Читать книгу Michaił Bułhakow. Biografia Mistrza - Aleksiej Warłamow - Страница 7
ROZDZIAŁ PIERWSZY
PASIERB LOSU
Оглавление„Mówi się, że nieszczęścia są dobrą szkołą; być może. Ale szczęście jest lepszym uniwersytetem. Kończy kształtowanie duszy, zdolnej do rzeczy dobrych i pięknych…”[1]. Te znane słowa Puszkina z listu do Naszczokina w zaskakujący sposób pasują do literatury rosyjskiej. Trudno wymienić nazwisko wielkiego pisarza rosyjskiego, który by miał szczęśliwe dzieciństwo. Sam Puszkin? Nie. Lermontow – tym bardziej. Gogol, Dostojewski, Turgieniew, Niekrasow, Leskow – każdy z nich miał jakiś uraz z pierwszych lat życia. Dzieciństwa Tołstoja, który wcześnie stracił rodziców, i Czechowa, o którym on sam z goryczą pisał później do Suworina, też nie można nazwać szczęśliwym. Dramatyczne przeżycia z lat chłopięcych w jeszcze większym stopniu dotyczą pisarzy XX wieku. Rozanow, Gorki, Kuprin, Gumilow, Priszwin, Grin, Bieły, Błok, Sołogub nie mieli radosnego dzieciństwa i nie pochodzili ze zgodnych, szczęśliwych rodzin. Trochę inaczej potoczył się los Aleksieja Tołstoja, autora beztroskiego Dzieciństwa Nikity, mimo że wychowywał się sam, bez braci i sióstr. Wczesną młodość „robotniczo-chłopskiego arystokraty” zatruła też pogmatwana historia ustanowienia ojcostwa, nadania mu nazwiska i hrabiowskiego tytułu. Nawet dzieciństwa Iwana Siergiejewicza Szmielowa, opiewanego w jednej z najlepszych książek rosyjskich – Roku Pańskim, nie można nazwać beztroskim ani szczęśliwym.
Michaił Bułhakow jest pod tym względem wyjątkiem. Nie uchroniło go to jednak przed klęskami, goryczą i rozczarowaniami – być może, miał ich nawet więcej niż ktokolwiek inny, ale w dzieciństwie, w stosunkach z rodzicami, braćmi i siostrami był do pewnego momentu szczęśliwy, jak chyba nikt z jego wielkich braci po piórze, i zapewne trudno będzie znaleźć w całej historii literatury rosyjskiej bardziej harmonijną parę niż ta, która poczęła jednego z najbardziej lubianych, niekwestionowanych, a jednocześnie kontrowersyjnych rosyjskich pisarzy. W tej rodzicielskiej harmonii i ładzie z jednej strony oraz dysharmonicznym, pokawałkowanym losie samego Bułhakowa z drugiej kryje się sprzeczność, która stała się siłą napędową jego życia i twórczości. Ale nie mniej istotna sprzeczność zawiera się też w czymś innym.
Zarówno ze strony matki, jak i ze strony ojca Bułhakow pochodził z rodziny duchownych – nie ma w literaturze rosyjskiej, przynajmniej w dwudziestym stuleciu, ani jednego wielkiego pisarza o podobnych korzeniach. Jest to kwestia zasadnicza z dwóch powodów. Po pierwsze, duchowieństwo w Rosji z tego względu, że małżeństwa często zawierano pomiędzy „swoimi”, było etnicznie najbardziej homogeniczne, najbardziej rosyjskie. Po drugie, gdy mówimy o Bułhakowie, kwestia wiary i niewiary, kwestia światopoglądu jest kluczowa. Oczywiście jest ona tak samo ważna w przypadku każdego pisarza, lecz u Bułhakowa jej natężenie i temperatura są wyjątkowo wysokie. Osiągnęła apogeum w latach dwudziestych XX wieku, kiedy nazwisko Bułhakowa stało się znane nie tylko czytelnikom i widzom teatralnym, ale i krytyce literackiej, bardzo drażliwie na nie reagującej, i zaogniona wzbudza emocje do dziś. Opinie na ten temat są diametralnie różne. Inteligencja uwielbia pisarza, w środowisku cerkiewnym można zauważyć w najlepszym przypadku nieufność, częściej podejrzliwość, czasami – otwartą wrogość, i nietrudno zrozumieć dlaczego.
Z pewnego punktu widzenia Michaił Bułhakow jest nie tylko człowiekiem, który dostał się na „cudze” terytorium i oprócz innych utworów napisał genialną, a przy tym duchowo „pociągającą” powieść o sile diabła i słabości Tego, Który mu się opiera. Sprawa jest bardziej skomplikowana: obszary ewangeliczne nie były Bułhakowowi obce, pochodził bowiem z dwóch rodów należących do Cerkwi i przez stulecia wiernie jej służących, on zaś, ich potomek, wprawdzie się od niej całkowicie nie odsunął czy z nią zerwał, ale tak czy inaczej się oddalił. Nie jest to oskarżenie pod adresem bohatera tej książki lub też jego rodziny – tym bardziej że podobnych przypadków w historii Rosji XX wieku było wiele – tylko określenie miejsca i czasu akcji, stwierdzenie najbardziej spornej na świecie rzeczy – faktu.
