Читать книгу Trylogia namiętności - Audrey Carlan - Страница 5

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Оглавление

Okazuje się, że w chwili gdy paparazzi odkrywają, że zdobyłaś jednego z najatrakcyjniejszych kawalerów w Stanach Zjednoczonych, ty też stajesz się sławna. Niestety. Nie brałam pod uwagę, co mnie czeka, kiedy zgodziłam się wyjść za mąż za Chase’a Davisa. Oglądanie własnej twarzy na rozkładówkach niezliczonych magazynów nie było moim marzeniem. Gorsze było jednak to, co się wiązało ze sławą. Negatywna reakcja. Przypinano mi najrozmaitsze etykietki, od tej, co poluje na pieniądze, po pierwszą z wielu żon, które Chase z pewnością będzie jeszcze miał. Przecież jedna kobieta nie może zadowolić takiego biznesowego potentata jak Chase Davis. To oczywiste, że będzie potrzebował do tego całego stada nierządnic.

– Spójrz na to. – Moja najlepsza przyjaciółka, a wkrótce już była współlokatorka, Maria śmieje się, przeglądając najnowszy magazyn pornograficzny. – „Potrójne M: Monstrualnie Majętny Magnat Chase Davis żeni się z potrójnym D, które nosi Gillian Callahan”.

– Co?! – krzyczę. – Pokaż mi to.

Maria rzuca mi magazyn ponad górą pudeł potrzebnych do przeprowadzki. Odnajduję właściwą stronę i widzę Chase’a, który mnie obejmuje, zaborczo trzymając dłoń na moim biodrze. Jest niesamowicie przystojny, nawet na takim nieupozowanym zdjęciu jak to. Zostało zrobione przez paparazzo na balu charytatywnym, na którym ostatnio byliśmy. Tyle że cyfrowo zmienione zdjęcie ukazuje mnie z biustem co najmniej dwa rozmiary większym niż ten, którym obdarzył mnie Pan Bóg. Gotuję się w środku.

– Zrobili mi ogromne cycki!

Maria się śmieje, a ja odrzucam ten śmieć w jej stronę, trafiając ją w głowę.

Puta! – Nazywa mnie dziwką po hiszpańsku.

– Jestem już taka zmęczona bzdurami, które o mnie wypisują. Staram się tego nie czytać. Chase to kompletnie ignoruje. Gdyby tylko to było takie łatwe! – Wzdycham przeciągle i wkładam kolejne książki do pudeł, które już są nimi przeładowane.

Cara bonita, nie możesz pozwolić, żeby jacyś obcy ludzie psuli ci samopoczucie. Jesteś więcej warta. – Maria podkreśla to stwierdzenie, pociągając mnie za koński ogon. – Och, Kamasutra. Ta książka jest moja! – Smukłymi palcami wyrywa ją ze stosu, który przebierałam.

– Nie daj Boże, żebym przypadkiem ukradła twoją książkę o seksie. – Przewracam oczami i pokazuję jej język.

Ignoruje mnie i tanecznym krokiem idzie do kuchni.

– Wiesz, czego ta impreza potrzebuje? Więcej zołz i wina! Ooooch… i pizzy! – Z szybkością błyskawicy jest już przy telefonie i wybiera numer. Któraś z dziewczyn chyba odpowiedziała od razu, bo Maria nawet się nie wita i od razu zaczyna od tego, o co jej chodzi. – Dlaczego nie ma cię tutaj i nie pomagasz przyjaciółkom w przeprowadzce, puta perezosa!… Tak, właśnie nazwałam cię leniwą suką. Zejdź z polla Carsona, weź w troki swój culo i przyjedź tutaj, żeby nam pomóc. – Rozłącza się, nie mówiąc nawet do widzenia.

– Powiedziałaś Kat, żeby zeszła z fiuta Carsona? – chichoczę.

– Tak, w rzeczy samej. Teraz Bree. – Szybko wybiera numer i czeka, stukając palcami w kuchenny blat. Czekając, wyciąga w tył długą nogę tancerki, zgina ją w kolanie i chwyta się za kostkę. Jedną ręką ciągnie ją w górę. Wygląda jak balerina albo precel. Jestem pełna podziwu. Z wdziękiem opuszcza stopę na podłogę.

– Masz zajęcia? – mówi słodko do słuchawki. Zbyt miło jak na nasz włosko-hiszpański wulkan energii. Biedna Bree. Nawet nie zdaje sobie sprawy, co ją czeka.

Maria kontynuuje.

– Nie? – Przez chwilę słucha. A potem swoim jadowitym, wrednym głosem warczy do telefonu. – Zbierz swój jędrny chudy culo i przyjedź tu pomóc swoim hermanas spakować ten ich szajs. I nawet nie próbuj się tłumaczyć, że jesteś z Phillipem. – Maria milknie i słucha przez chwilę. – Mierda! Wszystkie wiemy, że twoja wagina od miesięcy nie miała zajęcia. Przynieś wino. – Odkłada słuchawkę.

