Chłopiec z Kresów
Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.
Отрывок из книги
Składam serdeczne podziękowania Panu Romanowi, który zechciał opowiedzieć mi historię swojego brata Henryka. Panie Romanie, gdyby nie Pan, nie napisałbym tej książki.
– A co to są te chłodniki? – zapytał młodszy z synów, pochłaniając z apetytem zawartość talerza.
.....
Gdy Zofia uskarżała się, że już nie może, Melnykowa pozwalała jej usiąść lub na trochę się położyć. Ludwik kompletnie stracił poczucie czasu. Chodził nerwowo po kuchni, zaciskając dłonie w pięści. Kiedy staruszka kazała mu przynieść do pokoju kubeł wrzątku, pomyślał, że już po wszystkim. Jednak wcale tak nie było. Zofia leżała na łóżku wsparta na poduszkach. Jej blada twarz lśniła od potu. Antonina co chwilę przecierała jej czoło i policzki wilgotną chustą. Melnykowa obmacywała sękatymi dłońmi brzuch rodzącej, mrucząc coś niezrozumiale. Nie mogąc znieść tego wszystkiego, Ludwik wyszedł na dwór. Dopiero wtedy zobaczył, że już zapadła noc. Wielki, niemal biały księżyc wisiał na czarnym niebie otoczony setkami migających punktów. Z małego stawu tuż za stodołą dochodził głośny rechot żab, którym wtórowały natrętne świerszcze. Z pobliskiego lasu dobiegało nawoływanie jakiegoś nocnego ptaka. Przez odgłosy przyrody przebijał się nieznośny jęk ludzkiego cierpienia. Ludwik miał ochotę uciec jak najdalej. Czuł wszechogarniającą bezradność. Był silnym mężczyzną. Potrafił w pojedynkę pociągnąć wóz pełen siana. Jednym uderzeniem siekiery rozłupywał pień o średnicy studziennej cembrowiny. Ale tu i teraz nie mógł uczynić niczego. Wiedział, że w żaden sposób nie jest w stanie pomóc swojej żonie. Gdyby tylko potrafił ulżyć jej cierpieniom, zrobiłby to natychmiast i bez zastanowienia. W pewnym momencie jęki ustały, a może tylko przycichły. Tego Ludwik nie był pewien. W następnej chwili mocny, dźwięczny i zdecydowany płacz noworodka zagłuszył rechot żab, piskliwe zawodzenie świerszczy i nawoływania nocnego ptactwa.
– Dzięki ci, Boże – westchnął Ludwik, wznosząc twarz ku wiszącemu nad nim nieruchomo bezmiarowi atramentowego nieba i ruszył do domu. Na kuchennym stole leżało niemowlę. Melnykowa wilgotną szmatką ocierała je z krwi.
.....