Flirt z Melpomeną
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Оглавление
Tadeusz Boy-Żeleński. Flirt z Melpomeną
Od autora
Molier, Tartuffe (Świętoszek)
Krzywoszewski, Pani Chorążyna
„Parlamentyzacja” teatru
Kłopoty polskiego teatru
Bezwiedne148 „orientacje”
Gorczyński, Rzeczywistość
Szukiewicz, Odys w gościnie
Rittner, Głupi Jakub
Pijaństwo trzeźwości256
Fredro, Śluby panieńskie
Gorczyński, Rzeczywistość
Rittner, W małym domku
Zapolska, Ich czworo
Wyspiański, Wyzwolenie
Zalewski, Lancet
Rittner, Ogród młodości
Perzyński, Polityka
Zapolska, Asystent
Szekspir, Makbet
Teatr i teatrzyk
Zapolska, Kobieta bez skazy
Arnold i Bach, Hiszpańska mucha
Mickiewicz, Dziady
Feydeau, Dudek
Testoni, Powodzenie
Molnár, Konfekcja męska
Hennequin, Panna służąca
Wójcicka, Jeszcze wczoraj
Winawer, Roztwór prof. Pytla
Sardou i Barrière, Nerwowi
Coolus, A.-B.-C. w miłości
Kampf, Nina
Lengyel, Tancerka
Rydel, Betleem polskie
Molier, Tartuffe (Świętoszek)
Hennequin i Veber, Czy jest co do oclenia?
Wyspiański, Sędziowie – Hofmansthal, Elektra
O kulturę wiersza na scenie
Korzeniowski, Panna mężatka
Schmidt, Tylko sen
Jerome Jerome, Miss Hobbs
Ibsen, Rosmersholm
Friedmann i Kottow, Wuj Bernard
Słowacki, Lilla Weneda
Kiedrzyński, Gra serc
Żeromski, Ponad śnieg
Wieczór klasyczny
Wilde, Brat marnotrawny
Rostworowski, Miłosierdzie (Charitas)
Caillavet i Flers, Zielony frak
Отрывок из книги
Niejeden z czytelników, który wziął do ręki tę książkę znęcony jej wabnym tytułem, dozna rozczarowania, dowiadując się, iż zawiera ona po prostu zbiór felietonów teatralnych drukowanych w krakowskim „Czasie”1 pomiędzy miesiącem marcem 1919 a marcem 1920. Tak, czytelniku: flirt, który cię skusił na okładce, jest czysto intelektualny; a jeżeli znajdzie się w tej książce jakaś półdziewica, to jestem nią chyba ja sam, biedna dusza moja, wciąż niezaspokojona, wciąż rozpaczliwie niewinna, wyciągająca raz po raz ręce po ekstazy upojeń i raz po raz cofająca się trwożliwie przed bólem i fatygą oddania. Ale z tytułu nie będę się tłumaczył; wolno jest autorowi stroić swą książkę we wszystkie, choćby najbardziej zewnętrzne pokusy, tak jak kobiecie na balu wolno, za pomocą drażniąco niedomówionych ekshibicji2 cielesnych, maskować oschłość i smutek swego wnętrza. Czuję natomiast potrzebę usprawiedliwienia się z lekka, skąd mi się wzięło zabierać głos w przedmiocie tak odległym od zwykłych mych zatrudnień i uważanym dziś niemal za gałąź wiedzy. Stało się to, jak wszystko w moim życiu literackim, przypadkowo; mianowicie tak: pewnego dnia, okrągło rok temu, zatelefonował do mnie redaktor „Czasu”3, czybym w zastępstwie nieobecnego recenzenta nie zechciał się podjąć zdania sprawy z przedstawienia Molierowskiego4Świętoszka5. Zasiadłem tedy6 przygodnie w aksamitnym fotelu krytyki; nie śmiem twierdzić, iżby tą drogą wniknęło zeń we mnie owo światło, którego, idąc do teatru, nie czułem w sobie jeszcze ani promyczka; ale spostrzegłem, iż teatr, oglądany pod tym kątem, z przymusem ujmowania i formułowania