iż ja przynajmniéj, o Menexenie, wielbiony przez tych mężów, za każdą razą w nadzwyczajną zacność podrastam, i stoję zachwycony rozumiejąc, żem w téj chwili większym, szlachetniejszym i nadobniejszym stał się. A jak to po największéj części, towarzyszą mi i słuchają razem sprzymierzeńcy pewni gościnni, w obliczu których ja tedy wraz uroczystym się wydaję; bo i oni zdają mi się tak względem mnie jako względem reszty Miasta tego samego doznawać uczucia, iże większego je teraz podziwu godném sądzą jak pierwéj, a to wszystko przez krasomówcę. I to uczucie dumy pozostaje mi więcéj jak trzy dni i tak wrażliwie mowa i dźwięk mówcy wciska się w uszy, iż zaledwie czwartego lub piątego (dnia) dopiero przypominam się sam sobie i poznaję, w którém miejscu ziemi znajduję się, dotąd zaś mniemam nieledwo mieszkać na wyspach błogosławionych; takich to zręcznych mamy słów szafarzy. Men. Zawsze ty, Sokratesie, żartujesz sobie trochę z tych mówców. Wszakże tą razą mniemam sam, że wybranemu nie nader się powiedzie; zgoła bo raptownie ten wybór wypada, tak iż podobno zniewolonym będzie przyszły mówca prawić bez przygotowania. Sokr. Zkądżeż, mój dobry! Ma z nich każden w zapasie gotowe mowy, lubo i od ręki wyłonić coś podobnego nie tak trudna. Gdyby bowiem wypadało występować Ateńczykom w Peloponnezie, albo Peloponnezyjczykom w Atenach, tedyby dzielnego potrzeba mówcy, ażeby przekonał i zajaśniał; kiedy przecież ktoś między tymi tu w szranki wybiega, których oraz chwali, nic podobno wielkiego, prawić tutaj dobrze. Menex. Nietrudném myślisz, Sokratesie? Sokr. Bynajmniéj, na Zeusa! Menex. Czyż sądzisz się zdolnym mówić sam, gdyby wypadało i gdyby cię Rada wybrała? Sokr. I ja, nic dziwnego, Menexenie, gdybym potrafił mówić, który przecież mam wcale niepoślednią nauczycielkę wymowy, ale owszem która i innych i wielu ukształciła mówców, a jednego nad wszystkich Greków, Peryklesa syna Xantippa. Menex. Któraż to, alboż widna że Aspazja? Sokr. Tak jest, ona i Konnos, syn Metrobijosa: to bowiem moi dwaj mistrze, jeden w muzyce, druga w krasomówstwie. Tak tedy karmionemu mężowi żaden dziw, dzielnym być władzcą słowa. Ale i ten, któryby mniéj dobrze jak ja był wychowanym, w muzyce od Lamprosa ćwiczony, w krasomówstwie przez Antifonta Rhamnuzyjskiego, przecieżby zdolnym był sławiąc Ateńczyków w Atenach zebrać oklaski. Menex. I cóżbyś ty powiedział, Sokratesie, gdyby ci wypadło mówić? Sokr. Sam tak od siebie może nic, ale słuchałem jeszcze wczoraj Aspazją dokończającą pogrzebowéj mowy na tych tu poległych. Dowiedziała się bowiem tego co mówisz, to jest że Ateńczykowie zamierzają wybierać mówcę; zatem częścią bez przysposobienia zaraz prawiła przedemną, coby powiedzieć wypadało, częścią ułożone i wyćwiczone dawniéj ustępy, jak mi się zdaje, odłamki pewne z mowy pogrzebowéj Peryklesa wtedy pochwycone i w jedność znitowane powtarzała. Men. czy potrafiłbyś przypomnieć sobie, co mówiła Aspazja? Sokr. Jeżeli nie zawinię; boć od niéj saméj uczyłem się i zaledwo chłosty nie odebrałem, gdy tu i owdzie coś zapomniałem. Menex. Czemuż więc nie powtarzasz? Sokr. Ależ, żeby się nie gniewała mistrzyni, iże rozgłaszam jéj mowę. Men. Bynajmniéj, Sokratesie, tylko praw, bo bardzo mi dogodzisz, czy to Aspazji czy którego innego pracę mi podając, mów jedno. Sokr. Lecz może mnie wyśmiejesz, gdy ci już jako starzec wydam się bawić błahościami. Menex. Jak najmniéj, Sokratesie, tylko mów pod każdym względem. Sokr. Toć trzeba, a jeszcze ciebie zadowolnić, o mało bo niedogodziłbym ci, gdybyś mi kazał rozebrać się i tańczyć, skoro sami jesteśmy. Słuchaj więc. Podjęła tedy, jak mi się zdaje, słowo, poczynając od samych poległych w ten sposób. [Rzeczywiście też następująca mowa Aspazji bardzo przypomina sławny ów, a zachowany nam w drugiéj księdze wojny peloponneskiéj przez Thukydidesa, λόγος ἐπιτάφιος Peryklesa, powiedziany w Keramiku na pogrzebie poległych w bojach; ale może ona oraz posłużyć, i to nietylko za komentarz do tamtéj, jak wszystkie mowy przez Thukydidesa przytaczane, odznaczającéj się aż do niezrozumiałości nieraz posuwaną chęcią jak najkrótszego wysławiania się, lecz także, jeśli się nie mylę, za skrytą a poprawczą redakcją, że tak powiem, panegiryku Peryklesowego. Nieobeznanym zresztą, jeszcze ten dodatek: że zwyczajem było w Atenach chowania co rok publicznie zmarłych na placach bitew, na których pochwałę przez władzę umyślnie wysadzony oborem mówca wypowiadał tak zwaną mowę ponadgrobną (λόγος ἐπιτάφιος). Uroczystość tę, przy któréj Perykles właśnie takim wyznaczonym był tłómaczem uczuć pozostałych, z którego to polecenia tak znakomicie się wywiązał, obszernie opisuje Thukydides wzwyż przytoczony, w księdze II, roźdz. 34—47 swojéj historyi].
.....