Читать книгу Księzycowy Taniec - Amy Blankenship, Amy Blankenship - Страница 4

Rozdział 2

Оглавление

Envy czuła gorąco otulające ja jak druga skóra kiedy schodziła po schodach. Próbowała zrelaksować swoje napięte mięśnie i weszła na parkiet. Podeszła kilka kroków w kierunku Trevora i poczuła się jakby była otoczona seksem. Palce delikatnie dotykały jej nagą skórę, a nieznane ciała ocierały się o jej ciało.

Parkiet był ciemniejszy niż w innych klubach, w których pracowała – podobała jej się ta prywatność. Nie był to typowy taniec w parach – raczej grupa gorących ciała mieszająca się cały czas. Poczuła zmianę w atmosferze, powoli podniosła ręce, pozwalając, by jej własne palce delikatnie dotykały nieznajomych w ciemności. Adrenalina, która w niej płynęła buzowała w rytm gorącej muzyki.

Nie ciągnęło jej do konfrontacji z Trevorem. Zamknęła na moment oczy i dała się ponieść muzyce, która można było jedynie opisać jako dźwięk żądzy.

Poczuła, że przelotne dotknięcia robią się coraz śmielsze. Envy tworzyła oczy i odkryła, że gapi się na kilka męskich klatek piersiowych. Niektóre prześwitywały przez niedopięte koszule, niektóre były pokryte ciasno materiałem – co było równie uwodzicielskie. Nie odważyła się popatrzeć w górę – bała się utrzymać kontakt wzrokowy.

Czuła się już trochę upojona i nie przeszkadzało jej, że poszli za nią w uwodzicielskim tańcu. Poczuła zimne żelazo klatki za plecami i powoli podniosła wzrok. Jej wzrok spotkał się ze wzrokiem faceta z klatki, kiedy ten zmusił dziewczynę tańczącą z nim by uklękła w podporządkowanej pozycji.

Całe pomieszczenie rozpłynęło się, kiedy tak na siebie patrzyli. Sposób, w jaki patrzył na Envy sprawiał, że to ona czuła się tą podporządkowaną. Miał lodowato niebieskie oczy z grubą, czarną obwódką wokół tęczówek. Nigdy nie widziała tak fascynujących i intensywnych oczu. Mogłaby patrzeć w nie godzinami i nie miałaby dość. Trochę ją to przerażało.

Jego wzrok sprawiał wrażenie, jakby już widział ją nagą. Jego oczy wędrowały po jej ciele i zatrzymywały się w specyficznych miejscach… czuła, jakby to jego ręce dotykały tych miejsc. Ochota, by rzucić się do klatki i błagać go by wziął ją szybko i mocno była prawie nie do odparcia.

Envy odwróciła wzrok i starała przypomnieć sobie, że może zejść z parkietu wtedy, gdy zechce.

Trevor wcale nie bawił się dobrze, chociaż próbował włączyć się w tłum. Ale gorące dziewczyny i taniec nie były prawdziwym powodem dlaczego tu był. Obserwował faceta w klatce, bo to on był jego celem.

Facet nazywał się Devon Santos i był ostatnią osobą, która widziała żywą Kelly Foster, dwudziestoletnią dziewczynę znalezioną martwą w niedalekiej alejce w zeszłym tygodniu. Była w tej samej klatce z Devonem w noc, kiedy zginęła.

Dowiedział się, że ofiara rzuciła pracę w klubie Nocne Światło. W Księżycowym Tańcu pracowała przez jedną noc… noc, kiedy zginęła. Sprawdzał nie tylko jej śmierć, ale tu przynajmniej miał jakiś trop. Ktokolwiek podrzucił ciało upewnił się, że zrobił to blisko kuguarów i jaguarów – jak prezent.

Devon był współwłaścicielem klubu wraz dwoma swoimi braćmi, Nickiem Warrenem, i ich jedyną siostrą, Kat. Jeśli wierzyć plotkom, pomiędzy dwoma klubami trwała cicha wojna, a obie rodziny rywalizowały ze sobą odkąd ich ojcowie zaginęli ponad 10 lat temu.

Oczy Trevora zwęziły się – znał prawdziwy powód niechęci pomiędzy klubami. To nie były zwyczajne kluby – należały do zmiennokształtnych i były przez nich prowadzone. Klub, w którym wcześniej pracowała Kelly należał do kuguarołaków. Odeszła od nich i przeszła do klubu jaguarołaków, tylko po to, by znaleziono ją martwą następnego dnia. To było za dużo, by to zignorować.

Gdyby ludzie dowiedzieli się, że zmiennokształtni żyją pośród nich, wybuchłaby panika… A oni byli częścią społeczeństwa od lat i nikt nie znał ich sekretu. Jak tylko postępowali zgodnie z prawem ustanowionym przez ludzi, nie warto było powodować chaosu przez ujawnienie tego. Ludzka mentalność cofnęłaby się do średniowiecza gdyby to się stało.

