Читать книгу Pewna Pani z telewizji - Anna Mentlewicz - Страница 4

Rozdział 1

Оглавление

Stella urodziła się, kiedy nie do końca była gotowa do samodzielnego życia, ale to nie przeszkodziło jej donośnie wykrzyczeć, co sądzi o świecie, w którym tak niespodziewanie wylądowała. Mama nie miała zbyt wiele czasu, żeby ją tulić. Musiała wrócić do pracy, aby zapewnić pełnemu werwy wcześniakowi coś więcej niż mleko, ponieważ od ojca dziewczynki nie chciała żadnego, nawet finansowego, wsparcia.

Pojawiła się w życiu swoich rodziców w 1982 roku. Najpierw bardzo się ucieszyli na myśl o dziecku, a potem uznali, że razem im nie po drodze. Ojciec zniknął z życia córki, jakby ktoś mu założył czapkę niewidkę.

– Mamo, co się stało z moim tatą? – wiele razy pytała Stella.

W odpowiedzi widziała niezadowoloną minę, więc w końcu przestała się tym interesować.

Stella Lerska od zawsze źle znosiła, kiedy ktoś próbował ją ograniczać, bo miała w sobie coś ze stworzenia, które kochało chodzić własnymi drogami. Ciekawa świata i ludzi wprost z ramion opiekunki powędrowała do przedszkola, chociaż brakowało jej kilku miesięcy do wymaganego wieku. Stało się tak dzięki ciotce Wandzie, młodszej siostrze mamy, która przekonała dyrekcję placówki, żeby eksperymentalnie przyjęła dziewczynkę, bo jest wyjątkowym dzieckiem.

Jej słowa nie były wymysłem i wkrótce wszystkie ciocie chciały karmić Stellę, bo kruszyna nigdy nie marudziła, nawet przy szpinaku czy tranie. Kiedy dzieciaki na wzór swoich rodziców organizowały strajki przeciwko żółtawemu płynowi o obrzydliwym zapachu ryby, Stella prosiła o dodatkową łyżkę wraz z kawałkiem chleba posypanego solą.

Dziewczynka sama starała się ubierać i nigdy jej się nie zdarzyło zrobić w majtki, co przedszkolakom z jej grupy czasami się przytrafiało. Poza tym mimo że Stella miała często własne zdanie w pewnych kwestiach, to można ją było przekonać do czegoś innego delikatną perswazją albo pochwałą, że jest mądrą dziewczynką.

Stopień uwielbienia Stelli przez przedszkolanki niemal codziennie szybował do sufitu, a w niektóre dni nawet go przebijał. Dyrektorka nigdy nie pożałowała, że zaufała Wandzie i przyjęła jej siostrzenicę.

W szkole Stella upodobała sobie chodzenie w biało-granatowym stroju, mimo że nie było takich wymagań. Jednak jej mundurek był przykrywką do tego, co miała w głowie, czym rzadko głośno chwaliła się w szkole, bo tak naprawdę chciała jak najszybciej mieć ten etap życia za sobą. Wtedy nie do końca wiedziała, czym chce się zająć później, więc na wszelki wypadek była dobra we wszystkim, nawet w wychowaniu fizycznym. Jednak o szkolnym kółku sportowym nie chciała słyszeć, bo unikała, jak mogła, należenia do czegokolwiek.

Kochała latać samolotami, ale wjazd szklaną windą na jedno z dwóch ostatnich pięter, nawet niewysokiego pięcio-, sześciopiętrowego bloku, zawsze ją paraliżował. Czasami, jadąc do góry, dodawała sobie odwagi, żartując w myślach, że osoby realizujące marzenie o szklanych domach jednego z pisarzy zrobiły jej wielkie świństwo. Dzisiaj Stella miała chyba gorszy dzień, bo nerwowo ściskała metalową poręcz w szklanej klatce. Przymykała oczy, żeby widzieć jak najmniej i bardzo żałowała, że nie skorzystała ze schodów, choć musiałaby pokonać siedem pięter.

Za chwilę miała spotkać się z Robertem Kolskim, nowym dyrektorem kanału, na którym od kilku lat prowadziła talk show. Dziennikarka nie była pewna, czy to będzie miła rozmowa. Mimo że trochę znała nowego szefa i go ceniła, nie miała pewności, czy ciągle jest tym samym człowiekiem, ponieważ widziała już parę awansów w telewizji i scenariusz zawsze przebiegał podobnie. Pasjonaci zmieniali się z ciekawych ludzi w tępych szefów skupionych wyłącznie na własnej karierze. Stella zaczęła nawet podejrzewać, że ściany dyrektorskich gabinetów mają w sobie coś, co działa destrukcyjnie na mózg, dlatego cieszyła się, że na swojej liście marzeń nie ma niczego o zdobywaniu wysokich stołków.

„Mam dziwne przeczucia co do tego spotkania” – myślała, idąc długim korytarzem wyłożonym ciemnoniebieską wykładziną.

