Читать книгу Chojnice 1939 - Andrzej Lorbiecki - Страница 7

Przedmowa

Оглавление

Historia polskiego oręża na ziemi chojnickiej ukazuje bohaterstwo i lojalność naszego żołnierza wobec Ojczyzny. Prawdopodobnie już w X w. Polanie zdominowali ziemię chojnicką (różne plemiona Słowian były na tych terenach znacznie wcześniej), czego dowodzą pozostałości grodzisk w rejonach południowej części jeziora Charzykowskiego. Jedno z tych miejsc znane jest powszechnie jako Góra Zamkowa vis a vis miejscowości Charzykowy. W średniowieczu Chojnice były miastem rozkwitającym i znaczącym pod względem gospodarczym. Pierwsze zapiski o Chojnicach jako jednym z najpiękniejszych miast regionu pojawiły się u jednego z kronikarzy pomorskich pod datą 1160 r.

Na ziemi chojnickiej Polacy dominowali do 1308 r., kiedy to Gdańsk, jak i całe Pomorze Gdańskie wraz z Chojnicami dzięki okrutnemu podstępowi trafiły w ręce krzyżackie. Panowanie zakonu przyniosło gospodarczy rozwój miasta oraz rozbudowę jego systemu fortyfikacji. Mury miejskie powstrzymywały atakujące wojska: husycko-polskie w 1433, polskie w 1454, a w 1466 r. dopiero po trzymiesięcznym oblężeniu Chojnice przeszły w ręce polskie. Od tego czasu przyjęło się za Janem Długoszem mówić, iż Chojnice są „bramą i kluczem do Pomorza”.

Kiedy już Chojnice weszły w skład Królestwa Polskiego, rozwinęły się bujnie, co zresztą widać po wzroście liczby ludności. Od tego czasu Chojnice były znane jako jeden z głównych ośrodków sukiennictwa w Polsce. Dopiero lata 1655–1660 zaburzyły rozwój, a samo miasto kilkukrotnie padało ofiarą Szwedów. W tym okresie pojawia się pierwszy bohater polski na ziemi chojnickiej, walczący ze szwedzkim najeźdźcą, organizujący niezależne oddziały, które biły Szwedów przez ataki z zaskoczenia. Mowa tu o chłopie, jak pisali chojniccy historycy, imieniem Michałko, rodem z Chojnic. Podobno odbił on nawet z rąk szwedzkich kilka miast pomorskich, w tym Chojnice.

W 1657 r., dokładnie 2 stycznia, odbyła się tutaj potyczka pomiędzy wojskami polskimi a szwedzkimi. Polacy pod dowództwem Stefana Czarnieckiego zapewniali ochronę królowej Marii Gonzagi, podążającej do odciętego od Polski, przebywającego w Gdańsku króla Polski Jana Kazimierza. Potyczka nie zakończyła się rozstrzygnięciem, obie strony wycofały się z wcześniejszych pozycji zaraz po zdarzeniu.

Niestety, już niedługo po potopie szwedzkim, bo od 1700 r. do 1721 r. Chojnice były miejscem kwaterowania wojsk walczących w wojnie północnej. Były to wojska szwedzkie, rosyjskie i saskie, które rabowały i niszczyły miasto. Wart zaznaczenia jest fakt, że w tym okresie (w 1711 r.) w Chojnicach zatrzymał się car Piotr Wielki w swej słynnej podróży po Europie.

W 1807 r. oddziały gen. Dąbrowskiego, stacjonujące w Chojnicach, otrzymały od miejscowych sukienników materiał na mundury. Wojska polskie były tylko przejściowymi gośćmi w naszym mieście. Lata 1812–1815 to okres przemarszu wojsk francuskich na wojnę z Rosją — ślady tej wędrówki znajdują się na naszej ziemi do dziś, np. krzyż napoleoński na terenie Parku Narodowego „Bory Tucholskie” — i późniejszego ich powrotu po straszliwej klęsce.

Kolejna wizyta wojsk polskich przynosi dla Chojnic wyzwolenie: ma to miejsce 31 stycznia 1920 r. Oddziały polskie pod dowództwem płk. Wrzalińskiego wkraczają do Chojnic ulicą, której nazwa upamiętnia to wydarzenie — 31 Stycznia.

