Читать книгу Nigdy ci nie wybaczę - Anna Mentlewicz - Страница 4
Rozdział 1
ОглавлениеStella Lerska, znana dziennikarka telewizyjna, została porwana tuż przed swoimi trzydziestymi piątymi urodzinami. Mimo że jej talk-show „Rozmowy o niewidzialnym” miał dużą oglądalność, jej zniknięcie nie od razu zostało zauważone przez media. Pewnie dlatego, że Stella, po krótkim oporze, poddała się i porywacz, Miłosz Dziemski, mógł bez żadnej przemocy zrealizować swój szalony plan wywiezienia jej do najdalej wysuniętego na północ miejsca w Polsce. Mężczyzna, na co dzień przyjaciel i sąsiad Lerskiej, liczył, że wyjazd nad morze pomoże jej zebrać siły przed dwiema sprawami sądowymi, które ją czekały w najbliższej przyszłości. Pierwsza – przeciwko telewizji – w związku ze zwolnieniem dyscyplinarnym z pracy, a druga – przeciwko Jackowi Milińskiemu – za pobicie i próbę gwałtu.
„Nie sądziłam, że porwanie może być takie miłe” – pomyślała Stella, kiedy dżip Miłosza pokonywał kolejne kilometry na drodze prowadzącej na Wybrzeże.
Lerska była nawet wdzięczna Dziemskiemu, iż z troski o nią wywrócił swoje życie do góry nogami i postanowił ją zabrać nad morze. Spacery plażą uwielbiała o każdej porze roku.
Stella i Miłosz dotarli do Jastrzębiej Góry, najdalej wysuniętej na północ polskiej miejscowości, późno w nocy. Byli tak zmęczeni, że wypicie herbaty wydawało im się równie trudne, jak zdobycie Mont Everestu.
– Marzę tylko o szybkim prysznicu i łóżku – powiedziała Stella, kiedy gospodyni wręczała im klucze od domków usytuowanych w pięknie utrzymanym ogrodzie. Przed wejściem do swojego apartamentu Stella spojrzała na rozgwieżdżone niebo.
„Zapowiada się piękny dzień. A może nawet kilka?” – pomyślała, zamykając za sobą drzwi.
Wnętrze zaskoczyło ją komfortowym urządzeniem, ale nie skupiała się nad tym zbyt mocno.
– Ledwie przyłożyłam głowę do poduszki, odleciałam. Spałam jak górnik po szychcie – opowiadała Miłoszowi, kiedy rano spotkali się na śniadaniu w jadalni znajdującej się w willi, w której mieszkali właściciele pensjonatu. – Mała kanapka i duża kawa, a potem długi spacer brzegiem morza, bo grzech przy takiej pogodzie siedzieć w domu – dodała, zerkając na bezchmurne niebo za oknem.
– Takiego listopada nie pamiętam – odparła gospodyni, która serwowała im posiłek. – Nigdy też nie gościłam u siebie równie znanej osoby jak pani – zwróciła się do Stelli. – Wiem, wiem, nikomu ani słowa. Może być pani spokojna. Moje prawdziwe nazwisko to dyskrecja – dodała, zanim dziennikarka zdążyła się odezwać.
Kiedy Stella w towarzystwie Miłosza pierwszy raz popatrzyła z klifu na morze, promienie słoneczne, niczym morsy, beztrosko pławiły się w szafirowej, spokojnej wodzie. Wciągnęła haust powietrza i zmrużyła oczy. Miała wrażenie, że tysiąc świetlików pływa po gładkim lustrze wody.
„Muszę go dotknąć” – pomyślała i zbiegła w dół stromymi schodami.
Miłosz po chwili wahania ruszył za nią. Zatrzymał się na brzegu, a ona skropiła mu twarz kilkoma kroplami morskiej wody. Potem przez chwilę cieszyli wzrok widokiem ogromnego, lśniącego w słońcu i cicho szumiącego królestwa Neptuna. W końcu ruszyli plażą w kierunku Rozewia. Stella szybko wysunęła się do przodu. Idąc energicznym krokiem, nosem wciągała rześkie powietrze i zatrzymywała je w płucach, żeby po dłuższej chwili wypuścić ustami. Po kilkunastu takich głębokich wdechach i wydechach zachwiała się na nogach. Pewnie by upadła, gdyby Miłosz jej nie podtrzymał.
