Читать книгу Tomek wśród łowców głów (t.6) - Alfred Szklarski - Страница 6

O włos od śmierci

Оглавление

Jacht pod pełnymi żaglami spokojnie płynął po niemal gładkim oceanie. Sterowany wprawną dłonią zawodowego marynarza – Indusa Ramasana, nie mógł zboczyć z kursu, wiodącego wprost na północ wzdłuż wschodnich wybrzeży Australii. Toteż Nowicki jedynie z przyzwyczajenia wchodził od czasu do czasu na mostek kapitański, by zerknąć na widoczne na zachodzie pasmo lądu, i zaraz z powrotem znikał w kabinie nawigacyjnej. Obecnie stał pochylony nad blatem stołu nawigacyjnego; uważnie przeglądał dziennik pokładowy, do którego każdy oficer wachtowy obowiązany był wpisywać wszystkie ważne szczegóły przebiegu żeglugi. Uśmiechał się wyrozumiale, napotykając czasem w zapiskach własne poprawki w niewłaściwie zastosowanych żeglarskich umownych skrótach, oficerami na „Sicie” bowiem byli jego uczniowie: Wilmowski, Smuga i Tomek. Umieli już niemało. Podczas rejsu z Indii na Daleki Wschód, a potem w czasie morskiej podróży do Australii pomagali w różnych pracach na jachcie. Jak do tej pory młody Tomek poczynił największe postępy w nauce trudnej i odpowiedzialnej pracy marynarza. Nawet kapitan Nowicki nie mógł nic zarzucić jego meldunkowi z poprzedniego dnia. Zapis ów w dzienniku pokładowym brzmiał:

Brisbane 34 , 21 stycznia 1909 roku, czwartek

O godzinie 9.15 rano „Sita” została przycumowana do nabrzeża w porcie Brisbane, dokąd prowadził pierwszy etap żeglugi z Sydney. Wynosił on 460 mil morskich, przebytych w 5 dni, przy przeciętnej szybkości tylko 3 do 4 węzłów 35 z powodu przeciwnego wschodnioaustralijskiego prądu morskiego, który płynąc z północnego wschodu, przez cały czas dryfował 36 statek z kursu.

Postój „Sity” w celu uzupełnienia zapasów trwał 7 godzin. Wpompowano 3000 litrów świeżej wody do głównego zbiornika oraz zakupiono: skrzynkę pomidorów, 10 główek kapusty, 50 kilogramów ziemniaków, 20 kilogramów batatów, skrzynkę jabłek i 20 kilogramów mięsa wołowego. O godzinie 4.15 po południu wyszliśmy z portu.

Oficer wachtowy – Tomasz Wilmowski


Jak wynikało z dalszych notatek, „Sita” około dwunastu godzin temu minęła Przylądek Piaszczysty, położony sto siedemdziesiąt mil na północ od Brisbane. Kapitan Nowicki dokonał aktualnych obliczeń i oznaczył położenie jachtu na mapie nawigacyjnej. Przebyli już trzy czwarte etapu długości trzystu dwudziestu pięciu mil z Brisbane do Rockhampton nad rzeką Fitzroy. Tam miał być ich ostatni już przystanek na lądzie australijskim. Według rachuby Nowickiego powinni zawinąć do Rockhampton następnego dnia wczesnym rankiem.

Bezchmurny świt wywabił na pokład prawie całą załogę, wszyscy pragnęli ujrzeć w pełnym blasku dnia południowe krańce Wielkiej Rafy Koralowej, która od chwili gdy James Cook37 w roku tysiąc siedemset siedemdziesiątym, jako pierwszy Europejczyk, wpłynął na jej wewnętrzne wody, uznawana jest za jeden z cudów świata. „Sita” właśnie zbliżała się do naturalnego, szerokiego jakby kanału, którego lewy brzeg stanowił ląd australijski, prawy natomiast tworzyła znaczna grupa wysp rozsianych po Morzu Koralowym.

