Читать книгу Światło Nocy - Amy Blankenship, Amy Blankenship - Страница 6

Rozdział 5

Оглавление

Nick zaledwie zdążył zostawić Stevena i Jewel przed drzwiami Światła Nocy, kiedy zadzwonił jego telefon. Jewel była bardzo spokojna po wyczynie Deana w kościele. Nick zauważył, że czar rzucony przez Deana chyba zaczynał tracić swoją moc. Im bardziej oddalali się od kościoła, tym większa była jej paranoja. Nick mógł tylko współczuć swojemu przyjacielowi tego, przez co będzie musiał przejść, jak dziewczyna całkiem dojdzie do siebie.

Nick pomachał Stevenowi i sięgnął po telefon, o mało nie upuszczając go na podłogę samochodu. W końcu, po trzecim dzwonku wcisnął zieloną słuchawkę na wyświetlaczu.

„Słucham,” powiedział. Po tym co usłyszał, wyraz jego twarzy zmienił się nagle. Nick mocno wcisnął pedał gazu. Na szczęście siedział już w Hummerze, gdyż wybrał właśnie ten samochód, żeby zawieźć Stevena i Jewel do Światła Nocy.

Po chwili zastanowienia odetchnął z ulgą, przypominając sobie, że w samochodzie Warrena znajdowały się jakieś ubrania pozostawione tam po ich ostatnim wypadzie pod namiot. Nikomu nie chciało się wyjmować tych rzeczy z samochodu. Dzięki temu teraz Nick nie musiał wracać do domu. Dobrze się składało, że Warren i Quinn byli podobnej budowy… nie ma to jak wciskać się w cudze zbyt ciasne ciuchy.

Nick uruchomił aplikację śledzenia GPS w telefonie i już po chwili miał na mapie dokładną lokalizację Warrena. Nie zdejmując nogi z pedału gazu Nick skręcił za róg, obawiając się tego, co go może czekać na miejscu.

Po chwili zastanowienia Nick wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił do Devona, żeby poinformować go o rozwoju wydarzeń. Devon wyjechał z własnej woli, ale przed wyjazdem wymusił na Nicku obietnicę, że będzie go regularnie o wszystkim informował.

*****

Po wejściu do klubu Steven odprowadził Jewel na górę. Jak już byli w jego pokoju, Steven przymknął drzwi, nie przekręcając jednak klucza w zamku. Nie chciał, żeby Jewel czuła się jak w więzieniu.

Jewel zamrugała oczami i zaczęła się rozglądać po pokoju. Było tam ogromne łóżko, przykryte grubą ciemnozieloną narzutą. Na łóżku znajdowało się kilka poduszek, a obok nich leżał wypchany kuguar. Na ten widok Jewel nie mogła powstrzymać nerwowego śmiechu.

Naprzeciwko łóżka stała elegancka czarna komoda z lustrem, a obok niej donica z bambusem. Po drugiej stronie pokoju znajdowały się dwie wygodne pufy, a na ścianie wisiał ogromny telewizor z płaskim ekranem. Na podłodze przed telewizorem były rozrzucone różne gry, obok nich leżała konsola.

Jewel nie miała pojęcia w jaki sposób była taka spokojna. Spokój zresztą teraz ustępował, a na jego miejsce powoli wkradało się przerażenie. Co ona tutaj w ogóle robi?

„Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?” zapytała Jewel odwracając się i patrząc Stevenowi prosto w oczy.

„Bo tu jest bezpiecznie,” odpowiedział Steven. „Nie możesz wrócić do swojego narzeczonego, ani do ojca.”

Cały jej spokój nagle się ulotnił. Rozdrażniona Jewel potrząsnęła energicznie głową. „Nie ma opcji, ja muszę wracać! Anthony mnie zabije jak nie wrócę!”

„Nie zabije cię, jak cię nie znajdzie,” odpowiedział Steven spokojnym tonem, który jednocześnie był na tyle lodowaty, że w pokoju nagle zrobiło się chłodno.

