Читать книгу Wyznanie Crossa - Sylvia Day - Страница 7

4

Оглавление

Doszłam do swojego biurka i opadłam na krzesło. Na samą myśl o rozmowie z Brettem pociły mi się dłonie. Przygotowywałam się mentalnie na iskrę, która przeszyje mnie całą na dźwięk jego głosu, i następujące po niej poczucie winy. Nie chodziło o to, że chciałam wrócić do Bretta. Ale byliśmy kiedyś razem i łączyło nas czysto hormonalne przyciąganie. Mimo iż nie miałam najmniejszej ochoty się poddawać, nie mogłam udawać, że tego nie ma.

Włożyłam do szuflady biurka torebkę i siatkę z butami na zmianę, przebiegając wzrokiem po kolażu zdjęć Gideona i moich. Podarował mi go, żebym zawsze o nim myślała – tak jakby istniały w ogóle chwile, w których opuszczał moje myśli. Nawet śniłam o nim.

Zadzwonił mój telefon. Rozmowa przełączona z recepcji. Brett się nie poddawał. Zdeterminowana, aby zachować profesjonalny ton i przypomnieć mu, że jestem w pracy i nie mogę prowadzić niestosownych prywatnych rozmów, odebrałam telefon.

– Biuro Marka Garrity’ego, mówi Eva Tramell.

– Eva, jesteś wreszcie. Mówi Brett.

Zamknęłam oczy i chłonęłam jego głos, określony przez Megumi jako „seks oblany czekoladą”. Brzmiał nawet bardziej seksownie i dekadencko, niż gdy śpiewał, co pozwoliło jego zespołowi Six-Ninths wspiąć się na szczyty list przebojów. Podpisał umowę z Vidal Records, wytwórnią, którą zarządzał ojczym Gideona, Christopher Vidal Senior, a w której Gideon z jakiegoś powodu miał większość udziałów. Świat jest mały.

– Cześć. Jak tam twoja trasa koncertowa?

– Totalna abstrakcja. Cały czas nie mogę w to wszystko uwierzyć.

– Marzyłeś o tym od dawna i zasługujesz na to. Korzystaj.

– Dzięki. – Zamilkł na moment i przywołałam w pamięci jego obraz. Gdy widzieliśmy się po raz ostatni, wyglądał świetnie: nastroszone włosy z platynowymi końcówkami, ciemne szmaragdowe oczy rozpalone pożądaniem. Był wysoki i muskularny, lecz nieprzesadnie, jego wytrenowane ciało mogło sprostać wymogom życia gwiazdy rocka. Opaloną skórę zdobiły tatuaże, miał kolczyki w sutkach, które nauczyłam się ssać, gdy chciałam, żeby we mnie stwardniał...

Ale nawet się nie umywał do Gideona. Mogłam podziwiać Bretta, jak każda inna przedstawicielka płci żeńskiej, Gideon jednak był klasą dla siebie.

– Słuchaj – zaczął Brett – wiem, że pracujesz, i nie chcę ci przeszkadzać, ale wracam do Nowego Jorku i chciałem się z tobą zobaczyć.

Skrzyżowałam nogi w kostkach pod biurkiem.

– Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł.

– Mamy na Times Square premierę teledysku do Golden. Chciałbym, żebyś tam ze mną była.

– Była z tobą... Hmm. – Rozmasowałam sobie skronie. Zaskoczył mnie swoją propozycją, więc skupiłam się na myśli o tym, że mama skrytykowałaby mnie za pocieranie twarzy, bo jej zdaniem powodowało to powstawanie zmarszczek. – Miło mi, że o mnie pomyślałeś, ale muszę wiedzieć, czy pogodziłeś się z faktem, że będziemy jedynie przyjaciółmi?

– Jasne że nie – zaśmiał się. – Jesteś singielką. Strata Crossa jest moją wygraną.

Jasna cholera. Odkąd blogi plotkarskie opisały sfingowany powrót Gideona do Corinne, minęły już prawie trzy tygodnie. Najwidoczniej wszyscy postanowili, że najwyższy czas, abym związała się z nowym mężczyzną.

– To nie takie proste, Brett. Nie jestem gotowa na nowy związek.