*
Bułhakowowie są bardzo starym rodem ruskim. Nazwisko to ma tureckie korzenie (pochodzi od czasownika bulga, to znaczy „machać, mącić, wstrząsać”, i jeśli chcemy, można w tym dostrzec pewną symbolikę). Wśród Bułhakowów w XVI i XVII wieku w Orle było kilku wojewodów, którzy nosili nazwisko „Bułhakow”, ale nie zachowały się żadne dokumenty potwierdzające ich związek ze szlachetnymi przodkami. (Tak samo jak nie ma żadnych dokumentów na potwierdzenie tego, że „cerkiewna szlachta” nosząca to nazwisko była w jakimś stopniu spokrewniona z filozofem Siergiejem Nikołajewiczem Bułhakowem – a taka wersja pojawiła się w paryskiej gazecie „Russkaja mysl’” w 1969 roku i od tamtej pory nieraz była przytaczana).
Ojciec pisarza, Afanasij Bułhakow, był synem duchownego ze wsi Bojticze w powiecie żyriatyńskim, należącym do guberni briańskiej – Iwana Bułhakowa (1830–1894) i Olimpiady Fierapontowny Iwanowej (1830(?)–1908‹1›). O Iwanie wiadomo tyle, że w 1858 roku ukończył seminarium duchowne w Orle, o jego ojcu zaś, czyli pradziadku Michaiła, Awraamiju – nie wiadomo praktycznie nic, choć zakłada się, że data jego urodzenia to rok 1799. Czym się zajmował i kim byli jego rodzice, tego nie wiemy, można jednak przypuszczać, że również on był duchownym, ponieważ nierzadko z ojca na syna (lub z teścia na zięcia) przechodziło nie tylko zajęcie, ale również parafia. Drugi pradziadek Bułhakowa, Fierapont Iwanow, był diakiem w cerkwi Smoleńskiej w Briańsku, i na razie to wszystko, co o nim wiadomo. Gdy zaś sięgniemy jeszcze dalej, wszystkie wiarygodne informacje o przodkach pisarza toną w mroku dziejów, mimo że ustaleń próbowali dokonywać nie tylko liczni badacze twórczości Bułhakowa, ale i on sam. Jak zauważył Boris Miagkow, autor wspaniałej książki Rodosłowija Michaiła Bułgakowa, „pisarz i jego brat Nikołaj interesowali się pochodzeniem swojego nazwiska, rodu i rodziny, robili notatki z kronik historycznych, encyklopedii, informatorów”. Dalej Miagkow pisze: „Michaił i Nikołaj Bułhakowowie mieli wątpliwości, czy ich przodkowie byli z rodu duchownych («cerkiewna szlachta»), czy bezpośrednio «szlacheckiego pochodzenia»… Najprawdopodobniej dlatego Nikołaj Afanasjewicz, rozpoczynając studia na uniwersytecie, podawał pochodzenie szlacheckie, a jego brat – nie”[2].
Trudno rozstrzygnąć, który z braci miał rację, ale pragnienie wyrwania się poza ramy stanu duchownego przynajmniej jednego z nich jest oczywiste, a bliska przynależność obu do tego stanu – bezsporna, natomiast do rodu szlacheckiego – niejasna. W latach dwudziestych XX wieku Michaił Afanasjewicz opowiadał dziennikarzowi gazety „Gudok” I. Owczinnikowowi o tym, jak trafił do domu pewnej „bardzo starej szlacheckiej rodziny”, gdzie zapytano go, z jakiej szlachty pochodzi – kurskiej czy orłowskiej. „Z żadnej”[3] – odparł Bułhakow. I nie chodzi tu wyłącznie o to, że w tamtych czasach rozsądnie było jak najdalej trzymać się od szlacheckiego pochodzenia, bo prawdziwe korzenie pisarza były według miary robotniczo-chłopskiej wcale nie lepsze.
Ojciec Michaiła Bułhakowa, Afanasij Iwanowicz, urodził się 17 (według innych źródeł 21) kwietnia 1859 roku w Bojticzach, potem zaś rodzina przeniosła się do Orła; tam ojciec Afanasija, Joann Awraamijewicz, został duchownym cmentarnej cerkwi Siergijewskiej. Afanasij poszedł w ślady ojca. Podstawowe i średnie wykształcenie otrzymał w szkole duchownej i seminarium w Orle. Uczył się bardzo dobrze – ukończył naukę z trzecią lokatą, i jak pisał o nim później protojerej Pawieł Tichwinski, znajomy z Orła, „Afanasij Iwanowicz Bułhakow to człowiek o określonym charakterze i ukierunkowaniu. Wytrwały w pracy, sumienny, dosyć poważny i do tego wszystkiego głęboko religijny, sprawiał dobre wrażenie. W cerkwi zawsze czytał i śpiewał w lewym chórze”[4].
Seminarium troszczyło się o dalszą karierę swoich prymusów. W 1881 roku Afanasij Iwanowicz, po otrzymaniu skierowania i stypendium z seminarium, rozpoczął studia z zakresu historii Cerkwi w Kijowskiej Akademii Duchownej. Zachował się interesujący dokument z tamtego okresu, który przytacza Lidia Janowska w książce Tworczeskij put’ Michaiła Bułgakowa: „Ja, niżej podpisany student Orłowskiego Seminarium Duchownego, Afanasij Bułhakow, skierowany przez zarząd seminarium do Kijowskiej Akademii Duchownej, pisemnie zobowiązuję się wobec zarządu rzeczonego seminarium, że po przybyciu do akademii podejmę w niej naukę, a po jej ukończeniu – wstąpię na służbę duchowno-dydaktyczną”[5].
