Читать книгу Pamiętnik egotysty - Стендаль (Мари-Анри Бейль), Стендаль - Страница 5

Rozdział V

Оглавление

Spostrzegłem się w r. 1832 – w ogóle moja filozofia jest z tego dnia, w którym piszę, byłem bardzo od niej odległy w 1821 – widzę tedy, że ja byłem czymś pośrednim między energicznym grubiaństwem generała Grosse, hrabiego Regnault de Saint-Jean-d'Angély oraz nieco lilipucią gracją hrabiego de Ségur, pana Petit, gospodarza Hotelu Brukselskiego, etc.

Jedynie co do nikczemności byłem obcy ostatecznościom, o które się pomawiam. Z braku zręczności, z braku zmysłu handlowego, jak mi to powiadał à propos moich książek i Akademii pan D. z „Debat” (pan Delécluze), przepuściłem kilka sposobności zrobienia wielkiej kariery politycznej, finansowej albo literackiej. Przypadkowo wszystko to kolejno pukało do moich drzwi. Marzenie – tkliwe w 1821, a później filozoficzne i melancholiczne (poza wszelką próżnością, ściśle takie jak pana Jakuba w As You Like It93) – stało się dla mnie taką rozkoszą, że kiedy przyjaciel spotkał mnie na ulicy, byłbym dał paola94 za to, aby się nie odzywał do mnie. Sam widok kogoś znajomego drażni mnie. Kiedy widzę z daleka takiego człowieka i kiedy trzeba myśleć o tym, aby mu się ukłonić, drażni mnie to na pięćdziesiąt kroków z góry. Szalenie lubię za to spotkać przyjaciół wieczorem w towarzystwie, w sobotę u pana Cuvier, w niedzielę u pana de Tracy, we wtorek u pani Ancelot, we środę u barona Gerard etc., etc.

Ktoś obdarzony odrobiną taktu widzi łatwo, że mnie męczy, zaczepiając mnie na ulicy. „Oto człowiek, który mnie lekceważy” – powiada sobie jego próżność i nie ma racji.

Stąd moje szczęście, kiedy się przechadzam dumnie po obcym mieście (Lancaster, Torre del Greco etc.), dokąd przybyłem przed godziną i gdzie jestem pewny, że mnie nikt nie zna. Od kilku lat zaczyna mi brakować tego szczęścia. Gdyby nie morska choroba, puściłbym się z przyjemnością do Ameryki. Czy uwierzycie? Nosiłbym z przyjemnością maskę, zmieniłbym z rozkoszą nazwisko. Tysiąc i jedna nocy, które uwielbiam, wypełniają więcej niż ćwierć mojej głowy. Często myślę o pierścieniu Angeliki; największą moją przyjemnością byłoby zmienić się w długiego blondasa Niemca i przechadzać się tak po Paryżu.

Widzę, przeglądając te kartki, że byłem przy panu de Tracy. Ten starzec tak kształtny, zawsze czarno ubrany, w swoim obszernym zielonym surducie, stojący przed kominkiem to na jednej, to na drugiej nodze, miał sposób mówienia, który był przeciwieństwem jego pism. Spostrzeżenia subtelne, wytworne; brzydził się jaskrawszym słowem jak klątwą, a pisze jak jaki wójt gminny. Energiczna prostota, którą, jak się zdaje, miałem w owym czasie, nie bardzo musiała mu się podobać. Nosiłem olbrzymie czarne faworyty95, za które pani Doligny wstydziła się mnie w rok później. Ta głowa włoskiego rzeźnika nie zdawała się zbytnio odpowiadać ekspułkownikowi Ludwika XVI.

Pan de Tracy, syn wdowy, urodził się około 1765 z 300 000 franków renty. Pałac jego był przy ulicy de Tracy, koło ulicy Saint-Martin.

Stał się mimowolnym spekulantem, jak wielu ludzi bogatych z r. 1780. Pan de Tracy zbudował swoją ulicę i stracił na niej 200 000 albo 300 000 franków, i tak dalej. Przypuszczam, że dziś ten człowiek (tak uroczy, kiedy około 1790 był kochankiem pani de Praslin), ten głęboki logik, zmienił swoje 300 000 franków renty na niespełna 30 000.