– Zaprosiłem cię tylko na randkę, nie żądam wieloletniego zobowiązania.

– Brett, naprawdę...

– Musisz tam być, Evo. – Jego głos nabrał uwodzicielskiego tembru, który zawsze sprawiał, że ściągałam dla niego majtki. – To twoja piosenka. Nie przyjmuję odmowy.

– Musisz ją przyjąć.

– Jeśli nie przyjdziesz, bardzo mnie zranisz – wyszeptał. – Nie żartuję. Jeśli chcesz, pójdziemy jako przyjaciele, ale musisz tam być.

Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o biurko.

– Nie chcę cię zwodzić. – Ani wkurzyć Gideona, pomyślałam.

– Obiecuję, że potraktuję to jako przyjacielską przysługę.

Już to widzę. Nic nie odpowiedziałam.

Brett jednak się nie poddawał. Być może nigdy się nie podda.

– Zgadzasz się? – dopytywał.

Kątem oka dostrzegłam filiżankę kawy i stojącego za mną Marka.

– Okej – zgodziłam się, głównie dlatego, żeby móc zabrać się do pracy.

– Tak! – W jego głosie słychać było nutkę triumfu, której zapewne towarzyszył również triumfalny gest ręki. – To będzie w czwartek albo w piątek wieczorem, nie wiem jeszcze dokładnie. Daj mi numer komórki, to wyślę ci wiadomość, gdy będę znał szczegóły.

W pośpiechu podałam numer.

– Zapisałeś? Muszę już lecieć.

– Miłego dnia w pracy – powiedział, wprawiając mnie w poczucie winy, że tak go zbywam. Zawsze był świetnym facetem i mógłby być dobrym przyjacielem, ale zaprzepaściłam tę szansę, kiedy go pocałowałam.

– Dzięki, Brett... Naprawdę cieszę się z twojego sukcesu. Cześć. – Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na Marka. – Dzień dobry.

– Wszystko w porządku? – zapytał Mark, lekko marszcząc brwi. Miał na sobie granatowy garnitur i intensywnie fioletowy krawat, który idealnie pasował do jego ciemnej karnacji.

– Tak. Dziękuję za kawę.

– Bardzo proszę. Gotowa do pracy?

Uśmiechnęłam się.

– Zawsze.

*

Szybko zorientowałam się, że z Markiem jest coś nie tak. Wydawał się rozkojarzony i markotny, co zupełnie nie było w jego stylu. Pracowaliśmy nad kampanią reklamową oprogramowania do nauki języków obcych, ale miał problemy ze skupieniem uwagi. Zasugerowałam, żebyśmy zajęli się projektem promowania lokalnej zdrowej żywności, lecz to niczego nie zmieniło.

– Wszystko w porządku? – zapytałam w końcu, niezręcznie przechodząc na pozycję przyjaciela, chociaż oboje staraliśmy się tego unikać w godzinach pracy.

Co drugi tydzień zapominaliśmy o relacjach zawodowych i Mark wraz ze swoim partnerem Stevenem zapraszali mnie na obiad, ale poza tym staraliśmy się rygorystycznie nie wychodzić poza role szefa i podwładnej. Bardzo mi to odpowiadało, tym bardziej że wiedziałam, iż Mark zdaje sobie sprawę, jak bogaty jest mój ojczym. Nie chciałam korzystać z przywilejów, na które sama nie zapracowałam.

– Co? – Spojrzał na mnie i przeciągnął ręką po krótko ostrzyżonych włosach. – Przepraszam.

Położyłam tablet na kolanach.

– Wydaje mi się, że coś cię gryzie.

Wzruszył ramionami i zaczął kręcić się na krześle.

– W niedzielę przypada siódma rocznica mojego związku z Stevenem.

– Cudownie – odpowiedziałam z uśmiechem. Mark i Steven byli najbardziej stabilną, kochającą się parą, jaką znałam. – Gratulacje.

– Dzięki – odrzekł z wymuszonym uśmiechem.

– Idziecie gdzieś? Zrobiłeś jakąś rezerwację czy ja mam się tym zająć?

Pokręcił przecząco głową.