Od tego czasu Chojnice przeżywają gwałtowny rozwój, wzrosła liczba ludności. Około 1920 r. w Chojnicach żyło 10 500 osób. Po 1920 r. część niemieckojęzycznej społeczności Chojnic wyemigrowała w głąb Niemiec, gdzie założyła miasto — Könitz (czyli Chojnice), ale mimo tego ubytku w 1939 r. miasto zamieszkiwało już ponad 17 000 osób. Liczba mieszkańców narodowości niemieckiej w Chojnicach nie przekraczała w międzywojniu wartości 15% ogółu. Chojnice w tym czasie znajdowały się na trasie tranzytowej wiodącej z Berlina do Królewca, w osławionym na cały świat „korytarzu pomorskim”, do którego dostępu domagał się Hitler. I tym razem miało się potwierdzić, że Chojnice są „bramą i kluczem do Pomorza”.

Andrzej Lorbiecki nie tylko zebrał i opracował materiały dotyczące Zgrupowania „Chojnice”, których prezentacją była książka Zgrupowanie Chojnice w historiografii; ale jego praca ma tym większe znaczenie, że podczas opracowywania materiału stosował się do wskazówek pozwalających na utrzymanie publikacji w konwencji naukowości. Co więcej, autor był chyba w każdym z opisywanych przez siebie miejsc, gdzie dotychczasowy materiał historiograficzny i źródłowy konfrontował z warunkami terenowymi, relacjami świadków itd. Autor pod koniec XX i na początku XXI w. sam zebrał i spisał relacje ponad setki świadków i uczestników tamtych zdarzeń. Takiego ogromu pracy w badanie i utrwalanie przebiegu kampanii wrześniowej w Polsce na terenie ziemi chojnickiej nie włożył żaden ze znanych mi historyków czy pasjonatów tej pięknej nauki. Nikt też do tej pory nie napisał kompletnego opracowania na temat walk obronnych w dniach 1–3 września na ziemi chojnickiej. Istniejące do tej pory opracowania o walkach 1 września 1939 r., które wyszły spod ręki chojnickich pasjonatów historii, były niepełne, schematyczne, i zwyczajnie odtwórcze, bo czerpały głównie z dwóch źródeł: bądź to z dostępnej literatury, bądź też tylko i wyłącznie z relacji świadków (powstało też kilka prac magisterskich, które nie wniosły nic do poznania tamtych zdarzeń). Wielu autorów poprzednich prac nie stosowało kryteriów naukowości tak przy zbieraniu materiału, jak i jego opracowywaniu, uniemożliwiając tym samym innym badaczom weryfikację ich dokonań. W prezentowanej publikacji czytelnik z łatwością dostrzeże liczne sprzeczności w relacji o przebiegu działań wojennych na ziemi chojnickiej, tak jak je prezentuje materiał historiograficzny. Wiele publikacji, czy to samodzielnych, czy ukazujących się w regionalnych lub krajowych periodykach, utrwalało pozbawione faktycznych podstaw mity o chojnickim wrześniu roku 1939. Natomiast w pracach znanych powszechnie historyków, jak Tadeusz Jurga czy Konrad Ciechanowski, pojawiły się błędy będące wynikiem braku znajomości ziemi chojnickiej i jej uwarunkowań, niedostępności faktów, o których wiemy dziś, oraz braku krytycznego podejścia do opracowywanych materiałów i relacji, a być może i chęci „napisania historii”. Podobne problemy zawiera materiał opublikowany w Londynie w latach pięćdziesiątych XX w. Szczególnie trudne jest poszukiwanie prawdy w relacjach świadków tamtych zdarzeń, bo interlokutor jest narażony na zakłamania tak będące przyczyną uwarunkowań subiektywnych (chęć utrwalenia swojego wkładu w historię, kreowania siebie na bohatera lub próba wniesienia nowych, nieznanych dotąd zdarzeń do historiografii), jak i obiektywnych (niepełna pamięć co do odległych zdarzeń, jej zaburzenie, czasami strach przed ujawnieniem prawdy bądź wręcz jej skrywanie w obawie przed represją społeczno-środowiskową czy polityczną).

Siłą niniejszej książki jest zbliżenie się autorów do prawdy tak bardzo, jak to możliwe, przy zachowaniu obiektywizmu. Nie jest tajemnicą dla pasjonatów historii w Chojnicach, że Andrzej Lorbiecki nie jest z wykształcenia historykiem. Jest kimś więcej. Andrzej Lorbiecki jest „detektywem” naszej przeszłości: tym różni się od powszechnie przyjętych w tej dziedzinie w Chojnicach autorytetów, że posiada zmysł krytyczny i nie ma interesu w „pisaniu historii”. Nazwałbym A. Lorbieckiego „empirykiem historii”, który lubi spekulować, odtwarzać i poszukiwać przeszłych wydarzeń w miejscach, w których się wydarzały, ale tylko po to, żeby obalać niedorzeczne przypuszczenia i nietrafione założenia tam, gdzie brak dowodów w postaci dokumentu czy kilku zbieżnych relacji albo po prostu ciągu logicznego pozwalającego na uznanie zdarzenia za faktyczne.

