Читать книгу Żona winiarza - Кристин Хармель - Страница 7

ROZDZIAŁ PIERWSZY
Maj 1940

Оглавление

INČS

Inčs Chauveau pędziła na południowy zachód od Reims krętą drogą biegnącą ponad bujnymi winnicami Szampanii, lśniący czarny citroën wzbijał chmury kurzu, a wiatr targał zawzięcie jej kasztanowymi włosami. Był maj, winorośl budziła się do życia, jej maleńkie pączki przypominały piąstki wyciągnięte ku słońcu. Za kilka tygodni zakwitną, a we wrześniu winogrona – jasnozielone chardonnay, atramentowe pinot meunier, ciemnofioletowe pinot noir – okrągłe i pękate, będą gotowe do zbioru.

Ale czy Inčs nadal tu będzie? Ktokolwiek z nich? Przeszył ją dreszcz. Zahamowała przed zakrętem, silnik zazgrzytał w proteście, gdy skręciła w drogę prowadzącą do domu. Michel na pewno ją zruga, że jeździ zbyt szybko, zbyt brawurowo. Ale co tam, on we wszystkim jest nadmiernie ostrożny.

W czerwcu minie rok od ich ślubu i Inčs nie mogła sobie przypomnieć ani jednego dnia, by jej za coś delikatnie nie upomniał. „Po prostu uważam na ciebie, Inčs – powtarzał. – To powinność męża”. Ostatnio prawie wszystkie jego przestrogi dotyczyły Niemców, którzy czaili się po drugiej stronie niezdobytej linii Maginota, ufortyfikowanej granicy, która chroniła Francję od chaosu dręczącego resztę Europy. „Ci z nas, którzy byli na Wielkiej Wojnie, wiedzą, że trzeba traktować ich poważnie” – mówił co najmniej raz dziennie, choć miał zaledwie cztery lata, gdy toczyły się rozstrzygające bitwy.

Oczywiście Inčs, sześć lat młodszej od Michela, jeszcze nie było na świecie, gdy w 1918 roku Niemcy w końcu wycofali się znad Marny, prawie zrównując Reims z ziemią. Ale ojciec nader często opowiadał jej o wojnie – zazwyczaj popijając brandy i waląc pięścią w stół – wiedziała więc dobrze, że trzeba być czujnym.

„Nigdy nie można ufać Hunom!”. Słyszała głęboki, grzmiący głos w uszach, chociaż jej ojciec nie żył od wielu lat. „Mogą udawać przyjaciela Francji, ale tylko głupiec im uwierzy”.

Cóż, Inčs nie była głupia. A dziś to ona przyniesie tę straszną wiadomość, która wszystko zmieniała. Czuła z tego powodu przekorną satysfakcję, ale gdy pędziła do Ville-Dommange, cichy, siedemsetletni surowy kościółek Saint-Lié, górujący nad miasteczkiem, wydawał się szydzić z jej małostkowości. Nieważne, kto miał rację. Chodziło o wojnę. Śmierć. Krew młodych mężczyzn już wsiąkała w ziemię w lasach na północy. Wszystko to przewidział jej mąż.

Wjechała przez bramę, zahamowała ostro przed wielkim dwupiętrowym kamiennym château, wyskoczyła z samochodu i pobiegła do drzwi prowadzących do rozległej sieci podziemnych piwnic.

– Michel! – zawołała, zbiegając co dwa stopnie, a chłodne, wilgotne powietrze podziemi uderzyło ją w twarz jak kubeł wody. – Michel!

Jej głos odbijał się echem w zawiłym labiryncie korytarzy wydrążonych w ziemi trzy ćwierci wieku temu przez ekscentrycznego pradziadka jej męża. Leżakowało tu tysiące butelek szampana, mała fortuna bąbelków, czekających na następny etap produkcji.

– Inčs? – Zaniepokojony głos Michela dochodził gdzieś z głębi; potem usłyszała zbliżające się kroki i w końcu on sam wyłonił się zza rogu na wprost niej, a za nim Theo Laurent, chef de cave Maison Chauveau, naczelny winiarz. – Moja droga, co się stało? – spytał Michel; pospieszył ku niej, położył jej ręce na ramionach i przyglądał się w skupieniu jej twarzy. – Dobrze się czujesz, Inčs?

– Nie. – Nie zdawała sobie sprawy, jak ciężko oddycha po usłyszeniu tej wiadomości, brawurowej jeździe oraz gwałtownym zejściu do chłodnych piwnic. – Nie, Michel, wcale dobrze się nie czuję.

– Co się stało? – spytał, podczas gdy Theo przyglądał się jej w milczeniu, jak zwykle z beznamiętnym wyrazem twarzy.

– Zaczęło się – wykrztusiła. – Inwazja! Niemcy nadchodzą!

Ciężka cisza zawisła w wilgotnym powietrzu. Ile czasu minie, zanim spokój piwnic zakłóci dudnienie marszowych kroków na górze? Wszystko, co stworzyli, może zostać zagrożone, być może nawet zniszczone.

– Ach, tak – rzekł w końcu Michel. – Przypuszczam, że nadszedł czas, by dokończyć obracanie butelek z szampanem.

Żona winiarza

Подняться наверх