„A co z Ojcem Gordonem?” Zapytała Jewel podniesionym głosem. „Jeżeli jego znajdą, zaraz się też dowiedzą gdzie ja jestem.” Dziewczyna zaczęła przemierzać pokój tam i z powrotem. „Tata strasznie się wkurzy, a Anthony… boję się nawet myśleć o tym, co on może zrobić.”

W tym momencie Stevenowi stanęło przed oczami wspomnienie jej posiniaczonego policzka. „Dlaczego do cholery próbujesz chronić tatusia, skoro on nie ruszy palcem, żeby zadbać o twoje bezpieczeństwo?”

„Nie masz prawa tak mówić!” Krzyknęła na niego Jewel, czując się bardziej pewna siebie teraz, kiedy on także na nią krzyczał.

„Wiesz co? Nie będę cię zatrzymywał,” Steven szeroko otworzył przed nią drzwi. „Tu jest wyjście. Wracaj do swojego narzeczonego zawieraj pod przymusem związek małżeński, skoro tatuś nie potrafi zadbać o rodzinę i interesy. Żaden normalny ojciec nie poświęcił by własnej córki, żeby spłacić własne długi!”

Jewel zrobiła jeden niezdecydowany krok w kierunku drzwi, po czym zatrzymała się, cofnęła i zrezygnowana opadła na łóżko. Spojrzała jeszcze na stojący przy łóżku budzik mając jednak pełną świadomość tego, że tak czy inaczej jest już za późno na odwrót. Druga rano. O tej porze zmieniają się ochroniarze. Gdyby miała się wkraść z powrotem do własnego pokoju i nie dać się złapać, to właśnie w tym momencie.

„Co mam teraz robić?” Jewel spojrzała na niego ze łzami w oczach. „Dokąd mam pójść?”

Steven zamknął drzwi i uklęknął przy niej. „To może zaczniemy od tego, że opowiesz mi wszystko od początku?”

„Co dokładnie chcesz wiedzieć?” Zapytała Jewel.

Steven obdarzył ją ciepłym uśmiechem, „Może zaczniemy od twojego nazwiska.”

Jewel westchnęła, „Nazywam się Jewel Scott, mój ojciec zarządza ośrodkiem w Palm Springs… którego właścicielem jest mój… narzeczony. Boże, to słowo przyprawia mnie o mdłości.”

Steven poczuł nagle jak z jego ramion spada ogromny ciężar, widząc jak bardzo nieprzyjemna dla niej była perspektywa wymuszonego małżeństwa z tym typem… w tej sytuacji w ogóle nie było mowy żeby do tego dopuścić. „OK, spróbuj się uspokoić i wyluzować. Opowiedz wszystko od początku,” zasugerował.

Jewel zrobiła głęboki wdech i spokojnie powoli zaczęła opowiadać, uwalniając się od wszystkiego co leżało jej na sercu. „Byłam w szkole z internatem, kiedy tata zaczął mieć jakieś kłopoty z ośrodkiem. Odwiedził go jakiś tajniak, który prowadził dochodzenie w sprawie zorganizowanej przestępczości w okolicy. Kiedy tata dowiedział się kim był ten facet… kazano mu go usunąć… na zawsze.”

Steven pokiwał głową, „Co się wydarzyło dalej?”

„Tata zbyt długo zwlekał, nie mógł się zdecydować… w tym czasie agent przekazał wszystkie zebrane informacje swoim zwierzchnikom. W pewnym momencie po agencie słuch zaginął. Zaniepokojone FBI przysłało kolejnych tajniaków, a tatuś został aresztowany. Anthony Valachi wpłacił za niego kaucję, a następnie coś zrobił. Nie wiem dokładnie co, chyba kogoś przekupił. Ostatecznie sprawa została umorzona.”

„A teraz tata ma dług wobec swojego szefa. Tata nie wiedział jak ma się wypłacić. Kiedy wróciłam z internatu, powiedział, że zaręczył mnie z Anthonym, i że bardzo się cieszy.”