wrażeń, może stanowić miłą rozrywkę i zbawienną odtrutkę na miazmaty7 bibliotecznych pyłów, którymi oddychałem wyłącznie od lat kilku. Zacząłem tedy, na wpół dla siebie, pisywać te gawędy teatralne, w których starałem się trzymać jak najdalej od ducha krytycyzmu, nie chcąc nim mącić zabawy sobie i drugim; że zaś zyskały one – może właśnie dla swej bezpretensjonalności – pewną poczytność i poza rogatkami8 Krakowa, pozwalam sobie przedłożyć je publiczności w tym zbiorku. Podaję te felietony – pisane z dnia na dzień, od ręki – w ich pierwotnej formie, bez zmian, z wyjątkiem bardzo drobnych skreśleń; stanowią one wierną kroniczkę wydarzeń teatralnych naszego miasta w ubiegłym roku. A ponieważ omawiając przy sposobności te lub owe zagadnienia teatralne, raczej ocieram się o nie, niż wnikam do wnętrza, sądziłem, iż nie mogę dać książeczce niniejszej trafniejszego tytułu, niż mieniąc ją skromnie Flirtem z Melpomeną.
Komedie Moliera wierszem a prozą to dwa odrębne światy kunsztu aktorskiego. W sztukach prozą dialog krótki, żywy, daje swobodne pole dla realizmu szczegółów, śmiałej szarży i pantomimy. Natomiast w sztukach wierszem zewnętrznej akcji, ruchu jest bardzo mało; wszystko obraca się w szermierce słownej, i to przeważnie nie ucinkowej, ale toczącej się w szerokich tyradach. Sztuki prozą wyrosły z tradycyjnej średniowiecznej farsy, sztuki wierszem mają tok pokrewny z klasyczną tragedią XVII w.10. Wszystko prawie trzeba tu wydobyć rzeźbieniem słowa, inteligentnym odważeniem ich wartości, nieskazitelną dykcją i nasileniem wibracji wewnętrznej. Raczej przerysować, niż nie dociągnąć lub zamazać.
.....
W tym akcie z początku p. Bończa, nierozgrzany jeszcze, jak gdyby szukał tonu, odnajdował go jednakże coraz więcej. W końcowej scenie aktu trzeciego był doskonały, z zupełną już brawurą odegrał drugą scenę miłosną w akcie czwartym, w momencie zaś, gdy jak nadeptana żmija wypręża się nagle z sykiem i podnosi głowę, aby ukąsić śmiertelnie swą ofiarę, znalazł w sobie akcent wibrującej siły, który objawił w jego Świętoszku głęboką i dobrze przemyślaną kreację. Maska i mimiczna gra twarzy były arcydziełem.
Bodaj czy nie trudniejszą jeszcze jest rola Orgona16, figury niezmiernie ważnej przez to, że na jego bezmiernym, niewiarygodnym wprost zaślepieniu obraca się jak na osi akcja sztuki. Jest to w galerii Molierowskich „staruchów” postać bardzo odrębna i skomplikowana. Orgon to nie prosty cymbał17 ani safanduła18; przeciwnie, aby uwydatnić całą potęgę obłudy, autor wyposażył jej ofiarę wszystkimi dodatnimi cechami: to człowiek mający znaczenie w świecie, posłuch w domu, człowiek, który w ważnych potrzebach „oddał usługi królowi”. Nie jest to nawet, poza paroma momentami, figura komiczna; komizm tym głębszy płynie tutaj z kontrastu między rzeczywistością a światem urojeń, w jakim Orgon żyje; jest to tępy, uparty fanatyk, człowiek jakby urzeczony, opętany swoją monomanią19 wyrosłą na gruncie szczerych wierzeń religijnych wyzyskiwanych niecnie przez szalbierza20.
.....