– Co się dzieje? – zapytał.
– Zaszumiało mi w głowie – odpowiedziała i uśmiechnęła się.
Zdjęła czapkę, a gęste, jasne włosy rozsypały jej się na plecach. Przeczesała je dłońmi, posłała całusa wspierającemu ją mężczyźnie i ruszyła w dalszą drogę. Po kilku minutach dostrzegła po prawej stronie niezbyt szeroki wąwóz, pnący się do góry.
– Idziemy? – zwróciła się do Miłosza.
– Chcesz zobaczyć obelisk?
Nie miała pojęcia, o czym mówi, co pokazała, krzywiąc twarz i wzruszając ramionami.
– Na szczycie jest pomnik upamiętniający powrót Zygmunta III Wazy z nieudanej wyprawy do Szwecji po koronę. Legenda mówi, że w tych okolicach rozbił się statek, którym płynął, a rybacy pomogli królowi i załodze się uratować – wyjaśnił.
– Skąd ty to wiesz? Bywałeś tu wcześniej? – zdziwiła się.
– Przygotowując się do porwania ciebie, poczytałem trochę o okolicy, żeby znaleźć najlepsze miejsce, gdzie cię będę przetrzymywał – zażartował. – Poważnie mówiąc, kiedyś konsultowałem scenariusz filmu dokumentalnego o tym rejonie i trochę rzeczy mi zostało w głowie. Na przykład to, że ten wąwóz nazywa się Lisi Jar.
Stella z uznaniem pokiwała głową.
– To co? Kto pierwszy u góry? – zaproponował i chciał wystartować, ale ona go przytrzymała.
– Nie. Dzisiaj jednak tylko spacer brzegiem morza, dobrze? – zapytała.
Zgodził się bez dyskusji i delikatnie zagarnął ją ramieniem, dając sygnał, że mogą iść dalej.
– Powiesz mi, jak to się stało, że zostałeś scenarzystą? Czy archeologia tak cię rozczarowała? – zapytała, kiedy znowu szli w kierunku Rozewia.
– Odezwała się w tobie natura dziennikarki?
– Ona nie ucichła, tylko czekała na odpowiedni moment, żeby zadać to pytanie.
Stella zerknęła na niego zaczepnie, ale on tego nie dostrzegł, bo odwrócił głowę w bok. Miał regularne rysy twarzy. Był wysoki. Jego sportowa sylwetka świadczyła, że mimo wielu godzin spędzonych na pisaniu nie zaniedbał się. Patrząc w dal, mrużył oczy i marszczył nos. Jego przedłużające się zamyślenie podsycało ciekawość Stelli.
– Byłem z dziewczyną, która coś tam pisała i postanowiła pójść na kurs dla scenarzystów. Miałem przerwę między wykopaliskami i zapisałem się razem z nią na zajęcia. No i mnie zassało – wyjaśnił, ciągle patrząc w bok. – Ją jednak straciłem – dodał po dłuższej chwili zmienionym głosem.
Stella zauważyła, że schował głowę w ramiona, a jego twarz zszarzała.
„To chyba była bardzo ważna dziewczyna” – pomyślała.
Do Przylądka Rozewie szli w milczeniu. Jednak nie wspięli się stromymi schodami prowadzącymi do latarni, bo dowiedzieli się, że jest czynna tylko wiosną i latem. W drodze powrotnej do Jastrzębiej Góry Stella zdjęła buty i skarpetki, a potem zanurzyła stopy w morzu. Po pierwszym kontakcie z wodą parsknęła jak źrebię i odskoczyła w bok. Po chwili jednak wróciła i pozwoliła, by jęzor wody oblizał jej nogi. Na początku miała wrażenie, że tysiące cieniutkich igieł wbiło jej się w stopy. Trwała w bezruchu, wstrzymując oddech. W końcu głośno wypuściła powietrze i poczuła, że igły zniknęły, a otulająca jej stopy woda już nie jest taka zimna. Weszła głębiej, do kostek. Miłosz nie od razu ruszył w jej ślady. Jednak kiedy się zdecydował i wytrzymał pierwszy szok, przyznał jej rację, że brodzenie w wodzie jest przyjemne. Przebyli w ten sposób całą drogę do głównego wejścia na plażę w Jastrzębiej Górze. Schody do góry też pokonali boso. Dopiero na szczycie klifu włożyli buty, żeby pójść do pobliskiej kawiarni na kawę.