Sally Allan dopiero teraz po raz pierwszy w życiu miała ujrzeć ową osławioną i budzącą trwogę w żeglarzach Wielką Rafę Koralową, zwaną w języku angielskim Wielką Rafą Barierową. Toteż niezmiernie zaciekawiona podbiegła do Tomka opartego o prawą burtę.

– Tommy, jak się nazywają te malownicze wysepki? – zapytała, przytrzymując za ucho Dinga łaszącego się u jej nóg. – Czy jeszcze daleko do Rafy?

– To tak zwana Grupa Koziorożca, ślicznotko – wesoło odparł Tomek, naśladując głos kapitana Nowickiego. – Pytasz, jak daleko do Rafy? Oto ona, przypatrz się jej dobrze, tylko nie wychylaj się za bardzo, bo wypadniesz za burtę.

– Nic by mi się nie stało – odparowała Sally, wzruszając ramionami. – Umiem pływać, a poza tym taki sławny podróżnik jak ty na pewno by mnie wyratował!

– Jeśli pozostałoby jeszcze coś do ratowania… Tutaj często włóczą się rekiny! Byłabyś dla nich łakomym kąskiem!

– Naprawdę myślisz, że jestem łakomym kąskiem? – zalotnie zapytała Sally, bacznie spoglądając na Tomka.

– Hm, skoro tak powiedziałem… – mruknął zmieszany i odwrócił głowę.

– Wspaniały jesteś, Tommy! Przy tobie i przy Dingu nie boję się niczego! Mimo to nie żartuj sobie ze mnie. To ma być ta Rafa?! Chociaż nigdy dotąd nie byłam w tych okolicach, potrafię chyba odróżnić piękne wysepki od niebezpiecznej zapory, jaką niezawodnie tworzy Wielka Rafa Barierowa!

– Wcale nie żartuję – zaprzeczył Tomek. – Właśnie Grupa Koziorożca jest najdalej wysuniętym na południe krańcem Wielkiej Rafy Koralowej, która wbrew dość powszechnemu mniemaniu nie stanowi jednolitej całości. Znaczna jej część składa się z wielu mniejszych raf barierowych oraz różnych grup wysp i wysepek, a dopiero dalej na północy, na przestrzeni około sześciuset mil, rafa zmienia się w jednolity mur. Zresztą sama to wkrótce będziesz mogła stwierdzić.

– Naprawdę myślałam, że tylko żartujesz sobie ze mnie! – odpowiedziała niedowierzająco.

– Zapytaj kogoś innego, jeśli jeszcze masz wątpliwości. Niemal wszyscy oglądaliśmy tę rafę, płynąc z Syberii do Australii. Ojciec wiele opowiadał nam o niej.

– Wobec tego określenie „bariera” wprowadziło mnie w błąd!

– Słuchaj Sally, nazwa Wielka Rafa Barierowa po prostu określa jej rodzaj. Chyba pamiętasz z geografii, że rozróżniamy trzy rodzaje raf, a więc: brzeżne, to znaczy ściśle przylegające do lądu, barierowe, czyli ciągnące się w pewnej odległości od niego, oraz atole oddzielone od brzegu lagunami bądź też tworzące swoiste wyspy w kształcie pierścienia z lagunami wewnątrz. Wielka Rafa Koralowa jest właśnie rafą barierową.

– Tak, tak, teraz przypomniałam to sobie! Poza tym rafy mogą być nadwodne i podwodne! – zawołała Sally.

W tej chwili rozbrzmiał tubalny głos kapitana Nowickiego:

– Hej, gołąbeczki, skończcie gruchanie! Cała załoga na pokład! Zrzucić grotżagiel i bezanżagiel38!