Taktyka przyjęta przez tajniaków należących do paranormalnego składu CIA była taka sama jak przy spotkaniach z UFO – kłamać, ukrywać i tuszować. Na ziemi istniały znacznie gorsze stworzenia niż zmiennokształtni, którzy dobrze dostosowali się do ludzkiej społeczności… inne, bardziej niebezpieczne stwory – te, o których robiono kiepskie horrory i te, o których nadal nikt nie miał pojęcia.

Ale kiedy ludzie zaczęli znikać lub ginąć, jego drużyna rozproszyła się, by dowiedzieć się, co się dzieje.

Trevor zauważył, że Devon opuścił dziewczynę i podszedł do krat, patrząc na kogoś w tłumie. Jego ciśnienie podskoczyło, gdy zauważył Envy opierającą się o kratę i otoczoną mężczyznami.

Co ona tu do cholery robi? Bez namysłu zostawił swoje partnerki i zaczął przepychać się w jej kierunku.

Devon warknął, kiedy dziewczyna, która zwróciła jego uwagę podniosła ręce i złapała pręty klatki. Czuł jej zapach w całym klubie. Wzywał go. Zaplótł swoje dłonie wokół jej i pozwolił, by jego palce wędrowały uwodzicielsko w dół jej rąk poprzez pręty klatki.

Envy już miała spojrzeć na erotycznego tancerza, gdy ktoś złapał ją za rękę i szarpnął, próbując odciągnąć ją od klatki. Otworzyła usta widząc, kto to zrobił. Zupełnie zapomniała o Trevorze! Uwodzicielski nastrój prysł i znów była zła – przypomniała sobie, po co przede wszystkim przyszła do klubu… po zemstę.

„Co ty tu do cholery robisz?” zapytał trochę zbyt ostro Trevor, starając się odciągnąć ją od klatki i niebezpiecznego zasięgu Devona. Jeśli jaguar był zabójcą, to jego wzrok wskazywał Envy jako następną ofiarę.

Envy zacisnęła dłoń na pręcie klatki głównie dlatego, że nie podobał jej się sposób, w jaki potraktował ją Trevor. Zachowywał się, jakby to ona zrobiła coś złego, a nie on. Uśmiechnęła się swoim najsłodszym uśmiechem i poinformowała go „Przyszłam potańczyć… tak jak i ty.”

Trevor zacisnął usta – wiedział, że widziała jak tańczy z tymi dwiema dziewczynami. Nie wiedziała jednak, że używał ich jedynie jako przykrywki. Nie zależało mu nawet na tyle, by zapytać jak mają na imię. On i Envy patrzyli sobie w oczy przez kilka uderzeń serca, po czym Trevor westchnął.

Pochylił się nad jej uchem i wyszeptał „Mogę wszystko wyjaśnić”. Nie chciał jej mówić o tym, kim naprawdę jest bo bał się, że podobnie jak jej skretyniały brat Chad, pomyśli, że spotyka się z nią tylko dlatego, by mieć lepszy dostęp do klubów, w których pracuje.

„Chodź” znowu spróbował ją odciągnąć od podnieconego wzroku Devona. Przez sekundę popatrzył na niego i gdyby wzrok mógł zabijać, Devon byłby już krwawą plamą na parkiecie. Zaraz potem odwrócił się do dziewczyny.

Envy pokręciła głową. Oczywiście, że wszystko może wytłumaczyć. „Przyszłam tu potańczyć. Mogę tańczyć z tymi miłymi chłopakami tutaj, albo możesz zacząć się ruszać i dołączyć do nas.” Podniosła lekko delikatną brew, jak gdyby nie miało dla niej znaczenia to, co wybierze.

Trevor powoli odwrócił głowę i popatrzył przez ramię na bandę napalonych facetów nadal krążących wokół – sprawdzających, czy nadal mają szansę. „Zmywajcie się” powiedział im śmiertelnie poważnym tonem, przysuwając się bliżej do Envy. Jeśli chciała tańczyć, to, na boga, będzie tańczyć z nim.

Envy nadąsała się, ale w tajemnicy zastanawiała się, dlaczego jest taki zazdrosny kiedy przed chwilą sam tańczył tak prowokująco z dwoma innymi dziewczynami. „Źle się z tobą bawię” puściła wreszcie pręty klatki i nonszalancko przebiegła ręką po swoim ciele. Wyjęła z kieszeni paralizator i przejechała dłońmi po jego żebrach.

Devon wstał, by popatrzeć na rudowłosą dziewczynę, która zwróciła nie tylko jego uwagę. Nie lubił zapachu tego faceta, który próbował rościć sobie do niej prawo. Pachniał starym prochem, a to znaczyło, że miał przy sobie ukrytą broń. Otworzył klatkę i powiedział swojej partnerce, by chwilę odpoczęła.

Devon przytknął palec do ucha – jego brat poinformował go przez prawie niewidoczny interkom, że ta dziewczyna przy klatce ma paralizator i planuje go użyć – na tym właśnie facecie. Popatrzył na drugą stronę parkietu w kierunku czarnego światła oświetlającego schody. Stał tam Nick – gotowy do akcji, gdyby było to potrzebne.