O tym okresie w życiu studenta, który złożył tak poważne zobowiązanie, można dowiedzieć się z niedawno opublikowanych w czasopiśmie „Oktiabr’” listach Afanasija Iwanowicza do jego przyjaciela Władimira Pozdniejewa. Żywe, pełne humoru, a jednocześnie bardzo poważne, głębokie wypowiedzi znakomicie obrazują postać wymagającego ojca Michaiła Bułhakowa oraz atmosferę miejsca i czasu, w którym studiował, ujawniają też wyraźne niezadowolenie studenta akademii i jej przyszłego profesora z ówczesnego poziomu nauczania. Afanasij Iwanowicz jako student pierwszego roku tak pisał 5 grudnia 1881:
„[…] przeklęty sceptycyzm […] targa mną jak szalejąca wichura, niszcząc na swojej drodze wszystko, nawet to, co było, według mnie, wcześniej nie do obalenia. Nasi profesorowie wykładają takie bezładne brednie, że, by uporządkować je, nie wystarczy moja 14-werszkowa głowa, ale nawet tak ogromna, jaką napotkał Rusłan w czasie swojej podróży nieznanymi ścieżkami (sahen sie Rusłan i Ludmiła Puszkina). Gdyby to jeszcze wszystko tu wykładane było spójne i prowadziło do jednego celu; problem w tym, że jeden udowadnia w swoich wykładach jedno, a drugi – coś zupełnie innego. Być może w ich głowach te opinie są zgodne, ale przelane do głów takich jak moja działają niczym soda na kwas czy ogień na wodę lub coś podobnego […] to powszechne u rosyjskich umysłów naszych czasów, umysłów, które pragną do czegoś dojść […] Akademia okazała się tym, co szacowni cudzoziemcy nazywają fatamorganą. To znaczy, że trzeba porzucić wszelką nadzieję na wyciśnięcie z niej soków, bo tam ich nie ma. Ja w każdym razie postanowiłem poszukać ich w sobie, i jeśli znajdę – to dobrze, nie znajdę – niech tak będzie. Przynajmniej będę miał świadomość, że zrobiłem wszystko, co mogłem”[6].
W innym liście, z 15 stycznia 1885 roku, czyli już na piątym roku studiów, niedługo przed ukończeniem Akademii Duchownej, Afanasij Iwanowicz pisał: „Trafiliśmy z kolegami na czasy, kiedy działał nowy regulamin, tzn. między dwoma starymi (1871–1884/5), znaczy, że jesteśmy wychowankami szkoły duchownej okresu, gdy Rosja przeprowadzała doświadczenia na ludziach. Jesteś w stanie to pojąć? Co z nas wyjdzie? Coś lepszego czy gorszego?”[7].
Metropolita Jewłogij (Gieorgijewski) nieprzypadkowo później krytycznie wypowiadał się o „dość suchej, formalnej kijowskiej tradycji akademickiej, tak zwanego «mohylańskiego zakwasu»”[8] i nazywał ją „scholastyczną”. To oczywiste, że niezależnie myślący człowiek w tych ścianach czasami się dusił, ale mimo krytyki panującego w niej bałaganu, życie młodego studenta było podporządkowane Alma Mater.
W 1885 roku Afanasij Iwanowicz skończył akademię z wyróżnieniem. Nie poszedł jednak w ślady swojego rodzica ani dziadka i nie został duchownym. To też był znak czasu – bardzo wielu absolwentów uczelni duchownych odrzucało drogę duszpasterską. Można jedynie domyślać się, jak przyjął wybór najstarszego syna Iwan Awraamijewicz, sądząc po tym, że dwóch kolejnych jego synów wybrało drogę duchowną (bracia Afanasija Iwanowicza bardzo dobrze się uczyli w seminariach i akademiach i zostali duchownymi: Michaił Iwanowicz – w guberni lubelskiej, a Piotr Iwanowicz – w rosyjskiej misji w Tokio), zatem tradycja duszpasterska w rodzinie Bułhakowów została zachowana. Również sam Afanasij Iwanowicz, mimo że nie wstąpił do stanu duchownego, związał swoje życie z Cerkwią, a ściśle mówiąc z cerkiewną oświatą i kształceniem. W ciągu dwóch lat, od września 1885 roku do września 1887 roku, nauczał greki w szkole duchownej w Nowoczerkasku. Męczyło go życie kawalerskie na prowincji i później pisał do kolegi o „brzemieniu związanym z piciem wina i wódki w Nowoczerkasku” oraz o tym, że „zdarzają się dni chandry, ale wypijesz z tęsknoty i zapomnisz o utrapieniu. A trapić się jest czym – ech, gdybyś tylko wiedział…”. Nie upadał jednak na duchu, dalej zajmował się pracą naukową i w styczniu 1887 roku przedstawił Radzie Kijowskiej Akademii Duchownej rozprawę magisterską pod tytułem Oczerki istorii mietodizma. Temat, biorąc pod uwagę geograficzne położenie akademii i jej ukierunkowanie na badanie i krytykę zachodnich religii, był zarówno tradycyjny, jak i aktualny, a praca, sądząc z opinii ojca Fiłosofa Ornatskiego‹2›, na wysokim poziomie. 27 maja 1887 roku dwudziestoośmioletni kandydat otrzymał stopień magistra teologii. 21 sierpnia tego samego roku Synod tę decyzję Rady zatwierdził, a Afanasij Iwanowicz został docentem Kijowskiej Akademii Duchownej.