Zajęli miejsca w koszach plażowych, które wystawiono na tarasie przylegającym do lokalu. Jesienny dzień, który coraz bardziej udawał wiosenny, sprawił, że wiele osób siedziało na zewnątrz, pozwalając, by słońce muskało ich twarze.
– Miałeś fajny pomysł z tym porwaniem – powiedziała Stella.
– Dzięki, że nie stawiałaś zbyt dużego oporu. Mogłem w ten sposób sprawdzić, jak działa jeden z moich najnowszych pomysłów scenariuszowych – stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.
– I co? Wprowadzisz go do swojego serialu?
– Jeszcze nie wiem. Może zachowam go tylko dla nas? – Otoczył ją ramieniem.
Pozwoliła, żeby dotknął ustami jej włosów. Kiedy jednak pochylił się, żeby ją pocałować, zgrabnie wysunęła się z jego ramion.
– Miłosz, niech zostanie tak jak jest – poprosiła. – Nie jestem gotowa na nic więcej – dodała po chwili.
– Przecież ja ci nie proponuję małżeństwa – zażartował.
– Nie? – zdziwiła się w podobnym tonie. – To czego ty chcesz ode mnie?
– Seksu.
Otworzyła usta i westchnęła.
– To faktycznie zmienia postać rzeczy. Muszę się zastanowić – stwierdziła poważnie i popatrzyła w bok, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Kiedy znowu spojrzała na Miłosza, nie mogła się powstrzymać. Jego mina była tak komiczna, że po chwili śmiali się wszyscy wokół. Tylko on zdawał się nie rozumieć, co ich tak bawi i z powagą na twarzy rozglądał się dookoła.
Kiedy kelnerka podała im kawę, zaczęli rozmawiać o wycieczkach na najbliższe dni. Stella zdziwiła się, kiedy odkryła, że Miłosz szczegółowo zaplanował ich pobyt.
– Ale dlaczego uważasz, że właśnie okoliczne zamki powinniśmy przede wszystkim odwiedzić? – zapytała.
– Zanim znowu będziesz królowała w telewizji, musisz popraktykować jako księżniczka. Ja się wcielę w rolę twojego giermka.
– Znowu jakiś serialowy pomysł? – udawała, że nie sprawił jej przyjemności swoją odpowiedzią.
Wzruszył ramionami i zrobił nieszczęśliwą minę.
– Ty powinnaś być dziennikarzem śledczym. W mig umiesz rozszyfrować człowieka.
Przed kolejnym spacerem po okolicy postanowili sprawdzić, jak miewa się jego papuga. Została sama w nowym miejscu i różnie mogła na to zareagować. Kiedy po cichu otworzyli drzwi do jego domku, usłyszeli, jak żako gada.
– Nie ma! Wycieczka! Nie ma! – skrzeczała. – Dobrze! Dobrze! Cześć! Pa!
– Chyba jest zła, że jej nie wziąłeś – wyszeptała Stella.
Papuga zamilkła, jakby zorientowała się, że ktoś wszedł do środka. Słychać było, jak przenosi się z jednej żerdzi na drugą, ale już nie gadała. Stella zdecydowanym krokiem podeszła do jej klatki, stojącej w pobliżu kominka.
– Cześć! – przywitała papugę.
– Stella! Co robisz? – zaskrzeczała żako.
– Wróciłam z Miłoszem ze spaceru. A ty? Jak się masz?
– Masz! Masz!
Stella doskonale rozumiała, czego chce od niej papuga. Ruszyła do aneksu kuchennego po smakołyk dla żako. Po chwili wrzuciła kawałek mandarynki do metalowej miski stojącej w klatce. Uśmiechnęła się, kiedy ptak głośno wyrażał swoje zadowolenie .
– Aaa... Mniam – skrzeczał. – Masz! Masz – powiedział, kiedy skończył.
