Читать книгу Otchłań – Księga 1 - Peter V. Brett - Страница 10

Оглавление

1

I jedno, i drugie

334 rok plagi

Leeshę zbudziły skurcze. Przerażona uniosła głowę.

Po dziesięciu dniach na trakcie pod eskortą pięciu tysięcy Rębaczy była już przyzwyczajona do niewygód. Mogła teraz spać jedynie na boku, do czego ławka w wozie zupełnie się nie nadawała. Przeniosła się więc na podłogę, podobnie jak Amanvah i Sikvah, które spały wśród poduszek.

Jej mięśnie maciczne kurczyły się i rozprężały, szykując się do pracy, która je czekała, a dziewczynę zalewały fale bólu. Co prawda poród miał nastąpić dopiero za trzynaście tygodni, ale ciężarnym kobietom często przytrafiały się ataki przedwczesnego bólu.

„A każda z nich za pierwszym razem wpada w panikę” – mawiała Bruna. „Myślą, że już się zaczyna. Przytrafiło się to nawet mnie, choć zanim wystękałam własne dziecko na świat, odebrałam dziesiątki porodów”.

Leesha zaczęła oddychać w szybkim, równym rytmie, by narzucić sobie spokój i załagodzić nieco ból, który zresztą ostatnio wciąż jej towarzyszył. Potężne kopniaki dziecka pozostawiły liczne sińce na skórze jej brzucha.

Kilkakrotnie w trakcie ciąży Leesha zmuszona była wykorzystać potężną moc runów, na co dziecko za każdym razem reagowało bardzo gwałtownie. Dzięki magicznemu oddziaływaniu ludzie nabywali ogromnej siły i wytrzymałości, starzy odzyskiwali młodość, a młodzi przedwcześnie osiągali dojrzałość. Magia intensyfikowała emocje i kruszyła opanowanie. Człowiek pod jej wpływem stawał się skory do agresji, wręcz niebezpieczny. Jaki wpływ tak wielka moc mogła wywrzeć na nieuformowane jeszcze dziecko?

Ciąża nie weszła jeszcze w siódmy miesiąc, mimo to Leesha wyglądała, jakby jej termin się zbliżał, i tak też się czuła. Spodziewała się wcześniejszego porodu, nawet go oczekiwała, bo bała się, że dziecko okaże się zbyt duże, by urodziła je siłami natury. Ba, mogła się spodziewać wszystkiego, łącznie z tym, że potomek samodzielnie wybije dziurę w ścianie łona i wypełznie na świat.

Leesha oddychała i oddychała, ale spokój nie nadchodził, a ból nie słabł.

„Istnieje tysiąc powodów, dla których pojawiają się przedwczesne skurcze” – uczyła Bruna. „Zacznijmy od tego, że dzieciak mógł wymierzyć kopa w pełny pęcherz”.

Leesha znalazła nocnik i załatwiła się, ale nie uśmierzyło to spazmów. Zerknęła na mocz. Był mętny i zabarwiony krwią. Zamarła zapatrzona, a jej myśli rozpoczęły gorączkową gonitwę, ale wówczas dziecko kopnęło raz jeszcze, i to mocno. Leesha krzyknęła z bólu. Nie miała już wątpliwości.

Zaczęło się.


O świcie, gdy Wonda przybyła, by złożyć meldunek, Leesha siedziała wsparta o ławkę. Ogromna dziewczyna ściągnęła wodze, zsunęła się z siodła zręcznie jak kot i stanęła na pierwszym stopniu poruszającego się wozu. Otworzyła drzwi i z wdziękiem opadła na siedzisko naprzeciwko Leeshy.

– Już prawie jesteśmy w domu, pani, jeśli chcesz się ciut przygotować – rzekła. – Gar pojechał przodem, gdy spałaś. Właśnie rozmawiałam z jego posłańcem.

– Jest źle? – spytała Leesha.