Krótkie rozkazy posypały się z mostka kapitańskiego. Z wyjątkiem sternika i jeszcze jednego marynarza, który na dziobie jachtu dokonywał sondą pomiarów głębokości wody, wszyscy mężczyźni zostali zatrudnieni przy zwijaniu żagli. Obkładali je na bomach39, potem wyrównywali fałdy, a w końcu przywiązywali juzingami40.

„Sita”, płynąc jedynie na fokżaglu, wydatnie zmniejszyła szybkość. Smuga i Tomek na polecenie kapitana ulokowali się na dziobie jachtu, by wypatrywać podwodnych raf. Wkrótce przybili do nabrzeża w Rockhampton, małego portu dogodnego dla mniejszych statków. Kilkunastotysięczne miasteczko było punktem rozdzielczym dla farmersko-mleczarskiej okolicy, toteż kapitan Nowicki polecił zaopatrzyć spiżarnię „Sity” w nabiał, szczególnie w sery, bez których nie uznawał śniadań. Postój w Rockhampton był bardzo krótki. Zaledwie dokonali niezbędnych zakupów i uzupełnili zapas świeżej wody, zaraz wypłynęli w morze, kierując się na wschód ku skałom koralowym w Grupie Koziorożca. Tam właśnie, u brzegu jednej z wysepek, zamierzali stanąć na kotwicy, by uniknąć niebezpiecznego w nocy kluczenia wśród raf koralowych.

Trasa żeglugi wytyczona przez kapitana Nowickiego została w pełni zaakceptowana przez jego przyjaciół, z których zdaniem zawsze bardzo się liczył. Po nocnym postoju w Grupie Koziorożca mieli pożeglować do wschodnich krańców grupy wysp zwanych Swain Reefs. Stamtąd, już na otwartych wodach Morza Koralowego, kierować się na północ w pewnej odległości po zewnętrznej stronie Wielkiej Rafy Koralowej, tworzącej jakby tarczę ochronną wschodniego wybrzeża stanu Queensland od zwrotnika Koziorożca aż do samej Nowej Gwinei.

Na pierwszym odcinku trasy kapitan Nowicki zachowywał szczególną ostrożność, ponieważ wiódł on po wewnętrznych wodach Wielkiej Rafy Koralowej. W tym miejscu najdalej wysunięta na południe zewnętrzna część rafy znajdowała się w odległości prawie stu mil od brzegów Australii. Dopiero dalej na północy, na wysokości miasta Bowen, zaczynała coraz bardziej przysuwać się do lądu, osiągając w okolicy Przylądka Melville’a najmniejszą odległość, zaledwie siedmiu mil. W północnej części Rafy Koralowej zanikały, dość liczne na południu, przerwy w barierze, przez które można było przemknąć się do wybrzeża, a za Przylądkiem Melville’a stanowiła ona już prawie jednolity mur, ciągnący się wprost na północ. Kapitan Nowicki nie chciał ryzykować zbyt częstego żeglowania poprzez przesmyki w barierze rafowej i dlatego Rockhampton miało być ostatnim miejscem postoju „Sity” przed zawinięciem do Port Moresby.

Jacht z postawionym tylko fokżaglem wolno zbliżał się do Grupy Koziorożca. Prawie cała załoga znajdowała się na pokładzie. Dwuosobowa wachta na dziobie statku wypatrywała podwodnych raf, natychmiast informując o nich kapitana, natomiast inni podziwiali tak mało znaną krainę koralowców41.