Śmiech we mnie wzbiera i wydaję odgłos będący czymś pomiędzy parsknięciem a próbą chwycenia oddechu. Boże, ta dziewczyna jest świetna. Dokładnie wie, co zrobić, żeby życie wydawało się lżejsze. Wie, jak pomóc mi pozbyć się ciężaru, jakim jest dla mnie bycie w centrum zainteresowania, co stało się moim udziałem w chwili ogłoszenia zaręczyn z Chase’em w zeszłym tygodniu. Przez to wciąż nie jesteśmy bliżej znalezienia mojego stalkera. Kiedy ukazało się zawiadomienie o naszym nadchodzącym ślubie, zostaliśmy zasypani gratulacjami i kwiatami. Ale jedna osoba przysłała dwa tuziny zwiędłych róż z dołączoną do nich kartką. Jej treść wciąż budzi we mnie dreszcz.

Gillian,

to najgorsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęłaś. Zapamiętaj moje słowa.

Jesteś moja… suko.

Na wspomnienie tych słów czuję, jak chłód spływa mi po plecach aż do żołądka. Mam gęsią skórkę i oddycham głęboko. Pięć serii oddechów wykonanych odpowiednią techniką, którą poznałam na jodze, pozwala mi pozbyć się negatywnych myśli i wypełnić umysł pozytywnymi. Chase. Mój narzeczony. Pierścionek z brylantami, który mam na palcu, skrzy się w świetle, przypominając mi, z czego powinnam się cieszyć. Że czeka mnie życie z mężczyzną moich marzeń.

Piknięcie telefonu przywraca mnie do rzeczywistości. Biorę go ze stolika i patrzę na wyświetlacz. Na widok imienia Chase’a natychmiast wypełnia mnie szczęście.

Od: Chase Davis

Do: Gillian Callahan

Mieszkanie Marii jest gotowe, jeśli ona też. Im szybciej, tym lepiej. Chcę, żebyście ty i twoja szalona siostra były bezpieczne.

– Ria, Chase pisze, że twoje mieszkanie jest gotowe! – wołam, odpisując ukochanemu podziękowania.

Maria piszczy z radości i podryguje na środku naszej maleńkiej kuchni. Wygląda zabawnie, bo ma na sobie obcisłe szorty gimnastyczne i sportowy biustonosz, w którym jej wielki biust podskakuje w obsceniczny sposób.

– Cholera, siostro! Schowaj je. Możesz uderzyć się w oko. – Śmieję się, a Maria bezwstydnie się szczerzy.

– Naprawdę fajnie, że Chase znalazł mi mieszkanie tak blisko twojego penthousu. Jednak dziwne, że nie chce rozmawiać o dinero.

Czerwienię się i przygryzam wargę.

– O co chodzi? Czynsz ma być kontrolowany, prawda? Nie podniosą mi go nagle wysoko? – Maria tupie stanowczo. – Obiecałaś, że będzie kontrolowany. Nie mam zamiaru mieszkać z kolejną zwariowaną chica. I, na Boga, nie przeprowadzę się do Tommy’ego, nawet jeśli będzie nadal nalegał – burczy.

– Nie, wcale nie będzie drogo. – Staram się, żeby to brzmiało wymijająco, ale Maria rzuca mi spojrzenie z ukosa, unosząc idealnie wydepilowaną czarną brew. Że też potrafi to robić! To irytująco odlotowe.

– A ile będę płaciła miesięcznie, pani Davis? – Używa nazwiska, które wkrótce będę nosiła, wymawiając je w obrzydliwie przesłodzony sposób. To nie jest dobry znak. Kiedy Maria zaczyna przemawiać słodkim głosem, zwykle oznacza to, że za rogiem czai się niedźwiedź z wielkimi pazurami gotów nieoczekiwanie zaatakować.

– Hm, właściwie mniej niż połowę tego, co płacisz tutaj – zapewniam w nadziei, że poczeka i zapyta o to Chase’a.

Maria opiera się biodrem o kuchenną wyspę, przekrzywia głowę i zaciska usta w sztucznym uśmiechu.

– O ile mniej, bonita? Cien? Doscientos?

– Ehm, prawdopodobnie mniej.

Podrywam się z miejsca i odsuwam stopą wypełnione książkami pudło, które stoi w rogu pokoju. Udając, że nie zwracam uwagi na Marię, staram się je zamknąć i przylepić kartkę z informacją, do którego domu ma pojechać. To pojedzie do penthousu.

Cuatro? Ile, Gigi? – Nadal stoi z ręką wspartą na biodrze.

– Nic – mamroczę prędko, krzywiąc się, i pędzę do kuchni, by poszukać wina. Nagle czuję się spragniona. – Koniecznie muszę się czegoś napić. Gdzie spakowałyśmy wino? – próbuję zmienić temat.

Chłodna dłoń chwyta mnie za ramię i obraca w miejscu.

Nada? Czyli ani dolara. Gratis? Za darmo? – pyta wysokim, przeszywającym głosem, który sprawia, że zaczynam szczękać zębami.

Kiwam głową.