– Bardzo źle. Zgromadzili cały dwór. Gar próbował im to wyperswadować, ale nie był w stanie. Powiedział, że prędzej wyrwałby pniaka gołymi rękami.

– Angieriańczycy i ich przeklęty ceremoniał – skrzywiła się Leesha.

Zaczynała już rozumieć, dlaczego księżna Araine mogła przejść przez gromadę kłaniających się służących i udawać, że wcale ich nie dostrzega. Czasem był to jedyny sposób, by dotrzeć tam, gdzie chciała.

– Co więcej, to nie tylko służba i wojsko – ciągnęła Wonda. – Czeka na nas połowa rady miejskiej.

– Na noc! – Leesha ukryła twarz w dłoniach.

– Powiedz tylko słowo, a uformuję wokół ciebie kordon Rębaczy – zaproponowała Wonda. – I powiem wszystkim, że spotkasz się z nimi po tym, jak odpoczniesz.

Leesha pokręciła głową.

– Wracam do domu jako hrabina i nie chcę rozpoczynać piastowania swojej godności od unikania wszystkich naokoło.

– Dobrze, pani – rzekła Wonda.

– Teraz inna sprawa. Muszę ci powiedzieć coś ważnego, ale obiecaj, że zachowasz spokój.

Wonda spojrzała na nią ze zdziwieniem, a potem szeroko otworzyła oczy. Zaczęła się podnosić.

– Wondo Rębacz, nawet nie próbuj podnosić tyłka! – Leesha wycelowała w nią palcem, jakby strzelała z bicza, i dziewczyna posłusznie klapnęła z powrotem na ławkę. – Skurcze występują co kwadrans i do porodu mamy jeszcze kilka godzin. Będę dziś zależna od twojej pomocy, moja droga, a więc wysłuchaj mnie uważnie i skup się.

Wonda z trudem przełknęła ślinę, ale pokiwała głową.

– Tak, pani. Powiedz mi, czego potrzebujesz, a zajmę się tym w okamgnieniu.

– Wyjdę z powozu statecznym, dostojnym krokiem i skieruję się ku drzwiom – rzekła Leesha. – Chcę rozmawiać tylko z jedną osobą naraz. Ani na moment nie będziemy się zatrzymywać ani zwalniać.

– Tak, pani.

– Oficjalnie mianuję cię dowódcą mojej straży przybocznej. Jeśli jest tak, jak mówisz, i wszyscy rzeczywiście znajdą się na dziedzińcu, będziesz mogła przejąć dowodzenie i posłać Rębaczki, żeby zajęły i zabezpieczyły rezydencję. Mają nie wpuszczać nikogo poza tobą, mną i Darsy.

– A Vika?

Leesha pokręciła głową.

– Vika będzie miała pierwszą od wielu miesięcy okazję, żeby ujrzeć swojego męża. Nie odbierajmy im tego. Poza tym Darsy jest równie kompetentna jak Vika.

– Dobrze, pani.

– Nie wolno ci zdradzić nikomu, co się właśnie dzieje. Nikomu. Ani straży, ani nawet Garedowi.

– Ale... – zaczęła Wonda.

Leesha przerwała jej bez skrupułów:

– Nikomu.

Zaczęła się kolejna fala skurczy i Leesha zacisnęła zęby, przez co jej głos zabrzmiał jak dzikie warknięcie. Miała wrażenie, że wokół brzucha owinął się wąż, który zaciskał sploty.

– Nie mam najmniejszego zamiaru pozwolić na to, żeby ludzka paplanina zamieniła moją sytuację w przedstawienie Minstrela. Mam zaraz urodzić dziecko Ahmanna Jardira! Nie wszyscy dobrze mu życzą i po jego narodzeniu oboje będziemy... Cóż, bezbronni.

Oczy Wondy stwardniały.

– Nie. Przysięgam, że póki żyję, nic ci nie będzie grozić. Przysięgam na słońce!


Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Otchłań – Księga 1

Подняться наверх