Читать книгу W zapomnieniu - Agnieszka Lingas-Łoniewska - Страница 6
Rozdział 2
ОглавлениеMichał spojrzał na zegarek. Zbliżała się już godzina trzynasta i wiedział, że musi jechać do szkoły; ten gówniarz znowu narozrabiał i pedagog chciał się spotkać z jego opiekunem. W zeszłym roku Michał często chodził na spotkania z panią pedagog, którą była starsza kobiecina, rzucająca wciąż tymi samymi hasłami, wyuczonymi trzydzieści lat temu. Podobno miała odejść na emeryturę; był ciekawy, z jakim okazem teraz przyjdzie mu się zmierzyć. Odkąd cztery lata temu został opiekunem prawnym swojego brata i odkąd ten rozpoczął edukację szkolną, nie było miesiąca, żeby starszego Langera nie wzywano do dyrektorki, nauczycielki czy pedagoga.
Michał wiedział, że nie opiekuje się Marcinem tak, jak powinien, ale nie bardzo starał się to naprawić. Miał swoje sprawy, kumpli, nie do końca legalny biznes i temu poświęcał większość czasu. Oficjalnie handlował komórkami i szeroko rozumianym sprzętem elektronicznym. Mniej oficjalnie działał w odłamie grupy, która zajmowała się handlem częściami samochodowymi, samymi samochodami i innymi rzeczami, pochodzącymi z nie zawsze legalnego źródła. Wiedział, że to może nie potrwać długo, ale w tej dzielnicy, „dziurze bez przyszłości”, nie było zbyt dużego wyboru. Większość jego kumpli utrzymywała się z tego biznesu, niektórzy mieli rodziny, dzieci i dalej w tym tkwili. Dla nich, podobnie jak dla niego, brakowało tu perspektyw. On też miał rodzinę, to znaczy Marcin był jego rodziną. Czasami wieczorem, gdy młody już spał, Michał wchodził do jego pokoju, patrzył na ciemnowłosą głowę leżącą na poduszce i myślał, jakie życie czeka tego chłopca. Marcin i tak już wiele przeszedł. Starszy Langer radził sobie z tymi wszystkimi chorymi rzeczami, które wydarzyły się w jego życiu, ale młody miał dopiero dziesięć lat i nie umiał stawić im czoła. Ktoś powinien mu pomóc, ale on, Michał, chociaż odnajdywał w sobie te resztki chęci, aby próbować być dobrym opiekunem, to najzwyczajniej w świecie nie miał na to czasu.
Teraz wsiadł do samochodu i pojechał do szkoły, szykując się na kolejne kazanie nudnego pedagoga, który musiał odhaczyć w swoim kajecie spotkanie z bratem najgorszego łobuza w tym przybytku wiedzy.
Zaparkował przed znajomym budynkiem i wszedł do środka. Zobaczył swojego brata, który siedział na parterze przed sekretariatem i wyraźnie czekał na niego.
– Co znowu zrobiłeś, baranie?
– Skakałem na polaku po ławkach – odparł chłopiec z uśmiechem.
– Ale ty jesteś głupi… Cholera, myślisz, że nie mam nic innego do roboty, tylko spotykać się ze starymi, marudnymi babami? – warknął Michał, schylając się w stronę brata.
– Ha, ha, ha. – Zaśmiał się chłopiec. – Żebyś się nie zdziwił. To za wczoraj! – krzyknął i wybiegł ze szkoły.
Michał pokręcił głową. Gdy mijał sekretariat, otworzyły się drzwi i niby przypadkiem wpadła na niego sekretarka. Niby przypadkiem, bo wszyscy wiedzieli, że Wioletta jeszcze od lat szkolnych kocha się w Michale i robi wszystko, by zaciągnąć go do ołtarza. Chodziła na każdą dyskotekę (zresztą akurat ta dzielnica nie oferowała młodym ludziom innych atrakcji), a Langer bywał tam często, bo klub to miejsce, gdzie mógł swobodnie prowadzić swój biznes i nawiązywać kontakty. Wioletta nie przepuszczała żadnej okazji, żeby się o niego otrzeć albo go dotknąć, pozornie niechcący. Tak jak i teraz, kiedy zatrzymała się z rękoma na jego klatce piersiowej.
– Och, Michał, a co ty tu robisz? – wykrzyknęła z dobrze udawanym zdziwieniem.
– Znowu Marcin…
– A będziesz w sobotę w Santanie? – spytała, uśmiechając się słodko i mocniej wypinając biust do przodu.
