Читать книгу Polski zaklęty świat - Artur Oppman - Страница 4
ОглавлениеBAŚŃ O PANU TWARDOWSKIM
JAK PAN CZEŚNIK TWARDOWSKI DJABŁU SYNKA ZAPRZEDAŁ.
Jechał szlachcic z kiermasza
I wołał: „Dobra nasza!”
Wypił sobie na zdrowie:
Zaszmerało mu w głowie.
Mierzynek pod nim siwy,
Ognisty, długogrzywy,
To kłusa, to truchcika
Niesie pana cześnika.
Bo trzeba mieć wiadomość: cześnikiem był jegomość, a zwał się pan Twardowski, posesjonat z cnej wioski: z Twardowa z pod Krakowa, gdzie substancja gotowa: ryby, grzyby, pszenica: istny raj dla szlachcica. Jedzie pan cześnik lasem i podśpiewuje czasem. Na duszy mu wesoło, choć głucha noc wokoło. Puszcza w strasznej omroczy, jak mówią: wykol oczy; nic nie słychać, nie widać — i niema się co wstydać! — każdyby stchórzył w drodze w boru tak ciemnym srodze, lecz cześnik, wojak stary, choć w kiesie ma talary, nie lęka się nikogo, śmiało kłusuje drogą. Nagle: wrzask, błysk wystrzału z tęgiego samopału! uderzenie maczugi — i cześnik legł, jak długi! Na łeb zleciał z mierzyna, — aż tu mu trzos odpina zbój srogi, Madej niczem, z okudlonem obliczem; a drugi, ani pyta, kord i konia mu chwyta, a trzeci kontusz zdziera i sam się weń ubiera. W opresji tak straszliwej struchlał cześnik poczciwy: Za szablę! — Niema szabli! — „Ratujcież, choćby diabli!”
Ledwo pomyślał, — ażci,
Cóż z tej całej napaści?
Zbóje znikli, jak cienie.
Obok jego odzienie.
Koń łbem go trąca w ucho.
A trzos — znów za pazuchą!
Zdumiał szlachcic niemało: co się takiego stało? A wtem ktoś basem rzeknie: „Kłaniam się waści pięknie!” Szurgnie nogą z szelestem: „Wzywałeś mnie, więc jestem!” Spojrzy cześnik na stronę: jakieś monstrum skurczone; księżyc z chmur się wykradnie, więc je widzi dokładnie: fraczek kusy, opięty, ogonek bije w pięty, a z pod kapelusika róg się chyłkiem wymyka.
Drgął cześnik pod tym głosem i zwąchał pismo nosem: bies we własnej osobie! Tom piwa zwarzył sobie! Co tu robić w tej biedzie? Nic nie odrzec? Nie idzie! Niegrzeczność licha warta!
Więc tak powie do czarta: za pomoc składam dzięki, żeś mnie z zbójów paszczęki wydobył, ale przecie nic darmo na tym świecie! więc proszę uniżenie: pogadajmy o cenie za czarcie wspomożenie.
Djabeł podwinął chwosta
I rąbnie prosto z mosta:
„Dasz mi, czego nie miałeś,
Ani się spodziewałeś,
O czemś nie mówił komu
I nie zostawił w domu...”
Twardowski duma krzynę, aż puknął w łepetynę: Coś o czem nie wiem wcale? Niech bierze! doskonale! Znam swoje interesa; okpimy pana biesa! z niewiadki mała szkoda!
Walnął go w łapę: zgoda!
Cyrograf podpisali,
Twardowski jedzie dalej,
A tam z pod boru brzega
Śmiech czarta się rozlega.
Poranek złotem świta, Twardowski rżnie z kopyta, już mierzyn rży przy dworze... Wtem — co to? Wielki Boże! Przed dworem, pod ganeczkiem, piastunka z dzieciąteczkiem!
Izba naścież otwarta,
Kołyska się kolebie:
Cześniku! nic ty czarta,
Lecz czart oszukał ciebie!
O dziecku nie wiedziałeś!
Synaczka zaprzedałeś!
JAK MAŁY TWARDOWSKI DO PIEKŁA PO CYROGRAF WĘDROWAŁ.
Mały Twardowski rośnie,
Już jest w dwunastej wiośnie,
Dobre i mądre chłopię,
Wiecznie się w księgach kopie.
W foliały włazi z głową,
A drukowane słowo
Milsze mu stokroć więcej
Od cukrów i tłuczeńcy.
Lecz stary pan Twardowski, choć suty profit z wioski, choć proboszcz chwali syna, coś skiepściał starowina. Trapi się w tajemnicy, ponurość ma w źrenicy, w żałobnej chadza szacie i płacze w swej komnacie.
Więc raz pacholę powie: „Co, tato, masz na głowie? Zaufaj mej odwadze, a może co poradzę! Przykro mi patrzeć na to, jak się zamartwiasz, tato; otwarcie przemów do mnie!”
Poczciwie rzekł i skromnie. Cześnik na takie słowo rozpocznie rzecz ab ovo: ze łzami rozpowrada, jak zbójca go napada; jak — chwilo nieszczęśliwa! — na odsiecz djabła wzywa i jak — bez świadomości....................