Читать книгу Los - Audrey Carlan - Страница 6
ROZDZIAŁ DRUGI
ОглавлениеCarson
Miesiąc wcześniej
Niebo nad San Francisco jest ciemne, zachmurzone i złowieszcze. Ponura pogoda odpowiada mojemu obecnemu nastrojowi. Siedzę w półciężarówce, nerwowo bębniąc palcami w kierownicę. Zegar na desce rozdzielczej pokazuje siedemnastą pięćdziesiąt pięć. Za chwilę powinna się pojawić.
Chcę jedynie spojrzeć.
W pewien sposób czuję, że jeśli zobaczę to na własne oczy, sytuacja sama się wyjaśni. Muszę ją jedynie zobaczyć.
Niebieska honda podjeżdża i parkuje przy krawężniku po drugiej stronie ulicy. Blondynka w granatowym żakiecie przeczesuje włosy palcami i wchodzi do budynku.
Mijające minuty rozciągają się w wieczność, kiedy czekam, aż wyjdzie. Wreszcie się pojawia. Przyglądam się uważnie wszystkim szczegółom od jasnych loczków po błękitne oczy. Nawet z tej odległości jest śliczna. Jednak w serce wkrada mi się niepewność.
Gdyby miała być moja, czyż nie czułbym tego? Nie wiedziałbym tego w samej głębi duszy?
Prawdopodobnie nie. Już kiedyś tak się poczułem, ale to nie przetrwało. A właściwie zostało zniszczone i spalone.
Może to, o czym ludzie mówią – bezwarunkowa miłość od pierwszego wejrzenia – zdarza się tylko wtedy, kiedy znamy tę osobę od samego początku? Na tę myśl ogarnia mnie przygnębienie, kiedy patrzę, jak kobieta wsiada do samochodu, włącza się do ruchu i odjeżdża.
Ostateczny wniosek jest taki, że muszę mieć pewność. Nawet jeśli mi powiedziała, że to prawda, nie znaczy, że tak jest. W przeszłości wykorzystywano mnie w interesach, nie wspominając o dziwkach, które myślą, że mogą zatopić we mnie brudne szpony, rozkładając nogi i robiąc mi dobrze. Te kobiety zdrapuję jak brud przyklejony do podeszwy buta. Niechciane i irytujące.
Tylko jedna kobieta mną zawładnęła, jedyna, od której nigdy nie chciałbym się uwolnić.
Potrzebuję jednak dowodu, inaczej nigdy nie uwierzę w to, co mówi.
Decyzja podjęta, uruchamiam silnik i jadę przez miasto do podejrzanego baru, do którego wcześniej nie miałem zamiaru więcej wchodzić.
Gdy tam podjeżdżam, parking jest niemal pusty, z wyjątkiem kilku harleyów i motocykli nieznanej marki. Jest dopiero osiemnasta trzydzieści. Niezupełnie czas na imprezy, a poza tym tego rodzaju lokal nie ma promocji w postaci happy hours ani półdarmowych drinków dla stałych bywalców wpadających tu po pracy w biurze.
Budynek o ścianach wyłożonych deskami stoi na uboczu. Szokujące, że nie został zburzony z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. Przysiągłbym, że silny wiatr od zatoki mógłby go zrównać z ziemią, a jednak stoi tam już ponad dwadzieścia lat.
Parkuję pick-upa i kieruję się do wejścia. Hondy jeszcze nie ma. Nie spodziewałem się, że Misty przyjedzie tu tak szybko. Powiedziała, że zwykle zaczyna pracę o dziewiętnastej, więc jestem tu teraz, gotów zmierzyć się z tym, co wyznała mi w zeszłym miesiącu.
Szczerze mówiąc, powinienem był już wcześniej z nią porozmawiać. Gdyby potrafiła udowodnić, że mówi prawdę, mogłaby spieprzyć mi życie koncertowo. Jak Boga kocham, nie jestem w stanie dać jej wiary. Nawet przez chwilę. To nie do pojęcia i niedorzeczne. Absolutnie sobie nie wyobrażam, że coś takiego mogłoby mi się przytrafić. Zawsze, naprawdę zawsze byłem ostrożny.