– Jak zawsze. – Wzruszył ramionami, wchodząc po schodach.
– A wiesz, że Lasocka wróciła do miasta? – krzyknęła za nim, ale on w odpowiedzi machnął ręką i przeskakując po dwa stopnie, wbiegł na piętro. Chciał mieć już za sobą to bezsensowne spotkanie.
Co go obchodziła dziewczyna, która zamiast uciec stąd jak najdalej, wracała do tego miejsca zapomnienia?
Stanął przed gabinetem numer dwadzieścia sześć, dobrze mu znanym jeszcze z czasów, gdy sam był uczniem, gdyż bardzo często tu przesiadywał po kolejnych ekscesach.
Zapukał i nie czekając na odpowiedź, wszedł. Zobaczył niewysoką blondynkę stojącą na drabince i ściągającą zakurzone teczki z wyższych półek starego drewnianego regału. Dziewczyna wyraźnie przestraszyła się nagłego wejścia, gdyż drgnęła i na jej głowę posypały się przykurzone dokumenty.
– O cholera! – krzyknęła, zanim zdała sobie sprawę, że nie jest sama. Po chwili dotknęła dłonią ust i powiedziała: – Przepraszam.
Michał zaczął zbierać rozsypane papiery i podniósł na nią wzrok, gdy schodziła z drabinki.
– Co ty tutaj robisz? – spytał ze zmarszczonymi brwiami, kiedy poznał kto przed nim stoi.
– Pracuję. – Wzruszyła ramionami i pochyliła się, żeby wziąć z podłogi pozostałe teczki.
– Ty jesteś nowym pedagogiem? – Stał z aktami uczniów w dłoniach.
– Tak – odparła. Zabrała z jego rąk dokumenty i położyła je na biurku. Popatrzyła na niego i wskazała mu fotel przy stoliczku. – Usiądźmy – sapnęła, odgarniając włosy z czoła.
– Ty do mnie dzisiaj dzwoniłaś? – Uniósł brew i patrzył na Magdę, która wyjęła z torby wilgotne chusteczki i wytarła zakurzone ręce. Zauważył, że miała drobne dłonie, z delikatnymi palcami i nadgarstkami tak cienkimi, że miał wrażenie, jakby zaraz miały się złamać. W ogóle była drobna i niewysoka. Przypomniał sobie, że gdy wczoraj stał przy niej na boisku, sięgała mu ledwie do ramienia.
Magda podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się, co sprawiło, że jej oczy rozjaśniły się i nie była już tak odpychająco surowa jak wczoraj.
– Tak. Słuchaj, musimy porozmawiać o twoim braciszku. – Popatrzyła na Michała poważnie.
– Wiem, wiem, skakał po ławkach. On jest taki… – Nie mógł znaleźć odpowiednich słów, ale dziewczyna okazała się pomocna.
– Taki jak jego brat? – Uśmiechnęła się lekko.
– Noo, może nie całkiem, ale się stara. Dobra, bo nie mam za bardzo czasu. Jakąś karę będzie miał czy jak? – Michał popatrzył na nią już trochę zły, bo coś mu się w niej nie podobało, coś sprawiało, że nie czuł się tak jak zawsze, czyli bezpieczny i pewny swego.
– Nie będzie żadnej kary, nie można go karać za coś, czemu nie jest winien. – Schyliła się w stronę Michała. – Posłuchaj, on to zrobił, żeby się na tobie zemścić za wczorajsze zajście na boisku, kiedy go upokorzyłeś przy jego koledze, swoich kumplach… no i przy mnie. Michał – wbiła w niego wzrok – to jest jego wołanie o pomoc. Nie widzisz tego? On zwraca na siebie twoją uwagę. Wiem, że ma tylko ciebie. Musisz poświęcić mu więcej czasu, to twój brat, jesteś za niego odpowiedzialny. Chcesz, żeby się zmarnował? – Wpatrywała się w siedzącego naprzeciwko mężczyznę, którego twarz zamieniła się w doskonałą maskę.
– O kurczę, wolałem tamtą pedagog. Myślisz, że wróciłaś z wielkiego miasta i możesz wszystkich pouczać? – powiedział twardo, a jego oczy zamieniły się w dwa sople lodu.
– Tu nie chodzi o pouczanie, tylko o dobro dziecka, które potrzebuje pomocy! – Uniosła się trochę, ale starała się nie uzewnętrzniać emocji, które się w niej rozszalały.
