Читать книгу Serce Lodu - Arkady Saulski - Страница 4

Оглавление

Prolog

Kapłan powoli kroczył przez wielką salę. Panował półmrok, powietrze wypełniał dym z nielicznych palenisk i kadzideł. Światło i cień pląsały w rozedrganym tańcu na ścianach, podłodze i ogromnych wrotach, ku którym zmierzał mężczyzna.

Gdy był już blisko, ożyły starożytne mechanizmy, zazgrzytały koła zębate wykonane z kamienia i żelaza, łańcuchy odezwały się metalicznym zaśpiewem. Wrota rozwarły się, a lekki podmuch zimnego wiatru wprawił w ruch ciężki płaszcz, musnął włosy futra pokrywającego ramiona mężczyzny.

Kapłan był niemłodym, rosłym człowiekiem, wspierał się na drewnianej lasce, lekko utykał. Gdy potężne wrota otworzyły się na oścież, wyszedł na zewnątrz – w mróz i biel śniegu.

Jego kroki zdawały się ożywiać następne antyczne mechanizmy. Stanął nad krawędzią przepaści, odgradzającej świątynię od reszty świata, od śnieżnych zasp, ciemnych skał wystających spod kobierca białego puchu, wiatru i gór. Z obu krawędzi zapadliny poczęły wysuwać się części mostu, łącząc się ze sobą pośrodku otchłani.

Kapłan śmiało popatrzył na armię czekającą po drugiej stronie. Czerwone sztandary z orłami, gryfami i zimowymi potworami wyszytymi złotą nicią powiewały na wietrze. Spojrzał na barbarzyńskie zastępy, mężczyzn i kobiety w futrach, skórzanych pancerzach, zimowych płaszczach. Ich twarze zdobiły bojowe malunki, czerwone i błękitne, czarne i żółte, a oficerowie oraz starszyzna ozdabiali zbroje kolorowymi piórami egzotycznego ptactwa.

Najważniejszy był jednak człowiek na czele armii, niesiony w lektyce chudy starzec o wydatnym nosie, wystających kościach policzkowych i zimnym spojrzeniu. Tron, na którym spoczywał, otaczały kościane wypustki, rozwieszono na nich kadzidła, a sam starzec bawił się nonszalancko złotawym, błyszczącym wisiorem.

Kapłan chrząknął, spojrzał śmiało w oczy starca.

– Ta świątynia jest zamknięta dla plemion od pokoleń. I twoje zastępy tego nie zmienią – oznajmił, a góry i wiatr zdawały się nieść jego głos. – Zabierz stąd swoje wojska. Przyjęliśmy wiarę ludzi zachodu, ale oni uznali nasze dawne zwyczaje, świętość naszych miejsc. Ramię w ramię stoimy po stronie Światła. A to, czego pożądasz, nie będzie twoje...

– Dosyć! – syknął tylko starzec w lektyce.

Nie był to zwyczajny głos. Kapłan, słysząc go, aż się przygarbił – szept był przeszywający, mieszał zmysły. Zdawało się, że byłby w stanie zarówno skruszyć mury świątyni, jak i zepchnąć góry na dno oceanu.

Gdy echo przeminęło, starzec uśmiechnął się.

– Wezmę twoje argumenty pod uwagę, kapłanie – powiedział już normalnym tonem.

Powietrze zadrżało, naelektryzowało się. Wiatr jakby zamilkł, pierzchnął przed jakąś okrutną, złowrogą potęgą.

Stary kapłan odwrócił głowę, jakby rozglądał się za umykającym na krawędzi wzroku, niewidocznym przeciwnikiem. Potem wiatr wrócił, nie było to jednak zwykłe mroźne powietrze gór, tylko przypływ czegoś innego – trupiego, w czym słychać było błagalne szepty umarłych.

Kapłan wrzasnął, a jego ciało eksplodowało. Rozerwane odzienie, krew, kawałki mięsa, skóry i kości rozleciały się na wszystkie strony.

Starzec na tronie zachichotał.

– Obawiam się, że nie przekonały mnie twoje argumenty – rzekł.

Armia barbarzyńców z wrzaskiem wbiegła na most, dopadła wrót i rozpoczęła szturm starożytnej świątyni.

Serce Lodu

Подняться наверх