Od tamtego wieczoru trzy tygodnie temu ukrywam się. Tylko Chase wie, że spotykam się z kimś nowym, chociaż nazywanie tego spotykaniem się jest nieco przesadne. Nie mógłbym tak po prostu powiedzieć mu prawdy. W każdym razie jeszcze nie teraz. Najpierw muszę mieć stuprocentową pewność, że ona nie robi mnie w konia.
Misty Duncan.
Nawet nie znałem jej imienia, kiedy się pieprzyliśmy ponad dwa lata temu. Wiedziałem tylko, że ma jasne włosy, jest piękna i dostępna, gdy zamroczony alkoholem poczułem pożądanie. A teraz to wszystko wraca, żeby mi dokopać. Mocno.
Barman zbliża się do mnie nieufnie. Prawdopodobnie nie przywykł do porządnie wyglądających gości w tym lokalu. Przyjechałem tu prosto ze spotkania biznesowego w centrum miasta, więc mój garnitur i krawat pasują tu jak wół do karety.
– Czym lubisz się truć?
– Piwo. Zimne. Jakiekolwiek z beczki będzie w porządku.
Barman drapie się w długą postrzępioną brodę i kiwa głową.
Rozglądam się wokół i upewniam, że z miejsca, w którym siedzę, widzę drzwi. Kilku niebezpiecznie wyglądających facetów gra w bilard, każdemu u ramienia wisi drobna zdzira. Jeden przesuwa dłoń po udzie swojej dziewczyny, bezwstydnie ją obmacując, a potem wkłada jej pod skórzaną spódnicę całą łapę, aż ta odchyla głowę w tył i jęczy z rokoszy.
Brr. Dlaczego Misty tu pracuje? Wygląda na miłą dziewczynę. Ładną, o wspaniałym ciele. Mogłaby pracować wszędzie. Więc dlaczego tu?
Barman stawia na kontuarze szklankę z piwem i piana przelewa się z niej, spływając po ściance. Nie narzekam i nie mówię słowa. To nie jest lokal, w którym można składać skargi.
W rogu dostrzegam stos serwetek, więc sięgam i biorę kilka, wycierając kałużę, kiedy otwierają się drzwi. Najważniejsza kobieta z rozmachem wchodzi do środka.
Patrzę, jak rzuca torebkę za kontuarem, bierze fartuch i zawiązuje go sobie wokół wąskiej talii. Przyglądając się, próbuję znaleźć powody, dla których mnie pociągała, ale na trzeźwo po prostu nie mogę. Może i ma jasne włosy i brązowe oczy, ale to nie Kathleen. W jej ruchach brak subtelnego wdzięku, nie ma iskierek w oczach, dołeczków w policzkach i jest niska. Nawet mała. Blednie w porównaniu z moją dziewczyną. Nie, mój słodki puciek jest wysoka, smukła, o oszałamiającym ciele. Misty ma krótkie nogi, szerokie biodra i o wiele większe piersi. Chirurgicznie powiększone.
Co ja sobie, do cholery, myślałem, dymając ją tamtej nocy?
Nie wiedząc, co dalej robić, pochłaniam piwo kilkoma łykami i daję głową znak barmanowi. Bierze moją szklankę i napełnia ją na nowo.
– Tu się nie płaci kartą, eleganciku. Tylko czysta żywa gotówka – mówi, stawiając szklankę nieco mniej energicznie niż przedtem.
Wyjmuję portfel i kładę na barze dwie dwudziestki.
– Rozumiem.
Facet kiwa głową z aprobatą.
– Hej, Carson? Co tutaj robisz? – Misty z uśmiechem przechodzi na drugą stronę kontuaru, tam gdzie siedzę.
– Uznałem, że czas, żebyśmy porozmawiali.
Misty oblizuje wargi i zakłada włosy za ucho.
– Tak, okej. – Rozgląda się i widzi, że żaden z klientów nie wymaga obsłużenia. – Czy… hm… chcesz rozmawiać tutaj? Teraz?
– Nie ma co z tym zwlekać – odpowiadam sucho.
– Okej. A więc miałeś trochę czasu, żeby pomyśleć o tym, co ci powiedziałam – mówi szeptem, chociaż nikt nie zwraca na nas uwagi. W barze jest nie więcej niż dziesięć osób, wliczając w to nas.
– Tak. – Kiwam głową.
– I…? – Nerwowo zagryza wargę.
– Chcę przeprowadzić test na ojcostwo – oświadczam beznamiętnie, nie pozostawiając miejsca na dyskusję.
Oczy jej się rozszerzają.
