Читать книгу Wspomnienia niebieskiego mundurka - Gomulicki Wiktor Teofil - Страница 9

VII. Nauczyciel starej daty

Оглавление

Dzień upalny. W klasie duszno i sennie. Tuż koło okien otwartych przelatują jaskółki z ostrym, przenikliwym piskiem.

Chłopcom oczy przymykają się do snu. Są jakby nieprzytomni od upału. Niektórzy na pół drzemią, kilku zupełnie zasnęło.

Co chwila ktoś wychodzi napić się wody przy pompie szkolnej. Wraca z włosami mokrymi, cały zmoczony. Nie tylko ugasił pragnienie, ale i głowę zimną wodą oblał. Inni patrzą nań z zazdrością, jednak naśladować go nie śpieszą. Obezwładniło ich lenistwo, nie pozwalające ruszyć się z miejsca.

Na katedrze124 siedzi Skowroński, nauczyciel polskiego, stary, gruby, z białymi włosami naczesanymi na czoło i skronie, a z tyłu spadającymi w długich pasmach na plecy. Twarz ma zawsze wygoloną, szyję owiązaną kilkakrotnie białą chustką; olbrzymie, wysunięte spod chustki kołnierzyki, w których tłuste jego policzki – zwłaszcza gdy głowę pochyli – do połowy się kryją. W całości przypomina owe szanowne postacie z początku stulecia, których wizerunki przechowały się na starych litografiach125.

I nauczyciel odczuwa przygnębiający wpływ upału. Nie wydobył katalożka126, nie rozłożył nawet dziennika klasowego – o lekcji właściwej wcale nie myśli.

Przyniósł ze sobą książkę na szarym, bibulastym papierze, otworzył ją i czyta. Głos ma potężny, teatralny, patetyczny – taki, jakim na publicznych posiedzeniach Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk127 odczytywać musieli swe utwory jego członkowie.

Silnie skandując i długie zgłoski nad miarę przeciągając, deklamuje, jakby śpiewał:

Już mdłe bydło szuka cienia

I ciekącego strumienia,

A pastyrze, chodząc za nim,

Budzą echa swoim graniem.


Prosty, klasyczny, Wergiliuszowy128 obrazek, tchnący świeżością wsi, łąki, gaju, w sposób cudowny oddziaływa na niektórych. Otwierają oczy, prostują się – każdy ma jakby przyjemne widzenie na jawie.

Zwłaszcza Sprężycki całą duszą zatonął w wierszu sielankowym. Żywy jak iskra, zawsze figlować gotowy, skłonny też bywa do marzenia i głębokich zamyśleń.

W tej chwili i obraz poetyczny i śpiewny rytm wiersza tak go ukołysały, że stracił niemal poczucie rzeczywistości.

Nie jest mu już gorąco, ani duszno; czuje na policzkach świeże, wilgotne tchnienie gaju olchowego; słyszy tęskne, przeciągłe tony ligawki129, które las powtarza echem wielokrotnym…

Jakże przyjemny wiaterek przeciąga od chłodnego strumienia! Jak pachnie mięta wśród gęstej, puszystej, jak aksamit miękkiej i połyskującej trawy! Rozkosznie byłoby położyć się pod drzewem, patrzeć na sunące po niebie lekkie, srebrzyste obłoczki – słuchać gwizdania wilgi, przelatującej z drzewa na drzewo, liczyć listki na najbliższej gałązce – i marzyć… marzyć…

– Sprężycki, nie śpij!…

Chłopiec prostuje się, otwiera na całą szerokość oczy. Znów jest w klasie, znów mu gorąco – znów widzi na katedrze granatowy frak, białą chustkę, czerwone, zgrzane policzki, wychylające się z nakrochmalonych kołnierzyków, jak z wielkiej, porcelanowej misy.

Nauczyciel wciąż czyta śpiewnym, teatralnym głosem z niedużej, na bibule drukowanej książeczki.

Błogosławiona, cuda czyniąca książeczka! Błogosławiony i ten, co umie tak zawładnąć myślami, tak je do swego wykładu przynęcić!

