Ani złego słowa

Ani złego słowa
Автор книги: id книги: 1219857     Оценка: 0.0     Голосов: 0     Отзывы, комментарии: 0 828,86 руб.     (9,04$) Читать книгу Купить и скачать книгу Купить бумажную книгу Электронная книга Жанр: Поэзия Правообладатель и/или издательство: OSDW Azymut Дата добавления в каталог КнигаЛит: ISBN: 9788366381988 Скачать фрагмент в формате   fb2   fb2.zip Возрастное ограничение: 0+ Отрывок из книги

Реклама. ООО «ЛитРес», ИНН: 7719571260.

Описание книги

Отрывок из книги

Śnieg zaczyna padać tuż przed lekcją literatury powszechnej u pani McConnell. Z początku jest lekki, unosi się w powietrzu, nie chce się do niczego przykleić, tylko wiruje wokół nagich gałęzi, które dygoczą na dworze. Siadam naprzeciw okna, plecami do drzwi, jak reszta chłopaków. Wszyscy siadamy blisko drzwi, bo żeby dostać się do klasy, trzeba przejść cały trawnik przed katedrą, a poza tym nikt nie chce być jedynym męskim ciałem pomiędzy dziewczynami. Nigdy nie opłaca się sprawiać wrażenia, że ci naprawdę zależy. Pani McConnell patrzy, jak zdejmujemy kurtki i wyjmujemy książki. Po pierwszym tygodniu przestała nas prosić, żebyśmy się pośpieszyli. Teraz czeka, w jednej pięści ściska długopis, drugą opiera na biodrze.

Nie mogę uważać, bo Meredith nie uważa. Zawsze siada dokładnie naprzeciwko mnie, plecami do okna i do szpaleru sosen zasłaniających widok na Wisconsin Avenue. Zazwyczaj próbuje mnie rozśmieszyć niemal doskonałym mikroparodiowaniem ruchów pani McConnell, ale dziś siedzi bokiem do okna, z oczami wbitymi w niebo. Omiatam wzrokiem klasę. Nikt nie uważa. Niektórzy skupiają się na ciekawych błyskotkach z podróży pani McConnell po świecie. Spędziła trochę czasu w Kenii i Indiach, ucząc czytać dzieci i starsze kobiety, więc na półkach obitych jaskrawymi kikoi zalegają gwatemalskie lalki zmartwień i podrdzewiałe bransoletki. Moi koledzy biorą je za prawdziwe, ale mam kuzyna w Nigerii, który sprzedaje dopiero co zrobione antyki turystom chcącym ułożyć własne kolonialne narracje. Czasami pani McConnell zapala kadzidełko i klasa pachnie drzewem sandałowym albo cynamonem. Drapie mnie od tego w nosie.

.....

Może zostawiłeś go w domu, powiedziała wcześniej Meredith, kiedy tamtego popołudnia szliśmy na tor. Nasze dresy szeleściły przy każdym ruchu, a szare niebo groziło deszczem. W porze lunchu rozejrzałem się po wszystkich członkach drużyny, modląc się w myślach o burzę. Jedliśmy sałatki przed pierwszym treningiem biegowym sezonu. Nie jadłem wiele właśnie z tego powodu, ale też przez nerwy. Miałem przed oczami uśmiechniętą twarz Ryana nad wiadomością od niego: kawa i łodewa. Naprawdę to zrobię. Niru naprawdę to zrobi, powtarzałem sobie. Dlaczego nie? To tylko szybkie spotkanie, kawa po treningu, a potem do domu. Nie będzie czasu na żadne łodewa. Nie, nie zostawiłem. Dałbym słowo, że miałem go ze sobą rano, kiedy wsiadałem do auta. Może to jakiś znak, może nie powinienem iść. A co, jeśli to Bóg mówi mi w ten sposób, że to seryjny zabójca albo że ten koleś ma AIDS? Bo szanse na którąś z tych rzeczy są bardzo wysokie, parsknęła Meredith. Tak by powiedział wielebny Olumide. Albo możesz po prostu pójść i zobaczyć, co się wydarzy, powiedziała Meredith.

Kiedy zaparkowałem na rogu Czternastej i U, czułem się już zupełnie nieczysty. Nie mogłem wziąć prysznica po treningu, więc obserwowałem wychodzące z metra tłumy yuppies, wiedząc, jak pachnę. Szybko minęli bezdomnych z wózkami i tobołami, unikając kałuż tworzących się w dziurach i nierównościach skrzyżowania. Nie muszę tego robić, powiedziałem sobie. Nie muszę siedzieć przy pokrytym smugami deszczu oknie, z palcami blisko palców innego mężczyzny i tego wiszącego między nami niebezpieczeństwa łodewa. Wciąż mogłem zawrócić. Wciąż mogłem zamknąć to, co wypuściłem powiedzeniem prawdy Meredith, wrócić do domu, do mojego nieskomplikowanego życia, pozytywnej odpowiedzi z Harvardu oraz dwojga dumnych rodziców. Mogłem pójść do kościoła w niedzielę błagać o wybaczenie za to, że na chwilę uległem zbłąkanym myślom, i prosić o siłę, bym mógł oprzeć się zawsze obecnej pokusie. Nikt by się nie dowiedział. To nie byłoby tchórzostwo. To nie byłaby ucieczka. To byłby podręcznikowy przykład wybrania trudnego dobra, a nie łatwego zła. Grzebię w kieszeni drzwi po stronie kierowcy. Właściwym posunięciem byłoby wycofać się esemesem: sorry, ale zepsuło mi się auto. Wtedy mógłbym skasować apkę i zapomnieć o tych kilku ostatnich tygodniach – tylko że moje ciało nie pozwoliłoby mi odjechać. Obserwowałem wejście do kawiarni naprzeciwko, przez które nawet w tym deszczu napływał i wypływał strumień młodych i atrakcyjnych mężczyzn, pod rękę z kobietami w obcisłych dżinsach i na wysokich obcasach. Też powinienem tak mieć, pomyślałem.

.....

Добавление нового отзыва

Комментарий Поле, отмеченное звёздочкой  — обязательно к заполнению

Отзывы и комментарии читателей

Нет рецензий. Будьте первым, кто напишет рецензию на книгу Ani złego słowa
Подняться наверх