Читать книгу Córki szefa - opowiadanie erotyczne - Alexandra Södergran - Страница 4
Córki szefa
ОглавлениеSzef wezwał Jannego do siebie do gabinetu. Poprosił go, żeby usiadł, sam dalej stał.
– Słuchaj, Janne, masz jakieś plany na Midsommar?
– Nieee… – Podwładny starał się zebrać myśli.
– Aha – powiedział szef i się zaśmiał. – Tak myślałem. No, to słuchaj, organizuję przyjęcie na działce. Wpadnij, tak koło drugiej. Będą tańce wokół słupa majowego i bufet z owocami morza nie do przejedzenia.
Janne nie widział, czy ma to traktować jako polecenie służbowe czy jako zaproszenie. Szef usiadł już na swoim miejscu i przykładał właśnie telefon do ucha. Spod uniesionych brwi popatrzył znacząco na Jannego z wymuszonym uśmiechem na twarzy, który zdawał się mówić: „Co ty jeszcze robisz w moim gabinecie?”.
Co za cholernie pompatyczny wsiur, pomyślał Janne. Jak mu się, kurna, udało dorobić dwóch takich pięknych córek…
Nadeszła wigilia Midsommar, w przeddzień najdłuższego dnia roku niebo było jasnoniebieskie. Okazało się, że działka szefa znajduje się nad morzem, w dali na błękicie odznaczały się dwa białe żagle sunące po mieniącym się horyzoncie. Słup majowy miał świeży, zielony kolor dopiero co ściętej trawy. Na rozległym, otwartym trawniku przed altaną z zabudowanym basenem nakryto długie stoły ustawione wzdłuż i jeden w poprzek.
Działka, pomyślał Janne. Raczej posiadłość. Kłębiło się tam kilkudziesięciu gości, większość z nich w średnim wieku, tak jak on. I były też córki szefa. Osiemnastolatka i dziewiętnastolatka, z ich twarzy bił młodzieńczy blask, co odróżniało je od reszty zgromadzonych. Starsza z nich, Annika, miała długie, ciemne włosy i – na cześć tego dnia – skromny wianek na głowie. Obcisła sukienka ledwie utrzymywała w ryzach jej bujne kształty.
Młodsza, Sofia, w krótkiej fryzurze prosto od fryzjera, była wyraźnie opalona i piękna. W oczach Jannego wyglądała równie seksownie, co jej starsza siostra, a nieśmiałe spojrzenia i często spuszczany wzrok potęgowały wrażenie niewinności.
Na jednym z długich stołów stały talerze, półmiski i misy z jedzeniem. W oczy rzucał się rząd butelek z alkoholem, najróżniejsze marki wódek smakowych i czystych, oraz piramida ustawiona z puszek wysokoprocentowego piwa.
Ktoś zawołał, że podano do stołu, i grupki konwersujących gości rozproszyły się, żeby nałożyć sobie jedzenie. Chwilę później wszyscy siedzieli, pili i jedli, rozmawiając przy tym w ogólnej harmonii. Jannemu trafiło się miejsce na lewo od Anniki. Ależ mam szczęście, ucieszył się.
Wtem jednak siedzące naprzeciwko babsko zaczęło ględzić.
– Janne, Janne, tak ci na imię? – Pochyliła się nad stołem i nie miał jak się wymigać. – To stare szwedzkie imię. Mój brat także się tak nazywał. To znaczy Jan, rzecz jasna, ale nikt się nigdy tak do niego nie zwracał. Nie, zawsze był dla nas Jannem. Dla mnie i mojego drugiego brata, Arnego. Arne jeszcze żyje. Jest żwawy i krzepki. Wprost cudownie, że się tak trzyma. A urodził się w trzydziestym czwartym. A może w trzydziestym piątym?