– Jeszcze się nie zdecydowałem. Nie wiem, co byłoby najlepsze.

– Zastanówmy się. Niestety osobiście nie miałam zbyt wielu rocznic, ale moja mama jest w tej dziedzinie specjalistką. Nauczyłam się od niej co nieco. – Po małżeństwach z trzema zamożnymi mężczyznami Monica Tramell Barker Mitchell Stanton mogłaby być profesjonalną organizatorką przyjęć i imprez, gdyby kiedykolwiek musiała pracować zawodowo. – Myślisz o czymś prywatnym, tylko dla was dwojga? Czy o przyjęciu z rodziną i przyjaciółmi? Zamierzacie wręczyć sobie prezenty?

– Chciałbym wziąć ślub! – wypalił mój szef.

– Och. Okej. – Odchyliłam się na krześle. – Trudno o coś bardziej romantycznego.

Mark zaśmiał się z konieczności i wlepił we mnie smętny wzrok.

– Powinno być romantycznie. Gdy Steven zaproponował ślub parę lat temu, zrobił to z wielką pompą, z sercami i kwiatami. Wiesz, że lubuje się w spektakularnych gestach. Zorganizował prawdziwe show.

Wpatrywałam się w niego zaskoczona.

– Powiedziałeś „nie”?

– Powiedziałem „jeszcze nie”. Dopiero zaczynałem stawać na nogi tu, w agencji, on zaczynał dostawać pierwsze lukratywne zlecenia i zbieraliśmy się do kupy po bolesnym rozstaniu. To nie był właściwy moment i wydawało mi się, że chce to zrobić z niewłaściwych powodów.

– Nikt nigdy nie może być tego pewien – powiedziałam zarówno do siebie, jak i do niego.

– Nie chciałem, aby pomyślał, że nie wierzę w nasz związek – kontynuował Mark, jakbym nic nie mówiła – więc jak ostatni idiota zwaliłem moją odmowę na instytucję małżeństwa.

Powstrzymałam uśmiech.

– Nie jesteś idiotą.

– W ciągu ostatnich paru lat wspomniał parę razy, że miałem rację, mówiąc „nie”.

– Ale ty nie powiedziałeś „nie”. Powiedziałeś „jeszcze nie”, prawda?

– Boże, nie wiem, już nie wiem, co powiedziałem. – Nachylił się i oparł łokcie na biurku, chowając twarz w dłoniach. – Spanikowałem. Miałem zaledwie dwadzieścia cztery lata. Może niektórzy w tym wieku są gotowi do tego typu zobowiązań, ale ja... ja nie byłem.

– A teraz, w wieku dwudziestu ośmiu lat, jesteś? – Zadrżałam na tę myśl, bo Gideon był w jego wieku, podczas gdy ja miałam tyle lat, ile Mark, gdy powiedział „nie”, i doskonale rozumiałam jego wątpliwości.

– Tak. – Mark podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. – Jestem absolutnie gotowy. Czuję, jakbym miał jakiś wewnętrzny zegar i z każdą godziną robię się coraz bardziej niecierpliwy. Tylko obawiam się, że Steve powie „nie”. Może dla niego ten moment minął cztery lata temu i teraz przestało mu już zależeć.

– Nie chcę prawić banałów, ale nie dowiesz się, póki nie zapytasz. Steve cię bardzo kocha. Myślę, że masz ogromne szanse usłyszeć „tak”.

Uśmiechnął się, pokazując uroczo nierówne zęby.

– Dziękuję.

– Daj znać w sprawie rezerwacji.

– Doceniam twoją ofertę. – Spoważniał nagle. – Przepraszam, że mówię o tym, gdy przeżywasz akurat tak bolesne rozstanie.

– Nie przejmuj się mną. Radzę sobie.

Mark przypatrywał się mi przez minutę, po czym pokiwał głową.

*

– Idziesz na lunch?

Spojrzałam na szczerą twarz Willa Grangera, niedawno przyjętego asystenta w Waters Field & Leaman, którego wprowadzałam w życie firmy. Nosił bokobrody i okulary w czarnych kwadratowych oprawkach, niczym bitnik, z czym było mu do twarzy. Był całkowicie wyluzowany i bardzo go lubiłam.