Jewel głęboko wciągnęła powietrze i otarła łzy. „Jestem za młoda, żeby wychodzić za mąż. Chciałabym coś zrobić, coś osiągnąć… pójść na studia, może do pracy, podróżować… Ten facet ma dwa razy tyle lat co ja! Teraz czuję się jak więzień… niewolnica tego skurwiela i ofiara błędów mojego ojca.”

Steven pokiwał głową, z trudem pokonując w sobie odruch chodzenia w tę i we w tę. W końcu dał za wygraną i zaczął przemierzać pokój tam i z powrotem. „Z tym da się coś zrobić,” stwierdził stanowczo, nie przestając chodzić. Jego mózg pracował na pełnych obrotach.

„Jasne, zrobisz coś,” powiedziała Jewel sarkastycznie, „Sam to załatwisz, czy może masz wojsko na podorędziu?” W tym momencie przypomniał jej się anioł, którego ujrzała w kościele. Jewel spojrzała z nadzieją na Stevena.

Steven myślał gorączkowo. Nazwisko faceta brzmiało znajomo. Nagle przypomniał sobie, gdzie je słyszał. Micah miał z tym typem jakiś konflikt parę tygodni temu… zanim zniknął. Właściwie Micah wyrzucił gościa z klubu, a przedtem skopał mu tyłek. Steven wciąż wspominał z rozbawieniem całą tę sytuację.

Chociaż Quinn uważał, że to wcale nie było zabawne. Może dlatego, że zdawał sobie sprawę, że Anthony jest jakąś mafijną szychą i nie chciał, żeby Micah miał kłopoty. Faktycznie, to musiał być ten wieczór, kiedy Micah zapadł się pod ziemię.

Przechodząc obok Jewel, Steven przyjrzał się jej uważnie. Miała rację, Anthony Valachi musiał być dwa razy starszy od niej. Co za nadęty skurwiel! W życiu nie pozwoli zbliżyć się do niej temu facetowi ani jej patologicznemu ojcu. Skoro o ojcu mowa… ciekawe, jak sobie radzi ojczulek ksiądz… w kościele. Teraz ksiądz był mu winien przysługę, a z pomocą Deana… to by się dało załatwić.

Steven odblokował komórkę, wybrał jakiś numer i z uśmiechem na ustach czekał na odbiór. „Dean? Jesteś wciąż w kościele? Dobrze. Sprowadź księdza i zaczekajcie tam na mnie.” Steven zakończył połączenie i zbliżył się do Jewel. Uklęknął przed nią i zaczął opiekuńczo głaskać jej dłonie.

„Jak daleko zamierzasz się posunąć?” Zapytał spokojnym głosem, przyglądając się jej uważnie.

„Sama ucieczka z domu nie wystarczy,” powiedziała Jewel załamującym się głosem. Wkurzało ją to, że nie potrafi ukryć swojego przerażenia. Zagryzła dolną wargę zastanawiając się, co Steven zamierza zrobić.

„Jeżeli wszystko potoczy się według planu, nie będziesz musiała się stąd nigdzie ruszać.”

„Co ty sobie myślisz?” Zapytała zmieszana Jewel, próbując uwolnić swoje dłonie.

„Myślę, że nie możesz dwa razy wyjść za mąż.” Steven drgnął, gdy Jewel wyszarpnęła ręce. Wstając z podłogi patrzył jak Jewel cofa się na łóżku, jak najdalej od niego.

„Wysłuchaj mnie…” zaczął.

„Nie!” Krzyknęła Jewel zeskakując z drugiej strony materaca, czując się trochę bardziej bezpieczna teraz, gdy oddzielało ich łóżko. Jej twarz oblał rumieniec, gdy zdała sobie sprawę, że między nimi jest łóżko i że ten fakt będzie miał podwójne znaczenie jeżeli zgodzi się na to szaleństwo.

Jewel odwróciła wzrok. „Powtarzam po raz kolejny: nie chcę wychodzić za mąż! Dlaczego do cholery miałabym cię poślubić?”