– Dobra, wyluzuj, Lasocka, pogadam z nim, okej?! – Rzucił jej ostre spojrzenie ciemnobrązowych oczu.
– Posłuchaj, Michał, chcę wam pomóc, to nie są żadne zawodowe aspiracje czy chęć udowodnienia, że jestem dobrym pedagogiem. Przejrzałam akta twojego brata. Z nauką nie ma problemu. Michał, on jest bardzo zdolny, gdybyś z nim popracował, zajął się nim, poświęcił mu trochę czasu, mógłby naprawdę wiele osiągnąć! – tłumaczyła z zapałem, pochylona w jego stronę.
– Ale masz misję! I co, myślisz, że co cię czeka w tej zapadłej dziurze? Na pewno nic dobrego, tak jak nas wszystkich. Skończyłaś studia, łyknęłaś wielkiego miasta i przyjeżdżasz tu, myśląc, że znasz odpowiedzi na wszystkie pytania? Nie minie miesiąc, góra dwa, a uciekniesz stąd, zapominając o moim bracie i o tej całej zakichanej mieścinie! – mówił przez zaciśnięte zęby, przybliżając się jeszcze bardziej do jej twarzy, która lekko pobladła.
– Jeżeli się nim nie zajmiesz, złożę zawiadomienie do sądu rodzinnego i przyznają wam kuratora – odparła cicho, patrząc mu prosto w oczy.
– Co?! – Gdyby wzrok mógł zabijać, już leżałaby martwa. – Co zrobisz? – Poderwał się gwałtownie.
Ona też wstała, nieco spokojniej, starając się nie dać ponieść nerwom. Jedynie unosząca się pierś wskazywała na emocje, jakie kłębiły się teraz w jej wnętrzu.
– To, co słyszałeś. Jeśli nie jesteś w stanie sam się zająć bratem, będziesz potrzebował pomocy. Daję ci szansę, Michał, bo wiem, że możesz to zrobić – powiedziała łagodnie.
Stała blisko, niemal dotykając jego potężnej, buzującej gniewem postaci. Pochylił głowę, żeby spojrzeć jej w oczy, i wycedził:
– Dam sobie radę. – Odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami tak mocno, że szyby zadrżały w oknach.
Wściekły jak nigdy przedtem prawie sfrunął po schodach, o mało nie przewracając Wioletty, która spojrzała na niego przerażona. Wypadł na dwór. Chłodne powietrze nieco go uspokoiło. Poszukał wzrokiem brata, który siedział koło samochodu. Widząc jego uśmiechniętą twarz, poczuł lekkie ukłucie w sercu na myśl o tym, że ktoś mógłby ich rozdzielić. Pieprzona Lasocka, przyjechała i od razu namieszała w jego życiu! Pomyślał, że będzie musiał z nią porozmawiać, ale tak inaczej, żeby wiedziała, gdzie jest jej miejsce. I od czyjego życia ma się trzymać z daleka. Postanowił pojechać do niej do domu, przecież wiedział, gdzie mieszka, w końcu była dziewczyną z dzielnicy cudów.
Popatrzył na brata i mruknął:
– Pakuj się, młody.
Marcin wsiadł do auta. Odjechali spod szkoły, strasząc przechodniów nie tylko dźwiękiem silnika, lecz także głośną muzyką wydobywającą się ze środka.
Magda wyjrzała przez okno, bo dotarł do niej hałas dobiegający sprzed szkoły. No tak, to dwóch Langerów w swoim szpanerskim samochodzie. Pokręciła głową. Nie rozumiała Michała, widać było, że zależy mu na Marcinie, jednak zachowywał się tak nieodpowiedzialnie. Pozbierała swoje rzeczy i wyszła na korytarz. Zamknęła drzwi i zeszła do sekretariatu, żeby zostawić klucze do gabinetu. Pani dyrektor akurat skończyła lekcje i poprosiła Magdę do siebie.
– Magdo, mogę chyba tak do ciebie mówić? Znam cię od dziecka – spytała starsza kobieta, patrząc zza okularów.
– Oczywiście.
– Zadomowiłaś się w swoim gabinecie?
– Już… prawie. Starałam się dzisiaj przejrzeć akta uczniów, ale trochę tego jest. – Dziewczyna westchnęła.
– To prawda. Do końca tygodnia dasz radę. A, słyszałam, że miałaś dzisiaj małego Langera na dywaniku. – Popatrzyła na nią uważnie.