Zdradliwy dla żeglugi kanał między główną barierą rafową i stałym, górzystym w tym miejscu lądem przedstawiał niezapomnianą panoramę. Wprost z morza wyrastały piętrzące się na wysokość kilkudziesięciu metrów wysepki okolone brzeżnymi rafami. Skaliste brzegi oraz ich wierzchołki porastała dżungla rozkrzyczana głosem różnorodnego ptactwa. Pomiędzy uroczymi wysepkami, w szmaragdowym morzu drzemały podłużne lub okrągławe, tajemnicze cienie, które z bliska przeistaczały się w złudne ławice szlachetnych, drogocennych kamieni, połyskujące szeroką gamą różnych odcieni błękitu, opalu i zieleni. Były to podwodne rafy koralowe. Niektóre z nich, widoczne podczas odpływu morza, przypominały kształtem pofałdowania kory mózgowej, natomiast inne, porowate, miały w ściankach otworki, prowadzące do rozgałęzionych, wąskich korytarzyków wysłanych żywym ciałem polipów o najfantastyczniejszych jaskrawych barwach. Wśród wspaniałych raf koralowych uwijał się rój równie barwnych ryb, rozgwiazd, jeżowców, mięczaków i innych zwierząt mórz południowych. Cały ten przedziwny podwodny świat przypominał jakieś bajkowe lasy lub legendarne rajskie ogrody.

Niezapomniane widoki wywoływały różne uczucia w załodze „Sity”. Młodzież zachwycała się tajemniczym pięknem, dwaj naukowcy – Wilmowski i Bentley – podziwiali bogactwo i różnorodność życia podwodnego świata, natomiast kapitan Nowicki zatapiał ponure spojrzenie w zdradliwych dla żeglugi głębinach morskich.

– Aż trudno uwierzyć, że małe polipy koralowe mogły zbudować tak olbrzymie skały – mówiła Sally, wciąż wychylając się za burtę.

– Moja panienko, wprawdzie korale są skromnymi zwierzątkami, lecz mimo to odegrały ogromną rolę w historii geologii – zauważył Bentley. – Ich pozostałości są znajdowane w postaci skamielin w skałach wszystkich okresów geologicznych. Korale budowały duże rafy już około czterystu milionów lat temu. Te starodawne rafy są obecnie znajdowane w wielu częściach wschodniej Australii i Tasmanii, co jednocześnie wskazuje, że dawniej w tych miejscach było morze.

– To naprawdę zadziwiające, szczególnie gdy porównuje się rozmiary zwierzątek z ogromem oraz trwałością ich budowli – odezwała się Natasza.

– Dla ścisłości należy dodać, że do budowy raf koralowych również przyczyniają się mszywioły i glony wapienne – wyjaśnił Wilmowski.

– Skończcie już z tymi zachwytami, szanowni państwo! Czy zapomnieliście, ile to doskonałych statków poszło na dno przez te diabelskie rafy? – oburzył się kapitan Nowicki. – Swoją niepotrzebną gadaniną możecie jeszcze sprowadzić na nas jakieś nieszczęście!

Głośna dotąd rozmowa zaraz przycichła, ponieważ ponura mina przesądnego kapitana nie wróżyła niczego dobrego. Aby przerwać złowróżbną, jego zdaniem, dyskusję, mógł przecież zaraz zarządzić choćby zbędne szorowanie pokładu. Tylko Dingo nie zwracał uwagi na zły nastrój kapitana. Oparłszy się przednimi łapami o balustradę, uważnie śledził ptaki fruwające nad malowniczymi wysepkami.

*

Tomek pogrążony we śnie odwrócił się na koi na drugi bok. Czujny Dingo zaraz powstał z dywanika. Ciche skomlenie nie obudziło śpiącego, więc wilgotnym ozorem dotknął lekko jego twarzy. Tomek tylko uśmiechnął się przez sen. Właśnie przyśniło mu się, że to Sally pocałowała go w policzek, dziękując za ofiarowane jej wspaniałe pióro ptaka rajskiego. Zniecierpliwiony Dingo energicznie polizał Tomka. Teraz młodzieniec przebudził się; otworzył oczy i ujrzał swego ulubieńca.

– Ach, to ty…! – mruknął nieco zawiedziony i natychmiast uzmysłowił sobie, że w kabinie jest już jasno.

