Читать книгу Tajemnica meczetu - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - Barbara Cartland - Страница 5

Rozdział 1

Оглавление

ROK 1895

Obawiam się, mamo, że będziemy musieli sprzedać dom — powiedziała zmartwiona Rozella.

Matka aż krzyknęła z przerażenia.

— Och nie, kochanie, nie możemy tego zrobić!

— Nie mamy wyboru. Dużo nad tym myśiałam. Rachunków przybywa z każdym dniem.

Pani Beverly usiadła przy kominku. Złożyła dłonie i najwyraźniej pragnęła ukryć przed córką swą rozpacz.

— Ale gdzie my wtedy zamieszkamy? — zapytała po chwili niepewnie.

Dziewczyna rozłożyła bezradnie ręce. Wciąż siedziała przy stole, a przed nią piętrzył się stos rachunków.

— Nie mam pojęcia, mamo.

— Ale co będzie z ojcem, przecież on nie może się stąd ruszyć.

― Jak czuje się tata? — zapytała prędko Rozella. — Co powiedział lekarz?

— Powiedział — pani Beverly mówiła wolno, starannie dobierając słowa — że akcja serca wraca do normy, lecz chory musi prowadzić spokojny tryb życia i oczywiście... odżywiać się właściwie.

Popatrzyła na córkę bezradnie.

— Tak sądziłam, mamo. Tylko jak mu to zapewnić? Wydaje mi się, że pozostało nam jedynie sprzedać dom.

Pani Beverly rozejrzała się po pokoju. Na jej pięknej twarzy malowała się rozpacz.

— Byliśmy tu tacy szczęśliwi — mówiła cicho, jakby do siebie. — Mieszkamy w tym domu, odkąd uciekłam z twoim ojcem. W największe nawet szarugi czułam się tutaj jak w promieniach słońca.

— Ja też kocham nasz dom, mamo — przyznała łagodnie Rozella — i wiem, jaki to dla ciebie straszliwy cios, ale czuję, że to jedyne, co możemy zrobić, chyba że wszyscy zamierzamy umrzeć z głodu.

Pani Beverly zaprotestowała cichym okrzykiem.

— Nie wolno nam oszczędzać kosztem twojego ojca! Lekarz wyraźnie zalecił jeść dużo drobiu, mleka i wszystkiego, co pomoże mu odzyskać zdrowie. Wiesz przecież, jak wybredny jest ojciec.

— Dalekie podróże i egzotyczne potrawy nauczyły go kaprysić — stwierdziła Rozella z uśmiechem. — Ma szczególne upodobanie do kuchni francuskiej i bliskowschodniej.

— Niania dokłada wszelkich starań, tak jak i my wszyscy — zauważyła pani Beverly — aby przyrządzać to, co on lubi.

Dopiero po chwili milczenia Rozella zdobyła się na brutalne pytanie:

— Ale z czego?

Zapadła cisza, lecz w powietrzu zawisły pytania, na które nie było odpowiedzi.

Wtem rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Rozella podniosła się zza stołu.

— Pójdę otworzyć — zaproponowała. — Niania na pewno sprząta twój pokój i nie słyszy, co się dzieje przy wejściu.

Niania była jedyną służącą, na jaką jeszcze było ich stać. Mieszkała u nich odkąd przyszła na świat Rozella i nigdy nie niepokoiła się, jeśli miesiącami zapominano o jej i tak skąpej pensji. Pokochała swą podopieczną z całego serca, a jej oddanie sprawiło, że stała się członkiem rodziny.

Podchodząc do drzwi Rozella pomyślała, że dla niani wyprowadzka z dworku byłaby nie mniej przykra niż dla matki.

Niepodobna przecież sprzedawać domu, w którym mieszkało się całe życie, lecz dziewczynie wydawało się, że za tę piękną rezydencję dostaną sporą sumę. Uzyskają w ten sposób środki, aby nabyć skromny domek i choć przez pewien czas odpowiednio żywić ojca.

Otworzyła drzwi i ku swemu zdziwieniu ujrzała listonosza, Teda Cobba.

— Pan Ted! — zawołała. — Czyżby przyszedł jeszcze jakiś list?

— Dobre pytanie, panienko — odparł Ted Cobb. — Już drugi raz dzisiaj fatygują mnie do państwa. Nie ma litości dla starych, schorowanych nóg.

— Tak mi przykro — powiedziała współczująco Rozella. — A co pan przyniósł?

Listonosz wyjął z torby długą kopertę, gęsto oklejoną znaczkami.

— Przesyłka specjalna, panienko. To nowy wymysł tych z Londynu, z pewnością nie mój ulubiony, choćby go nie wiem jak chwalili.

— Ciekawe, co to jest — zastanawiała się Rozella. — Mam nadzieję, że nie kolejny rachunek.

— Ktokolwiek to napisał, nie żałował pieniędzy na przesyłkę — listonosz uśmiechnął się. — Muszę już iść. Mam nadzieję, że nie będę musiał dziś jeszcze raz tu wędrować.

— Bardzo panu dziękuję, Ted — pożegnała go dziewczyna.

Zamknęła drzwi, wpatrując się w list do ojca, zaadresowany stanowczym, strzelistym charakterem pisma. Idąc do salonu pomyślała, że zachowa znaczki dla synka mieszkających nieopodal Jacksonów, który był zapalonym filatelistą.

— Co się stało, kochanie? — powitała ją w salonie matka.