– Tak, rozrabiał na lekcji polskiego. Rozmawiałam z nim. To nie jest złe dziecko, ale potrzebuje opieki i wsparcia – odparła Magda.
– Tak… – Dyrektorka pokręciła głową. – Tam była straszna tragedia, ojciec zabił matkę, siedzi teraz w więzieniu, skazali go na dożywocie. Michał był przy tym, jak ojciec ugodził matkę nożem. Marcina zamknął w pokoju obok, żeby mały nie był świadkiem kolejnej kłótni rodziców. Michał prawie zabił ojca, tak go pobił. Był w areszcie, ale został wypuszczony. Starał się o opiekę prawną, dostał ją i przez pierwsze dwa lata miał nad sobą kuratora. Po tym czasie sąd uchylił ten nakaz, bo Langer radził sobie bardzo dobrze. Ale wszystko zaczęło się psuć, kiedy Marcin poszedł do szkoły, a Michał związał się z tymi bandytami z dyskoteki.
– Jakiej dyskoteki? – Magda zadała pytanie, gdyż ciągle przetrawiała informacje, które przekazała jej dyrektorka. Nie myliła się w ocenie rodziny i warunków, w jakich dorastali Michał i Marcin. Ale nie spodziewała się czegoś takiego.
– No, tej u nas, jak jej tam… Santana. No i Michał szybko zaczął zarabiać duże pieniądze, widziałaś, jakim autem jeździ. Obawiam się jednak, że to wszystko niebawem się skończy. Marcin z nauką sobie radzi, ale zachowanie… – Kobieta pokręciła głową.
– Wiem, czytałam jego akta – powiedziała Magda. – Rozmawiałam dzisiaj z Michałem. Powiedziałam mu, że jeżeli nie zajmie się odpowiednio bratem, to załatwię mu kuratora.
Dyrektorka spojrzała na nią uważnie.
– Pewnie się wściekł?
– Bardzo… Powiedział, że sobie poradzi, i trzasnął drzwiami – odparła cicho Magda.
– Cały Michał, trudno z nim rozmawiać, ale jedno jest pewne – bardzo kocha brata. Jest duża szansa, że uda ci się wiele osiągnąć w tym przypadku. – Kobieta się uśmiechnęła.
– Mam nadzieję… Na razie nie wyglądał na skłonnego do współpracy.
– Przetrawi to i może weźmie sobie do serca twoje słowa. Zobaczymy. Informuj mnie, Madziu, bo zależy mi na tych chłopakach. – Groźna Teresa miała jednak wielkie serce.
– Oczywiście. – Magda kiwnęła głową i pożegnała się ze swoją przełożoną.
Gdy wychodziła już ze szkoły, natknęła się na Wiolettę, która wyraźnie na nią czekała.
– Idziesz do domu? – spytała z uśmiechem.
– Tak. – Magda nie wiedziała, czy ma się cieszyć z niespodziewanego towarzystwa, czy też nie. Ale nie miała czasu, aby się nad tym zastanawiać, bo Wioletta ujęła ją pod ramię i ruszyły w stronę parku. Dawna szkolna koleżanka mieszkała niedaleko domu Magdy, więc zapowiadało się, że część drogi przejdą razem.
– Słuchaj, a czemu Michał taki wkurzony wyleciał od ciebie z gabinetu? – spytała sekretarka obojętnie.
Magda uśmiechnęła się do siebie. A więc od czasów szkoły niewiele się zmieniło w tym względzie. Wioletta nadal latała za Michałem, a on ją ignorował. Nie wątpiła, że dzisiejsze towarzystwo dziewczyny w drodze do domu wynikało z chęci zebrania informacji na temat obiektu jej uczuć.
– Ach, po prostu nie zgadzamy się w kwestii wychowywania dzieci – powiedziała swobodnie Magda. To było bardzo łagodne określenie tego, co wydarzyło się w gabinecie.
– No tak, Majki nienawidzi, gdy ktoś zwraca mu uwagę. On w ogóle jest porywczy i… taki wariat. – Roześmiała się perliście, co niewątpliwie świadczyło o tym, że te cechy jego temperamentu w niczym by jej nie przeszkadzały, gdyby tylko kiwnął na nią palcem.
– Zauważyłam – westchnęła Magda, która już miała dość towarzystwa Wioletty.
Na szczęście szybko przeszły przez park i blondynka, pożegnawszy się z Magdą, skręciła w swoją ulicę.