Słyszał głos Warrena przez interkom, domyślił się więc, że jego najstarszy brat obserwował wszystko przez kamery noktowizyjne zainstalowane pod górnym przejściem.

Spojrzał w dół, na jej małe dłonie wędrujące teraz po ciele chłopaka i nagle poczuł chęć, by odrąbać mu głowę. Dopóki nie zobaczył srebrnego błysku gdy jej dłoń przesuwała się w kierunku jego bioder. Jego usta ułożyły się w ledwie dostrzegalny uśmiech – zdecydował, że jeszcze nie czas na interwencję.

„Pozwól, że ja się tym zajmę” szepnął do interkomu.

Chad i Jason uśmiechnęli się do siebie, wiedząc, że przedstawienie zaraz się zacznie, i zaczęli schodzić po schodach na parkiet.

Trevor nagle dał sobie sprawę z tego, że Envy nic mu nie mówiła o tym, że się tutaj wybiera – dlaczego więc czuł się winny? „Zapytałem cię, co tutaj robisz?” powtórzył. Tym razem jego głos był spokojny, gdy zbliżył się do niej. Zły ruch, prawie stracił tok myślenia, gdy większość krwi przepłynęła w okolice genitaliów i powodując erekcję po raz pierwszy od chwili, gdy wszedł do klubu.

Envy przytuliła się do niego uwodzicielsko po to, by mieć szansę na szybki odwrót. „Przyszłam c coś dać” odpowiedziała i zawarła w oczach całe pożądanie, które czuła na parkiecie aby go zmylić.

„Mam nadzieję, że pasuje do tego, co ja mam dla ciebie.” Wychrypiał Trevor, gdy poczuł jak jej dłoń zaciska się na nim.

„Zobaczymy” wysyczała Envy przyciskając paralizator do jego penisa. Szybko odskoczyła, kiedy w spazmach upadł bezgłośnie na kolana. „Ups!” Envy nadęła wargi i szybko schowała paralizator do kieszeni, zanim odwróciła się i uciekła w przeciwnym kierunku. Ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę to przebywanie w tym samym miejscu kiedy Trevor odzyska siły na tyle, by móc wstać.

Kiedy Envy przechodziła przez zaciemniony parkiet, ktoś mocno złapał ją za ramię. Myśląc, że to jej brat, nie podnosiła wzroku i z ufnością szła za nim. Kiedy zerknęła, otwarto małe drzwi i wepchnięto ją do środka.

Envy nie miała nawet czasu na to, żeby się odwrócić, gdy drzwi zostały zamknięte. Przyćmione światło zapaliło się – z mroku wyłoniły się monitory i facet z klatki. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale przerwał jej.

„Pomyślałem, że najlepiej będzie, jak obejrzysz rezultaty twojej pracy ręcznej z bezpiecznej odległości w biurze.” Devon uśmiechnął się sarkastycznie wskazując jeden z ekranów.

Envy spojrzała na monitor myśląc, że widok Trevora trzymającego się za krocze rozśmieszy ją… ale zamiast tego zrobiło jej się go żal. Poczuła jakby jej serce opadło o kilka cali. Widząc jak cierpi, ucieszyła się, że monitor nie przekazywał dźwięku – z pewnością nie chciała wiedzieć, co w tej chwili mówił.

Obserwowała w ciszy, jak Chad i Jason wychodzą z tłumu, by pomóc mu wstać z podłogi. Nie mogła rozpoznać, co mówili, ale kiedy Trevor odepchnął Chada z większą siłą niż można by się było spodziewać po facecie, który właśnie dostał paralizatorem, jej oczy pobiegły do drzwi – chciała wyjść zanim jednemu z nich stanie się krzywda.

Tancerz pokręcił ostrzegawczo głową – stał pomiędzy nią, a drzwiami. Envy ponownie spojrzała na monitor. Ku jej zaskoczeniu, to Jason złapał Trevora, podczas gdy Chad założył mu kajdanki.

Była bardziej niż zła na siebie za tak dziecinne zachowanie, rzuciła się więc w stronę drzwi, by powiedzieć Chadowi, by puścił Trevora wolno. Ponownie jakaś dłoń złapała ją za ramię. Spojrzała na nią, nie chcąc mu patrzeć w oczy. Oczywiście, to wszystko zaczęło się z jej winy. Poczucie winy rozzłościło ją jeszcze bardziej i dodało odwagi.

„Dopiero co widziałeś, jak potraktowałam paralizatorem faceta – naprawdę myślisz, że to dobry pomysł?” spojrzała w górę i starała się nie stracić oddechu. Teraz, gdy mogła się lepiej przyjrzeć, jego oczy były jeszcze bardziej niezwykłe niż za kratami.