Matka jego, kobieta rzadkiego rozsądku, była w łaskach na dworze; toteż mając dwadzieścia dwa lata syn był pułkownikiem, i to pułkownikiem pułku, gdzie między kapitanami zastał pana de Tracy, swego kuzyna, widocznie równie szerokiego umysłu jak on, skoro nigdy nie przyszło mu do głowy oburzać się, że ta dwudziestodwuletnia laleczka ma dowodzić pułkiem, w którym on służy.

Ta laleczka, która – jak mi mówiła później pani de Tracy – miała tak cudowne ruchy, posiadała mimo to podkład rozsądku. Ta matka, rzadka kobieta, dowiedziawszy się, że istnieje w Strasburgu filozof (a zważcie, że to było może w r. 1780: nie filozof jak Wolter, Diderot, Raynal), dowiedziawszy się, powiadam, że jest w Strasburgu filozof, który analizuje myśli człowieka, obrazy lub znaki wszystkiego, co człowiek widzi i czuje, zrozumiała, że gdyby jej syn posiadł umiejętność poruszania tymi obrazami, dałoby mu to zapas oleju w głowie.

Wyobraźcie sobie, co za minę musiał mieć w 1785 bardzo przystojny młody człowiek, doskonale urodzony, bywający u dworu, z 300 000 franków renty!

Margrabina de Tracy umieściła syna w artylerii, co przez dwa lata z rzędu trzymało go w Strasburgu. Jeśli kiedy będę tamtędy przejeżdżał, spytam, co to był za sławny filozof, Niemiec96, w tym mieście około 1780.

W dwa lata później, zdaje mi się, pan de Tracy był w Rethel ze swoim pułkiem, który, zdaje się, był pułkiem dragonów, rzecz do sprawdzenia w „Almanachu Królewskim” owego czasu.


Cytryny…


Pan de Tracy nie mówił mi nigdy o tych cytrynach. Usłyszałem tę historię od innego mizantropa97, niejakiego pana Jacquemont, eksmnicha i, co więcej, bardzo zacnego człowieka. Pan de Tracy opowiedział mi za to mnóstwo anegdotek o armii francuskiej, którą dowodził pan de La Fayette98.

Jego podpułkownik chciał uprowadzić swój pułk i wyemigrować razem z nim…


Urlop i pojedynek…


Wysoka postać, a na szczycie tego rosłego ciała twarz niewzruszona, zimna, nieznacząca jak stary portret rodzinny, głowa okryta garbiącą się i źle zrobioną peruką z krótkimi włosami – ten człowiek ubrany w jakieś szare, źle skrojone ubranie, kulejący nieco i wspierający się na lasce, w salonie pani de Tracy, która go nazywała, z czarującym akcentem, „drogi panie”, to był generał La Fayette w 1821 i takim go nam pokazał Gaskończyk Scheffer w swoim bardzo podobnym portrecie.

To „drogi panie” pani de Tracy i powiedziane tym tonem doprowadzało, zdaje mi się, do rozpaczy pana de Tracy. To nie znaczy, aby pan de La Fayette cieszył się niedozwolonymi łaskami jego żony albo aby pan de Tracy troszczył się w swoim wieku o tego rodzaju nieszczęścia. Chodziło po prostu o to, że szczere i nigdy nieudane ani nieprzesadzone uwielbienie pani de Tracy dla pana de La Fayette czyniło tegoż zbyt oczywiście pierwszą figurą salonu.

Mimo całej mojej naiwności w 1821 (zawsze żyłem w złudzeniach entuzjazmu i namiętności) odgadłem to sam jeden .

Zrozumiałem także bez niczyjej wskazówki, że pan de La Fayette to jest po prostu bohater z Plutarcha99. Żył z dnia na dzień, bez zbytniego nakładu inteligencji, spełniając jak Epaminondas100 wielki czyn, który się nastręczył. Na razie mimo swego wieku (urodzony w 1757 jak jego towarzysz gry w piłkę Karol X) jedynie zajęty miętoszeniem spódniczek jakiejś ładnej służącej (vulgo101 obmacywaniem tejże), i to często, i nie żenując się zbytnio.