– Nie wściekaj się. Proszę. To Chase. Nie weźmie od ciebie pieniędzy. Nie w sytuacji, kiedy ma więcej pieniędzy sam Pan Bóg… a nawet Oprah!

Maria potrząsa głową.

Bonita, to nie zadziała. Nie przyjmuję jałmużny.

Chwytam ją za ramiona i Maria się wzdryga. Obie tak reagujemy, kiedy się nas gwałtownie dotyka. To pozostałość po latach, kiedy byłyśmy fizycznie maltretowane.

– Wiem, wiem. Rozumiem. Naprawdę. Ale to Chase, a on jest taki apodyktyczny. Kiedy próbuję się z nim spierać, wpływa na mnie za pomocą swojego seksownego jak sam grzech ciała. Na mnie w sensie dosłownym!

Maria odwraca głowę i zakrywa usta dłonią, na próżno usiłując powstrzymać chichot.

– Naprawdę?

Kiwam głową i wyjaśniam jej, że przeprowadziłam z Chase’em taką samą rozmowę. Powiedziałam mu, że Maria nigdy nie przyjmie jałmużny. Po kilku orgazmach, do których mnie doprowadził, byłam już skłonna przekonać ją, żeby się zgodziła. Pod koniec mojej opowieści Maria turla się po podłodze, jakby porażono ją paralizatorem. Co może się zdarzyć, jeśli nie przestanie się ze mnie nabijać. To jeszcze jeden dodatek do mojej codzienności. Noszę teraz przy sobie szczotkę do włosów, szminkę, komórkę z GPS-em, portfel i poręczny paralizator; telefon i paralizator dzięki uprzejmości mojego narzeczonego, który jest maniakiem kontroli. Oczywiście te przedmioty są, na wypadek gdyby mój mierzący ponad metr osiemdziesiąt bodyguard, którego czule nazywam „Rambo”, został usunięty przez jakieś siły natury lub zatrzymany gdzieś w inny sposób.

Maria nadal leży na podłodze i wyje ze śmiechu.

– Przestań, Ria. Nie masz pojęcia, jak ten facet potrafi na mnie działać seksualnie. Potrafiłby zakonnicę doprowadzić do orgazmu, nawet jej nie dotykając!

– Naprawdę? Opowiedz!

Podskakuję z przestrachu. Kat po cichu zjawiła się za mną, podczas gdy Maria nie przestaje dusić się ze śmiechu. Nie powinnyśmy dawać tym kobietom kluczy do naszego mieszkania.

– Jezu, Kat! Co jest, u licha? Wystraszyłaś mnie. Przez tę gównianą sprawę ze stalkerem jestem u kresu wytrzymałości – besztam przyjaciółkę w daremnej próbie wywołania w niej poczucia winy.

– Wygląda na to, że pewien wysoki, ciemnowłosy i przystojny facet doprowadza cię do kresu wytrzymałości bardziej niż ten stalker. Mam rację, siostro?

Maria podrywa się do góry jak ptak i przybija piątkę Kat. Niepojęta zwinność tancerki. Zwykle mam wrażenie, że jestem wysoka i szczupła. Tylko Chase sprawia, że czuję się seksowną lisiczką. Moje blond przyjaciółki też mają mnóstwo wdzięku. Ale dla Marii, która na scenie skacze niczym współczesny ninja, zwykłe chodzenie jest wyzwaniem. Ta dziewczyna potyka się o szczeliny w chodniku, nawet te najbardziej widoczne.

Perfecto! – Maria przyznaje i chwyta dwie butelki wina, które Kat trzyma w ręce. – Gracias!

– Opowiedz mi więcej o tym, jak Chase tobą manipuluje, żebyś zrobiła to, czego chce? – Na ślicznej twarzy Kat pojawia się kpiarski uśmiech. Oczy w kolorze karmelu błyszczą rozbawione, kiedy moja przyjaciółka opiera się o kuchenną wyspę. Patrzy na mnie, a bransoletki na jej lewej ręce pobrzękują jak dzwonki wietrzne poruszane chłodnym powiewem.

– Boże, obie jesteście niepoprawne. – Posyłam Kat piorunujące spojrzenie spod zmrużonych powiek. Bez efektu.

– Dlaczego są niepoprawne? – Bree wchodzi do kuchni z pizzą w jednej, a winem w drugiej ręce. Złociste włosy idealnie gładko spływają jej na plecy. Kiedy się pojawia, jest tak, jakby otworzyło się okno i odetchnęło świeżym powietrzem.

Maria klaszcze z radości i uwalnia Bree od pudełek z pizzą.

– Wszystkie są wegetariańskie, na supercienkim spodzie i z sosem pomidorowym, nie z tym gęstym, tuczącym czosnkowym świństwem! – informuje nas karcącym tonem.

Rozglądając się za talerzami, by wyłożyć na nie pizzę, Maria podnosi rękę i pokazuje Bree środkowy palec, dobitnie dając do zrozumienia, co myśli o jej filozofii zdrowego odżywiania.

Kat i ja stoimy ramię przy ramieniu i spoglądamy na Bree wzrokiem pozbawionym wyrazu.