Źrenice Stevena zwęziły się, gdy usłyszał ten afront, ale nie mógł pozwolić, żeby zginęła przez własną dumę. Wiedział, że nie da za wygraną nawet gdyby musiał ją przestraszyć. Przecież chodziło o jej życie. Poza tym… Jewel była jedynym śladem, który mógł go doprowadzić do Micah. Steven uśmiechnął się do swoich myśli. Teraz miał podwójny powód, żeby zrobić to co zamierzał.

„Pytasz, dlaczego miałabyś za mnie wyjść? Dlatego, że jeżeli jesteś w stanie udawać przed swoją i moją rodziną, że to małżeństwo jest prawdziwe… nie będziesz musiała ze mną sypiać. A jeżeli cię interesuje moje wojsko, pamiętaj, że nie jestem człowiekiem. To dotyczy także mojej rodziny i przyjaciół. Dlatego, jeżeli twój niedoszły mąż będzie chciał się zemścić… będzie miał z nami do czynienia.”

„Dlaczego w ogóle chcesz to zrobić?” Jewel pokiwała głową z niedowierzaniem. „A poza tym, jak mam udawać?”

Steven wskazał ręką na łóżko między nimi. „Tak się składa, że mój brat gdzieś zaginął. Zniknął jakieś dwa tygodnie temu, a ostatnią osobą z którą rozmawiał, nie licząc rodziny, był twój niedoszły mąż. Dodam, że nie była to przyjacielska pogawędka. Dlatego najlepszym sposobem na zwrócenie jego uwagi jest ucięcie sznurka, za który pociąga.”

„Jeżeli chodzi o twoje drugie pytanie, jeżeli chcesz, żeby nam uwierzyli, musimy sprawiać wrażenie zakochanych. Musimy być raczej przekonujący. Ale kiedy będziemy sami, ty śpisz po jednej stronie łóżka, ja po drugiej. Żebyś nie miała złudzeń, ja też sobie cenię swoją wolność. Jeżeli potrafisz udawać, ja też sobie z tym poradzę.”

Teraz Jewel sprawiała wrażenie trochę mniej spiętej, chyba zaczynał do niej docierać o co mu chodzi. „I nikt poza nami nie będzie wiedział?”

„Tylko Dean, nasz… anioł stróż,” Steven uśmiechnął się widząc, że słysząc te słowa, ręka dziewczyny instynktownie podniosła się do policzka, wyleczonego przez Deana w tak spektakularny sposób.

„A jak już Anthony przestanie sprawiać kłopoty?” Wyszeptała.

„Wtedy nasz drogi ojczulek unieważni małżeństwo i się pożegnamy. Ale zanim to się stanie, musi najpierw udzielić nam ślubu… musimy go jakoś przekonać. Ksiądz musi mieć pewność, że się kochamy i że małżeństwo zostało już skonsumowane.” Jewel spojrzała na niego z przerażeniem w oczach. Steven tylko wzruszył ramionami, „Jest księdzem, a księża nie kalają się kłamstwem. Dlatego my powinniśmy go w tym wyręczyć. Jak już będzie po wszystkim, wyjawimy mu prawdę.”

„Ale nie będziemy konsumować tego małżeństwa?” Jewel chciała mieć całkowitą pewność co do tego, co ją czeka.

„Nie wiem jak ty, ale ja potrafię się kontrolować,” Steven spojrzał prosto na nią. Czuł, że wygrał tę pierwszą bitwę. Pozostawało się modlić, żeby naprawdę był w stanie zapanować nad swoim pożądaniem. Już teraz walczył ze sobą, żeby nie przeskoczyć na jej stronę łóżka i kochać się z nią, nie pozostawiając już żadnych szans Anthony’emu Valachi.

Jedno wiedział na pewno. Jego klan już teraz toczył wojnę z wampirami. Wchodzenie w kolejny konflikt było zbyt ryzykowne, chyba że sprawa dotyczyła członka rodziny.

„Czy jesteś dobrą aktorką? Jeżeli moja rodzina nie uwierzy, że jesteśmy zakochani… wszystko przepadnie, zanim wyschnie atrament na naszym świadectwie ślubu.”