– W porządku. Ja, hm, nie mam ubezpieczenia zdrowotnego ani nic…
– Nie ma sprawy. Mój przyjaciel jest właścicielem LabCorp Genetics. Zgodził się, żebyśmy w tym tygodniu zrobili testy i szybko przekaże nam wyniki.
Misty przełyka ślinę i przechyla głowę w bok.
– Nie wierzysz mi, prawda? – Kręci głową tak mocno, że włosy kołyszą się jej w przód i w tył. – Oczywiście, że nie. – Usta jej drżą i głos się łamie.
Opieram dłoń na jej ramieniu.
– Słonko, nie chodzi o to, że ci nie wierzę. To po prostu wielka, cholerna niespodzianka. Trzy tygodnie temu zajrzałem tu, bo musiałem napić się piwa po paskudnym dniu. W życiu bym nie pomyślał, że wejdę do speluny, w której byłem ponad dwa lata temu, i stanę oko w oko z osobą, z którą przeżyłem jednorazową przygodę.
Misty się krzywi.
– To znaczy, hm, jak to powiedzieć, żeby nie wyjść na dupka? – Przeczesuję włosy palcami.
Misty zaciska usta i mruga kilka razy.
– Posłuchaj, nie ma co tego upiększać. Bzyknęliśmy się. Spędziliśmy razem jedną noc. Wracam tu po ponad dwóch latach i nagle słyszę od kobiety, której nawet nie rozpoznaję, że mogę być czyimś tatą.
– Ale jesteś… – odpowiada z desperacją w głosie.
Unoszę dłoń.
– Jeśli tak jest, przeprowadzenie testu nie będzie problemem. Prawda? – Ostatnie słowo wypowiadam łagodniej, nie chcąc, by z miejsca wybuchnęła płaczem. W tej sytuacji to może się łatwo zdarzyć.
Misty opiera ręce na biodrach i mocno prostuje plecy.
– Ale ja nie kłamię. Nie zrobiłabym tego! – Oczy jej wilgotnieją, jakby była na granicy łez. – Myślisz, że dla mnie to łatwe? Byłam tak samo zaskoczona, jak ty teraz, kiedy okazało się, że jestem w ciąży. Nie znałam twojego nazwiska i nic o tobie nie wiedziałam. Nie było szans, żebym kiedykolwiek mogła się z tobą skontaktować. Przez cały ten czas wychowywałam nasze dziecko sama, a to nie było łatwe, Carson. Ani odrobinę. I robię to wszystko, zarabiając jako kelnerka. Musiałam prosić sąsiadki o przypilnowanie dziecka, żebym mogła pójść do pracy… i… – mówi coraz głośniej i głośniej, w miarę jak strach i obawa opanowują ją coraz mocniej.
Opieram ręce na jej ramionach i opuszczam głowę tak, by spojrzeć jej w oczy.
– Hej, hej. Nie mówię, że kłamiesz, i nawet nie udaję, że wiem, czy rozumiem, przez co przeszłaś bez pomocy tyle czasu. Ale teraz muszę zadbać o siebie tak samo jak o swoje potencjalne dziecko, udowadniając, że jestem jego ojcem. Potrafisz to zrozumieć?
Misty pociąga nosem i opuszcza wzrok na swoje buty. Ramiona ma pochylone i zgięte w przód, cała jej istota wydaje się złamana i drobna. Zamiast odpowiedzieć, kiwa głową.
– Mój przyjaciel skontaktuje się z tobą w tym tygodniu. Zaplanujemy czas dla was i dla mnie, żebyśmy mogli przeprowadzić test. Wyniki dostaniemy szybko i wtedy się dowiemy.
– A potem co? – Nadzieja napełnia jej głos szczerością, której nie mogę odwzajemnić. Do czasu, kiedy będę miał pewność.
– Wtedy się nad tym zastanowimy.
– To znaczy co? – Wzdycha i wykręca palce.
– No cóż, jeśli dziecko jest moje, będę ojcem. Prawdziwym. Nie jak ci gówniani niedzielni tatusiowie. Będę chciał mieć regularny kontakt.
Misty nabiera powietrza i łzy w końcu zaczynają płynąć.
– Chcesz mi odebrać córkę. – Przykłada dłoń do piersi, jakby fizycznie ją rozbolało serce.