Na początku objął wakujące stanowisko wykładowcy w katedrze świeckiej historii starożytnej, a dwa lata później przeszedł do bliższej jego zainteresowaniom katedry historii i analizy religii zachodnich, gdzie pozostał do śmierci, awansując od docenta do profesora zwyczajnego. Odtąd całe jego życie było związane z Kijowem. „Wprawdzie nie mam w Kijowie prawie żadnych znajomych, ale tu mogę przynajmniej znaleźć sobie zajęcie, które mi się podoba, spacer według życzenia” – pisał do Pozdniejewa jeszcze w czasach, gdy stolica dawnej Rusi pozostawała w sferze jego marzeń.
Mimo to trzydziestoletni syn popa znalazł sobie żonę poza Kijowem. W roku 1888 (a być może nieco wcześniej) poznał Warwarę Michajłownę Pokrowską, która pochodziła z niewielkiego, ale bardzo starego, wzmiankowanego już w 1146 roku, miasteczka Karaczew w guberni orłowskiej‹3›. Była córką protojereja tamtejszego soboru – Michaiła Wasiljewicza Pokrowskiego (1830–1894) i Anfisy Iwanowny Turbinej (1835–1910), związanych z rosyjską Cerkwią nie mniej niż Bułhakowowie.
Michaił Pokrowski przyszedł na świat w rodzinie Wasilija Andriejewicza Pokrowskiego, diaka służącego w cerkwi w siole Głodiszczewo w powiecie dmitrowskim, należącym do guberni orłowskiej. Anfisa Iwanowna Turbina ze strony ojca pochodziła z rodu kupców karaczewskich, a ze strony matki – znowu z rodziny duchownych. Jej dziadek, Zacharij Jakowlewicz Popow, był protojerejem katedralnego soboru Kazańskiego w Karaczewie, w którym później również pełnił służbę jej mąż; duchownym był też jej pradziadek ze strony matki – Jakow Popow.
Urodzona w 1869 roku Warwara Michajłowna była szóstym dzieckiem w wielkiej, bardzo zżytej, jedenastoosobowej rodzinie, tak samo jak rodzina Afanasija Iwanowicza Bułhakowa składającej się z rodziców i dziewięciorga dzieci, przy czym w obu rodzinach – i u Bułhakowów, i u Pokrowskich – były trzy córki i sześciu synów. Tryb życia, wartości i tradycje w obu rodzinach były raczej podobne, chociaż wydaje się, że Pokrowscy byli bardziej majętni od Bułhakowów. Przyczynił się do tego kupiecki kapitał Turbinów oraz dobrze opłacane stanowisko proboszcza soboru katedralnego, i nawet trzy pożary, które przeżył w ciągu swojego życia Michaił Pokrowski, nie zrujnowały jego rodziny. Jeśli o życiu rodziny Bułhakowów wiemy niewiele („Jego ojciec był duchownym cerkwi cmentarnej Jana Chrzciciela w m. Orle. Rodzina ojca była wielka, ale solidarna, i wyróżniała się rzeczowością i religijnością”[9] – pisał protojerej Pawieł Tichwinski), to o rodzinie Pokrowskich świadczą żywe, barwne wspomnienia młodszej siostry Warwary, Aleksandry Michajłowny Barchatowej (przez najbliższych nazywanej Szuroczką):
„W naszej rodzinie nie było chwiejności ani miotania się, wręcz przeciwnie, każdy rok przebiegał w takim samym porządku twardo ustalonych i dobrze znanych tradycji i zwyczajów […] mama promieniała łagodnością i szczęściem. Nie pamiętam, żeby była kiedykolwiek rozdrażniona, krzyczała czy grubiańsko komuś wymyślała. Była wiecznie pochłonięta krzątaniną wokół obiadów, kolacji, bielizny, kwasu‹4› […] Dzieci w zasadzie rozpuszczała […] Nie pamiętam, żeby były kiedykolwiek poważne kłótnie, ale sprzeczki były takie, że można było pomyśleć, iż w domu nie tylko się kłócą, ale i się biją. A rano czasami wszczynano taki harmider i bijatykę na poduszki, że biedna mama tylko rozkładała ręce na widok porwanych poszewek i koszul nocnych. Wszystkiemu towarzyszył szczery zdrowy śmiech – oznaka ogólnego dobrodusznego nastroju”[10].
Podobne odczucia wyraża również starsza córka Warwary Michajłowny, Nadieżda Afanasjewna Bułhakowa, w zapiskach w dzienniku z 8 stycznia 1912 roku: „«Pokrowscy» to wszystko, co drogie i kochane, osobliwy miły znak, bez wątpienia charakteryzujący rodzinę mamy. We wszystkich Pokrowskich na pewno jest coś ponadprzeciętnego, poczynając od nieskończenie dobrej babci Anfisy Iwanowny […] Jakaś wyjątkowa otwartość, serdeczność, prostota, dobroć, oddanie wartościom i bezsprzeczny talent – to cechy domu Pokrowskich, rozgałęzionego od Karaczewa po wszystkie zakątki Rosji – od Moskwy po Kijów i Warszawę […] Miłość do rodzinnych historii i wspomnień dzieciństwa oraz więź między krewnymi – potomkami tego domu, więź serdeczna i głęboka […] Radość życia i światło”[11].
Ale w tej harmonijnej, wesołej rodzinie była również tragiczna strona, i jeśli mówimy, że w stanie duchownym, do którego należeli Bułhakowowie-Pokrowscy, powstało pęknięcie i zaczęło się odchodzenie synów z posługi cerkiewnej, to owo pęknięcie w pierwszym rzędzie dotyczyło Pokrowskich, a właściwie ich starszego syna Wasilija, którego ojciec zgodnie z tradycją przygotowywał do stanu kapłańskiego. Oto jak wspominała tę smutną historię młodsza córka Pokrowskich, Aleksandra:
„Wiedziałam, że mam starszego brata, ale go nie widziałam. Był doktorem w Tyflisie, odwiedził nas raz, gdy miałam cztery latka i oczywiście zupełnie go nie pamiętałam. Później dowiedziałam się, jakie romantyczne miał życie i jak wiele zdążył przeżyć w swoim tak krótkim życiu.
