Читать книгу Opowieści poronione - Arkadiusz Buczek - Страница 5

BIAŁA KAWA

Оглавление

Nie powinienem był wchodzić do tej kawiarenki, czy też raczej knajpki – obecnie na wszystkie lokale mówi się knajpa – jednak powodowany nagłą potrzebą schronienia się gdziekolwiek, wdusiłem do środka oszklone drzwi; przywitał mnie cichy zgrzyt zawiasów. Głupio było mi się wycofać. Wszedłem więc do środka i poczułem niemal fizycznie, jak przechodzę barierę wiosennego chłodu i deszczu. Zostały za drzwiami, z czerwoną tekturową wywieszką ,,OTWARTE”, które natychmiast zatrzasnęły się za moimi plecami.

Stałem tak w progu i przyglądałem się przez chwilę czterem obecnym klientom, zawartości ich szklanek, ścianom i różnym elementom wystroju. Po jaką cholerę tu wlazłem?, pomyślałem. Gdzie mam usiąść? Zamówić kawę czy piwo? Może zwyczajnie odwrócić się i wyjść?

– Co będzie dla pana? – Że niby dla mnie?

Dziewczyna oparta o wysoki bar, obdarzyła mnie ciepłym firmowym uśmiechem. Ładna jest, pomyślałem. Rudzielec – takie imię jej nadałem, oczywiście na własny użytek. Albo na użytek własnych kaprysów.

– To co podać? – Nalegała.

Kawa czy piwo? Kawa czy piwo? Kawa...

– Może kawę... Białą. – Spróbowałem uśmiechnąć się, ale chyba mi nie wyszło. Jakoś dziwnie na mnie spojrzała.

Tak naprawdę nie lubię białej kawy, bo to nie kawa. Piję czarną i najlepiej parzoną. Taką cholernie mocną, z dwóch czubatych łyżek stołowych. Ale jak już wspomniałem, nie byłem tego dnia sobą. Od jednej białej kawy nikt jeszcze nie umarł, pocieszyłem się. Chyba.

Gdy ekspres powoli produkował moją porcję kawy, zdążyłem oglądnąć wszystkie rodzaje kieliszków podwieszonych pod górną listwą baru – o dziwo czysto utrzymanych – i wszystkie butelki z alkoholem na półkach. Wytypowałem te, których napiłbym się w pierwszej kolejności. Trochę tego było...

– Kawa. – Szczęk, jaki wydała filiżanka ustawiona na spodeczku, przerwał moje arcyciekawe obserwacje i sprowadził mnie z powrotem na ziemię.

– Dzięki. – Tym razem uśmiech wyszedł mi chyba lepiej, a przynajmniej tak mi się wydało. Położyłem na barze monetę 5-złotową i poprosiłem o popielniczkę.

Usiadłem przy stoliku na wprost drzwi. Niewygodne miejsce, ale tylko tu mogłem mieć święty spokój. Od razu wszystko wyłożyłem na blat – kawę, popielniczkę, z kieszeni płaszcza wygrzebałem wygniecioną paczkę niebieskich gauloises'ów i zapalniczkę – i wgapiłem się w ulicę. Dopiero teraz rozpadało się na dobre. Przechodnie skryli się pod parasolami, które na tle mokrej lśniącej ulicy, przypominały wielkie kolorowe kwiaty...

Zapaliłem pierwszego papierosa i zaciągnąłem się głęboko. Wydmuchany dym skupił się nad moją głową na kształt gęstego siwego parasola... Cholera!, wszystko zaczęło kojarzyć mi się z parasolem. Upiłem łyk kawy. Nawet mi smakowała, ale dla efektu wsypałem do niej łyżeczkę cukru i pomieszałem dokładnie, starając się nie „dzwonić” nią o filiżankę. Normalnie nie używam cukru, chociaż lubię słodycze – szczególnie gdy popiję i mój organizm odczuwa niedobór glukozy. Ale cukier? Jakiś koszmar... Hej, facet! Obudź się!

Kolesie siedzący przy stoliku obok, dopili swoje odgazowane piwa i wstali. Co za męczydupy! Ubierając kurtki dyskutowali zawzięcie o jakichś pierdołach, od których przewalały się człowiekowi bebechy. Zupełnie jak ciuchy W automatycznej pralce... Wreszcie byli gotowi do uwolnienia mnie od swojego towarzystwa. Pożegnali się z barmanką i wyszli w deszcz, cały czas ględząc...

Zostałem sam, jeśli nie liczyć Rudowłosej. Może powinienem zainteresować się nią bliżej, ale było mi jakoś głupio. Nie byłem pewny nawet jej wieku. Nie żeby to była jakaś szczególna przeszkoda, ale...

Opowieści poronione

Подняться наверх