„Kimkolwiek są ci faceci, pozwól im wyjść z klubu zanim wrócisz do tańca.” Ostrzegł ją znowu Devon, obserwując ogień w jej oczach. Prawie widział, jak jej futro jeży się z niecierpliwości – chciała ratować tego, którego właśnie zraniła… nie żeby miał jakiekolwiek intencje, by jej na to pozwolić. „Jak się nazywasz?”

„Po co ci to?” Envy wyszarpnęła rękę z uścisku. „Chcesz, żeby właściciele zabronili mi wejścia do tego klubu?”

„Raczej nie” Devon mruknął na samą myśl. „Ale może trzymaj ten paralizator w kieszeni do końca nocy”. Obserwował, jak zerka na monitor sprawdzając, czy jej ofiara już wyszła.

„Cholera” Envy westchnęła w myślach, opierając się o drzwi i czując wibracje muzyki przez drewno. Przygryzła dolną wargę wiedząc, że posunęła się za daleko. Przypomniał jej się drugi powód, dla którego przyszła dziś do Księżycowego Tańca i zastanawiała się, czy to dobry czas na pytanie o pracę. Może trzeba chwycić byka za rogi? W myślach wzruszyła ramionami. „Nie wiesz czasem, czy szukają tu kogoś do pracy?”

Devon nie mógł powstrzymać uśmiechu pojawiającego się na jego ustach. Ile by dał, by móc ją zamknąć ze sobą w klatce i spróbować oswoić jej wewnętrzny ogień. „Tańczysz?” zapytał z nadzieją.

Oczy Envy rozszerzyły się, gdy przypomniała sobie, jak oglądała go w klatce i jej uda rozpalił ogień…niestety, jej policzki też. „Nie” wyszeptała, nieco zbyt ochryple. „Nie tańczę. Stoję za barem w kilku innych klubach w okolicy i pomyślałam, że złożę aplikacje skoro już tu jestem.”

„Szkoda” Devon uśmiechnął się podchodząc do biurka i otwierając szufladę. Nadal nie powiedziała mu jak się nazywa, ale jeżeli wypełni formularz, będzie wiedział wszystko. Musiał się też upewnić, że nie pracowała w Nocnym Świetle.

Był zmęczony tym, że ciągle przysyłali tu swoich ludzi na przeszpiegi. To Quinn zakończył przyjaźń pomiędzy kuguarami i jaguarami, więc jeśli o niego chodzi, to równie dobrze kuguary mogły ich wreszcie zostawić w spokoju.

Ktoś z Nocnego Światła podesłał im ostatnią osobę, którą zatrudnili, a teraz, kiedy została zamordowana, kuguary oczekiwali od księżycowego tańca odpowiedzi… tak jak gliniarze. Na jego nieszczęście, w tą jedyną noc, kiedy tu pracowała, poprosiła, by umieścić ją z nim w klatce.

Devon wyciągnął krzesło spod biurka – wiedział, że najskuteczniejszym sposobem, by ją tu zatrzymać było danie jej tego, co chciała. „Możesz to wypełnić teraz. Może zanim noc się skończy, będziesz miała nową pracę.”

Envy usiadła, ale spojrzała na monitor i zmarszczyła brwi. „Myślisz, że właściciel widział jak potraktowałam Trevora paralizatorem?” przygryzła dolną wargę, wyobrażając sobie jak to musiało wyglądać. „Naprawdę żałuję, że to zrobiłam.”

Devon nachylił się nad krzesłem udając, że też patrzy w monitor. Przysuwając usta do jej ucha zapytał. „Jeżeli właściciel by to widział i zapytał cię o to, co byś powiedziała?” Powoli odetchnął, chłonąc zapach, który go otulał i rozgrzewał jego krew.

Envy zaczęła odwracać głowę, by na niego spojrzeć, ale zatrzymała się. Uczucie, które rozbudził swoją bliskością rozlewało się po jej ramieniu i karku. „Byłam po prostu wredna.” Odetchnęła, czując gorąco w brzuchu. Ten facet był niebezpieczny dla jej zmysłów. Nie wiedziała, czy odwrócić się i go polizać, czy uciec i szukać schronienia.

Kąciki ust Devona podniosły się w uśmiechu, ale nie zmienił pozycji. „Więc chodzisz sobie w różne miejsca i traktujesz facetów paralizatorem bez powodu?” Wyczuwał jak jej podniecenie rośnie, co powodowało niekomfortowy ucisk w jego spodniach.

„Nie” Envy z radością znalazła coś, co ją rozproszyło i sięgnęła po pióro leżące w pojemniku na biurku i zaczęła wypełniać ankietę. „Tylko tych, którzy na to zasługują” odpowiedziała, nie chcąc o tym więcej rozmawiać.

Devon wyprostował się. Zwalczył chęć, by ściągnąć ją z krzesła i posadzić na biurku przodem do siebie. Trzymał pasmo jej jedwabistych włosów pomiędzy swoimi palcami w miejscu, gdzie opadały na krzesło.