Wykształcenie podstawowe otrzymał w seminarium duchownym, a ponieważ był bardzo zdolny, stał się dumą nie tylko rodziny, ale i swojej szkoły.
Tym silniejszym ciosem dla wszystkich było to, że nie ukończywszy seminarium, w wieku osiemnastu lat bez zgody rodziców ożenił się ze starszą od siebie dziewczyną i prawie bez wykształcenia.
Rodzice bardzo to przeżyli. Mając dwadzieścia dwa lata, brat wstąpił do Petersburskiej Akademii Wojskowo-Medycznej. Podobnie jak w przypadku małżeństwa, potwornie pokłócił się z ojcem. Był bardzo ambitny i chociaż cierpiał straszną biedę, nie chciał prosić rodziców o pomoc, i pierwsze trzy lata jego małżeństwa były dla niego bardzo trudne. Ale w tym czasie jego żona zdążyła skończyć kursy akuszerskie. Nie wiem, jak się pogodził z ojcem. Po trzech latach urodziła im się córka i właśnie wtedy brat zapadł na rozstrój psychiczny. Trafił do kliniki, matka go tam odwiedzała. Wrócił do zdrowia. Zaczął pracować i został oddelegowany do szpitala wojskowego w Tyflisie. To wtedy, przeprowadzając się z Petersburga do Tyflisu, odwiedził nas, ale miałam wówczas cztery latka i nic nie pamiętam. W Tyflisie spędził jakieś cztery lata. Na służbie układało mu się świetnie i czekała go piękna przyszłość. Aż nagle stan jego zdrowia mocno się pogorszył. Lekarze wysyłali go do Piatigorska i gdzieś jeszcze. Poprawiło mu się tylko na chwilę, a po powrocie stamtąd znów poczuł się źle i zmarł 29 sierpnia 1885 r. […] Rozpacz rodziców była bezgraniczna. Pozostawił trójkę dzieci: najstarszą siedmioletnią Lubę, pięcioletniego Wasię i dwuletnią Marusię. Żona brata była tak wstrząśnięta jego śmiercią, że prawie straciła rozum: nie poznawała dzieci, uciekała w nocy na cmentarz i w ogóle była bardzo pobudzona…”[12].
Po tym wszystkim protojerej Michaił przestał naciskać na synów i żaden z nich nie został duchownym, za to trzech lekarzami, co później miało wpływ na wybór tego zawodu również przez Michaiła Bułhakowa.
Ale powróćmy do życia Warwary Michajłowny, opisanego we wspomnieniach jej młodszej siostry: „W czasie, gdy skończyłam trzecią i dostałam się do czwartej klasy, przyjechał do nas z Kijowa na wakacje daleki krewny – docent Akademii Kijowskiej […], zauważyłam, że stosunki gościa i siostry nie są zwyczajne i proste, że oboje jakoś tak ciągle są zajęci wyłącznie sobą i w czasie spacerów zostają w tyle […] siostra jest jakaś taka spłoszona, a jednocześnie tryska radością […] Jesienią spostrzegłam, że oprócz swojej zwykłej korespondencji siostra dostaje jeszcze jakieś listy; zawsze się denerwowała, chwytała list i szła czytać do swojego pokoju”[13].
Oto jeden z tych listów, napisany 18 listopada 1889 roku:
„Droga Warwaro Michajłowno!
Od dawna chciałem wrócić do naszej rozmowy z czasów wakacji, ale mam problemy z przesłaniem Pani listu, nie znając adresu, pod którym znajduje się teraz Pani. Poza tym powiedziała mi Pani na pożegnanie, że «zacznie się zwyczajne, prozaiczne życie; wszystko wróci na stare tory – i się zapomni». Czy tak się stało? Ja… do tej pory nie zapomniałem ani jednego słowa, najmniejszego zabarwienia naszej rozmowy. A Pani?
Jeśli proza codzienności nie zatarła w Pani pamięci tego, o czym rozmawialiśmy, jeśli chce Pani kontynuować naszą rozmowę, proszę o tym napisać”.
I jeszcze raz prosił o odpowiedź w postscriptum:
„Proszę do mnie napisać: obiecała Pani”[14].
To były staromodne zaloty, w romansie, który łączył naszych nie tak już dalekich przodków, wszystko było reglamentowane, uświęcone tradycją i mimo że w wyższych sferach odchodzono od starych zwyczajów, o czym świadczy chociażby ówczesna literatura, środowisko związane z duchowieństwem ich się trzymało, dopasowując ważne wydarzenia swojego życia do świąt cerkiewnych.
Wszystko było jak należy. On miał trzydzieści lat, był już urządzony, z niezłymi dochodami, perspektywami, zdecydowany założyć rodzinę. Ona – dwudziestoletnia panienka z wianem, ale także zarabiająca na siebie w gimnazjum – otrzymała porządne wykształcenie i wychowanie w rodzinie. Obowiązki damy klasowej (najpierw w briańskim gimnazjum, potem w karaczewskim progimnazjum), które pełniła Warwara Michajłowna, w zupełności odpowiadały jej naturze. Była wymagająca, wewnętrznie zdyscyplinowana; charakterystyczna jest jej wypowiedź, którą przytacza w notatkach Szuroczka, podopieczna Warwary, zaniedbująca swoje szkolne obowiązki, w związku z czym otrzymała od siostry jako swojej damy klasowej reprymendę: „Posłuchaj, chyba chciałabyś otrzymać wykształcenie i pobić w rozwoju na głowę karaczewskie kupcówny?”[15].