Stella wrzuciła jeszcze dwie cząstki owocu do miski. Nie mogła jednak dłużej obserwować, jak żako pochłania smakołyk, bo zabrzęczał jej telefon. Odebrała połączenie i usłyszała głos Jacka. Przysiadła na krześle z wrażenia. Krew odpłynęła jej z twarzy.
– Jak ci się odpoczywa nad morzem? Może wpadnę jak kiedyś na lampkę szampana? – zapytał Miliński ciepłym głosem.
Stella mocniej zacisnęła dłoń na aparacie. Czuła na sobie wzrok Miłosza, ale nie była w stanie popatrzeć na niego. Siedziała jak sparaliżowana.
– Potem moglibyśmy się zabawić tak jak lubisz. Tęsknisz za mną tak jak ja za tobą? – dopytywał się uwodzicielskim tonem.
Stella rozłączyła połączenie i ze wstrętem odrzuciła telefon na stolik. Starała się zapanować nad wewnętrznym dygotem. Po jakimś czasie zorientowała się, że Miłosz klęczy obok niej.
– Jacek! – wyrzuciła z siebie łamiącym się głosem.
– Po co odbierałaś?
– Dzwonił nie ze swojego numeru – wyjaśniła. – Tylko skąd on wie, że wyjechałam? Śledzi mnie?
Popatrzyła na Miłosza przerażonym wzrokiem. On delikatnie ścisnął jej dłonie. Telefon Stelli zasygnalizował nadejście SMS-a. Drżącą dłonią sięgnęła po aparat i głośno wypuściła powietrze, kiedy otworzyła wiadomość.
– „Wykończyłaś moich rodziców. Poniesiesz za to karę” – przeczytała na głos.
– On jest idiotą. Przecież jak ci wysyła takie groźby, to się pogrąża – skomentował SMS-a Miłosz.
– Wysłał to z bramki internetowej. Trzeba udowodnić, że to on zrobił.
– Przecież pisze o rodzicach, czyli myśli o Marku i Monice i ich wypadku samochodowym.
Miłosz podniósł się i ruszył w kierunku kominka, żeby podsycić ogień, który ledwie się tlił.
– Jak go znam, będzie się upierał, że może byłam kochanką jeszcze innego faceta niż jego ojciec i to jego dziecko mi przysłało SMS-a.
Oboje zamilkli. Stella przyglądała się, jak Miłosz pogrzebaczem rozgarnia żar w kominku, a potem podrzuca drewno. Krótko po tym jak zamknął okrągłe szklane drzwiczki, pojawiły się czerwono-niebieskie płomienie, a ze środka zaczęły dochodzić trzaski zasysanego przez ogień drewna i dudnienie z komina. Miłosz odwrócił się do Stelli i popatrzył na nią pytająco.
– Jacek wie, że cierpię na depresję i napady paniki. Będzie robił wszystko, żeby mój stan się pogorszył – odezwała się.
– Niepotrzebnie mu kiedyś odpuściłaś…
– Miłosz, nie wracajmy do tego – zdecydowanie mu przerwała. – Tłumaczyłam ci wiele razy, dlaczego to zrobiłam. Twoja siostra też mu odpuściła. A tobie dopiero po latach się przyznała, że próbował ją zgwałcić.
Miłosz chciał coś powiedzieć, ale tym razem zabrzęczał jego telefon. Zerknął na wyświetlacz i się skrzywił.
– Stella! Kocham cię! – zaskrzeczała papuga.
Stella podeszła do niej. Żako radośnie uderzyła w dzwonek-zabawkę.
– Ale jak to? Nie mogę! – dobiegł do Stelli fragment telefonicznej rozmowy Miłosza.
Tymczasem papuga postanowiła wykonać koncert na dzwonku na cześć Stelli, waląc w zabawkę jak opętana. Żadne słowa nie były w stanie jej przekonać, żeby przestała. Miłosz musiał wyjść na zewnątrz, żeby dokończyć rozmowę telefoniczną. Stella wróciła na swoje miejsce na fotelu, licząc, że jak zignoruje papugę, ona w końcu odpuści.
– Gram! Gram! – zaskrzeczała papuga, kiedy zmęczyło ją walenie w zabawkę. – Gram! – zaczęła powtarzać w kółko.