…Inna chwila – inne wrażenie.

Jesień omgliła ulice, zmatowała szyby w klasie, napełniła ją żółtym, smutnym, jakby chorym światłem.

Wszystko wygląda osowiale, brzydko. Klasa wydaje się mniejszą i brudniejszą, niż zwykle. Na suficie widać smugi kurzu, w jednym z kątów – pajęczynę.

Chłopcy tłumią ziewanie; siedzą milczący, bez humoru. Nawet figlować im się nie chce.

I znów na katedrze zasiadł ten sam stary nauczyciel; rozłożył tęż samą niewielką, na bibule drukowaną książkę – czyta…

Głos jego brzmi inaczej, niż latem. Jest tak samo jak szyby zmatowany, głuchy. Ale jak zawsze, przelewa się rytmicznie, to słabnąc, to podnosząc się, z teatralną deklamacyjnością130, która działa na młodych słuchaczów jak muzyka.

Nauczyciel czyta:

Cicho skradł się wiek sterany,

W smutną starość pchnąwszy mnie…


Zatrzymuje się, poprawia okulary. Głowa zasuwa się głębiej w kołnierzyki: siwe włosy niżej na plecy opadają.

Płynie ze mną w kraj nieznany —

Żegnam was, młodości dnie!


Kładzie szeroką dłoń na książce; nie patrząc na nią, powtarza:

Żegnam was, młodości dnie!…


Sprężycki uczuwa nagle ściśnienie serca. Pełną piersią zaczerpuje powietrza, co wygląda, jakby głęboko westchnął.

Żółtawe światło, sączące się oknami, głucha cisza na korytarzach, smutna, niby rozjęczona deklamacja nauczyciela – wszystko na wrażliwego chłopca działa przygnębiająco.

A z katedry płynie głos coraz żałośniejszy i jakby stopniowo gasnący:

Kiedy oczy śmierć zaciemni,

Lnianej płachty będzie dość…

W czterech deskach… w sążniu131 ziemi…

Dobrze się ten wyśpi gość…


Znów dłoń szeroka zakrywa kartę – głos nauczyciela, zmieniony w echo, powtarza lękliwie: „W czterech deskach… w sążniu ziemi”…

Sprężycki sięgnął machinalnie po chustkę – oczy ociera. Jest niewątpliwie najwrażliwszym z kolegów – wszakże i inni odczuli tchnienie smutku, wypełniające izbę szkolną. To tchnienie, pod którego działaniem nawet najweselsi posępnieją, wydobywa się w równym stopniu z dnia jesiennego, z wiersza, z głosu starego nauczyciela, z jego całej niedzisiejszej, niby mgłą oddalenia przesnutej osoby…

Wiersz utkwił chłopcu w pamięci. Wracając do domu, w myśli go sobie powtarza. Znajduje się tak całkowicie pod wpływem elegijnej132 poezji, że wraca umyślnie zaułkami, aby mu koledzy śmiechem niewczesnym nastroju duszy nie psuli.

Wieczorem, zanudza domowników strofami: „Cicho skradł się wiek sterany”… „Kiedy oczy śmierć zaciemni”… – przy czym stara się naśladować najwierniej jęczący głos i teatralną wymowę nauczyciela. Zauważa przy tym, że jego deklamacja wzrusza silnie matkę, która prosi go, żeby „dał pokój133 tym strasznym wierszom”, i która potem odkłada robotę, twarz ukrywa w dłoniach i siedzi długo w milczącej zadumie…

Napełnia go to dziwnym, obcym mu dotąd uczuciem: zaczyna poznawać potęgę słowa. Z szacunkiem myśli o poezji i o swym starym nauczycielu.