Książka jest wynikiem pracy nad wzbogaceniem materiału gromadzonego przez A. Lorbieckiego na przestrzeni ostatnich 20 lat. Materiał ten został usystematyzowany, zweryfikowany i wzbogacony o dokumenty archiwalne, relacje, wspomnienia (polskie, niemieckie, angielskie). Co najważniejsze dla historyka, autorzy dla każdego możliwego zdarzenia ukazują kilka alternatywnych wersji, tym samym nie pozostawiając miejsca na insynuację i dając czytelnikowi szansę, aby ten sam określił na podstawie czystej logiki, która z wersji zdarzeń bliższa jest prawdzie.

Oczywiście książka ta nie wyczerpuje zagadnień szczegółowych, a być może i przedstawianych w niej twierdzeń nie da się utrzymać w obliczu kwerend, szczególnie w archiwach niemieckich i rosyjskich, których na użytek tej pracy nie wykonano.

Zgrupowanie „Chojnice”, toczące ciężkie boje z Wehrmachtem na przedpolach Chojnic, dało dowód bitności polskiego żołnierza (może nie było tu sukcesów, takich jak we wrześniu 1939 r. Wojsko Polskie osiągnęło w Mikołowie, Mokrej, Mszczynie czy kiedy rozbito cały pułk SS „Germania”, lecz nie zabrakło heroizmu i poświęcenia — zniszczenie drezyny pancernej przez kolejarzy, walka żołnierzy z pociągiem pancernym, nieustępliwość i wygrane potyczki 1 Batalionu Strzelców, czy wreszcie słynna szarża 18 pułku ułanów), ale też po raz kolejny w historii ukazano ważność naszego miasta dla Polski i zaangażowanie państwa w ochronę jego mieszkańców i dóbr. Miejmy nadzieję, że już nigdy nie będzie trzeba nam zakładać żołnierskich mundurów w obronie naszej Ojczyzny, w obronie naszych domów i rodzin, kultury i języka. Niemniej, powinniśmy zawsze aktywnie walczyć o wolność, bo jej utrzymanie wymaga pracy każdego z nas: angażowania się w sprawy społeczne, budowania społeczeństwa obywatelskiego i świadomości politycznej, żeby prawdą nie było to, o czym Julian Tuwim powiada wierszem:

Do prostego człowieka

Gdy znów do murów klajstrem świeżym

Przylepiać zaczną obwieszczenia,

Gdy „do ludności”, „do żołnierzy”

Na alarm czarny druk uderzy

I byle drab, i byle szczeniak

W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,

Że trzeba iść i z armat walić,

Mordować, grabić, truć i palić;

Gdy zaczną na tysięczną modłę

Ojczyznę szarpać deklinacją

I łudzić kolorowym godłem,

I judzić „historyczną racją”,

O piędzi, chwale i rubieży,

O ojcach, dziadach i sztandarach,

O bohaterach i ofiarach;

Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin

Pobłogosławić twój karabin,

Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,

Że za ojczyznę — bić się trzeba;

Kiedy rozścierwi się, rozchami

Wrzask liter pierwszych stron dzienników,

A stado dzikich bab — kwiatami

Obrzucać zacznie „żołnierzyków”. –

– O, przyjacielu nieuczony,

Mój bliźni z tej czy innej ziemi!

Wiedz, że na trwogę biją w dzwony

Króle z panami brzuchatemi;

Wiedz, że to bujda, granda zwykła,

Gdy ci wołają: „Broń na ramię!”,

Że im gdzieś nafta z ziemi sikła

I obrodziła dolarami;

Że coś im w bankach nie sztymuje,

Że gdzieś zwęszyli kasy pełne

Lub upatrzyły tłuste szuje

Cło jakieś grubsze na bawełnę.

Rżnij karabinem w bruk ulicy!

Twoja jest krew, a ich jest nafta!

I od stolicy do stolicy

Zawołaj broniąc swej krwawicy:

„Bujać — to my, panowie szlachta!”.

Marcin Wałdoch

Stowarzyszenie Arcana Historii

Chojnice 1939

Подняться наверх