– No co? Nie musicie opychać się węglowodanami i tłuszczem, kalorie możecie wypić. – Bree uśmiecha się i unosi butelkę czerwonego pinot noir, które wszystkie uwielbiamy i które nosi nazwę Duchowa Siostra.

Pijałyśmy lepsze wina. Do licha, wino, które podaje mi Chase, wywołałoby u każdego jęk rozkoszy, ale nasza czwórka ceni symbole. W dodatku dwanaście dolarów za butelkę nie boli. Wino jest wyjątkowe również ze względu na to, że pochodzi z naszego miasta, bo wytwarza je firma Save Me San Francisco Wine Company należąca do zespołu muzycznego Train. Te okoliczności podnoszą jego atrakcyjność.

Bree wysuwa swoje czerwone krzesło i siada, obejmując podciągnięte do góry kolano. Ma na sobie legginsy, obszerny T-shirt i botki z owczej skóry. Nazywa to swobodną elegancją. Ja nazywam to piżamą. Każda z naszej czwórki ma zupełnie inny gust. One uważają, że lubię wyglądać jak sztywna snobka, w dopasowanych kostiumach i spódnicach. W rzeczywistości chodzi mi o to, żeby robić wrażenie niedostępnej i profesjonalnej. Poza tym kocham wynajdywać przecenione markowe ciuchy. Niestety, mam świadomość, że nawet to się zmieni, kiedy wyjdę za mąż za Pana Miliardera.

Chase ostatnio dał mi jasno do zrozumienia, że zamierza wymienić całą moją garderobę. Najpierw przeszkadzało mi, że zamierza ingerować w to, co noszę, ale kiedy zobaczyłam, z jakim entuzjazmem rozmawiał ze swoją asystentką o tym, co chce dla mnie kupić, poczułam, że jestem kochana, otoczona opieką… szczególna. To nie pieniądze ani ubrania mnie przekonały; zrozumiałam, że Chase chce, żebym czuła się z nim związana we wszystkim. Wydając dyspozycje swojej asystentce Danie – usilnie staram się nie być o nią zazdrosna – podkreślił, żeby sprowadziła rzeczy, które będą pasowały do tego, co sam już ma. Podoba mi się, że będziemy ubrani w jednym stylu, zwłaszcza w obliczu mojej nowej i niechcianej sławy. Ostatnie, czego bym chciała, to wprawić Chase’a w zakłopotanie. Wciąż mi powtarza, że mogłabym włożyć papierową torbę, a i tak byłby dumny, mając mnie u swojego boku, ale wiem, że jest inaczej. Ten mężczyzna lubi luksus. Ogromnie.

Jeśli chodzi o ubrania, Chase jest przysięgłym snobem. Nie nosi żadnych gotowych ubrań, wszystkie garnitury ma szyte na miarę, aby odpowiednio leżały na jego wspaniale wyrzeźbionej sylwetce. Tak jak i moje, jego pragnienie, by wypaść perfekcyjnie, jest jedną z tych rzeczy, które mnie w nim pociągają. Tylko ja widzę prawdziwego Chase’a, pozbawionego wszystkich okrywających go warstw, w sensie metaforycznym i dosłownym.

Niestety nie potrafiłam go jednak przekonać, że nie zamierzam od niego uciekać. I tak jak jestem pewna, że pragnę z nim zostać i być jego żoną, tak samo mnie to przeraża. Myśl o związaniu się z jednym mężczyzną, daniu mu władzy podejmowania decyzji dotyczących mojego życia, budzi we mnie strach. Między innymi właśnie z tego powodu powiedziałam Chase’owi, że musimy poczekać rok. Przez ostatni tydzień dawał mi do zrozumienia, że chciałby znacznie skrócić ten czas. Kiedy mi się oświadczył, proponował, żebyśmy uciekli i wzięli ślub już następnego dnia. Ten pomysł zdecydowanie miał swoje zalety. Jednak coś we mnie pragnie, aby było jak w bajce. Spotkałam księcia w lśniącym Armanim, a teraz chcę mieć bajkowy ślub. Nic wielkiego czy ekstrawaganckiego. Tylko jego rodzina, nasi przyjaciele, moje dziewczyny, Phillip i mała Anabelle. Chciałabym ją zobaczyć w sukience podobnej do mojej, jak rzuca w powietrze płatki kwiatów.

– Nadal myślisz o sposobach przekonywania, które Chase wobec ciebie stosuje? – Maria śmieje się, a ja twardo ją ignoruję.

– Hej, Bree, myślisz, że Phil poprowadziłby mnie do ołtarza? – Poprawiam kosmyk rudych włosów, który wysunął mi się spod gumki.

Twarz Bree się rozjaśnia. Cholera, ta kobieta jest piękna. Tryska życiem. Cerę ma bez skazy i naturalnie opaloną, wielkie niebieskie oczy i doskonały, leciutko zadarty rzymski nos.

– Myślę, że będzie zaszczycony. Naprawdę. I Anabelle będzie rozrzucać kwiatki, prawda?

Z całą mocą kiwam głową.