Sama Warwara, która ukończyła gimnazjum ze złotym medalem, bez wątpienia przewyższała wielu, i to nie tylko kupcowe („Poziom nauczycieli, a zwłaszcza nauczycielek, jest taki, że czasami przychodzisz i wychodzisz, nie zamieniwszy z nikim słowa, i wracasz do domu z ciężką głową”[16]), w czym również można dostrzec zarówno znak czasu, jak i atmosferę domu Pokrowskich. Mimo że matka Warwary Michajłowny, Anfisa Iwanowna, była kobietą słabo wykształconą, pisała nieporadnie, z mnóstwem błędów, bez znaków przestankowych, i prawdopodobnie tak samo jak jej mąż Michaił Wasiljewicz, nie pobierała nauk w żadnym gimnazjum (Jelena Andriejewna Ziemska, córka siostry pisarza, Nadieżdy, zakłada, że Anfisa Iwanowna „otrzymała jedynie podstawowe wykształcenie w szkółce cerkiewno-parafialnej”[17]), Pokrowscy zapewnili swoim dzieciom – zarówno synom, jak i córkom – znakomite wykształcenie klasyczne. Wiele lat później Warwara uczyni to samo dla własnych dzieci: „Nie mam dla was posagu ani pieniędzy. Ale mogę dać wam jedyny kapitał, jaki będziecie mieli – wykształcenie”[18].
Warwara Michajłowna była osobą rozważną, oczytaną, również jeśli chodzi o literaturę świecką (na przykład, czytała Zolę – kolejny ważny element, charakteryzujący atmosferę rodziny protojereja, która była narażona na różne najdziwniejsze wpływy). Pielęgnowała własne przeżycia i życie wewnętrzne, była wymagająca, jeśli chodzi o wyrażanie uczuć, i chętnie przelewała je na papier. A co najważniejsze – bardzo poważnie traktowała swoją rolę dobrej żony i matki, była energiczna, żywotna, pewna siebie i w trudnych sytuacjach opanowana. Oto jak opisywała swoje zachowanie w czasie ataku astmy u ojca: „[…] na kanapie siedział Tata, w stanie, jaki już widziałam. Ku własnemu zdziwieniu, spłynął na mnie jakiś niezwykły spokój, być może dlatego, że bywałam już świadkiem takiego ataku i wiedziałam, co robić […] próbowałam ulżyć mu przy pomocy Szury i służby znanymi sposobami, jakie stosował lekarz przy pierwszej pomocy, i wszystko to z niezwykłym opanowaniem”[19]. Tak samo opanowana będzie wiele lat później, gdy po stracie męża zostanie sama z dziećmi i nad jej rodziną zawiśnie niebezpieczeństwo. „Nigdy się nie nudziła, nie była przygnębiona, nie siedziała bez pracy. Była pełna energii, życia i otwartości […] Nigdy nie zauważyłam, by była skrępowana w kontaktach z kimkolwiek. Ze wszystkimi rozmawiała żywo i zdecydowanie. Promieniowała świadomością własnych możliwości i pewnością siebie”[20] – wspominała Szuroczka.
Krótko mówiąc, takiego narzeczonego i takiej panny młodej, przy całym bogactwie „ludzkiego materiału” w przedrewolucyjnej Rosji, trzeba by długo szukać, i z tego punktu widzenia w żyłach Michaiła Bułhakowa płynęła szczodra i szlachetna krew. Ale docent Akademii Duchownej i młodziutka dama klasowa z Karaczewa nie od razu zdecydowali się połączyć swoje losy. Poprzedziły to inne zdarzenia.
Sądząc z opublikowanej przez Jelenę Ziemską korespondencji rodziców Michaiła Bułhakowa, Afanasij Iwanowicz nie był pierwszym, który chciał ożenić się z córką protojereja cerkwi karaczewskiej.
„Miałam szczęście do ludzi – pisała do narzeczonego – szczęście, ponieważ doświadczyłam więcej przychylności do siebie niż niechęci. Nie wiem, czy jestem tego warta, czy przyczyną tego była łaskawość losu, ale ludzie darzyli mnie swoją sympatią. Potrafiłam to docenić, starałam się ze swojej strony odpłacać im tym samym. Nigdy nie wyśmiałam, nie obraziłam cudzego uczucia. Miałam w tym czasie adoratorów. Ale nie wpłynęło to na moje życie; spokojnie im odmówiłam, ponieważ wiedziałam, że nie uczynię tym wielkiej przykrości, a sama nie miałam chęci wiązać się z żadnym z nich”[21].
O czymś podobnym wspominała również Szura: „Zawsze miała duże powodzenie, ale sama nie była skora do zakochiwania się, w każdym razie tak można było po niej sądzić. Widziałam, że ciągle odwiedzali nas młodzi mężczyźni i że więcej czasu spędzali w jej towarzystwie…”[22].
W czasie znajomości z Afanasijem Iwanowiczem romantyczna córka popa znalazła się w sytuacji, gdy musiała dokonać wyboru, co było dla niej niełatwe i wymagało czasu.