Był cicho podczas gdy wypełniała formularz, dokładnie czytając co pisze. Envy Sexton. Na szczęście kluby należące do kuguarów i wampirów nie znajdowały się na długiej liście klubów, w których pracowała. Wiedział, że wystarczy kilka telefonów, by miała więcej czasu – wystarczy zadzwonić, by skreślili ją z grafiku. Nie chciał się z nikim dzielić tą dziką kocicą.

Envy skończyła pisać i zaczęła wstawać, ale Devon położył jej dłoń na ramieniu, żeby ją zatrzymać. Szybko wziął papier z jej ręki i ruszył w kierunku drzwi.

„Zostań tu. Wrócę za kilka minut z odpowiedzią.” Devon sięgnął do klamki, ale zatrzymał się gdy się odezwała.

„Jak się nazywasz?” zapytała Envy, zastanawiając się, czy nie lepiej przekazać formularz właścicielowi osobiście. Może nawet miałaby z głowy rozmowę o pracę.

„Devon Santos” odpowiedział, po czym zniknął za drzwiami zanim zdążyła go powstrzymać.

Wiedział, że Nick czeka zaraz za drzwiami ponieważ go wyczuł. Podał mu formularz, po czym poinformował „Mamy nową barmankę” Poczekał, aż Nick przejrzy dokument wiedząc, że brat szuka tych samych informacji, które sam już sprawdził.

Nick wygonił kilka wampirzych fanek i jednego wampira, który się wślizgnął i to zrujnowało mu nastrój tej nocy. Nienawidził wampirów i wszystkich ludzi, którzy byli na tyle głupi, by się z nimi zadawać. Nie widząc żadnej wskazówki co do tego, by dziewczyna mogła mieć z nimi coś wspólnego i wyczuwając podniecenie brata, Nick zdecydował, by Devon się wszystkim zajął.

Wreszcie oddał mu formularz. „Powiedz jej, żeby zostawiała paralizator w domu” Nick popatrzył na brata. „Kat powiedziała, że facet, którego potraktowała paralizatorem był jej chłopakiem, a ten, który go wyprowadził w kajdankach to jej brat.”

„Ten jej chłopak miał broń. Wyczułem to.” Devon wzruszył ramionami, chociaż jego oczy zwęziły się. „Może jednak nie był takim dobrym chłopakiem.”

„Bądź ostrożny, kiedy o nią chodzi’” Nick pokręcił głową, kiedy zauważył, że brat jest jeszcze bardziej zainteresowany dziewczyną. „Jeśli chcesz, żeby tu była, to ty masz ją kontrolować w czasie, kiedy tu przebywa.” Nick zazgrzytał zębami, kiedy poczuł zapach wampira. Bez słowa odwrócił się i wyszedł po schodach na górę.

Envy nerwowo rozglądnęła się wokół i zobaczyła windę, której wcześniej nie zauważyła. Podniosła delikatną brew widząc, że zamiast zwykłych przycisków jest tam klawiatura. Stukała piórem w biurko zastanawiając się jak długo powinna czekać. Nadal musiała się dowiedzieć, czy Chad naprawdę aresztował Trevora, czy po prostu zmusił go, by opuścił klub.

Rozejrzała się po biurku próbując zająć czymś myśli. Była urodzonym śledczym, tak samo jak Chad – chociaż on starał się to ukryć. Prawdę mówiąc, Chad byłby świetnym detektywem. Mówił wszystkim, że był tylko policjantem do bicia, ale to wcale nie była prawda. Był dowódcą swojej brygady SWAT.

Nareszcie spojrzała na dokument, który z roztargnieniem podniosła. Było to potwierdzenie dostawy. Przeleciała wzrokiem informacje dotyczące płatnika i zauważyła nazwisko na dole strony. Trzasnęła dokumentem o biurko. Devon Santos… do cholery z nim. Był jednym z cholernych właścicieli, a pozwolił jej myśleć, że jest zwykłym tancerzem.

W tym momencie drzwi do biuro otworzyły się i Devon wszedł do środka. „Kiedy chcesz zacząć?”

* * *

Nick szybko przeszedł przez parkiet, następnie schodami w kierunku wyjścia. Popchnął drzwi z siłą większą niż było to potrzebne i zerknął na mężczyznę próbującego przejść przez ochronę. Większość bramkarzy była zmiennokształtna – potrafili więc wyczuć wampira, nawet gdy nie było żadnych widocznych znaków.

Wyczucie mody u normalnych wampirów w mieście wypływało chyba z subkultury Gotów. Ale w ciągu kilku ostatnich miesięcy pojawiło się chyba dziesięciu ubranych w garnitury lub zwykłe stroje klubowe, którzy próbowali się dostać do środka. Dlatego właśnie obecnie bardziej polegali na rozpoznawaniu zapachu, a nie na wyglądzie. Reguła numer jeden… żaden wampir nie mógł przejść bez pozwolenia właścicieli.

„Czego tu szukasz?” zapytał Nick, starając się brzmieć profesjonalnie z uwagi na ludzi wokół. Mężczyzna przechylił głowę i złośliwie się uśmiechnął – Nick aż się spienił.