Ale i ta poezja i ten nauczyciel niepokoją go swą nadzwyczajną nieprzystępnością. Nie ma sposobu zbliżenia się do nich…

Nieprzystępny jest zwłaszcza nauczyciel. Inni, choć otoczeni powagą, choć po jowiszowemu brwi ściągający, choć zamieszkali na wyżynach, oku chłopięcemu ledwie widnych, zstępują jednak niekiedy na ziemię, przemawiają, żartują, gotowi są nawet figlować, jak zwykli ludzie. Jeden Skowroński występuje zawsze w roli półboga.

Gdy wykłada, nie patrzy na uczniów. Ciężkie, głośne, starannie odmierzone słowa rzuca w przestrzeń. Nawet, gdy uczeń wydający134 lekcję stoi tuż przed nim, nie widzi go, nie chce widzieć. Oczy jego ponad głową chłopca wybiegają daleko, wysoko…

Jednak o oschłość serca posądzać go nie można. Miewa czasem łzy w oczach – wówczas, gdy wiersze elegijne wygłasza. Uczniów swych kocha, wypożycza im książki ze swej biblioteki, ćwiczenia ich nadzwyczaj starannie poprawia, na marginesach wypisuje upomnienia nie tylko stylistyczne, lecz moralne i obywatelskie.

Ale bardziej, niż uczniów, kocha przedmiot, który wykłada. Żyje też raczej przeszłością, niż dniem obecnym.

Przedmiotem najgorętszych jego umiłowań literackich jest wiek osiemnasty i pierwsze lata dziewiętnastego. Najwymowniej wychwala, najczęściej cytuje poetów, w tych dwóch okresach żyjących.

Krasicki135, Naruszewicz136, Kniaźnin137, Karpiński138, Osiński139, Dmochowski 140 – to jego bożyszcza.

Każdy poeta nosi u niego pewien stały tytuł. Krasicki to „książę poetów”; Naruszewicz – „poeta-dziejopis”; Karpiński – „poeta serca” albo „śpiewak Justyny”; Dmochowski – „polski Boileau141”.

Uczniowie muszą znać te przezwiska. Gdy który się pomyli, gdy nazwie, broń Boże, „poetą serca” Naruszewicza, a „śpiewakiem Justyny” Krasickiego – stary nauczyciel pieni się z gniewu.

Cokolwiek bądź, na lekcjach języka polskiego panuje zawsze nastrój poważny. Z wyjątkiem kilku „głąbów”, zajętych żuciem razowca lub gumulastyki, wszyscy inni przejmują się żywo wykładem, uczą ochotnie zadanych wierszów142, wygłaszając je nie tylko w klasie, lecz i na zebraniach koleżeńskich, na „ekskursjach143”, na „majówkach” – prowadzą nawet niekiedy spory o wyższość „poety serca” nad „księciem poetów” lub odwrotnie.

Sprężyckiego pociągają najbardziej wiersze żartobliwe oraz rzewne, liryczne. Umie na pamięć całe strofy z Myszeidy144, umie cały Powrót na wieś145, cały Pacierz staruszka146.

Cienkim, prawie dziewczęcym głosem, ale z wielkim zapałem i przejęciem się deklamuje:

Gończe złotego słońca! różana jutrzenko!

Jużeś to w chatki mojej zajrzała okienko?

O, jak ślicznie z twej twarzy promień bije czysty

Przez te młode gałązki leszczyny krzewistej!…


Pochyla drobną postać, jakby ciężarem lat przygiętą – głos mu drży, słabnie…

Kiju mój! ty, starości mej wierna podporo !

Prowadź mnie… już bez ciebie w tym wieku niesporo.


124

katedra – tu: podwyższenie, na którym stoi stół dla nauczyciela; biurko nauczycielskie. [przypis edytorski]

125

litografia – technika graficzna polegająca na wykonaniu rysunku tłustą kredką, farbą lub tuszem na płycie kamiennej, pokryciu go farbą drukarską i odbiciu na papierze; też: odbitka wykonana tą techniką. [przypis edytorski]

126

katalożek – tu: notatnik nauczycielski z ocenami. [przypis edytorski]