Zerkała na tabliczki wiszące na ścianach informujące, kto siedzi za ciężkimi, ciemnymi drzwiami. Konsultanci, doradcy, kierownicy i ich zastępcy wraz z głównymi i zwykłymi specjalistami byli w większości nieznanymi Stelli osobami. Dziennikarka nie miała również pojęcia, czym się zajmują i tak naprawdę mało ją to interesowało. W połowie całkowicie pozbawionego okien korytarza znalazła drzwi do gabinetu, w którym miała się przekonać, czy Robert jest ciągle tym samym fajnym facetem.

Robert Kolski stał w sekretariacie, kiedy dziennikarka otworzyła drzwi. Przekraczając próg, poczuła zapach świeżo mielonej kawy pomieszany z nieco słodkawą wonią męskich perfum. Wysoki, przystojny mężczyzna o sportowej sylwetce był starszy od Stelli o kilkanaście lat. Miał mocno przerzedzone ciemne włosy, które zaczesywał do tyłu, nie starając się w żaden sposób ukryć wysokiego czoła z widocznymi zakolami. Ubrany był w garnitur uszyty z granatowego, połyskującego jak jedwab materiału. Dłuższa marynarka zamiast kołnierza miała stójkę i nieduże trójkątne wycięcia na końcach rękawów. Proste, szerokie spodnie miękko opadały na nienagannie wyczyszczone ciemne półbuty z kolorowymi sznurówkami. Nieduże, czerwone romby były regularnie rozsypane na jasnej koszuli pozbawionej całkowicie kołnierzyka, z rozcięciem pod szyją. Wygląd Roberta wielu osobom mógł bardziej kojarzyć się z eleganckim artystą niż menedżerem dużego kanału telewizyjnego.

„Nie zmienił stylu ubierania. Może i w głowie mu się nie poprzestawiało” – pomyślała Stella, wymieniając z Robertem powitalne uprzejmości.

Kiedy sekretarka podała im napoje, już w gabinecie Roberta, dziennikarka poznała powód zaproszenia jej przez szefa.

– Planuję cykl wywiadów z tobą dla kilku kolorowych tytułów. Do tego specjalne sesje zdjęciowe.

– Ale… ale ja nie udzielam wywiadów – zaczęła Stella. Niepewnością w głosie zadziwiła samą siebie. Szybko się jednak pozbierała i powiedziała bardziej zdecydowanie: – To znaczy, robię wywiady, ale ich nie udzielam. Tak mam, od kiedy pracuję w tej stacji. Nie słyszałeś o tym?

Poprawiła się w fotelu i uśmiechnęła się do Roberta. Jeszcze raz zmieniła pozycję i założyła nogę na nogę. Połyskujące rajstopy przyciągały wzrok i podkreślały perfekcyjność tego, czym obdarzyła ją natura.

Szykując się na spotkanie z Robertem, długo zastanawiała się, w co się ubrać. Zdecydowała się na dopasowaną czarno-czerwoną sukienkę z niezbyt głębokim dekoltem o nieregularnym kształcie. Blond włosy spięła w kok. Całości dopełnił delikatny makijaż. Nieco mocniej wytuszowała rzęsy, aby stanowiły godną oprawę dla jej zielonych, migdałowych w zarysie oczu.

Robert przez chwilę jej się przyglądał, po czym wstał i odszedł w kierunku drewnianego, masywnego biurka w centralnej części obszernego gabinetu. Stella siedziała na jednym z czterech foteli ustawionych wokół niedużego stolika kawowego. Prawie cały gabinet był przeszklony, tak że można było oglądać panoramę miasta w pełnej krasie. Na ścianie po prawej stronie wisiało kilka monitorów, a na każdym leciał inny program telewizyjny z wyciszonym głosem.

– Nadeszły zmiany i będziesz musiała się do nich dostosować – powiedział Robert, siadając za biurkiem.

Wysokie skórzane oparcie fotela wystawało mu ponad głową. Oparł się o nie i skierował wzrok na krajobraz za oknem. Nieduży klucz ptaków przefrunął całkiem niedaleko.

– Nie rozumiem dlaczego? – Stella starała się nadać swojemu głosowi jak najmniej agresywny ton.

„Zwariował? Sam to wymyślił czy mu kazali?!” – krzyczała w myślach, jednocześnie dbając, aby na twarzy nie zadrżał jej żaden mięsień.

– Strategia promocyjna firmy. Wszyscy będą w nią włączeni – Robert obojętnie cedził słowa, wpatrując się w kolejny klucz ptaków, który zniknął mu z pola widzenia.

– Nie możesz mi odpuścić? Robert, bardzo cię proszę.

Spojrzał na nią zaskoczony. Ton głosu znowu nie pasował do kobiety, która kilka minut temu wkroczyła do sekretariatu.

– Stella, bardzo bym chciał ci pójść na rękę, ale… – urwał i odwrócił wzrok, jakby liczył, że znajdzie kończące dyskusję argumenty za oknem.

Dziennikarka wypiła łyk wody ze szklanki i poczuła lekki smak cytryny oraz miły chłód napoju, będący wspomnieniem kostek lodu, które w nim wcześniej pływały. Poprawiła się na fotelu i wzięła głęboki oddech.

– Nie mam tego w kontrakcie.