W końcu zamilkła, ale nie na długo. Zaintonowała Sen o Warszawie i nie przestała go gwizdać, nawet wtedy, gdy Miłosz pojawił się znowu w salonie. Kiedy usłyszał, czego tym razem się uczepiła, zrobił zdziwioną minę i zatrzymał się na środku pokoju.
– Skąd wiesz? – zawołał do papugi.
Jednak żako nie dała się wciągnąć w rozmowę. Dalej gwizdała piosenkę.
„Wracamy? Co się stało?” – pomyślała Stella.
– Nie mam dobrych wiadomości – oświadczył Miłosz i nerwowo podrapał się po głowie. – Zostaniesz z Żakuszką sama? – Posłał Stelli proszące spojrzenie. – Muszę pojechać na plan zdjęciowy. Aktorka miała wypadek i na miejscu trzeba poprawić scenariusz, żeby nie przerywać zdjęć – wyjaśnił. – Zostaniecie same? – zapytał, przenosząc wzrok ze Stelli na papugę. Żakuszka zignorowała jego pytanie i dalej gwizdała Sen o Warszawie.
– Ona podjęła decyzję za nas obie. – Stella pokazała na klatkę. – Wracamy z tobą.
– Czemu? Za dwa, trzy dni będę z powrotem, a ty w tym czasie złapiesz oddech.
Stella kochała spacery brzegiem morza. Na najbliższe dni zapowiadano słoneczną pogodę, więc kusiła ją perspektywa pozostania. Z drugiej strony po telefonach Jacka nie czuła się pewnie.
„Zostanę bez samochodu. Co zrobię, jak ten drań się pojawi?”
„Ma dyżury w szpitalu. Program w telewizji. Nie przyjedzie”.
„On ma obsesję na moim punkcie. Zdolny jest do różnych szaleństw”.
Pochłonięta rozmową ze sobą nie zauważyła, że Miłosz zbliżył się do niej. Delikatnie ją przytulił i cicho zapytał:
– Co się dzieje?
Popatrzyła na niego spłoszona.
– Wszystko w porządku. Kiedy ruszamy? – Starała się, żeby jej głos zabrzmiał rzeczowo.
– Naprawdę chcesz jechać? – Spojrzał jej w oczy.
Nerwowo zamrugała powiekami, udając, że coś jej wpadło do oka. Przestraszyła się, że odkryje jej małe kłamstwo. Miłosz przyciągnął jej głowę do swojego policzka.
– Jeśli będziesz wszędzie chodziła z Żakuszką, nikt ci nie podskoczy – wyszeptał jej do ucha, jakby naprawdę miał dostęp do jej myśli.
– Co ty opowiadasz? – Popatrzyła na niego podejrzliwie.
– Na pewno nie bajki. Żakuszka zaatakuje każdego, kto będzie próbował się do ciebie zbliżyć, kiedy będzie siedziała na twoim ramieniu. Tylko musisz ją ubrać w specjalne szelki, żeby nie odfrunęła.
Stella zmarszczyła czoło i z niedowierzaniem pokręciła głową.
– Stella, nie psuj mojego porwania. Miałaś wrócić z nowymi siłami do Warszawy – powiedział i cmoknął ją w policzek.
Kiedy był obok, czuła się bezpiecznie. Jednak nie była pewna, co się stanie, gdy on wyjedzie.
„Masz wygrać wojnę z telewizją! Pokonać Jacka! A boisz się zostać sama nad morzem?” – skarciła samą siebie w myślach.
– Dobrze – powiedziała głośno.
Miłosz nie zrozumiał, co ma na myśli. Pochylił się i zapytał:
– Co dobrze?
– Zostaję – wyjaśniła, patrząc mu w oczy.
Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
– Co jest? Co robisz? – zaskrzeczała papuga.
Miłosz zerknął na żako i rzekł:
– Uwodzę Stellę.
– Dobrze – zaskrzeczała żako, czym spowodowała ich wybuch radości.
Papuga polubiła Stellę od pierwszego spotkania, które miało miejsce kilka tygodni temu. Z zasady potrzebowała czasu, aby zaakceptować osobę pojawiającą się w pobliżu Miłosza, ale dla Stelli zrobiła wyjątek. Sympatia była obopólna, bo Lerska też bardzo lubiła gadającego ptaka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.