„Chciałbym wejść do środka.” Powiedział Kruk. Jego źrenice rozszerzyły się – używał swoich mocy, by zaczarować wszystkich, którzy mogli ulec wampirzemu zaklęciu przymusu.

Nick obejrzał go od stóp do głów. Facet miał czarne włosy z końcówkami zafarbowanymi na neonowy fiolet, które opadały mu na twarz. Był bardzo młody, prawdopodobnie nie miał nawet dwudziestu pięciu lat. Miał bardzo bladą skórę i grubo nałożony eyeliner wokół oczu. Na ustach miał nałożoną czarną szminkę – nawet paznokcie miał pomalowane na czarno.

„Przepraszam pana…” Nick stał spokojnie, obserwując każdy ruch wampira. Nieważny rozmiar czy wiek – wampiry były niebezpieczne i nie wolno było ich nie doceniać.

„Kruk, mów do mnie Kruk.” Odpowiedział mężczyzna, zastanawiając się, gdzie są granice cierpliwości jaguara.

„Przykro mi, Kruku, ale mamy pełno.” Wyjaśnił Nick, zaciskając palce na swoim dwustrzałowym derringerze, który trzymał głęboko w kieszeni skórzanej kurtki. Miał w nim wydrążone kule wykonane z srebra i napełnione wodą święconą. Koniuszki ust podniosły się w lekko sadystycznym uśmiechu, gdy poczuł drewniane ostrze noża z kościaną rękojeścią przytroczonego do przedramienia.

„Dlaczego więc wszyscy ci ludzie nadal stoją w kolejce?” zapytał Kruk, widząc, jak złoto zaczyna przebłyskiwać w tęczówkach jaguara.

Nick uśmiechnął się, ale wyglądało to bardziej jakby zagryzał zęby. „Oni mają rezerwacje”

Oczy Kruka jaśniały w przytłumionym świetle jak gdyby rozpalone złowrogo wewnętrznym płomieniem. Nick zszedł po trzech stopniach na poziom ulicy i stanął pomiędzy Krukiem, a resztą ludzi. Nachylił się do jego ucha.

„Odejdź, wampirze.” Wyszeptał z lodowatym spokojem, przyciskając końcówkę drewnianego sztyletu do żeber Kruka tak, by nikt nie widział. „Nie wejdziesz.”

Nick wyprostował się i założył ręce z przodu – wystarczyłby jeden ruch, by dźgnąć wampira sztyletem. „Przepraszam pana, miłego wieczoru”.

Kruk znów się uśmiechnął, tym razem prawie przyjemnie. „O, na pewno taki będzie.”

Odwrócił się od drzwi i poszedł w dół ulicy z rękami w głęboko w kieszeniach czarnych jeansów. Gwizdał jakąś złowrogo brzmiącą melodię. Kiedy jaguar nachylił się, by szepnąć mu ostrzeżenie do ucha, zauważył, jak jego pan przemknął się za nimi do klubu. Nie widział Kane’a od dłuższego czasu. Prawdę mówiąc, to był pierwszy raz, kiedy go ujrzał od kilku tygodni, chociaż wielokrotnie czuł spojrzenie swego stworzyciela na karku.

To, co zaskoczyło Kruka to to, że Kane z własnej woli chciał wejść do legowiska swoich wrogów. Jego pan opowiedział mu o tym, jak został pochowany żywcem przez przywódcę tego klanu jaguarów. Czy jego pan miał swój własny plan?

„Wrobili cię, mój panie, ale tym razem upewnię się, że będą mieli krew na rękach.” Wyszeptał Kruk do siebie zanim wtopił się w cień. Wiedział, że nie będzie musiał długo czekać. Nadal czuł zapach krwi swojej ostatniej ofiary unoszący się z wiatrem w kierunku Księżycowego Tańca.

* * *

Kat patrzyła, jak Chad i Jason pomogli nieszczęsnemu chłopakowi wyjść z klubu… w kajdankach. Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale po prostu musiała się dowiedzieć, co chcieli z nim zrobić. Chociażby po to, by nie rozmyślać o tym przez resztę nocy.

Wyszła przez jedne z bocznych drzwi i kryjąc się w cieniu poszła za nimi. Z jej wyostrzonymi zmysłami nie musiała podchodzić zbyt blisko, by ich słyszeć.

Chad i Jason zablokowali Trevora pomiędzy jego samochodem, a radiowozem tak, żeby zdenerwowany chłopak nie wpadł za Envy z powrotem do klubu. Chad zdjął mu kajdanki – wiedział, że nie może aresztować chłopaka bez wyraźnego powodu… no chyba, że Trevor go do tego popchnie.

„Założę się, że to ty jej powiedziałeś, że tu jestem.” Warknął Trevor do Jasona. „Nie myśl, że nie zauważyłem jak ci staje na jej widok. Nie mogłeś nie wtykać nosa w nie swoje sprawy, co?”

Chad wysunął rękę kiedy Jason zrobił krok do przodu. „Jason, ja go przejmę. Może wrócisz do środka i zobaczysz, czy nie znajdziesz tam Envy? Nie chcę jej tu dopóki Trevor nie odjedzie.”

