Читать книгу Piękny - Agnieszka Kraśkiewicz - Страница 3

Оглавление

PROLOG

Zachciało mi się skrótów… Boże, ciemno, pusto… w dodatku padł mi telefon. Lepiej być nie może.

– Co jest, kurwa?

Czarne auto marki „chuj wie” przemknęło obok mnie na wąskiej drodze, prawie spychając mnie do rowu. Chwilę później zniknęło w ciemnościach. Zmęczona, wkurzona do granic dojeżdżam do mostu i… nie wierzę. Auto, które jeszcze przed chwilą mnie mijało, rozbijając barierkę, wpadło do rzeki – dlatego reflektory zniknęły mi tak szybko z oczu. W momencie gdy stanęłam na moście i wychyliłam się za barierkę, woda zakrywała właśnie dach samochodu. Nigdy w życiu nie byłam tak wystraszona.

– Boże, dlaczego ja. Przecież nawet nie umiem pływać. Szlag by to… kurwa, kurwa, kurwa. – W tym momencie było to jedyne słowo, które odzwierciedlało… wszystko.

W związku z tym, że mój pojazd nie należał do nowych, w bagażniku miała zawsze linę do holowania. Ucieszyłam się na tę myśl jak dziecko. Nigdy nie byłam tak wdzięczna, że jestem w posiadaniu potencjalnego złomu, który po prostu, z racji swojego wieku, musiał mieć na wyposażeniu takie robocze zaplecze.

Biegiem zawróciłam w stronę auta, wyjęłam linę z bagażnika i obwiązałam się nią wokół talii. Chwyciłam kawałek rury, który leżał tam od zakupu auta (do tej pory nie mam pojęcia, po co to tam było), i zbiegając z mostu, zaczęłam szybko analizować sytuację. Rzeka nie należała do głębokich, bo w sumie ledwo zakryła auto.

– Dzięki Bogu, to Pisa, a nie pieprzona Wisła…

„Nie wiem jak z nurtem, ale przy odrobinie szczęścia i jakiegoś solidnego pnia, do którego mogłabym się przywiązać, istnieją spore szanse, że się nie utopię”. – Prawie sama w to uwierzyłam!

– No dobra, pora się zabić.

„Samochód wylądował jakieś pięć metrów od brzegu. To niedaleko… chyba”. – Zanurzyłam się w wodzie i zaczęłam brodzić. „Chryste, jak zimno!” – Doszłam do punktu, w którym woda zaczynała zakrywać mi usta i nos.

Każdy dzieciak bawił się za młodu we wstrzymywanie powietrza na czas, leżąc w wannie. „Boże, ile to było, trzy minuty… trzy i pół? Tyle mam, żeby tam dotrzeć, wybić szybę i… miejmy nadzieję, że resztę zrobią sami – ktokolwiek tam jest – bo ja mam marne szanse sama wytaszczyć kogoś na brzeg”.

W aucie była tylko jedna osoba, dzięki Bogu przytomna. Pokazałam, co mam zamiar zrobić, a on w tym czasie uwolnił się z pasów i czekał na mój ruch. Nie sądziłam, że wybicie szyby będzie takie trudne. Przymierzyłam się jeszcze raz, po czym zaczęło brakować mi powietrza.

Właściwie to nawet nie wiedziałam, czy mi się udało. Ocknęłam się na brzegu, mokra, zziębnięta, przykryta kocem. Nade mną stał facet… nie wierzyłam własnym oczom… „PIĘKNY”. – Myślałam, że mam omany. „Takich gości nie spotyka się na co dzień. Raczej w świetle reflektorów i to w szklanym odbiorniku”.

Piękny

Подняться наверх