Читать книгу Łazarz - opowiadanie erotyczne - B. J. Hermansson - Страница 4
Część pierwsza
ОглавлениеTen dzień rozpoczyna się jak każdy inny. Powietrze jest ciężkie, powolne ruchy są poza jakąkolwiek realną wolą. Wstając z łóżka, czuje silny wewnętrzny opór. Dzień zapowiada się szaro i zwyczajnie. Nie ma nic, co pozwoliłoby coś poczuć albo choćby dostrzec nadzieję na coś innego. Wszystko jest tak jak zwykle.
Jest przeciętnym mężczyzną z trywialnym życiem. Wprawdzie jest młody. Przynajmniej relatywnie młody. Ale odpowiedni wiek nie jest żadną zaletą, kiedy wszystko inne zdaje się tak beznadziejne, a w dodatku skazane na samotność. Wprawdzie ma pracę, która powinna dawać mu poczucie sensu, motywować go wewnętrznie. Ma też dach nad głową i w terminie płaci rachunki. Żyje życiem bez zastrzeżeń. Powinien się więc cieszyć, być zadowolony. Bo tak mówi norma – dobrze jest być w sam raz. Ni mniej, ni więcej. Jest uwięziony w spirali nieistotności, sam nie rozumie, dlaczego. Nie ma siły, by coś zmienić, uwierzyć w zmianę. Ta wiara opuściła go dawno temu, jest na nią za słaby.
Czuje, jak poranny wzwód uciska jego slipki, zbyt luźne w pasie. Chciałby wyciągnąć penisa, pieścić się, rozładować to napięcie. Ale z przyzwyczajenia odgania od siebie te myśli. Ze skulonymi plecami i zmęczonymi, zaspanymi oczami wygląda przez okno. Widzi beton i pusty wzrok ludzi spieszących do codziennych obowiązków. Powoli zaczyna się ubierać, zdejmując z krzesła jedną po drugiej kolejne części garderoby, gdzie leżą ułożone w równym stosiku. Wykonuje poranne rutynowe czynności. Wychodząc, zamyka drzwi, dla pewności naciska klamkę. Robi to z przyzwyczajenia. Żeby było dobrze, tak jak zwykle. Nie, żeby miało to jakieś znaczenie, teraz już nic nie ma znaczenia, a jednak i tak to robi.
Rusza do pracy. Mija okolicę, zwyczajną, taką, jak każda inna. Napotyka twarze spowite zasłoną obojętności, która sprawia, że ludzie widzą świat w taki sam sposób co on. Tak naprawdę nic nie jest takie, jak by chciał, a jednak to akceptuje. Mimo to daje się nieść kolejnym godzinom, jednej za drugą, od rana do wieczora. Mija dzień za dniem, a on nie czuje w tym wszystkim żadnego głębszego sensu, niczego nie dokonał. Żył? Pewnie, żył. Oddychał. Poruszał się. Myślał i czuł, nawet jeśli poza jakimś pozytywnym rejestrem. Działał, robił coś, choć nie miało to większego znaczenia. Bo jakie znaczenie ma dzień, w którym nie zrobiło się niczego poza trywialnymi czynnościami? Wie, że w życiu zasługuje się na coś więcej i że to nie w porządku wobec niego. Wie o tym. Nie jest głupi. A jednak nie podejmuje żadnego działania. Nie zastanawia się nad tym.
Kiedy tak idzie, nagle ogarnia go pożądanie. Szybko je wypiera. Instynkt podpowiada: mężczyzna. Odgania tę myśli, zanim zdążą się zakorzenić. Przeraża go to, na co brak mu odwagi. Dobrze wie, że jeśli to uczucie w nim zostanie, trudno będzie je przezwyciężyć. Już kiedyś tego doświadczył. Mężczyzna. Musi przezwyciężyć pożądanie, o niczym takim nie może być mowy. Przyspiesza kroku, idzie do pracy, między blade ściany pod niskim sufitem. Idzie, nie myśląc, jego wzrok rejestruje jedynie zdecydowane, jednostajne ruchy własnych stóp.
Ten dzień nie jest jednak taki jak inne. To dzień, który przygotował dla niego niespodziankę, jakiej nigdy nie mógłby sobie nawet wyobrazić. Gdy obudził się rano, nie mógł się tego spodziewać. Nie mógłby nawet śnić o czymś podobnym – tak dalece odbiega to od idei prawdopodobieństwa i zdrowego rozsądku.