Читать книгу Huragan - Antoni Ossendowski - Страница 4
HURAGAN I.
ОглавлениеAlfred Duquesne został w tym roku doktorantem zoologii w Sorbonie. Pracował nad rozprawą doktorską, a że zamierzał ubiegać się o katedrę na jednym z uniwersytetów francuskich, chciał napisać pracę oryginalną i poważną. Po długim namyśle postanowił pojechać do Marokka, zamieszkać w jakiejś odludnej wiosce berberyjskiej na brzegu morza i tu pracować. Zamierzał bowiem opracować temat o pasożytach ryb Atlantyku.
Pożegnał swego profesora, kolegów, wpadł na parę dni do rodziców, mieszkających w Bretonji, i z małą walizką oraz pudłem z mikroskopem wsiadł na statek „Gaulois“, płynący przez Gibraltar do Tangeru, Melilli, Oranu i dalej na wschód aż do Bizerty.
Z Oranu Alfred przerzucił się do Marokka i zamieszkał w małej berberyjskiej „bled“, wiosce, Dżurf, tuż przy ujściu rzeki Muluji, w chacie rybaków Beni Husseim.
Było ich dwóch braci — Brahim i Mhammed. Nie bardzo przypadli oni do serca wesołemu studentowi Sorbony, gdyż ich ponure, skupione twarze i mrocznie połyskujące oczy nigdy się nie rozjaśniały uśmiechem. W „nuala“, chacie, Beni Husseimów mieszkała leszcze jedna istota.
Alfred wiedział o niej tylko tyle, że była ona siostrą rybaków i że miała na imię Adżaż. Widział zaś ją ciągle i wszędzie, lecz jednocześnie i nie widział, bo Adżaż nigdy nie zjawiała się bez burnusu i bez zasłony na twarzy.
Burnus, szeroki i fałdzisty, był uszyty z grubego szaro-brunatnego samodziału, i w tym niezgrabnym worku postać siostry rybaków tonęła i ginęła niby drobna jagoda w wielkiej sakwie; zazdrosny „ltam“ — zasłona z gęstej wełnianej tkaniny odkrywał tylko duże, płonące, podłużne oczy i — nic więcej. Oczy były istotnie piękne i ogniste, lecz młody bretończyk od pierwszego dnia pobytu w Afryce przekonał się, że tu wszystkie oczy pociągają do siebie, niezależnie od tego, czy patrzą na boży świat dopiero szesnaście wiosen, czy spozierają już sześćdziesiąt lat.