„Nie powstrzymasz mnie przed ponownym wejściem. Jestem w pracy!” wysyczał Trevor bez zastanowienia.

„Tak, widzieliśmy nad czym pracujesz” Jason zacisnął pięści, ale widząc wyraz twarzy Chada zdecydował, że jednak lepiej wejść do środka zanim nie tylko Trevor wyląduje tej nocy w kajdankach. Odwrócił się na pięcie i rzucił Trevorowi przez ramię ostatnią uwagę „Znajdziesz nas na parkiecie… w objęciach.”

Trevor wyskoczył do przodu, ale Chad odepchnął go na samochód. Ku jego zaskoczeniu, Trevor był dużo silniejszy niż wyglądał i musiał użyć sporo siły. „Ostrzegałem cię, żebyś nie pieprzył mojej siostry dopóki nie powiesz jej prawdy o tym, kim naprawdę jesteś i dlaczego włóczysz się po klubach. Do jasnej cholery, chłopie, Envy myśli, że jesteś niczym więcej jak pieprzonym chłopcem z bractwa. Jak chciałeś jej zaimponować, to trzeba było powiedzieć jej prawdę. Jedyne, czego nie może przełknąć to kłamstwo. Zwłaszcza kiedy ktoś okłamuje właśnie ją.”

Kat skoncentrowała się na Trevorze. Co to do cholery miało znaczyć?

„Wiesz równie dobrze jak ja, że gdybym jej powiedział, że pracuję pod przykrywką już zawsze zastanawiałaby się czy ją wykorzystuję, kiedy idę z nią do klubu.” Zagrzmiał Trevor. Wyprostował się, ale nie próbował znów wrócić do klubu. Jeśli użyłby swojej prawdziwej siły, Chad byłby już martwy – a on nie lepszy niż ludzie, na których poluje.

Ta świadomość bardzo pomogła mu uspokoić się na tyle długo, by opanować swoje zwierzęce instynkty. Nadal jednak był wkurzony. „Kurwa, ona potraktowała mnie paralizatorem!”

„Zasłużyłeś sobie, bo jesteś podejrzanym, zdradzającym chłopakiem. Hej, masz to tylko dlatego, że ją okłamałeś. Skończ na dziś, chyba, że idziesz nawiedzać jakieś inne bary. Poza tym, Envy nadal ma paralizator.” Chad uśmiechnął się złośliwie. „Dobrze ci radzę, daj jej spokój przynajmniej na resztę nocy… a jeszcze lepiej, na resztę jej życia skoro nie możesz być czysty.”

Trevor zagryzł zęby, ale nic więcej nie powiedział. Chad nie mógł go zmusić, by trzymał się z daleka od Envy, ale pozwolić by trochę ochłonęła było prawdopodobnie dość mądrą radą.

„Dobra, ale to” skazał na klub „nie jest bezpiecznym miejscem dla twojej siostry i dobrze o tym wiesz.” Otworzył gwałtownie drzwi, aż Chad odskoczył, żeby nimi nie dostać. Zatrzasnął drzwi i po kilu sekundach palił gumę na parkingu.

Kiedy Trevor był na tyle daleko, by Chad nie widział świateł samochodu, złapał telefon i wystukał numer do kogoś, kto był mu winien przysługę. Zatrzymał się przy najbliższym sklepie i zaparkował za ciężarówką, by nikt go nie zauważył.

Frustrowało go to, że musiał ją tam zostawić wiedząc jak Devon na nią patrzy. Nawet jeśli to nie on był mordercą, ten wyraz twarzy nie oznaczał nic dobrego. Chad myślał, że może używać przemocy wobec niego kiedy chodzi o Envy, nie? Zobaczymy, czy mu się spodoba jak dowie się, kto jest tym słabszym. Przy okazji zajmie się też Jasonem.

Kat przesunęła się głębiej do cienia kiedy Chad odwrócił się i spojrzał w jej kierunku. Zmarszczyła brwi, wiedząc, że nie mógł jej zobaczyć… nie miał tak wyostrzonych zmysłów jak zmiennokształtni. Zdmuchnęła z oczu kosmyk włosów i czekała, podczas gdy Chad po prostu gapił się w jej stronę. Westchnęła, gdy w końcu odwrócił się i wszedł z powrotem do klubu.

Więc Trevor był gliną pod przykrywką, a siostra Chada o tym nie wiedziała… wygląda na to, że Jason też nie. Ten służbista, Trevor, mówił, że pracuje tu nad jakąś sprawą. Kat zgrzytnęła zębami – wiedział, że musiało mu chodzić o te morderstwa. Musi powiedzieć Warrenowi, żeby pospieszył się i znalazł tego, który zostawia po sobie krwawy ślad zanim zwalą winę na nich.