„Tego lata i jesieni walczyłam ze sobą – pisała do narzeczonego. – Długo by opowiadać, co było tego przyczyną: odegrał tu swoją rolę mój stosunek do Ciebie, jak również do innych. Być może opowiem Ci o tym, gdy się spotkamy, a na razie powiem tylko, że walka została zakończona i wszystko dla mnie jest już jasne. Chcę Cię zapewnić, że swoją sympatią darzę Ciebie, mój drogi, mój ukochany! Przypominam sobie w tej chwili, jakim dziwnym uczuciem Cię darzyłam na początku, prawie wrogim, gdy chciałam pokazać, że nie chcę Cię znać”[23].
Afanasij Iwanowicz nie wspominał w swoich listach o podobnych wątpliwościach i duchowych przeżyciach, ale jest mało prawdopodobne, by mając trzydzieści lat, wcześniej nigdy nie był zakochany i nie zamierzał się żenić albo że w nim dobrej partii dla swoich córek nie upatrywali troskliwi rodzice w Nowoczerkasku czy Orle. Warwara Michajłowna się tego domyślała. W tym samym liście, w którym pisze o kandydatach do swojej ręki, jest również wzmianka o jego przygodach sercowych. „[…] był okres (w szczególności jesień 1888 r.), gdy nawet jeśli nie zapomniałeś mnie całkiem, nie pamiętałeś albo nie chciałeś pamiętać. Nie mówiłeś wprost o przyczynach tego, ale zrozumiałam Twoje aluzje, że powodem było uczucie do innej – dobrze Cię zrozumiałam? Jednego nie pojmuję, czego wtedy chciałeś, dlaczego się wahałeś…?”[24].
Wówczas odbyły się już zresztą zaręczyny („W okresie bożonarodzeniowym przyjechał Af. Iw. i w sylwestra, w czasie wznoszenia szampana, zostały ogłoszone ich zaręczyny”[25]) i te pytania były po części retoryczne, miały jedynie zaspokoić panieńską ciekawość narzeczonej. W tej historii miłosnej ważne jednak jest również to, że ani rodzice Afanasija Iwanowicza, ani rodzice Warwary Michajłowny nie naciskali na swoje dzieci, nie wydawali ich za mąż, ani nie żenili wbrew ich woli, szanując wolny wybór i dając im pełną swobodę, co więcej, byli zadowoleni z decyzji swoich dzieci.
„Ze szczerą radością przyjęli wiadomość, że dogadaliśmy się ze sobą. Tata i Mama pozdrawiają Cię i gotowi są przywitać jak swoją przyszłą córkę, a siostry i bracia – jak siostrę”[26] – pisał narzeczony, żegnając się z przeszłością. „Oboje byli zadowoleni, radośni, a w rodzinie panowała wyjątkowo świąteczna atmosfera”[27] – wspominała Aleksandra (której zresztą Afanasij Iwanowicz nie bardzo się podobał i którego unikała). Mimo to narzeczony nie zawsze był w świątecznym nastroju. Czasami dopadała go chandra i wtedy dzielił się ze swoją ukochaną myślami o tym, że ma już trzydzieści jeden lat, i pytał: „Co zrobiłem przez ten czas dla siebie i innych? Czy w ogóle jestem zdolny do tego, by czegoś dokonać? Czy jestem tak naprawdę potrzebny? Takie pytania nieraz sobie zadawałem i nigdy nie otrzymywałem satysfakcjonującej odpowiedzi”[28].
Do swego przyjaciela Władimira Pozdniejewa zaś pisał 10 kwietnia 1890 roku: „Co dotyczy mojego ożenku, jest źle, a to głównie dlatego, że nie potrafię ułożyć swoich spraw tak praktycznie, jak robią to ludzie znający Petersburg. Nie, bracie! Widocznie jestem zbyt płytki, by odnaleźć się w tym świecie, powinienem uciec gdzieś na pustynię: tam będę szczęśliwszy, no i nie będę przeszkadzał w szczęściu innym”[29].
Publikujący ten list literaturoznawca Jewgienij Jabłokow pisze, że „owych «udręczonych» wierszy nie należy brać na poważnie, ponieważ ich autor, prawdopodobnie, był już wtedy narzeczonym”[30]. Jeśli chodzi o narzeczeństwo, wszystko się zgadza, ale chyba nie należy całkowicie lekceważyć gorzkich wyznań Afanasija Iwanowicza. Serce przyszłego profesora przygniatał ciężar i niepokój, co miało swoje głębokie przyczyny psychologiczne, bezpośrednio związane z głównym bohaterem naszej opowieści. Nie wiadomo, czy Afanasij Iwanowicz martwił się tym, jak prowincjonalna popówna zostanie przyjęta w środowisku kijowskiej profesury, czy może męczyło go bezpodstawne podejrzenie, że ich korespondencja jest przeglądana („[…] myślę, że list znów przepadł, ponieważ ktoś chciał się dowiedzieć, co karaczewska panienka może pisać do profesora”[31]). Najważniejsze, że podczas czytania listów Bułhakowa-ojca powstaje wrażenie, że w odróżnieniu od żony, której żadne kijowskie „damy pikowe” nie były straszne („nie mam zamiaru składać hołdu ich «doskonałościom» ani błyszczeć swymi «talentami»”[32] – pisała do narzeczonego) i była gotowa wejść do każdego towarzystwa z taką samą bezpośredniością i pewnością siebie, z jaką wchodziła do klasy w gimnazjum, on sam miewał zmienne nastroje, był człowiekiem nieco znerwicowanym i podejrzliwym, chociaż potrafił te cechy dobrze ukrywać, pozostając w pamięci współczesnych uosobieniem powściągliwości i spokoju. Jego listy do narzeczonej świadczą jednak o czymś innym.