– Jasne. Na co masz ochotę?

– Makaron i chleb. I ciasto. Może pieczone ziemniaki.

Uniosłam brwi.

– W porządku, ale jeśli po południu zacznę przysypiać na biurku w węglowodanowej śpiączce, będziesz musiał wytłumaczyć mnie przed Markiem.

– Jesteś super, Eva. Natalie jest na jakiejś niskowęglowodanowej diecie, a ja nie mogę już wytrzymać bez skrobi i cukru. Niknę w oczach, spójrz tylko na mnie.

Z tego co mówił Will, między nim i jego szkolną miłością Natalie wszystko układało się bardzo dobrze. Nie miałam wątpliwości, że przeszedłby dla niej po rozżarzonych węglach, i ona również doskonale się nim opiekowała, chociaż żartobliwie utyskiwał na jej nadopiekuńczość.

– Nie ma sprawy – odrzekłam, chociaż poczułam ukłucie żalu. Przebywanie z dala od Gideona było torturą. Szczególnie w otoczeniu ludzi pozostających w szczęśliwych związkach.

Czekając na Willa, wysłałam wiadomość do Shawny – szwagierki Marka in spe – z pytaniem, czy ma ochotę na babskie wyjście w sobotni wieczór. Gdy nacisnęłam przycisk „wyślij”, zadzwonił mój telefon. Natychmiast odebrałam.

– Biuro Marka Garrity’ego...

– Evo.

Na dźwięk niskiego, ochrypłego głosu Gideona podkurczyłam palce u stóp.

– Witaj, mistrzu.

– Powiedz, że między nami wszystko w porządku.

Przygryzłam dolną wargę i poczułam ucisk w sercu. Musiał odczuwać między nami ten sam rozdźwięk, który niepokoił również mnie.

– Wszystko w porządku. A ty tak nie myślisz? Coś nie tak?

– Nie. – Zamilkł na chwilę. – Musiałem to po prostu usłyszeć.

– Nie udowodniłam tego wystarczająco jasno zeszłej nocy? – Gdy wbijałam paznokcie w twoje plecy... – Albo dziś rano? – Gdy klęczałam przed tobą...

– Chciałem usłyszeć, jak to mówisz, gdy na mnie nie patrzysz. – Głos Gideona pieścił moje zmysły.

Aż mi się zrobiło gorąco ze wstydu.

– Przepraszam – wyszeptałam zażenowana. – Wiem, że nie lubisz, gdy kobiety widzą tylko twoje ciało. Nie powinnam się w ten sposób zachowywać.

– Jezu, Evo, nie mam nic przeciwko temu, żeby być takim, jakiego mnie pragniesz. – Głos w słuchawce stał się opryskliwy. – Cieszę się, że podoba ci się, jak wyglądam, bo Bóg mi świadkiem, uwielbiam patrzeć na ciebie.

Zamknęłam oczy, żeby nie dać się ponieść tęsknocie. Teraz, gdy wiedziałam, jaka jestem dla niego ważna, jeszcze trudniej było mi utrzymywać dystans.

– Tak bardzo za tobą tęsknię. Dziwnie się czuję, bo wszyscy wokoło myślą, że zerwaliśmy i że powinnam rozejrzeć się za nowym facetem...

– Nie! – To pojedyncze słowo eksplodowało między nami, aż podskoczyłam na krześle. – Cholera jasna. Poczekaj na mnie, Evo. Ja czekałem na ciebie przez całe życie.

Z trudem przełknęłam ślinę i otworzyłam oczy, dostrzegając zmierzającego w moją stronę Willa. Zniżyłam głos.

– Będę na ciebie czekać w nieskończoność, jeśli tylko będziesz mój.

– To nie będzie trwało w nieskończoność. Robię, co mogę. Zaufaj mi.

– Ufam ci.

Usłyszałam, że inny telefon doprasza się jego uwagi.

– Do zobaczenia punkt ósma – oznajmił Gideon raptownie.

– Tak.

Linia zamilkła, a ja poczułam się nagle bardzo samotna.

