Читать книгу O jeden krok za daleko - Agata Suchocka - Страница 6
ОглавлениеPROLOG
Raz, dwa, trzy, cztery.
Dobrze, Exceltia, dobrze!
Najpierw piaff, leciutko, maleńka, leciutko…
Koń nagle stracił połowę ze swojej wagi, podskakiwał jak niesiony jakimś oddolnym podmuchem, leciutko, sprężyście.
Wspaniale!
Wstrzymała oddech, znała program na pamięć, tak wiele razy to przerabiała! Musiało się udać, wszystko musiało się udać!
Klacz nie straciła nic ze swojej gracji, poruszała się jakby od niechcenia, bez wysiłku, zdawać by się mogło, że za moment ziewnie i powie: „No dobra, zrobię to, czego chcecie, pobrykam tu sobie, o, tak bez wysiłku, machnę jakiś piruecik, pogalopuję troszkę, tak dla zabicia czasu…”
Nie słyszała muzyki, w uszach dudniło jej walenie własnego serca.
Przejście do pasażu, krok nabrał sprężystości.
Chwila przerwy, cofanie, a teraz piruet: piękny, zadnie nogi w miejscu i do rogu czworoboku, przednie nogi wystrzeliwują do przodu, prostując się w stawach, idealnie.
Pasaż lewy.
Pasaż prawy.
Za chwilę koniec, jeszcze moment…!
Amazonka siedziała w siodle wyprostowana jak struna, zdawała się w ogóle nie oddychać, w ogóle nie poruszać, jakby była tylko wdzięcznym dodatkiem do wierzchowca, filigranową ozdobą, opiętą czerwonym fraczkiem, z fikuśnym cylinderkiem na jasnych, gładko zaczesanych włosach.
Wielki finał, ostatnie chwile skupienia, zmiana nogi, raz, raz, dwa, dwa, raz, raz, dwa, dwa, co dwa tempa i teraz co tempo: raz, dwa, raz, dwa, równo, w rytmie, raz, dwa i kontragalop, piękny, lekki, po przekątnej czworoboku.
Ostatni nawrót tuż przy ogrodzeniu i…
Koń zachwiał się, jakby złamał wpół, przednia prawa noga ugięła się pod nim, podrzucił zadem, wystrzeliwując drobniutką zawodniczkę w górę. Zwierzę zarżało przejmująco i zwaliło się na bok, a kobieta spadła bezwładnie na ogrodzenie i runęła na wznak tuż pod barierką.
Klacz wstała, parskając, podrzucała łbem, gdy jeden z technicznych usiłował odciągnąć ją od krzyczącej z bólu kobiety.
Stała obok, nie bardzo rozumiejąc, co się stało, przecież ćwiczyły to tyle razy, tak wspaniale im szło! Były jednością.
Piach przylgnął do jej wypomadowanego boku.
Kobieta nie przestawała krzyczeć.