Dziewczyna ruszyła powoli w kierunku mieszkania po pierwszym dniu pracy, ciesząc się, że wraca do domu, do własnego domu. Z nadzieją i radością patrzyła w przyszłość, mając nadzieję, że wszystko się ułoży, a ona wypracuje sobie dobre układy w szkole i poza nią. Martwiła się trochę małym Marcinem i jego nerwowym bratem, bo wiedziała, co przeżyli; nie byłoby jej łatwo podejmować drastyczne kroki wobec sprawującego nad chłopcem opiekę Michała. Ale dobro dziecka było tutaj najważniejsze: jeżeli nic się w tej kwestii nie zmieni, to osobiście się tym zajmie.
W domu Magda zjadła niewielki, szybko przygotowany posiłek i wzięła się do sprzątania i doprowadzania zapuszczonego mieszkania do stanu używalności. Włożyła przykrótkie dżinsy, spłowiały podkoszulek, na włosach zawiązała chustkę i zaczęła szorować podłogi, które lata świetności miały już dawno za sobą. Gdy skończyła z podłogami, zajęła się szafkami w kuchni. Z zapalczywością walczyła z pożółkłymi kaflami, które były kładzione dwadzieścia lat temu, jeszcze przez jej dziadka. Nagle zorientowała się, że w kuchni jest trochę za dużo wody na podłodze. Zajrzała do obudowy pod zlewozmywakiem. Okazało się, że z kolanka leci cienkim strumieniem woda. „No to super” – mruknęła i pobiegła do przedpokoju w poszukiwaniu żabki, bo tak właśnie nazywał się ten przedmiot… chyba. Dziadek, złota rączka, miał zawsze pełen zestaw narzędzi do naprawienia czegokolwiek w domu i poza nim. Znalazła to, czego szukała, i pobiegła szybko do kuchni, gdyż wody zaczynało przybywać w zastraszającym tempie. Dziewczyna, pamiętając, jak to robił dziadek, złapała kolanko w obręcz klucza francuskiego i przekręciła. Ale chyba pomyliły jej się strony, bo woda chlusnęła strumieniem na nią i całe mieszkanie, oślepiając ją na moment. W tej samej chwili usłyszała energiczne pukanie do drzwi.
Michał stał pod drzwiami Lasockiej, wkurzony i gotowy do przetłumaczenia jej swoich racji w każdy możliwy sposób. Nie mógł dopuścić do tego, że dostanie kuratora, bo wówczas, gdyby cokolwiek poszło nie tak, mogliby mu zabrać Marcina. A tego by nie przeżył. Jasne, że będzie się starał dopilnować młodego, aby nie szalał w szkole, lecz nie mógł mieć nad sobą bata, nie dopuściłby do tego. I chciał dogadać się jakoś z tą Lasocką, która nie zamierzała wszystkiego olewać jak stara pedagog. Tak to jest, kiedy młode, zapalone absolwentki studiów wracają na stare śmieci i chcą się wykazać. „Siłaczka cholerna” – myślał zirytowany, stercząc pod jej drzwiami.
Gdy w końcu zapukał, usłyszał jakiś dziwny szum i krzyk Magdy. Po chwili otworzyły się drzwi i mignęła mu przed oczami przemoczona dziewczyna.
– Właź, cholera, woda mi się leje!!!
Wszedł niepewnie do środka i zorientował się, że brodzi w wodzie. Pobiegł za Magdą do kuchni i zobaczył, jak mokra od stóp do głów walczy ze strumieniem tryskającym spod kuchennej obudowy. Zrzucił kurtkę, złapał jakieś szmaty i ręczniki i zapchał otwór, nie zważając, że woda moczy mu twarz, koszulę i dżinsy.
– No, a teraz powiedz, gdzie masz główny zawór wody. Trzeba go zakręcić – powiedział, patrząc na mokrusieńką Magdę.
– Eeee, zawór? – Spojrzała na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.
– Tak, zawór. Zakręca wodę, wiesz? W każdym mieszkaniu jest coś takiego. Nie mogę tu siedzieć całą noc i kneblować rury. Musisz zakręcić zawór, a potem wezwać hydraulika i po sprawie – tłumaczył jej, jakby była małym dzieckiem.
– Tak, tak, wiem, lecę szukać tego zaworu. – Pokiwała głową i ślizgając się na mokrej podłodze, pobiegła do przedpokoju.