– Gotowa na wyżerkę? – zapytał Will, zacierając z niecierpliwością ręce. Megumi jadła lunch ze swoim obawiającym się zaangażowania chłopakiem, więc nie dołączyła do nas. Byliśmy tylko Will, ja i tyle makaronu, ile zdoła zjeść w ciągu godziny.

Pomyślałam, że węglowodanowe otępienie może być dokładnie tym, czego mi teraz trzeba, więc wstałam ze słowami:

– Jasne.

*

Wracając z lunchu, kupiłam w Duane Reade bezcukrowy napój, a zanim wybiła piąta, postanowiłam pójść pobiegać.

Byłam członkiem fitness klubu Equinox, ale postanowiłam iść do klubu CrossTrainer. Dotkliwie odczuwałam brak Gideona. Może przebywanie w miejscu, z którego mamy dobre wspomnienia, odrobinę mi pomoże. Poza tym była to kwestia lojalności. Gideon był moim mężczyzną. Zrobię wszystko, żeby spędzić z nim resztę życia. Dla mnie oznaczało to wspieranie go we wszystkim, co robi.

Poszłam na piechotę do domu. Nie przeszkadzał mi upał, bo wiedziałam, że i tak spocę się na sali. Gdy wysiadłam z windy, mój wzrok powędrował do sąsiednich drzwi. Dotknęłam klucza, który dostałam od Gideona. Bawiłam się myślą, że mogłabym pójść zobaczyć jego apartament. Ciekawe, czy jest podobny do tego na Piątej Alei? Czy też zupełnie inny? Penthouse Gideona oszałamiał przedwojenną architekturą i staroświeckim urokiem. Przestrzeń ociekała bogactwem, ale jednocześnie była przytulna i przyjemna. Łatwo mogłam sobie wyobrazić tam zarówno małe dzieci, jak i zagranicznych dygnitarzy. Jak będzie wyglądało jego tymczasowe lokum? Kilka mebli, żadnych dzieł sztuki, pusta kuchnia? Jak dalece się tu zadomowił?

Zatrzymałam się przed moim mieszkaniem i wpatrywałam się w jego drzwi, bijąc się z myślami. Ostatecznie oparłam się pokusie. Wolałam, żeby sam wprowadził mnie do środka.

Weszłam do salonu i usłyszałam kobiecy śmiech. Na białej kanapie obok Cary’ego siedziała długonoga blondynka i przez spodnie od dresu pieściła jego kolano. Półnagi Cary otaczał Tatianę Cherlin ramieniem i leniwie głaskał jej biceps.

– Hej, mała – powitał mnie z uśmiechem. – Jak było w pracy?

– Jak zwykle. Cześć, Tatiana.

Odpowiedziała skinieniem podbródka. Była porażająco piękna, w końcu to modelka. Nie za bardzo ją lubiłam, lecz patrząc na Cary’ego, musiałam przyznać, że może na tym etapie jest dla niego dobra.

Jego siniaki zniknęły, ale cały czas dochodził do siebie po brutalnym pobiciu, do którego doszło w wyniku zasadzki zastawionej przez Nathana. To ona zapoczątkowała wydarzenia separujące mnie od Gideona.

– Przebiorę się i idę na siłownię – powiedziałam, wychodząc z pokoju.

Za plecami usłyszałam głos Cary’ego, mówiącego do Tatiany:

– Poczekaj chwileczkę, muszę porozmawiać z moją dziewczynką.

Weszłam do sypialni i rzuciłam torbę na łóżko. Grzebałam w szafie, gdy Cary stanął w drzwiach.

– Jak się czujesz? – zapytałam.

– Lepiej. – Jego zielone oczy błyszczały zadziornie. – A ty?

– Lepiej.

Skrzyżował ramiona na nagiej piersi.

– Czy to zasługa kogoś, z kim zabawiałaś się wczorajszej nocy?

Pchnęłam biodrem szufladę.

– Poważnie? Ja nie słyszę niczego z twojego pokoju. Jak to się dzieje, że ty słyszysz mnie?

Postukał się w skroń.

– Mam radar nastawiony na seks.

– Co chcesz przez to powiedzieć? Że ja niby nie mam takiego radaru?

