Alfabet na 4 ręce
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Отрывок из книги
Wydawnictwo Latarnik
Wybitny krytyk filmowy i publicysta (ur. 1918 r., zmarł 30 września 2004 r.), związany z tygodnikiem „Polityka” od początku jego istnienia.
.....
ZK – No nie tylko to. Mieliśmy opracowane sposoby zachowania: na przykład koszule prało się w zlewie i wieszało w szafie, podłożywszy gazety, żeby na nie kapało i żeby służba nie widziała takiej nędzy. Niektórzy, na przykład prof. Jerzy Płażewski, wozili w walizeczce komplet wtyczek do gotowania herbaty w różnych hotelach. Profesor zresztą z dumą go pokazywał – ten z trzema drucikami na San Sebastian, ten ze szpicem to Locarno; bo w każdym kraju były inne wtyczki, co powodowało, że nic nie można było włączyć, najwyżej golarkę. Tak to wyglądało, ale ktoś, kto naprawdę był zapobiegliwy, mógł wyjechać w marcu i wrócić dopiero na Boże Narodzenie. Brał teczuszkę i podróżował z festiwalu na festiwal, bo one się zazębiały. To była rzeczywiście okazja. Tyle że na festiwalach dziennikarz jest najgorszym gościem; stanowi proletariat, byle jak traktowany.
TR – Zaraz, zaraz, panie Zygmuncie, to chyba zależy od festiwalu. Myśli pan zapewne o takim na przykład festiwalu w Cannes, nastawionym na wielkie gwiazdy, gdzie dziennikarze pchają się drzwiami i oknami, gotowi na każde poniżenie, byle tylko znaleźć się na pierwszym pokazie nowego filmu, a potem napisać prosto z Cannes dla swojej gazety. Ale na małych imprezach, takich jak festiwal filmów autorskich w San Remo, w Locarno czy w Huelvie, których byt zależy wyłącznie od dziennikarzy i od tego, co oni napiszą, było zgoła inaczej: czasem wydawało się, że dziennikarze stawali się ich głównymi bohaterami. Kto wie, czy nie dla nich właśnie owe festiwale w ogóle organizowano?
.....