Читать книгу Zapisane w wodzie - Paula Hawkins - Страница 12

Оглавление

Nickie

Jedne szły do wody dobrowolnie, a inne nie i gdyby spytać o to Nickie – nie, żeby ktoś pytał – Nel Abbott nie poddała się bez walki. Ale ponieważ nikt jej o to nie zagadnął, nie było sensu czegokolwiek mówić. Zwłaszcza policjantom. Nickie nie rozmawiałaby z nimi, nawet gdyby nie wpakowała się kiedyś w kłopoty tym bardziej o tym. Zbyt ryzykowne.

Miała mieszkanie nad sklepem spożywczym, w sumie jeden pokój z otwartą kuchnią i łazienką tak malutką, że nie zasługiwała na tę nazwę. Jak na całe życie to trochę mało, nie było się czym chwalić, miała za to wygodny fotel przy oknie z widokiem na miasto. W tym fotelu siedziała, jadła, a nawet spała; ostatnio nie sypiała prawie wcale, więc nie było sensu się kłaść.

Tak więc siedziała i obserwowała to, co się działo, a jeśli czegoś nie widziała, wyraźnie to czuła. Wtedy również coś poczuła, na długo przed tym, jak na moście zamigotały niebieskie światła. Nie wiedziała, że chodzi o Nel Abbott; nie od razu. Ludzie myślą, że ma stąd idealny widok, ale to nie takie proste. Wiedziała jedynie, że ktoś znowu poszedł popływać. Siedziała po ciemku i patrzyła: schodami wbiegł na górę mężczyzna z psami, potem nadjechał samochód, ale nie policyjny tylko taki zwyczajny granatowy. Detektyw inspektor Sean Townsend, pomyślała i miała rację. On i mężczyzna z psami zeszli na dół, a potem nadciągnęła kawaleria z migoczącymi światłami, ale bez syren. Bo i po co syreny? Nie było pośpiechu.

O wschodzie słońca poszła po mleko i gazetę i wszyscy już gadali, wszyscy mówili, że skoczyła kolejna, już druga w tym roku, ale kiedy powiedzieli, kto skoczył, i okazało się, że to Nel Abbott, Nickie od razu wiedziała, że ta to nie to samo co tamta.

Chciała pójść do Townsenda i mu powiedzieć, już wtedy. Ale chociaż Sean był miłym młodym człowiekiem, był także policjantem, a policji nie ufała. Gdyby nie miała do niego słabości, w ogóle nie przyszłoby jej to do głowy. Sean też przeżył tragedię i Bóg wie co jeszcze, poza tym zawsze był dla niej miły, a kiedy ją aresztowano, tylko on okazał jej serce.

Dokładniej mówiąc, kiedy aresztowano ją po raz drugi jakieś sześć czy siedem lat temu. Po pierwszej wpadce i wyroku za oszustwo prawie całkiem zrezygnowała z interesu, przyjmując tylko kilku stałych klientów i garstkę tych zafascynowanych czarami, którzy odwiedzali ją czasem, żeby oddać hołd Libby, Mary i wszystkim kobietom z Topieliska. Ot, stawiała tarota, latem dawała się namówić na parę seansów, a czasem proszono ją, żeby nawiązała kontakt z czyimś krewnym albo którąś z tych, co skoczyły. Ale broń Boże nikogo nie nagabywała ani nie namawiała, i to dość długo.

Ale potem znowu obcięto jej zasiłek, więc musiała wrócić do pracy. Przy pomocy jednego z młodych ochotników z biblioteki założyła stronę internetową; oferowała nawiązanie kontaktu ze zmarłymi za piętnaście funtów za pół godziny, a więc po bardzo konkurencyjnej cenie, bo taka Susie Morgan, ta z telewizji – a medium z niej takie jak z koziej dupy trąba – liczy sobie trzydzieści bez jednego pensa za dwadzieścia minut, przy czym klient nie rozmawia z nią, tylko z członkiem jej „zespołu parapsychologicznego”.

Strona wisiała ledwie kilka tygodni, bo ktoś z inspekcji handlowej doniósł na policję, że nie zamieszczając na niej stosownych klauzul, naruszyła przepisy dotyczące ochrony konsumentów. Przepisy dotyczące ochrony konsumentów! Powiedziała, że nie miała o tym pojęcia, a tamci, że już dawno zmieniło się prawo. Spytała, skąd mogła o tym wiedzieć, czym, co oczywiste, wzbudziła powszechną wesołość. Jak to? Więc widzi pani tylko przyszłość? A przeszłości już nie?

Nie śmiał się tylko detektyw inspektor Townsend, wtedy zwykły posterunkowy. Był dla niej dobry i wyjaśnił, że chodzi o nowe przepisy unijne. Przepisy unijne! Ochrona konsumenta! W siedemnastym wieku takie jak ona ścigano (i prześladowano) za pogwałcenie Statutu o Czarach, potem za naruszenie Ustawy o Praktykach Spirytystycznych. A teraz narażają się europejskim biurokratom. Jakże nisko upadają wielcy.

Tak więc zlikwidowała stronę, wyrzekła się technologii i powróciła do dawnych sposobów, ale mało kto do niej przychodził.

Trzeba przyznać, że to, iż skoczyła Nel, akurat ona, bardzo nią wstrząsnęło. Miała wyrzuty sumienia. Nie dlatego, że czuła się winna, bo winna nie była. Ale zastanawiała się, czy nie powiedziała za dużo, za dużo nie zdradziła. Z drugiej strony, przecież to nie ona to wszystko zaczęła. Nel Abbott już od dawna igrała z ogniem, miała obsesję na punkcie rzeki i jej tajemnic, a taka obsesja nigdy nie kończy się dobrze. Nie, nie wysłała jej na poszukiwanie kłopotów, wskazała jedynie właściwą drogę. No i ją ostrzegała. Bo ostrzegała, prawda? Ale nikt jej nie słuchał. Stale powtarzała, że w miasteczku są tacy, którzy od razu cię potępią, że zawsze tu byli. Ale ludzie przymykali i wciąż przymykają na to oko. Bo kto by chciał pamiętać, że woda w rzece jest skażona żółcią i krwią tych udręczonych nieszczęśnic? Przecież codziennie ją piją.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Zapisane w wodzie

Подняться наверх