Oczekując wielkich czynów, które nie nadarzają się co dzień, oraz sposobności obmacywania młodych kobiet, która nastręcza się tylko po północy przy wyjściu, pan de La Fayette ucieleśniał bez zbytniej elegancji komunał gwardii narodowej. Ten rząd jest dobry, i tylko ten, który zapewnia obywatelowi bezpieczeństwo na gościńcu, równość przed sędzią i sędziego dostatecznie światłego, rzetelną monetę, znośne drogi, należytą opiekę za granicą. W tym pojęciu rzecz nie jest zbyt skomplikowana.

Trzeba przyznać, że daleko jest od takiego człowieka do pana de Ségur, mistrza ceremonii: toteż Francja, a zwłaszcza Paryż, poniosą hańbę u potomności, że nie poznały się na wielkim człowieku.

Co do mnie, przyzwyczajonego do Napoleona i do lorda Byrona102 – dodam jeszcze: lorda Brougham103, Montiego, Canovy104, Rossiniego105 – odgadłem natychmiast wielkość pana de La Fayette i wytrwałem przy tym. Widziałem go w Dniach Lipcowych w podziurawionej koszuli; przyjmował każdego intryganta, każdego głupca, każdego, kto umiał się nadymać. Mnie przyjął gorzej, uczcił moim kosztem jakiegoś tępego sekretarza, pana Levasseur. Tak samo nie przyszło mi na myśl gniewać się o to albo mniej go uwielbiać, jak mi nie przychodzi na myśl bluźnić przeciw słońcu, kiedy się okryje chmurą.

Pan de La Fayette, licząc sobie siedemdziesiąt pięć lat, ma tę samą wadę, co ja: pali się do młodej Portugalki, osiemnastolatki, która zjawia się w salonie pani de Tracy jako przyjaciółka jego wnuczek, panien La Fayette, de Lasteyrie, de Mauborurg. Myśli tylko o niej, wyobraża sobie – jak i o każdej innej młodej kobiecie – że ta Portugalka patrzy na niego łaskawie. A co zabawne, stary czasami ma rację! Jego europejska sława, wykwint jego słowa, mimo pozornej prostoty, oczy, które ożywiają się, skoro znajdą się w pobliżu ładnej piersi, wszystko składa się na to, aby mu dać wesoło przebyć ostatnie lata, ku wielkiemu zgorszeniu kobiet trzydziestopięcioletnich, margrabiny de Marmier (Choiseul), pani de Perey i innych, które bywają w tym salonie. Wszystko to nie pojmuje, aby można być miłym inaczej niż za pomocą kwiatków à la Ségur lub błyskotliwych uwag Beniamina Constant106.

Pan de La Fayette jest nadzwyczaj uprzejmy, a nawet serdeczny dla wszystkich, ale grzeczny jak król . Powiedziałem to raz pani de Tracy, która się pogniewała, o tyle, o ile wcielony wdzięk może się pogniewać; ale zrozumiała może od tego dnia, że energiczna prostota moich odezwań się to nie była tępota jakiegoś Dunoyer107, na przykład. Był to dzielny liberał, dziś arcymoralny prefekt w Moulins, człowiek najlepszych intencji, najbardziej może heroiczny i najgłupszy z liberalnych pisarzy. Możecie mi wierzyć, mnie, który jestem z ich stronnictwa, to wiele powiedziane! Cielęcy podziw pana Dunoyer, redaktora „Censeur”, oraz paru innych tego samego kalibru, otaczał bez ustanku fotel generała, który, skoro tylko mógł, ku ich wielkiemu zgorszeniu zostawiał ich tam, aby podziwiać z bardzo bliska i z płomiennymi oczami ładne ramiona jakiej młodej kobiety, która właśnie weszła. Ci biedni cnotliwi ludzie (wszyscy zaprzedani jak… ministrowi Périer108 w 1832) zostawali z pociesznymi minami, a ja kpiłem sobie z nich, co gorszyło moją nową przyjaciółkę. Ale wyraźne było, że ona ma słabość do mnie. „Jest w nim jakaś iskra” – mówiła raz do pewnej damy, z owych dam stworzonych do podziwiania lilipucich słówek à la Ségur, gdy ta skarżyła się na szczerą i surową prostotę, z jaką mówiłem, że wszyscy ci ultraliberałowie są bardzo czcigodni dla swej nieskazitelnej cnoty, ale poza tym niezdolni zrozumieć, że dwa a dwa jest cztery. Ciężkość, powolność, cnota, przestraszające się najmniejszej prawdy powiedzianej Amerykanom, jakiegoś Dunoyer, jakiegoś X, jakiegoś Y to jest doprawdy coś przechodzącego wszelką wiarę, tak samo jak brak wszelkich pojęć wykraczających poza przeciętność u jakiegoś Ludwika Vitet109, Mortimera Ternaux110, nowej generacji, która odmłodziła salon państwa de Tracy około 1828. Wśród tego wszystkiego pan de La Fayette był i jest z pewnością jeszcze „głową stronnictwa”.