Tego nie potrafię znieść. Nie radzę sobie z płaczącymi kobietami. Biedactwo dosłownie chwieje się na obcasach zbyt wysokich do tej pracy. Wstaję i obejmuję ją w nadziei, że to uspokajający uścisk.
– Boże, nie. Misty, uspokój się, skarbie. Nigdy bym nie zrobił tego ani tobie, ani komukolwiek innemu, ale to nie znaczy, że nie zechcę być w życiu swojego dziecka. Chodzi o podział opieki. Coś w tym rodzaju.
Misty zaciska palce na mojej koszuli.
– Ale ona jest maleńka. Nie może przebywać z dala od matki. Zna tylko mnie.
Kurwa. Wiedziałem, że będzie źle, ale, Jezu Chryste, nie miałem pojęcia, że moje serce i umysł dostaną taki łomot.
Rozcieram jej plecy, aż przestaje drżeć.
– Nikt nikogo nikomu nie odbiera. Znajdziemy jakieś sensowne rozwiązanie. Obiecuję. Nie stracisz swojego dziecka. Jeśli jest moja, będziemy współpracować, robiąc to, co dla niej najlepsze. Dobrze?
Misty pociąga nosem i odsuwa się ode mnie. Ciężko dyszy i wyciera oczy obiema rękami.
– Będzie okej. Przysięgam. – Składam tę obietnicę, nie mając pewności, jak, a nawet czy mogę jej dotrzymać.
* * *
– Dlaczego jesteś taki tajemniczy w sprawie tej twojej kobiety? – Chase odchyla się na boczne oparcie białej skórzanej sofy w swoim biurze na wysokim piętrze z widokiem na Pacyfik.
Wzdycham.
– Bracie, nie jestem. To skomplikowane.
Chase upija łyk szkockiej i kręci szklanką. W przestronnym gabinecie grzechot kostek lodu rozlega się bardzo głośno.
Ja też biorę łyk i palący alkohol powoli spływa mi do gardła. Czuję przyjemne mrowienie. To przynajmniej lepsze od nieustannych myśli szalejących mi w głowie w ostatnim tygodniu.
Chase trąca usta palcem.
– Wszystkie kobiety są skomplikowane. A teraz mi powiedz, dlaczego ta kobieta trzyma cię za jaja.
Bardzo chciałbym mu to wszystko opowiedzieć, ale się powstrzymuję. Nie jestem gotów słuchać karcącego tonu w jego głosie, kiedy się dowie, że być może całkiem obca kobieta zaszła ze mną w ciążę i, co gorsza, przez ponad dwa lata o tym nie wiedziałem. Chase jest wzorem męża i ojca, chociaż ludzie mogą tego nie wiedzieć, widząc, jak racjonalnie zarządza swoim imperium. Ale jeśli rzecz dotyczy pani Davis i ich bliźniąt? Wtedy staje się zupełnie innym człowiekiem. Żona i dzieci są dla niego całym światem, a Gillian znów jest w ciąży, co oznacza, że tkwiący w nim tata miś jest w pełni rozbudzony. Nie jestem pewien, czy zrozumiałby trudne położenie, w którym się teraz znajduję.
Prawda jest taka, że nie wiem, jak powiedzieć o tym kuzynowi. Dopóki nie będę pewien, że dziecko jest moje, nie otworzę puszki Pandory.
– Powiedzmy tylko, że wpadłem po uszy.
– Ciekawe. – Chase wysoko unosi brwi. – Jak to?
– To nie twój interes, dupku. – Wzdrygam się.
Uśmiecha się, dopijając drinka.
– Jeszcze po jednym?
Wychylam resztę swojego.
– Cholera, tak.
– Fakt, że nie chcesz rozmawiać o tej kobiecie, nie wywołuje we mnie ciepłych uczuć.
– Ciepłych uczuć? Co jest z tobą? Gillian urwała ci jaja i zamieniła cię w sentymentalnego mięczaka?
– Słusznie. – Chase się śmieje. – Cholera, próbuje zbyt wiele robić w tej ciąży. Wręcz doprowadza mnie do szału. Jaskiniowiec, którego mam w sobie, chciałby zamknąć ją w penthousie, bosą, ciężarną i zajmującą się naszymi bliźniętami. Czy w gruncie rzeczy byłoby to takie złe? Naprawdę?
– Człowieku, daj jej spokój. Zna własne ciało.