Pokręcił głową. Wszystko poszło nie tak, jak planował. Miał się z nią rozmówić, a teraz jej pomagał i jeszcze był cały mokry przez tę awarię. Nagle usłyszał okrzyk radości dobiegający z drugiej strony mieszkania, co było znakiem, że dziewczyna znalazła zawór. Po chwili woda przestała cieknąć i mógł wyprostować zdrętwiałe ręce.
– Jezu. – Magda dopiero teraz zobaczyła ogrom zniszczeń. Dywan z pokoju był do wyrzucenia. Stara drewniana podłoga chłonęła wodę jak gąbka. Praktycznie powinno się zerwać te deski i położyć nowe. Ale na to nie było jej teraz stać.
– No, niewesoło to wygląda. – Michał popatrzył na zalane mieszkanie i przeniósł wzrok na dziewczynę.
Była taka drobna, z jej włosów kapała woda, podkoszulek był zupełnie przemoczony, przykrótkie, postrzępione dżinsy także. Zrobiło mu się jej żal, mieszkała sama w zapuszczonym mieszkaniu, które teraz będzie wymagało jeszcze poważniejszego remontu.
– O rany… – westchnęła i spojrzała na Michała, nagle uświadamiając sobie, że on tu jest. – Dzięki, Michał. – Uśmiechnęła się, a on doszedł do wniosku, że nie na darmo mówili o niej, że jest najładniejszą dziewczyną w szkole. – Nie poradziłabym sobie sama, przyszedłeś w samą porę.
– Nie ma sprawy. – Machnął ręką. – Mogę podesłać jutro kumpla, zna się na tego typu rzeczach. – Wskazał głową nieszczęsny kran. – Pomoże ci z tym bagienkiem.
– Hm, jasne, dzięki. Jezu, Michał, chodź do pokoju, tam jest sucho, jesteś cały mokry. – Pociągnęła go za rękę do drugiego pokoju, w którym stały małe łóżko, telewizor, biurko, regał, a także stolik i dwa fotele.
– Daj spokój, zaraz wyschnę. – Był zdziwiony jej zachowaniem, bo postrzegał ją jako ostrą i surową, a tymczasem zachowywała się swobodnie i nawet zabawnie.
– Nie, nie, siadaj, dam ci ręcznik. – Popchnęła go lekko w stronę fotela i podbiegła do szafki, by wyjąć ręcznik z górnej półki. Ponieważ była niewysoka, pociągnęła za wystający rożek i wszystkie ręczniki i ściereczki spadły jej na głowę. – Jasna cholera! – krzyknęła i usiadła na podłodze zrezygnowana.
Michał popatrzył na nią, wziął ręczniki i położył je na łóżku. Pomógł Magdzie wstać i usiąść w fotelu. Wziął jeden ręcznik z zebranej sterty i podał zmęczonej dziewczynie.
– Uspokój się, nie szalej, takie rzeczy się zdarzają, mój kumpel jutro wszystko naprawi. – Stał i patrzył na nią, nie wiedząc, co robić. Nie mógł teraz na nią nakrzyczeć, choć miał na to wielką ochotę, gdy do niej jechał. W tej chwili jego krzyki były jej najmniej potrzebne.
– Ach, nie wiem… Myślałam, że dobrze robię, wracając tutaj, ale to mieszkanie… Tyle rzeczy do zrobienia, cholera… I wiem, że nadużywam tego słowa – westchnęła, podniosła głowę i spojrzała na niego.
Stał przemoczony, wysoki. Z ciemnych, trochę dłuższych włosów kapała woda; na śniadych przedramionach błyszczały krople, które jeszcze nie zdążyły spłynąć. Pomyślała, że nawet nie powinna dziwić się Wiolce, on był naprawdę bardzo przystojny. I nagle zorientowała się, że nie zapytała go jeszcze o przyczynę wizyty.
– Michał… – zaczęła, nadal przyglądając mu się z uwagą. – A właściwie czemu do mnie przyszedłeś?
Przykucnął, bo nie chciał patrzeć na nią z góry. Spojrzał w jej ciemnoniebieskie oczy, otoczone czarnymi, długimi rzęsami, na których zatrzymały się małe kropelki wody, wyglądające jak miniaturowe kryształki, i z trudem opanował chęć dotknięcia ich palcem.
– Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że popracuję nad Marcinem, ale będę potrzebował twojej pomocy. – Nie miał pojęcia, dlaczego to powiedział, ale w zamian został obdarzony najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział. – I jeszcze jedno – dodał. – Kup sobie niższe regały. – Mrugnął, teraz też uśmiechając się szeroko.