– Z tego, co wiem, kończy ci się za trzy miesiące.

Stella odwróciła głowę w kierunku monitorów i delikatnie zagryzła wargi, jakby chciała powstrzymać samą siebie przed wypowiedzeniem tego, na co miała ochotę.

– Przy każdej większej produkcji aktorzy mają obowiązek udziału w promocji filmu – Robert próbował załagodzić sytuację.

– Jestem dziennikarką.

– Jesteś gwiazdą naszej stacji. Większą niż niejedna aktorka. Musisz nam pomóc w działaniach reklamowych w ramach nowej strategii promocyjnej firmy.

– Robert, nie udzielam wywiadów, bo kiedyś zapłaciłam za to zbyt wysoką cenę. Czy mógłbyś to uszanować? – Popatrzyła na niego niezbyt przyjaźnie.

– Stella, nie wszystko zależy ode mnie. – Robert nadal unikał kontaktu wzrokowego.

– A jak się nie zgodzę? – zapytała zaczepnie i wstała, dając do zrozumienia, że chciałaby go zostawić z tym pytaniem.

Do Roberta dotarło, że rozmowa rozwinęła się nie w tym kierunku, który zakładał. Wstał energicznie zza biurka, żeby przeciąć Stelli drogę i nie dopuścić, aby opuściła gabinet.

– Zależy mi, żebyśmy się dogadali. Przemyśl to, spotkajmy się za kilka dni.

Dziennikarka nerwowo poprawiła torebkę na ramieniu i wpatrzona w drzwi energicznie szła z miną krzyczącą: „Zejdź mi z drogi!”.

– Poczekaj, jaki dzień ci pasuje w przyszłym tygodniu? – próbował ratować twarz Robert. „Mam nadzieję, że da się przekonać. Nie mam wyjścia, obiecałem górze, że ją do tego namówię” – mówił do siebie w myślach.

– Zadzwonię do sekretarki i ustalę z nią termin. Do widzenia – rzuciła przez ramię i zamknęła za sobą drzwi, w które on wpatrywał się, nerwowo skubiąc lewe ucho.

„Co za palant!” – krzyczała w duchu Stella, kierując się ku schodom. Na dzisiaj miała już dość wind.

Wszystkiego się spodziewała, ale nie tego, że będzie wymagał od niej czegoś tak głupiego. Stella ze swoją niechęcią do wywiadów była nietypowym reprezentantem środowiska, w którym pracowała. Większość jej koleżanek i kolegów, szczególnie tych pokazujących się na ekranie, nieustannie zabiegała, by o nich pisano albo chociaż mówiono.

– Nieważne co, byle po nazwisku – żartowali, nerwowo szukając plotek o sobie w różnych magazynach czy na portalach internetowych.

Chętnie też pozowali fotoreporterom i byli niepocieszeni, kiedy na dużej imprezie nie zapraszano ich na ściankę, na której widniały reklamy głównych sponsorów. Zdarzało się czasami, że mniejsze czy większe gwiazdy dzwoniły do fotografów i niezobowiązująco informowały, dokąd się wybierają. Wszystko po to, aby ich „przypadkowo” zrobione zdjęcia zaistniały gdziekolwiek, bo to świadczyło, że gwiazdy żyją i mają się całkiem dobrze. W ślad za ciągłą obecnością w mediach, żyjących plotkami, szły bowiem pieniądze płacone oficjalnie albo pod stołem. Bywały i świadczenia rzeczowe w postaci ciuchów, sprzętu elektronicznego różnej maści, samochodów czy apartamentów z opłaconym na kilka lat czynszem.

Robert Kolski pamiętał Stellę Lerską ze stacji, w której wcześniej razem pracowali. On był wtedy wydawcą programów informacyjnych, a ona początkującą reporterką. Miała opinię pracowitej, inteligentnej i ambitnej dziennikarki. Niektórzy żartobliwie nazywali ją zwierzęciem telewizyjnym, bo nie tylko miała pasję do tej roboty, ale przede wszystkim kamera ją kochała – wyglądała w jej obiektywie jeszcze piękniej niż w rzeczywistości.

Robert stracił kontakt ze Stellą, kiedy przeszła do konkurencji, ale z dystansu obserwował, jak radzi sobie w roli gospodyni talk show. Był pod wrażeniem, bo jak mówiono w żargonie: „Przebijała się przez szybę”, czyli przykuwała uwagę widza, co osiągała dzięki znakomitemu przygotowaniu do rozmów i wyjątkowej umiejętności wydobywania ze swoich gości niezwykłych wyznań.

W środowisku dziennikarskim mówiło się, że bardzo rozwinęła się zawodowo dzięki Markowi Milińskiemu, pomysłodawcy i reżyserowi talk show, który prowadziła od kilku lat. Program ciągle był na ekranie, bo cieszył się uznaniem widzów i osiągał dobre wyniki oglądalności. Jednak Robert dostał polecenie od szefów telewizji, żeby z pasma, w którym emitowany był talk show Stelli, wycisnąć jeszcze więcej. I nie miał wątpliwości, że mu się to uda.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Pewna Pani z telewizji

Подняться наверх