127

Towarzystwo Warszawskie Przyjaciół Nauk – towarzystwo naukowe ogólne działające w latach 1800–1832 w Warszawie. Służyło pracą naukową polskim interesom narodowym (zwłaszcza zachowaniu polskości), rozwojowi gospodarczemu kraju; głównym ideologiem był Stanisław Staszic (uczony, działacz i pisarz polityczny i gospodarczy); po powstaniu listopadowym 1830–1831 rozwiązane przez władze rosyjskie; prace TPN kontynuowało założone w r. 1907 Towarzystwo Naukowe Warszawskie. [przypis edytorski]

128

Wergiliusz – Publius Vergilius Maro (70–19 p.n.e.), poeta rzymski. Autor Eneidy, eposu narodowego Rzymian. [przypis edytorski]

129

ligawka – ludowy instrument muzyczny dęty, zrobiony z wydrążonej gałęzi. [przypis edytorski]

130

deklamacja – wygłaszanie utworu literackiego wyraziście i z ekspresją. [przypis edytorski]

131

sążeń (daw.) – jednostka długości, równa szerokości rozpostartych ramion dorosłego mężczyzny, tj. niecałe 2 m. [przypis edytorski]

132

elegijny – związany z elegią, utworem lirycznym o tematyce żałobnej, pożegnalnej. [przypis edytorski]

133

pokój – tu: spokój. [przypis edytorski]

134

wydający – odpowiadający. [przypis edytorski]

135

Ignacy Krasicki herbu Rogala (1735–1801) – poeta i powieściopisarz, najwybitniejszy pisarz polskiego oświecenia (nazywany „księciem poetów polskich”); biskup warmiński, arcybiskup gnieźnieński. [przypis edytorski]

136

Adam Stanisław Naruszewicz herbu Wadwicz (1733–1796) – poeta, publicysta, historyk, jezuita, biskup smoleński i łucki; współpracownik i nadworny poeta króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. [przypis edytorski]

137

Franciszek Dionizy Kniaźnin (1749 a. 1750–1807) – poeta oświeceniowy. Pisał wiersze patriotyczne, religijne, ody, sielanki, erotyki, bajki i dramaty. [przypis edytorski]

138

Franciszek Karpiński herbu Korab (1741–1825) – polski poeta epoki oświecenia, twórca i główny przedstawiciel nurtu sentymentalnego w polskiej liryce. [przypis edytorski]

139

Ludwik Osiński (1775–1838) – pisarz i krytyk literacki, dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie, profesor literatury na Uniwersytecie Warszawskim; wybitny przedstawiciel klasycyzmu postanisławowskiego; przetłumaczył na język polski wiele utworów scenicznych. [przypis edytorski]

140

Franciszek Ksawery Dmochowski (1762–1808) – poeta, krytyk literacki i publicysta; działacz tzw. jakobinów polskich w powstaniu kościuszkowskim 1794 r.; sekretarz Towarzystwa Przyjaciół Nauk; autor Sztuki rymotwórczej (adaptacji poematu N. Boileau), pierwszy polski tłumacz Iliady, współautor O ustanowieniu i upadku Konstytucji 3 Maja. [przypis edytorski]

141

Nicolas Boileau (1636–1711) – francuski poeta klasycystyczny. [przypis edytorski]

142

wierszów – dziś popr. forma D. lm: wierszy. [przypis edytorski]

143

ekskursja (z łac. a. z ros.) – wycieczka, wyprawa. [przypis edytorski]

144

Myszeida – poemat heroikomiczny Ignacego Krasickiego o wojnie kotów z wojskami szczurzo-mysimi, z udziałem ludzi (Popiel i jego córka Duchna stoją po stronie kotów); poemat heroikomiczny – utwór literacki, opierający się na połączeniu podniosłego stylu wypowiedzi z błahą, przyziemną tematyką, co tworzy efekt komiczny. [przypis edytorski]

145

Powrót na wieś – wiersz Franciszka Karpińskiego. [przypis edytorski]

146

Pacierz staruszka – wiersz Adama Naruszewicza. [przypis edytorski]

Wspomnienia niebieskiego mundurka

Подняться наверх