– I oczywiście wszystkie trzy moje siostry muszą być na weselu – dodaję, a one radośnie potakują.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak szybko ci się oświadczył. Chodzi mi o to, że kilka miesięcy to bardzo niewiele. – Bree uśmiecha się w zamyśleniu. – Nie chcę przez to powiedzieć, że nie zrobił tego szczerze ani nic takiego, tylko po co ten pośpiech? – Pociąga łyk wina.

Wzruszając ramionami, biorę kieliszek, który podaje mi Maria. Połączenie wiśni, śliwek i jeżyn atakuje moje kubki smakowe.

– Naprawdę, kiedy to wiesz, po prostu wiesz. Chcę właśnie Chase’a. Nie ma żadnego powodu, by czekać.

Maria i Kat kiwają głowami. Bree przygryza wargi, a potem chwyta złote pasmo włosów i zawija je sobie na palcu. Ukrywa coś. Poznaję to po tym, że się wierci. Najwyraźniej stara się nie mówić, co myśli.

Spoglądam na nią spod zmrużonych powiek.

– Bree, chcesz coś dodać?

– Ehm, n-nie. – Potrząsa głową i bierze kęs pizzy. Zapychając usta, nie wykręci się tak łatwo. To oczywiste, że ma coś do powiedzenia, a ja chcę wiedzieć, co to jest.

– Wyrzuć to z siebie. I nie kłam. Wiesz, że potrafię wyczuć kłamcę.

Bree przewraca oczami i wzdycha.

– Dobrze. Jeśli wiesz, że chcesz właśnie jego, to po co trwające rok narzeczeństwo?

Jej pytanie nieproszone wdziera mi się w podświadomość. Instynktownie znajduję odpowiedź, ale nie chcę otwierać tej rany. Nie w tym rzecz, że nie wierzę, że Chase jest dla mnie tym jedynym. Moje serce bije dla niego. Przez cały czas czuję jego obecność. Nawet kiedy go przy mnie nie ma. Z przyzwyczajenia pocieram kciukiem sporej wagi symbol jego miłości na swoim palcu, obracając go w kółko.

– Czasami po prostu trzeba pozwolić sobie nawzajem nabrać pewności. Jak zauważyła Kat, oświadczył mi się bardzo szybko. Nie chcę, żeby później żałował tej decyzji. – Wszystkie trzy najważniejsze w moim życiu kobiety patrzą na mnie, jakby wyrosły mi rogi, a oczy mają okrągłe jak spodki. – Przeżywaliśmy olbrzymi stres – dodaję obronnym tonem. – Najpierw niemal straciłam pracę, potem pojawiła się „ta suka”, a teraz mój stalker…

Potrząsam głową i wiem, że w moich słowach jest wiele prawdy, ale nie cała. Jeśli mam być ze sobą szczera, muszę dać Chase’owi czas, by się upewnił, że to właśnie mnie chce na zawsze. Uszkodzoną, pokiereszowaną Gillian Callahan.

– Gigi, chyba nie mówisz poważnie? Odwlekasz ślub z Chase’em, bo chcesz mu dać szansę na wycofanie się? – pyta zaszokowana Kat.

Estúpido! – wtrąca Maria, pociągając solidny łyk wina.

– Nie wierzę ci! – przytakuje jej Bree. W jej głosie słychać zdumienie.

– Ja też – słyszę za sobą słodki jak czekolada głęboki głos. Krew zastyga mi w żyłach, chociaż płomień wstydu rozlewa mi się rumieńcem na twarzy. Wiele razy słyszałam ten głos. W swoich snach, szepczący mi czułe słowa we włosy, wołający moje imię w chwilach rozkoszy.

Mój ukochany.

Mój jedyny.

Mój Chase.

Zamykam oczy, gdy silne ręce obejmują mnie w talii, pociągając stanowczo w tył ku masywnej ciepłej piersi. Drzewno-owocowy zapach walczy z rozchodzącym się w kuchni aromatem wegetariańskiej pizzy. Mięśnie rąk Chase’a napinają się, kiedy zacieśnia uścisk.

– Panie wybaczą, muszę zamienić słowo ze swoją narzeczoną.

Jego głos demonstruje grzeczność i dobre maniery, ale kiedy się odwracam, spojrzenie Chase’a jest jak płonąca lawa. Błękitne oczy ciskają błyskawice i czuję strach przed nadciągającą burzą.

– Nie słyszałyśmy, jak wchodzisz – mówię, kiepsko próbując zmienić temat czekającej mnie rozmowy, bo wiem, że będzie emocjonalnie niszcząca.

– Oczywiście. – Szybko podchodzi do drzwi. Bierze mój płaszcz i gestem każe mi się obrócić.

– Poczekaj. Chcesz wyjść? Ale dziewczyny…

Mocno, nieustępliwie ściska moje przedramię.

– Dziewczyny zrozumieją – odpowiada przez zaciśnięte zęby, a nerw w szczęce mocno mu drga.

– Dokąd idziemy? – Zirytowana wyrywam ramię.

– Do domu. Do penthousu – oświadcza.