– Ja znam je lepiej – odpowiada ze śmiertelną powagą, bez szczypty humoru w głosie.
– Touché. – Uśmiecham się.
Chase unosi pełną szklankę w moim kierunku, po czym nalewa mi dwudziestoczteroletniego macallana na dwa palce.
– A tak serio, jak ona ma na imię?
– Misty.
– Brzmi… hm, młodo – mówi oskarżycielsko.
– Nie jest zbyt młoda.
– Opowiedz mi o niej.
Stękam niezadowolony. Wiedziałem, że przyjście tu dzisiaj to zły pomysł, ale spławiałem go od trzech tygodni. Gdybym się z nim nie spotkał, wysłałby ludzi na poszukiwania.
Chase wstaje z sofy, obchodzi ją i siada naprzeciw mnie. Opiera nogę kostką na kolanie drugiej i wyciąga rękę gestem zachęcającym do rozmowy.
– Carson. Jeszcze nigdy do tego stopnia nie nabierałeś wody w usta w sprawie kobiety. To ja, twój najlepszy przyjaciel, twój krewny. Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. Do diabła, ile razy ja ci się zwierzałem?
– Naprawdę? – Uśmiecham się. – Bo nie przypominam sobie, żebym dostał zaproszenie na spontaniczny ślub w Irlandii trzy lata temu.
– Jak długo będziesz mi to wypominał? Minęły lata. Daj spokój.
Błękitne oczy Chase’a zdają się przewiercać mnie na wylot, jak dwa sztylety wbijają mi się w serce, by wydobyć ze mnie prawdę.
– W porządku. Chryste, przepraszam. Okej, sprawa wygląda tak. To kobieta, z którą spędziłem noc dwa lata temu.
– Dwa lata? – Chase marszczy brwi. Niemal widzę, jak liczy w głowie. – Wtedy, kiedy próbowałeś odzyskać Kathleen?
Druga szklanka whisky wchodzi mi znacznie gładziej niż pierwsza, kiedy rozmyślam nad jego słowami.
– Tak, spotkałem Misty zaraz po tym, kiedy podjąłem ostatnią próbę.
– Chcesz powiedzieć, że to było wtedy, kiedy pijanego w cztery dupy musiałem cię zabrać z jakiegoś nędznego dziadowskiego motelu?
– To ta noc. – Kiwam głową.
– Kurwa.
– Właśnie.
– Nigdy nie wspomniałeś o tej kobiecie.
– Ledwie ją pamiętałem, stary. Kiedy pokłóciłem się z Kat i po raz ostatni mnie wykopała, najwyraźniej się narąbałem, zabrałem Misty do pobliskiego motelu, przeleciałem ją i straciłem przytomność.
Chase kręci głową.
– Tak. Nie był to mój najchlubniejszy moment. Co gorsza, nawet nie pamiętałem, jak jej na imię. Wyszła, zanim się obudziłem.
– No cóż, mogę tylko powiedzieć, że wszyscy mamy w życiu chwile, z których nie jesteśmy dumni.
Przeczesuję palcami włosy, szarpiąc za cebulki i żałując, że nie mogę być szczery, ale wiem, że nie jestem gotów na gwałtowną reakcję. Nagły ból skóry głowy przywołuje mnie do rzeczywistości.
– Przypadek sprawił, że się znów spotkaliśmy. – Jeszcze bardziej niedorzeczne jest to, że ta jedna noc grzechu może zmienić się w całe życie świadczenia pomocy, ale ten smakowity kąsek zachowuję dla siebie.
– A więc zaiskrzyło? – pyta Chase.
Chciałbym powiedzieć, że nie, nic między nami nie iskrzy, brak nawet przebłysku podniecenia, kiedy o niej myślę, bo jedyne w moim życiu fajerwerki wywoływała wysoka blondynka z wielką blizną na ramieniu, która wciąż odmawia nam szczęśliwego zakończenia.
– Można tak powiedzieć – kłamię.
Chase wykrzywia wargi i patrzy na mnie zmrużonymi oczami. Wie, że kłamię. Na szczęście nie prosi, bym to potwierdził.
– To znaczy, że się z nią spotykasz?
– Hm, tak. Spotykam się. – Na razie, chciałbym dodać, ale tego nie robię. Jeśli się okaże, że ta kobieta jest matką mojego dziecka, będę ją widywał o wiele częściej.
Boże, co za gigantyczny burdel.