Usta Stevena otwarły się lekko, widząc jak Jewel uśmiecha się do niego uwodzicielsko i zbliża w jego stronę. Steven ani drgnął w oczekiwaniu na jej dalsze ruchy. Dziewczyna zbliżyła się do niego na kolanach, zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie, aż ich usta się zetknęły.

To było zupełnie niewinne muśnięcie, które jednak, jak kubeł zimnej wody pozwoliło Stevenovi zrozumieć, że Jewel była dziewicą.

Jewel walczyła ze sobą, żeby się nie cofnąć, kiedy Steven przyciągnął ją mocno do siebie. Jej usta były wciąż zaciśnięte, ale uchyliła je lekko, gdy poczuła zdecydowany dotyk jego warg. Ku swojemu zdziwieniu, jednocześnie poczuła nieznane dotąd łaskotanie w dole brzucha.

Tylko delikatnie… Steven w myślach powtarzał to jak mantrę gdy pochylił się do niej i pogłębił pocałunek. Czując, natychmiastową reakcję swojego ciała, Steven zdecydowanie oparł ręce na jej ramionach i delikatnie odsunął ją od siebie. Uśmiechnął się do niej ciepło, widząc w jej oczach zaskoczenie zmieszane z budzącym się pożądaniem.

„Tak, dokładnie o to mi chodziło.” Opuszkami palców pogładził ją po podbródku po czym odwrócił wzrok, „To jak, wyjdziesz za mnie?”

*****

Warren i Quinn jednocześnie podnieśli głowy, gdy usłyszeli silnik zbliżającego się Hummera. Nick zaparkował w pośpiechu i rzucił się do bagażnika po ubrania.

„Co tu się u licha stało?” Zapytał, podając im ubranie.

„Wygląda na to, że Kat postanowiła wyjść z klubu,” odpowiedział Warren, zakładając zwykły biały T-shirt. „Nie wiemy jeszcze dlaczego jest z nią Trevor.”

Warren rzucił Quinnowi koszulkę, żeby okrył nią Kat, następnie podał mu drugą i parę spodni żeby sam się ubrał.

„Kiedy wychodziliśmy z baru, widziałem, jak z nim rozmawia,” powiedział Nick. „Czy myślisz, że mógł ją namówić do wyjścia?”

„Nie wydaje mi się. Myślę, że to ona go namówiła,” odpowiedział na to pytanie Quinn, jednocześnie próbując założyć T-shirt na bezwładną Kat. „Wyjaśnimy to z nimi, jak już będziemy na miejscu w Tańcu Księżyca. Ale gdyby się okazało, że to ten blondyn ją namówił, nie pomoże mu żaden lekarz. Zabije gada!”

Kompletnie ubrany Warren był teraz zajęty wciskaniem nóg nieprzytomnego Trevora w dżinsy. „Nie będzie żadnego zabijania. Dowiemy się co się stało jak się obudzą.”

Teraz, gdy byli wszyscy ubrani, a przynajmniej częściowo ubrani, ruszyli w krótką drogę powrotną do klubu.

*****

„OK, nie wiem, czy dobrze zrozumiałam.” Powiedziała Envy z rękami skrzyżowanymi na piersi. Devon przed chwilą skończył jej opowiadać wszystko, co przed chwilą usłyszał przez telefon od Nicka. „Musimy wracać, bo twoja rodzina prowadzi wojnę z wampirami?”

Devon skrzywił się, słysząc ton jej głosu. Nie lubił, kiedy się tak nakręcała. „Tak, trafnie to ujęłaś,” odpowiedział, przyciągając ją do siebie.

„Devon, dopiero co tu przyjechaliśmy,” stwierdziła Envy, odpychając go od siebie. „Jest jeszcze coś: jak zamierzasz przekonać Krissa, żeby z nami wrócił? Nie znasz go tak dobrze jak ja. Jeżeli postanowi, że nie wraca, nic go do tego nie przekona.”

Światło Nocy

Подняться наверх