Szarpnięciem wyprowadza mnie na korytarz, ale opieram się i staję w miejscu.

– Nie możesz wchodzić i wyciągać mnie z mojego mieszkania tylko dlatego, że tak powiedziałeś. Pakowałam swoje rzeczy i dobrze się bawiłam.

Chase odrzuca poły marynarki i opiera na biodrach zaciśnięte pięści.

– Dobrze. Chcesz tam wrócić i odbyć rozmowę o tym, dlaczego kobieta, którą kocham, mi nie ufa?

Biorę w dłonie jego przystojną twarz i przyciągam ją ku sobie na wysokość wzroku.

– Chase, nie.

W spojrzeniu, którym mnie przenika, jest absolutna szczerość i coś jeszcze. Może strach? Wzdycham przeciągle i opieram czoło na jego czole, pragnąc, aby zrozumiał, błagając go, by zrozumiał.

– Jesteś jedynym mężczyzną, któremu ufam z całego serca. Zawsze będę ufała.

Chase cofa się i ujmuje mój podbródek. Uwodzicielsko przesuwa kciukiem po mojej wardze. Przenika mnie dreszcz.

– A ty jesteś jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek będę kochał. Chcę byś towarzyszyła mi w życiu jako moja żona. Im szybciej, tym lepiej. Teraz, kiedy wiem, dlaczego to przeciągasz, nie będę czekał. Miesiąc. To wszystko, co mogę zaakceptować.

– Miesiąc? Chase, nie mówisz poważnie. – Patrzę mu w oczy, desperacko próbując zyskać więcej czasu.

– Śmiertelnie poważnie, Gillian. Nie jestem cierpliwym człowiekiem. Myślałem, że potrzebujesz więcej czasu, żeby mieć pewność. Teraz, kiedy wiem, że myślałaś, że to ja go potrzebuję, nie jestem już skłonny niczego odkładać. Pobierzemy się za miesiąc. To już nie podlega negocjacji.

Odwraca się i bierze mnie za rękę. Wyrywam mu dłoń.

– Nie możesz tego zrobić! – Z całych sił powstrzymuję się, by nie tupnąć i nie wpaść we wściekłość.

– Mogę i muszę – mówi kategorycznie i zdecydowanie.

– Ale ślub… – Oczy mam zamglone od łez, chociaż staram się je powstrzymać.

Palce Chase prześlizgują się po moich włosach i zatrzymują na karku. Jedna dłoń ściąga z nich elastyczną opaskę, uwalniając loki, które opadają mi swobodnie na plecy. Chase kocha wplatać swoje głodne palce w moje rozpuszczone włosy.

– Będziesz miała wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłaś. Zapewnię ci to. Dana ci pomoże.

– Nie chcę pomocy twojej perfekcyjnej asystentki – burczę.

Kąciki jego ust drgają z rozbawienia tą jawną i oczywistą zazdrością.

– Wiem, że jej nie chcesz, ale przy ograniczonych ramach czasowych będziesz potrzebowała. Dana jest niezwykle skuteczna. Po prostu powiedz jej, czego chcesz, a ona to załatwi.

– Czegokolwiek zechcę? – odpowiadam, próbując wykazać więcej brawury, niż zwykle mi się udaje w jego obecności.

– Och, dziecinko, podoba mi się twój sposób myślenia. Od dziś chcę, żebyś miała taki stosunek do wszystkiego. Zostaniesz panią Chase Davis i będziesz miała do dyspozycji miliardy. – Pochyla się, by mnie pocałować, ale mu się wyrywam.

– O czym ty mówisz? Nie każesz mi podpisać intercyzy?

Chase kręci głową i jestem pewna, że źle go usłyszałam. Żaden mężczyzna, który jest wart tyle, co on, nie zawarłby małżeństwa, nie chroniąc swoich inwestycji.

– Nie ma potrzeby. To, co moje, należy do ciebie, dziecinko.

– Nie, nie, nie. – Kilka razy potrząsam głową i cofam się.

Chase idzie za mną i przyciska mnie do ściany korytarza. Jego bliskość i władza, którą emanuje, sprawiają, że zapiera mi dech. Ta pulsująca magnetyczna energia, która mnie otacza, jest jak żywa oddychająca istota.

– O tak – mówi Chase. Jedną ręką chwyta moje biodro, zespalając mnie z wypukłościami i wklęsłościami swojego twardego ciała. Druga ręka znów zagłębia się w moje włosy u nasady karku, unieruchamiając mnie. To jedno z jego ulubionych miejsc, w których mnie dotyka, kiedy chce przejąć kontrolę. – Staniesz się bogatsza, niż ci się kiedykolwiek śniło – dodaje i żartobliwie przygryza moje wargi.

– Mówisz to tak, jakby mi na tym zależało. Nie chcę i nie potrzebuję twoich pieniędzy, Chase. Tylko ciebie. – Z całej siły chwytam go za ramiona, próbując w ten sposób wyrazić to, co trudno ująć w słowa.

– To się nie mieści w głowie. – Chase się śmieje, a potem nagle jego wargi chwytają moje.