– Pewnie Cross przegrzał ci kabelki podczas jednego z waszych seksmaratonów. Cały czas nie mogę uwierzyć w jego kondycję. Szkoda, że nigdy nie zajrzy do mnie i mnie trochę nie pomęczy.

Rzuciłam w niego stanikiem sportowym. Zaśmiał się i złapał go zręcznie.

– No więc? Kto to był?

Przygryzłam wargę, bo nie chciałam kłamać jedynej osobie, która zawsze była ze mną szczera, nawet jeśli prawda mogła bardzo boleć. Ale nie miałam innego wyjścia.

– Facet, który pracuje w Crossfire.

Uśmiech zniknął z twarzy Cary’ego. Mój przyjaciel wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.

– I tak po prostu postanowiłaś przyprowadzić go do domu i pieprzyć się z nim przez całą noc? Myślałem, że poszłaś na zajęcia krav magi.

– Poszłam. Mieszka w pobliżu i wpadłam na niego, wracając do domu. Zaczęliśmy rozmawiać i...

– Powinienem się niepokoić? – Przypatrywał mi się uważnie, po czym podał mi stanik. – Od dawna nie pozwalałaś sobie na przypadkowy seks.

– To nie tak – zaprzeczyłam, zmuszając się, żeby wytrzymać jego spojrzenie, gdyż wiedziałam, że jeśli spuszczę wzrok, Cary za nic mi nie uwierzy. – Spotykam się z nim. Jesteśmy dziś umówieni na kolację.

– Przedstawisz mi go?

– Oczywiście, ale nie dzisiaj. Idę do niego.

Wydął usta.

– Coś przede mną ukrywasz. Przyznaj się.

Zignorowałam jego uwagę.

– Widziałam, jak całowałeś się z Treyem dziś rano w kuchni.

– Tak.

– Wszystko między wami w porządku?

– Nie mogę narzekać.

Kurczę. Gdy Cary się do czegoś przyczepi, nie odpuści łatwo. Postanowiłam wypróbować inny temat.

– Rozmawiałam dziś z Brettem – oznajmiłam, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego. – Zadzwonił do mnie do pracy. I nie, to nie z nim byłam zeszłej nocy.

Cary uniósł brwi.

– Czego chciał?

Zrzuciłam buty i przeszłam do łazienki, aby zmyć resztki makijażu.

– Przyjeżdża do Nowego Jorku na premierę teledysku do Golden. Poprosił, żebym z nim poszła.

– Eva... – zaczął Cary tonem rodzica przemawiającego do nieznośnego dzieciaka.

– Chciałabym, żebyś poszedł ze mną.

Te słowa trochę go ostudziły.

– Jako przyzwoitka? Nie ufasz sobie?

Spojrzałam na jego odbicie w lustrze.

– Cary, nie zamierzam do niego wrócić. Zresztą nigdy tak naprawdę nie byliśmy razem, więc nie musisz się martwić. Chcę, żebyś poszedł, bo myślę, że ci się spodoba ta impreza, i nie chcę robić Brettowi nadziei. Zgodził się, że pójdziemy jako przyjaciele, ale dla pewności trzeba będzie mu o tym przypomnieć. Chcę zagrać fair.

– Powinnaś mu odmówić.

– Próbowałam.

– Nie znaczy nie, mała. To bardzo proste.

– Zamknij się! – Tarłam powiekę chusteczką do demakijażu. – Wystarczy, że udało mu się wzbudzić we mnie poczucie winy i zgodziłam się mu towarzyszyć! Myślisz, że mam ochotę tam iść, nie wiedząc, na kogo mogę się natknąć? Nie potrzebuję jeszcze kazań od ciebie. – Bo wiem, że będę musiała wysłuchać pretensji Gideona...

Cary spojrzał na mnie spode łba.

– A dlaczego niby czujesz się winna?

– Przeze mnie Brett nieźle dostał po tyłku!

– Nie, oberwał, bo pocałował piękną kobietę, nie myśląc o konsekwencjach. Powinien wiedzieć, że jesteś zajęta. A co tobie wpadło do głowy?