„Cóż to znaczy? – pomyślał zdumiony. – Mieliśmy o świcie podnieść kotwicę, a tymczasem na statku nie słychać żadnego ruchu!”

Natychmiast spojrzał w iluminator. Widok jasnego błękitu nieba mocno go zaniepokoił. Dlaczego postój „Sity” został przedłużony? Kapitan Nowicki zawsze przestrzegał punktualności na swoim jachcie. Tomek zerknął na koję Jamesa Balmore’a, z którym wspólnie zajmował kabinę. Jego koja była równo zasłana, jakby w ogóle nie kładł się do snu. To właśnie przypomniało Tomkowi, że Balmore miał wyznaczoną wachtę od dwunastej w nocy do czwartej rano. Zapewne zasnął na służbie i nie obudził następnej zmiany.

– No, nie chciałbym znaleźć się w jego skórze – mruknął Tomek i zerwał się na nogi.

Szybko włożył spodnie, po czym poprzedzany przez Dinga, wybiegł na korytarz. Po chwili był na pokładzie. Coraz bardziej zaniepokojony rozglądał się dookoła. Naraz usłyszał ciche szczeknięcie Dinga. Pies stał przy lewej burcie obok porzuconego na pokładzie ubrania. Tomek podbiegł do niego i od razu rozpoznał zieloną kurtkę Balmore’a. Zmarszczył brwi. Nie lubił tego opanowanego, trochę zarozumiałego Anglika.

Dingo, cicho skomląc, nagle wspiął się przednimi łapami na balustradę.

„Jamesowi na pewno zachciało się kąpieli…” – pomyślał Tomek. Nachmurzony spojrzał za burtę. Jakieś dwieście metrów od jachtu zieleniły się brzegi małej wysepki koralowej. Na płaskim, piaszczystym wybrzeżu gimnastykował się James Balmore.

Pod wpływem pierwszego impulsu Tomek ruszył ku palarni, zamienionej obecnie na kabinę kapitana. W niej to kwaterowali Nowicki i Smuga. Wystarczyło ich obudzić, aby odpowiednio natarli uszu Balmore’owi za samowolę. Zanim jednak doszedł do drzwi, zatrzymał się zawstydzony. Mimo niechęci do Balmore’a nie mógł być w stosunku do niego niekoleżeński. Z powrotem podbiegł do burty. Zaczął dawać znaki w kierunku brzegu. Wkrótce Anglik zauważył sygnały. Machnął w odpowiedzi dłonią i podążył do wody.

W tej chwili tuż za plecami Tomka rozległ się głos kapitana Nowickiego:

– Do stu tysięcy zgniłych wielorybów, dlaczego wachta nie zrobiła pobudki?! Pół godziny temu powinniśmy byli podnieść kotwicę! Wachtowy, do mnie!

Zanim Tomek zdążył cokolwiek odpowiedzieć, na pokładzie pojawił się Smuga.

– Gdzie Balmore? – zapytał. – On był wyznaczony na nocną wachtę.

– Wiem o tym! Zaraz pokażę mu, gdzie raki zimują – gniewnie odparł kapitan. – Hola, czyje to ubranie? Kogo Dingo wypatruje za burtą?!

– Niech pan się nie gniewa, kapitanie – pojednawczo rzekł Tomek. – James Balmore już płynie do jachtu… Gdyby pan nie obudził się tak wcześnie…

Dingo tymczasem wspinał się z uporem na burtę i cicho skomlał.

– Kąpieli mu się zachciało podczas wachty?! Jak amen w pacierzu, zamknę go w karcerze o chlebie i wodzie – zrzędził kapitan.

– Uciszcie się obydwaj i patrzcie! – naraz odezwał się Smuga zmienionym głosem.