Ten pocałunek jest dziki, zaborczy, zaciekły. Rozchylam usta z westchnieniem. Wykorzystuje to w pełni, zagłębiając w nie wprawny język. Smakuje cynamonową gumą do żucia, drażniąc moje kubki smakowe, kiedy jego bezwzględny język potrąca mój. Ten znajomy żar, który płonie między nami, rozpala się w jednej chwili. Dłoń leżąca na moim biodrze przesuwa się w dół, obejmując i pieszcząc pośladek, podczas gdy usta pochłaniają i plądrują. To tak wiele, a zarazem za mało. Przed oczami przelatują mi błyski i czuję ucisk między udami. Cipka mi wilgotnieje, gotowa złączyć się ze swoim męskim odpowiednikiem. Bliskość Chase’a i jego dotyk napełniają mnie żądzą, wręcz bolesną, kiedy jest tuż przy mnie, a jednak nie we mnie.

– Chcę… – zaczynam, ale Chase tłamsi mój szept.

– Będziesz miała.

Podnosi mnie, a ja obejmuję go nogami w pasie, gdy wciska twardy członek między moje uda. Jesteśmy pośrodku korytarza, tuż za drzwiami mojego mieszkania. Przez cienkie drzwi słyszę paplaninę moich przyjaciółek.

– Jezu, Chase, nie możemy – udaje mi się powiedzieć pomiędzy wilgotnymi oszałamiającymi pocałunkami.

Chase jeszcze mocniej chwyta moją pupę i niesie mnie kilka kroków dalej, w stronę schodów.

– Możemy i będziemy. Nic mi ciebie nie zabroni. – Jego głos brzmi gniewnie, ale wiem, że nie ma w nim gniewu. Zawładnęło nim to, co pcha nas ku sobie w najbardziej nieodpowiednich momentach.

– Chase – ostrzegam, ale jest za późno. Zdążył już rozpiąć spodnie i wyjąć grubego ciężkiego penisa. Stoi ogromny i ciemnoróżowy, gotowy na rozkosz. Na widok jego członka, wielkiego i dumnego między moimi udami, tak blisko, a jednak nie dość blisko, ślina napływa mi do ust. Tę jego wyjątkową, pachnącą piżmem męskość chcę poczuć na języku, na wargach, w ustach.

– Boże, pragnę cię – wyznaję, patrząc na Chase’a otumaniona pożądaniem.

– Och, dziecinko, szaleję, kiedy mnie błagasz.

Chwyta moją luźną dżersejową spódnicę i podciąga mi ją do talii. Nie zwlekając, odsuwa koronkę zakrywającą mi cipkę i wchodzi we mnie jednym mocnym pchnięciem. Przyciska usta do moich ust, by tłumić krzyk. Będąc z Chase’em, nigdy nie potrafiłam nad tym zapanować. Wydobywa ze mnie to, co pierwotne i nieujarzmione. Odrywam się od niego i oddycham ciężko, kiedy wysuwa, a potem jeszcze raz wbija we mnie penisa.

– Skarbie. – Mój szept odbija się echem od ścian otwartej przestrzeni korytarza, gdy niewidzącym wzrokiem spoglądam na spiralne schody nad nami.

Palce Chase’a wbijają mi się w biodra, ostro, ale bezboleśnie.

– Dziecinko, nie mogę się doczekać, żeby uczynić cię moją. Chcę, by cały świat się dowiedział, że cię posiadam. – Jego słowa są głupie i niedelikatne. Chase wie, że określenie „posiadanie” ma dla mnie niebezpieczny wydźwięk i że gdybym nie była pewna, że on też do mnie należy, wycofałabym się i natychmiast uciekła. Niemniej świadomość, że będę posiadała Chase’a Davisa, jego ciało, umysł i duszę, jest wszystkim. Wsuwając we mnie szybko i mocno swoją grubą męskość, raz po raz, wysyła fale rozkoszy w każdą cząstkę mojej istoty.

Już teraz mnie posiada. I mówię mu to. Słysząc te słowa, Chase traci głowę i wbija się we mnie bezlitośnie. Wyjątkowo silne pchnięcie niemal miażdży mi łechtaczkę i zapadam się w cudowny niebyt. Światło rozbłyska mi pod przymkniętymi powiekami, kiedy kość miednicowa Chase’a wgniata mi się w łechtaczkę, przedłużając mój orgazm. Chase jest we mnie, jego stłumione jęki giną w zgięciu mojej szyi. Gryzie mnie, kiedy jego esencja rozlewa się w moim wnętrzu.

– Gillian, wykańczasz mnie – mamrocze, całując mnie delikatnie w szyję, przez ucho aż po linię włosów. Dotyk jego ust czuję na całej twarzy i w końcu otwieram oczy. Chase zamyka mi usta oszałamiającym pocałunkiem.

– Kocham cię. – Jego spojrzenie mięknie i widzę szczęście odbijające się w błękitnej głębi oczu. – Ale potrzebuję więcej niż miesiąca, Chase – mówię.

Sztywnieje i kręci głową.