– Cary, nie potrzebuję wykładu na temat Bretta, rozumiesz? – Potrzebowałam natomiast opinii Cary’ego na temat mojego związku z Gideonem, ale niestety w tym wypadku nie mogłam skorzystać z pomocy najlepszego przyjaciela, co tylko pogarszało moją i tak nieciekawą sytuację. Czułam się osamotniona i zagubiona. – Powiedziałam ci, że nie zamierzam się znowu z nim wiązać.

– Cieszę się.

Wyjawiłam mu tyle prawdy, ile mogłam, bo wiedziałam, że mnie zrozumie.

– Ciągle kocham Gideona.

– Rozumiem. I jestem pewien, że tak jak ty on równie mocno przeżywa wasze rozstanie.

Przytuliłam go, mówiąc:

– Dziękuję.

– Za co?

– Za to, że jesteś, jaki jesteś.

Parsknął.

– Nie twierdzę, że powinnaś na niego czekać. Nieważne, co Cross kombinuje. Nie trzyma ręki na pulsie, to traci. Ale nie sądzę, abyś była gotowa wskakiwać innemu facetowi do łóżka. Nie nadajesz się do przygodnego seksu, Evo. Seks zbyt wiele dla ciebie znaczy, za bardzo się angażujesz.

– Wiem – zgodziłam się i poszłam dokończyć zmywanie makijażu. – Pójdziesz ze mną na premierę teledysku?

– Dobra. Pójdę.

– Chcesz zabrać Treya albo Tatianę?

Pokręcił przecząco głową, stanął przed lustrem i zręcznie poprawił włosy.

– Wtedy wyglądałoby to jak podwójna randka. Wystąpię jako piąte koło u wozu. To lepiej pokaże twoje intencje.

Uśmiechnęłam się do jego odbicia w lustrze.

– Kocham cię.

Przesłał mi pocałunek.

– To uważaj na siebie, mała. Tylko na tym mi zależy.

*

Uważam, że najlepszym prezentem na nowe mieszkanie są kieliszki do martini Waterford. Stanowią doskonałe połączenie luksusu, przyjemności i przydatności. Obdarowałam nimi przyjaciółkę z college’u, która nie ma pojęcia, czym są kryształy z Waterford, ale uwielbia koktajle appletini, i podarowałam zestaw mamie, która nie pija martini, ale uwielbia Waterford. Był to doskonały prezent, nawet dla Gideona, który miał więcej pieniędzy, niż można sobie wyobrazić.

Jednak pukając wieczorem do jego drzwi, nie miałam ze sobą zestawu kieliszków. Przestępowałam z nogi na nogę i nerwowo wygładzałam sukienkę. Wystroiłam się po powrocie z klubu, starannie dopracowałam fryzurę na nową Evę, nałożyłam na powieki zmysłowe, rozmazane cienie i wybrałam bladoróżową, odporną na rozmazywanie szminki. Miałam na sobie czarną sukienkę z głębokim dekoltem i jeszcze większym wycięciem na plecach. Krótka sukienka odsłaniała nogi, które ozdobiłam szpilkami Jimmy’ego Choo z odsłoniętymi palcami. Nałożyłam brylantowe kolczyki, które miałam na sobie na naszej pierwszej randce, i pierścionek od Gideona – przepiękny klejnot ze złotymi obręczami przypominającymi liny, przeplatającymi się z wysadzanymi diamentami znakami X, które symbolizowały Gideona trzymającego różne oblicza mojej osobowości.

Otworzyły się drzwi i aż się zachwiałam na widok przystojnego, niesamowicie seksownego mężczyzny, który mnie powitał. Gideon również musiał być w sentymentalnym nastroju. Włożył ten sam czarny sweter, który miał na sobie, gdy po raz pierwszy byliśmy razem w klubie. Wyglądał w nim bosko – doskonałe połączenie luzu i seksownej elegancji. W zestawieniu z grafitowopopielatymi spodniami od garnituru i bosymi stopami całość uosabiała czyste pożądanie.

– Chryste – wymamrotał – wyglądasz przepięknie. Następnym razem uprzedź mnie, zanim otworzę drzwi.

Uśmiechnęłam się.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Wyznanie Crossa

Подняться наверх