Stał mocno przechylony przez burtę i pobladły wpatrywał się w spokojną toń morza. Obydwaj przyjaciele zaintrygowani natychmiast przysunęli się do niego. W milczeniu wyciągnął przed siebie dłoń. Spojrzeli we wskazanym kierunku i zamarli w bezruchu. W pewnej odległości od jachtu, tuż pod powierzchnią przejrzystego, szmaragdowego morza, wolno sunął długi, potężny, stalowoniebieski groźny cień o wrzecionowatym kształcie. Charakterystyczna głowa, spłaszczona i wyciągnięta ku przodowi jak długi dziób, dwie trójkątne płetwy piersiowe od razu pozwalały rozpoznać żarłacza ludojada42.

Kapitan Nowicki pierwszy pomyślał o pomocy dla nieszczęsnego Jamesa Balmore’a, beztrosko płynącego w pobliżu groźnego drapieżnika. Bez słowa pomknął do kabiny, skąd zaraz powrócił z karabinem gotowym do strzału.

Smuga zaledwie ujrzał broń w jego dłoniach, pobladł jeszcze bardziej i cicho zawołał:

– Oszalałeś?! Opuść karabin, jeśli ci miłe życie tego chłopca! Nie powinien się zorientować, że grozi mu niebezpieczeństwo!

– Musimy ostrzec Jamesa, on dotąd nie zauważył rekina! – zaoponował wzburzony Tomek.

– Milczcie i zachowujcie się jak najbardziej naturalnie – sugestywnie odparł Smuga. – Uratować swoje życie w tej sytuacji może tylko człowiek nieświadom grożącego mu niebezpieczeństwa. Jeśli ujrzy rekina, wpadnie w panikę i zacznie płynąć jak najszybciej. Wtedy będzie wykonywał gwałtowne ruchy, które, jak niejednokrotnie słyszałem, sprawiają na rekinie wrażenie, że napotkał łatwą zdobycz.

– Więc mamy patrzeć biernie?! – zapytał Tomek drżącym głosem.

– W tych warunkach kula nie ugodzi rekina śmiertelnie. Zraniony stanie się jeszcze straszniejszy. Jeśli nie jest głodny, nie zaatakuje. Tutaj jest dużo ryb…

– Gdyby Balmore miał nóż, mógłby się bronić – posępnie rzekł Nowicki.

– Żaden człowiek, moim zdaniem, nie potrafi się zbliżyć do rekina na tyle, by uchwycić lewą dłonią płetwę piersiową, a prawą rozpłatać mu brzuch – odparł Smuga.

Zamilkli, a Balmore tymczasem, nieświadom śmiertelnego niebezpieczeństwa, spokojnie przybliżał się do statku. Jeszcze tylko około czterdziestu metrów dzieliło go od burty. Rekin wolno płynął trop w trop za młodzieńcem. Zataczał szerokie półkola, systematycznie zmniejszając odległość między sobą a lekkomyślnym pływakiem.

– Patrzcie, patrzcie! Tam na lewo! Drugi rekin… – szepnął przerażony Tomek.

– Widzę… – cicho potaknął Smuga.

– Teraz im się nie wymknie… – mruknął bosman.

Pot grubymi kroplami spływał po twarzach trzech przyjaciół bezradnie skupionych przy burcie statku. Rozpaczliwy wzrok wlepili w opalone ramiona pływaka. Dwie żarłoczne bestie morskie sunęły coraz bliżej niego.

Porażonemu grozą Tomkowi wydało się, że minęła cała wieczność, zanim James Balmore uchwycił dłonią szczebel drabinki linowej zwisającej z burty jachtu. Po chwili już piął się w górę. Dopiero teraz mógł spojrzeć wprost w twarze towarzyszy stojących na pokładzie. Zdumiał się niepomiernie, ujrzawszy ich niesamowity wygląd. Dingo obnażył kły i warcząc, spoglądał w morze. Balmore odruchowo zerknął w dół. Tuż pod nim czerniły się dwa potężne cielska straszliwych ludojadów. Wywarły one na Jamesie piorunujące wrażenie. Niezwłocznie połapał się w sytuacji. Zbladł jak płótno, zachwiał się na drabince i nagle głowa opadła mu na piersi. Omdlewał… Na szczęście czujny Smuga w tej samej chwili chwycił go mocno za ramię. Tomek natychmiast pospieszył mu z pomocą. Wspólnymi siłami wciągnęli Balmore’a na pokład.