– Kat zaczęła szyć moją suknię. Przerazi się, kiedy jej powiem, że jest mi potrzebna za miesiąc.

– Zadzwonię bezpośrednio do Very Wang albo do Gabbany. Do licha, moja kuzynka Chloe mogłaby ci uszyć doskonałą suknię. Będziesz ją miała za miesiąc. – Odrywa się ode mnie. Wciągam z powrotem majtki, nie dopuszczając, by jego nasienie spływało mi po nogach.

Ostrożnie dobieram słowa.

– Powiedziałeś, że mogę mieć, co tylko zechcę. A w dzień mojego ślubu chcę mieć suknię uszytą przez moją przyjaciółkę – mówię spokojnie, ale stanowczo.

Chase mruży oczy.

– Zobaczymy – mówi.

Poprawia na mnie spódnicę i wracamy na korytarz. Za chwilę jesteśmy znów w moim mieszkaniu i stoimy przed trzema zaskoczonymi i podchmielonymi kobietami.

Qué pasa? – pyta Maria.

Chase ją ignoruje i zwraca się do Kat, która wygląda na lekko przestraszoną i opiera się na krześle.

– Ile czasu zabierze ci uszycie ślubnej sukni Gillian?

Kat mierzy mnie wzrokiem. Jestem pewna, że wszystkie trzy widzą moje obrzmiałe od pocałunków usta. Spoglądam w dół i widzę, że mam przekrzywioną spódnicę. Kat się uśmiecha, a potem podnosi wzrok na Chase’a.

– Nie jestem pewna. Będzie gotowa za rok. To mogę ci obiecać.

Chase prycha poirytowany, co jest u niego niezwykłym zachowaniem i z pewnością nie dżentelmeńskim.

– A gdybym chciał ją mieć za miesiąc?

Kat szeroko otwiera oczy i usta.

– Ja… hm, to bardzo niewiele czasu.

– Ile czasu konkretnie potrzebujesz? – Zaciśnięta szczęka Chase’a cały czas pracuje.

– To zależy od mojej pracy w teatrze…

– Zatrudnię ci asystentkę do pomocy w teatrze, żebyś mogła skupić się przede wszystkim, jeśli nie całkowicie, na Gillian.

– Nie możesz tego zrobić… – zaczynam, ale ściska mi rękę i mówi dalej. Kontrolujący Chase w całej pełni.

– Jestem w zarządzie San Francisco Theatre.

Co takiego? Kiedy, u diabła, miał zamiar podzielić się tą smakowitą informacją? Maria wygląda na równie zaskoczoną jak ja, więc dla niej też jest to nowina.

Chase kontynuuje niezrażony.

– Mogę i zrobię to, mogę załatwić wszystko, co niezbędne, abyś natychmiast została moją panną młodą. – Ton jego głosu jest ostry i nieubłagany. – Kathleen, ramy czasowe?

Kat wydaje się zaszokowana, ale najwyraźniej pewna swojej decyzji.

– Prawdopodobnie sześć do ośmiu tygodni, w zależności od tego, czy dostanę tkaninę i czy koszty zmieszczą się w budżecie.

– Pieniądze nie stanowią problemu. W ciągu godziny przeleję na twój rachunek pięćdziesiąt tysięcy. Zrób to w sześć tygodni, a dorzucę ci za kłopot dwadzieścia pięć tysięcy.

– Jasna cholera! Nie żartowałaś. – Kat rzuca mi znaczące spojrzenie.

Uśmiecham się słabo, niezadowolona, że Chase zgrywa bogatego ważniaka, narzucając swoją wolę moim przyjaciółkom. Jednak nie może się przed tym powstrzymać. To jego sposób działania. Przynajmniej ma dobre intencje. A wszyscy wiedzą, że piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami.

Chase czeka cierpliwie, aż Kat zastanowi się nad jego prośbą.

– Zawarłeś umowę, kolego.

Ściskają sobie ręce na znak, że sprawa ma charakter oficjalny, co wydaje mi się śmieszne i niepotrzebne.

Chase odwraca się do mnie.

– A teraz, kiedy to już załatwione… – Uśmiecha się szeroko, pokazując równy rząd białych zębów. Ma taki ładny uśmiech, że rozjaśniłby nim każdy mroczny dzień. – Będziesz cała moja, jako pani Davis, za sześć tygodni. Już nie mogę się doczekać. – Uśmiecha się i przytula mnie.

Jego entuzjazm jest zaraźliwy. Za naszymi plecami dziewczyny wznoszą radosne okrzyki, a Chase pochyla się i składa mi na ustach płomienny pocałunek. Robi się niemal nieprzyzwoicie, kiedy jego dłoń obejmuje moją pupę, a rosnąca erekcja wwierca mi się w brzuch.

Maria przemyka obok nas i wraca z kieliszkiem. Napełnia go do połowy i podaje Chase’owi. On bierze go od niej i skłania głowę w podziękowaniu.

– Za tych, którzy wkrótce zostaną panem i panią Davis! – mówi Maria. – Salud!

Trylogia namiętności

Подняться наверх