„Może Cię zdziwić zmienność mojego nastroju, która jest tak widoczna w moich listach – przyznawał kilka miesięcy przed ślubem. – Tak! Jest bardzo zmienny. Dlaczego? Na to pytanie otrzymasz kiedyś odpowiedź. Kiedy? Sam nie wiem…”[33].
„Nie wiem dlaczego, ale dręczy mnie samotność, tak że czasami wariuję od tej samotności. Czuję potrzebę, by z kimś porozmawiać, pomyśleć na głos, ale tak, by moją myśl ktoś usłyszał, poczuł i mi współczuł, w takich chwilach czuję ogromny ciężar swojej samotności. Przecież wokół są tylko gołe ściany i rytmiczne tykanie zegara, od czego nachodzi mnie tęsknota…”[34].
Tęsknota, doprowadzający do szaleństwa strach przed samotnością, podejrzliwość, bezsenność – wszystko to stanie się później udziałem jego starszego syna. Dużo, bardzo dużo odziedziczył po swoim ojcu jego pierworodny. Pisano już do znudzenia, że Michaił Bułhakow zmarł na taką samą chorobę i prawie w tym samym wieku, jak jego ojciec, ale związek natury psychicznej między nimi był oczywiście o wiele głębszy niż to, co medycyna zazwyczaj uznaje za czynniki dziedziczne. Byli osobowościami tego samego typu, ale wrodzone cechy charakteru, które w przypadku Afanasija Iwanowicza zostały złagodzone przez udane małżeństwo, uporządkowane życie rodzinne, stosunkowo spokojną pracę, czyli w pewnym, nie-Czechowowskim sensie futerał, a raczej przez abażur w Bułhakowowskim znaczeniu, skrajnie zaostrzyły się i pogłębiły u jego syna, którego udziałem była rewolucja, wojna, nagonka, sława, powodzenie i znowu nagonka, i który dlatego tak dążył do odbudowania ogniska domowego – abażuru na lampie, przy której pracował jego ojciec…
A z drugiej strony matka – silna, kochająca, bardzo mądra kobieta, strażniczka tego świata, która przeżyła rewolucje i wojny i musiała opiekować się dziećmi. Wątpliwe, by świadomie przygotowywano ją do tak ciężkiej próby (choć była córką człowieka, który trzykrotnie w ciągu swojego życia przeżył niszczące pożary i za każdym razem się podnosił). Warwara Michajłowna miała zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy z właściwym dla tego wieku maksymalizmem i z niewłaściwą mądrością sformułowała w jednym z listów do przyszłego męża swoje kredo życiowe:
„Wydaje mi się, że jeśli człowiek dużo daje innym ludziom, może dużo oczekiwać w zamian. Zdarzyło mi się w życiu, wspominałam Ci o tym mimochodem, że nie byłam zadowolona z tego, co mi dawano, kiedy wydawało mi się, że to nie jest to, czego ja bym chciała, postanowiłam więc odmówić, niż być połowicznie usatysfakcjonowana [miała, widocznie na myśli oświadczyny, które odrzuciła dla Afanasija Iwanowicza – A.W.]. Piszesz, że Twoje przekonania są uczciwe i moralne tak samo, jak ja uważam swoje, a przecież uczciwość i moralność jest jedna dla wszystkich. Pocieszam się myślą, że jeśli będziemy się różnić w nawykach, drobiazgach życia, można będzie sobie wzajemnie ustępować, i tym łatwiej będzie to zrobić, im więcej sympatii będzie między nami. Dlaczego Twoje poglądy wydawały się innym dziwne? Czyżbyś nie spotkał ludzi, którzy by Ci współczuli…? Piszesz, że czasami mówiłeś sobie, iż nikogo nie obchodzisz i nikogo nie potrzebujesz. Mnie też zdarzało się bywać w takim nastroju, ale tylko nastroju. Tak bywa wówczas, gdy nie znajdujesz w ludziach współczucia, zrozumienia dla swoich intencji, wówczas, obrażony w najlepszych zamiarach, zamykasz się w sobie. Ale nie wolno tak traktować ludzi stale…”[35].
W innym zaś liście: „Dlaczego uważasz się za pasierba losu? Czyżbyś rzeczywiście nie miał żadnych radości w życiu…? Są na świecie tak zwani «nieudacznicy», którym nic się nie udaje, chyba nie zaliczasz siebie do nich?”[36].
Nie jest takie ważne, dlaczego zdaniem innych całkiem dobrze urządzony docent Kijowskiej Akademii Duchownej i radca nadworny uważał się za nieudacznika i pasierba losu, ważne jest, że odpowiedzią były właśnie takie rozsądne słowa i taki uspokajający ton, jakich trzydziestoletni mężczyzna oczekiwał od swojej przyszłej żony, nawet jeśli była dziesięć lat od niego młodsza. Te stosunki, te uczucia stały się podstawą ich rodzinnego szczęścia, harmonii, pomyślności, choć nie trwało ono zbyt długo. Czy w przyszłości u kobiet nie będzie szukać podobnego pocieszenia i wsparcia pisarz, sam zewnętrznie opanowany, pewny siebie, a w środku załamany, udręczony i lękający się samotności? Właśnie dlatego zatrzymałem się nieco na historii stosunków między ojcem i matką Michaiła Bułhakowa.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
1 Według niektórych źródeł – 1910.
2 Znany duchowny, rozstrzelany później przez bolszewików; w 2000 roku uznany za świętego.
3 Dziś obwód briański.
4 Kwas (chlebowy) – napój fermentowany (przyp. tłum.).