Kapitan Nowicki, jak większość ludzi morza, nienawidził rekinów. Toteż zaledwie ułożono Balmore’a na pokładzie, błyskawicznie uniósł karabin do ramienia. Strzał sucho rozbrzmiał w porannej ciszy. Jeden z wolno dotąd pływających rekinów gwałtownie zwinął się jak sprężyna, potężnie uderzając ogonem o bok statku. Nowicki strzelił jeszcze raz. Obydwa stalowoniebieskie potwory zniknęły w głębinie morza.

Huk strzału wywabił na pokład całą załogę. Oczywiście przede wszystkim zajęto się cuceniem Balmore’a, który nie zdradzał oznak życia. Dopiero gdy Natasza podsunęła mu słoik z amoniakiem, odetchnął głęboko i otworzył oczy. Przerażenie malujące się w jego wzroku znacznie złagodziło gniew kapitana. Zapomniał więc o karcerze i tylko rzekł ostro:

– Słuchaj, młody człowieku! Przez własną głupotę omal nie stałeś się zakąską diabelskich rekinów. Jeśli jeszcze raz na tym statku zrobisz coś bez mego polecenia, wysadzę cię na ląd i pożegnamy się z tobą.

– Nie było zakazu kąpieli, zapomniałem o rekinach – bąknął James.

– Tylko dzięki panu Smudze uniknąłeś śmierci – odezwał się Tomek. – Chcieliśmy cię ostrzec, gdy płynąłeś. Wtedy zginąłbyś niezawodnie. Napędziłeś nam okropnego strachu!

– Wszystkie rekiny powinno się wytępić – powiedział Zbyszek, na którym straszliwa przygoda Balmore’a wywarła duże wrażenie.

– Zbyt pochopny wniosek – zauważył Bentley. – Karygodna jest tylko lekkomyślność pana Balmore’a. Wbrew ogólnemu mniemaniu nie wszystkie rekiny są groźne dla człowieka. Największe z nich, rekin wielorybi i długoszpar, żywią się jedynie planktonem. Poza tym rekiny są również pod pewnym względem nawet pożyteczne; jako pożeracze padliny i wszelkich odpadków oczyszczają morze43.

– Słuszna uwaga, szczególnie należy się wystrzegać rekina tygrysa oraz małych szarych rekinów – dodał Wilmowski. – Dzisiejszy wypadek pana Balmore’a udowodnił nam, że nawet rekin ludojad nie zawsze atakuje człowieka.

34

Brisbane – port założony w 1824 r. jako kolonia karna. Od czasu powstania stanu Queensland w 1859 r. – stolica stanu.

35

Węzeł – jednostka prędkości statku równa 1 mili morskiej na godzinę. Mila morska jest miarą długości na szlakach morskich i odpowiada długości 1 minuty południka ziemskiego. W Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Japonii 1 mila równa się 1853 m, natomiast w Niemczech i we Francji – 1852 m.

36

Dryfowanie – znoszenie statku spowodowane wiatrem, falą lub prądem.

37

Angielski żeglarz urodzony w 1728 r. w Marton w Yorkshire, jedna z najwybitniejszych postaci w historii odkryć geograficznych. Badał krainy podbiegunowe północne i południowe oraz Ocean Spokojny, wytyczył nowe drogi w dziedzinie nautyki i zarazem torował drogę angielskiemu handlowi. Gruntownie opracowane przez Cooka mapy wielu części oceanów czynią go jednym z pionierów angielskiej kartografii morskiej. W 1779 r. został zabity na Hawajach przez krajowców, z którymi wywiązała się potyczka z powodu naruszenia przez załogę statku prawa tabu.