Musiał nabrać tego przyzwyczajenia w 1789. Główna rzecz to nie narazić się nikomu i pamiętać wszystkie nazwiska, w czym jest cudowny. Ciągła pamięć o interesach głowy stronnictwa tępi u pana de La Fayette wszelkie idee literackie, do których zresztą uważam go za dość niezdolnego. Dzięki tej właśnie organizacji nie czuł, jak sądzę, całej ciężkości, całej nudy pisaniny pana Dunoyer et consortes

93

As You Like It (ang.) – Jak wam się podoba, sztuka Williama Shakespeare'a. [przypis edytorski]

94

paolo – dawna moneta włoska wprowadzona przez papieża Pawła III. [przypis edytorski]

95

faworyty – bokobrody, baczki. [przypis edytorski]

96

sławny filozof, Niemiec – czyli wybitny matematyk Philippe-Jacques Müller. [przypis edytorski]

97

mizantrop – osoba stroniąca od ludzi, odczuwająca do nich niechęć. [przypis edytorski]

98

markiz de LaFayette (1757–1834) – francuski polityk, liberał i dowódca wojskowy, uczestnik wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. [przypis edytorski]

99

Plutarch z Cheronei (50–125 n.e.) – grecki historyk i mówca, autor m. in. Żywotów równoległych. [przypis edytorski]

100

Epaminondas (ok. 420 p.n.e.–362 p.n.e.) – wojskowy i polityk z Teb, kilkakrotnie pokonał Spartę. [przypis edytorski]

101

vulgo (łac.) – w języku gminu. [przypis edytorski]

102

Byron, Georges (1788–1824) – poeta, czołowy przedstawiciel angielskiego romantyzmu; zwolennik europejskich ruchów niepodległościowych. [przypis edytorski]

103

Brougham, Henry Peter (1778–1868) – polityk, prawnik i dziennikarz brytyjski, kanclerz w latach 1830-1834. [przypis edytorski]

104

Canova, Antonio (1757–1822) – włoski rzeźbiarz, architekt i malarz. [przypis edytorski]

105

Rossini, Gioachino Antonio (1792–1868) – włoski kompozytor operowy. [przypis edytorski]

106

Constant, Benjamin (1767–1830) – polityk i pisarz francuski, pochodzący ze Szwajcarii, autor m. in. powiastki Adolf i licznych dzieł z zakresu filozofii politycznej, związany uczuciowo z panią de Staël. [przypis edytorski]

107

Dunoyer – prawdop. Barthélemy-Charles-Pierre-Joseph Dunoyer de Segonzac (1786–1862), ekonomista francuski. [przypis edytorski]

108

Périer, Casimir (1777–1832) – polityk francuski. [przypis edytorski]

109

Vitet, Louis (1736–1809) – lekarz i polityk francuski. [przypis edytorski]

110

Ternaux, Louis Mortimer (1808–1872) – historyk i polityk francuski. [przypis edytorski]

Pamiętnik egotysty

Подняться наверх