* * *

Envy wstała powoli zastanawiając się, dlaczego Devon nie przyznał po prostu, że był właścicielem klubu – mógł ją przecież sam zatrudnić. Nienawidziła tego, kiedy ludzie ją okłamywali, ale jego nie znała i przynajmniej nie był jej nic winien – trzymała więc język za zębami. Szkoda tylko, że nie chciał tam zostać.

„To było strasznie szybko” popatrzyła na niego wyczekująco i skrzyżowała ręce na piersi.

„Wstawiłem się za tobą. Czasami mnie słuchają” Devon obserwował ją z ciekawością, wyczuwając, że jej zapach się zmienia. Była na niego zła. Podobał mu się ten zapach.

„Może dlatego, że jesteś właścicielem tego klubu?” nikły uśmiech zniknął z twarzy Envy.

A więc to dlatego była wściekła. Nie lubi tego, gdy ktoś coś przed nią ukrywa. Zapamięta to. Devon powoli pochylił głowę. „Jestem jednym z właścicieli. Klub należy do mnie, moich dwóch braci i mojej siostry. Staramy się konsultować ze sobą, gdy zatrudniamy nowych pracowników.”

Envy spojrzała na niego. Nagle poczuła się źle. “Przepraszam. Nie miałam na myśli…” poddała się z westchnieniem i pochyliła ramiona.

„Przynajmniej nie wyjęłaś paralizatora” Devon uśmiechnął się, mając nadzieję, że poprawi jej nastrój.

Envy zaczerwieniła się i poczuła nagłą potrzebę zniknięcia mu z oczu zanim zrobi z siebie jeszcze większego głupka. „Pracowałam głównie popołudniami, a jutro mam wolne, więc jeśli…” poinformowała go nerwowo. Trzymała się blisko wyjścia i zaczęła się przemieszczać w jego kierunku – zanim ta praca stanie się najkrótszą w jej historii.

„Do zobaczenia wieczorem” Devon otworzył jej drzwi, kiedy po kawałeczku podchodziła do nich. „O siódmej”

Patrzył jak biegnie i pozwolił jej odejść – wiedział, że da radę ją złapać jeśli odbiegnie za daleko. Zamknął drzwi do biura i patrzył, jak idzie obrzeżami parkietu w kierunku schodów. Zwęził oczy, gdy jeden z facetów, z którymi wcześniej tańczyła złapał ją za ramię, by zwróciła na niego uwagę. Devon skoczył do drzwi, ale Kat zdążyła wślizgnąć się do środka zanim wyszedł do Envy.

„Ta dziewczyna za paralizatorem” zaczęła Kat, ale przestała widząc wyraz twarzy brata.

„Nazywa się Envy i jutro w nocy masz jej pokazać co i jak. Właśnie przyjąłem ją na barmankę.” Devon skrzyżował ręce na klacie opierając się tyłem o biurko.

„Schowaj pazury” Kat przechyliła głowę kiedy Devon zerknął na monitor i stężał w napięciu. Poszła za jego wzrokiem i parsknęła, widząc Jasona i Envy na środku monitora. „Jej, czyż ona nie ma dziś wielu adoratorów?” Wiedziała, że nie jest to tak do końca prawda, ale chciała zobaczyć reakcję Devona. Dostała co chciała, gdy usłyszała skrzypienie cienkiego plastiku, gdy Devon chwycił krzesło trochę za mocno.

Devon rzucił okiem na Kat „Dlaczego jesteś w moim biurze?”

Kat uśmiechnęła się do niego. To będzie super zabawa. Przeszła obok i wskazała na ekran. „Ten facet nazywa się Jason Fox – trochę z nim gawędziłam przy barze, podczas gdy czekał na swoich przyjaciół.”

Devon podniósł brew czekając, aż siostra przejdzie do sedna.

„To Jason do niej zadzwonił, żeby przyszła do klubu. Właściwie zaprosił ją na randkę.” Uśmiechnęła się, gdy krzesło przełamało się pod naciskiem ręki Devona. „Nie wiem, co mu odpowiedziała, ale Jason powiedział „Dlaczego więc Trevor mizia się z kimś innym na parkiecie?”

„Więc dlatego tu przyszła.” Devon cedził przez zęby, upuszczając kawałek plastiku na biurko. „Jestem pewien, że do czegoś zmierzasz.”

„Tak, ale to tak fajnie obserwować jak cię skręca.” Kat podjęła opowieść gdy popatrzył na nią tym swoim idź-do-diabła wzrokiem. Kiedyś kupi prawa autorskie do tego wyrażenia. „Nieważne. Z tego, co słyszałam, to wszystko było ustawione. Jej brat dał jej paralizator, bo wiedział, że będzie na tyle wściekła, by użyć go na zdradzieckim chłopaku. Ale tak naprawdę Trevor wcale jej nie zdradzał.”

„Co?” krzyknął Devon. Nie podobało mu się to, dokąd prowadziła rozmowa.

Kat spędziła następne dziesięć minut informując brata o wszystkich małych, brudnych sekretach. Tak dla beki, nie ominęła też faktu, że Jason od dawna jest zakochany w Envy.

Księzycowy Taniec

Подняться наверх