38

Grotżagiel – główny żagiel podnoszony na grotmaszcie; bezanżagiel – żagiel umieszczony na bliższym rufy maszcie, niższym od masztu wysuniętego do przodu statku: fokżagiel – niezbyt duży, przedni żagiel.

39

Bom – dolne, poziome drzewce, jednym końcem umocowane przegubowo do masztu; do bomu przymocowana jest dolna część żagla.

40

Juzing – cienka linka.

41

Koralowce (Anthozoa) – gromada zasadniczo osiadłych, wyłącznie morskich parzydełkowców (tradycyjnie zaliczanych do jamochłonów) o budowie polipa, przeważnie tworzących niezróżnicowane kolonie. Jama chłonąco-trawiąca jest podzielona niecałkowitymi przegrodami, ułożonymi ośmio- lub sześciopromieniście. U większości silnie rozwinięty szkielet wapienny. Najbardziej znanym przedstawicielem tej gromady jest koral czerwony, zwany także szlachetnym (Corallium rubrum) żyjący w Morzu Śródziemnym. Jego czerwony pień szkieletowy używany jest do wyrobu ozdób. Nie wszystkie koralowce wytwarzają szkielet. Na przykład największe z koralowców, ukwiały (Actiniae), barwne i piękne zwierzęta osiągające średnicę 1 m, przyrastają do skał podwodnych mocną stopą, mogącą im także służyć do posuwania się po podłożu. Takie rodzaje jak Adamsia lub Sargatia żyją w symbiozie z rakiem pustelnikiem. Spośród koralowców wytwarzających szkielet bardzo ważną grupę tworzą korale rafotwórcze (Madreporaria). Różnica między nimi a ukwiałami polega głównie na wytwarzaniu szkieletu, który u korali rafowych potężnie się rozwija. Rafy powstają w wyniku rozmnażania się ich przez pączkowanie i podział podłużny. Koralowce żyją w ciepłych morzach międzyzwrotnikowych, nie przekraczając 38° szerokości geograficznej południowej i północnej, w miejscach, gdzie jest czysta, pozbawiona osadu woda, której temperatura nie spada poniżej 20,5°C, a zawartość soli wapniowych jest odpowiednio duża do tworzenia szkieletów. Żyją na głębokości 20–30 m.

42

Właśc. żarłacz biały (Carcharodon carcharias), jedyny współcześnie żyjący przedstawiciel rodzaju Carcharodon, jeden z największych rekinów drapieżnych. Występuje w ciepłych morzach i jego populacja szybko maleje. Osiąga długość do 6 m, jest żyworodny, groźny z powodu drapieżnej żarłoczności. Rekiny to ryby chrzęstnoszkieletowe (Elasmobranchii), do których zaliczamy: żarłacze, płaszczki i strasznice. Jak wskazuje nazwa, ryby tej podgromady mają szkielet chrzęstny, nie kostny. Kształt ich zależny jest od trybu życia. Rząd I tej podgromady stanowią żarłacze, szybko i wytrwale pływające ryby o mocnej budowie, kształtach wrzecionowatych. Wiele ich gatunków osiąga znaczną długość, do 12 i więcej metrów. Dotąd nie ustalono ostatecznie, ile istnieje gatunków rekinów. Według podręcznika Suworowa cała podgromada spodoustna (rekiny i płaszczki) obejmuje około 86 rodzajów i 150 gatunków, a według F.G. Wooda jest od 300 do 400 gatunków rekinów.

43

Mięso niektórych gatunków rekinów jest jadalne, a wysuszone płetwy stanowią przysmak kuchni chińskiej; z wątroby rekinów wielorybich otrzymuje się tran.

Tomek wśród łowców głów (t.6)

Подняться наверх