— Przyszedł jakiś ważny list do taty — odparła Rozella. — Wysłano go z Londynu i jestem pewna, że to nie żaden rachunek.

— Nie wolno nam niepokoić twojego ojca — zauważyła prędko pani Beverly. — Przynajmniej na razie, zanim poznamy treść listu.

— Czy mam go otworzyć, mamo?

— Tak, proszę — poleciła pani Beverly — a ja będę modlić się, aby jakimś cudem zawierał szczęśliwe wieści.

Przez chwilę obu kobietom zaświtała nadzieja, że to pewnie wydawca przesyła honorarium za którąś z książek profesora, choć Rozelli wydawało się to mało prawdopodobne.

Ojciec pisał poważne traktaty na temat rozmaitych nacji i języków, którymi się posługiwały, a choć wśród naukowców budziły one uznanie i podziw, nie były zbyt poczytne. Przypomniała sobie symboliczną sumę, jaką otrzymali trzy miesiące temu za sprzedane w zeszłym roku książki.

Zręcznie rozcięła kopertę i wyjęła list. Napisano go na dwóch stronicach drogiego, czerpanego papieru listowego, opatrzonego herbem wytłoczonym nad adresem, który z niczym jej się nie kojarzył. Widząc, jak matka niecierpliwie czeka zaczęła czytać list miękkim, dźwięcznym głosem:

Drogi Beverly,

Pragnę, aby Pan natychmiast po otrzymaniu tego listu udał się do Dover i dalej do Konstantynopola, gdzie będę Pana oczekiwał. Dziś wyjeżdżam z bardzo ważną misją i, jak zwykle, nieodzowna będzie też Pańska obecność, gdyż zna Pan język tych niesamowitych ludzi, z którymi mam się spotykać.

Podejrzewam, że jest Pan zorientowany w napiętej sytuacji, jaka panuje w świecie muzułmańskim i wie Pan o niebezpieczeństwie wybuchu rewolucji w Imperium Otomańskim.

Minister spraw zagranicznych jest bardzo zaniepokojony szerzącymi się na kontynencie pogłoskami o kryzysie Imperium Brytyjskiego. Jedną z jego przyczyn ma być przejęcie kontroli nad Kanałem Sueskim prżez Turków i wydzierżawienie go Rosjanom. Z kolei mułła głosi, że islam chroni go przed brytyjskimi kulami.

Oczywiście, należy obalić wszelkie takie twierdzenia, lecz minister spraw zagranicznych potrzebuje więcej informacji niż może uzyskać ze źródeł dyplomatycznych, a my obaj najlepiej wiemy, jak je zdobyć.

Z niecierpliwością oczekuję Pana w Konstantynopolu i załączam bilet pierwszej klasy na statek przez kanał La Manche oraz na pociąg, a raczej pociągi, którymi dotrze Pan możliwie najszybciej.

Przesyłam także pięćdziesiąt funtów w gotówce na bieżące wydatki oraz czek na pięćset funtów, czyli połowę Pana zwykłego wynagrodzenia.

Proszę udać się w podróż natychmiast po otrzymaniu listu, a w razie jakichkolwiek trudności skontaktować się z moim sekretarzem pod powyższym adresem.

Wobec zaistniałych okoliczności czekam na Pana z niecierpliwością pod koniec przyszłego tygodnia.

Mervyn

Kończąc czytanie Rozella nie mogła złapać tchu, a gdy ujrzała, co jeszcze kryło się w kopercie, uniosła głowę i zdjęta lękiem powiedziała:

— Pięćset funtów, mamo!

Pani Beverly, wysłuchawszy z uwagą listu, rzekła:

— Lord Mervyn zawsze był hojny, za ostatnią wyprawę z twoim ojcem, a musiało to być co najmniej siedem lat temu, zapłacił tysiąc funtów.

Rozella położyła czek na stole i uśmiechnęła się, podekscytowana, że ma przed oczami tak pokaźną sumę. Potem zauważyła smutno:

— Podejrzewam, że tato nie może się tego podjąć.

Pani Beverly przeraziła się na samą myśl o tym.

— Ależ nie, oczywiście, że nie! To by go zabiło! Lekarz ostrzegał, że jeśli nie będziemy bardzo ostrożni, może nastąpić kolejny atak serca. Po chwili dodała: — Trzeba odesłać list, oczywiście wraz z czekiem i biletami i wyjaśnić, jak ciężko chory jest ojciec.

— Ale lord Mervyn na pewno już wyjechał, mamo. Napisał, że właśnie wyrusza w drogę.

— Gdy znajdzie się w Konstantynopolu, jego sekretarz będzie mógł się z nim skontaktować i przekazać, aby wszelkie plany, jakie poczynił, przeprowadził sam.

— Czym właściwie zajmuje się lord Mervyn? — zapytała Rozella. — Słyszałam, jak tata o nim mówił, ale chyba nie przywiązywałam do tego zbytniej wagi.

— Twój ojciec nie mówił wiele o tym człowieku, chociażby ze względu na obowiązującą tajemnicę. Ja sama nie wiem dokładnie, na czym polegały ich zadania. Ostatnim razem jechali do Algierii, a sądzę, że była to bardzo niebezpieczna wyprawa, choć twój ojciec przyznał to dopiero po jej zakończeniu. Jednakowoż należała do bardzo udanych. Zdobyli wiele cennych informacji.

Rozella usiadła naprzeciwko matki i zapytała z niedowierzaniem:

— Czy chcesz przez to powiedzieć, że tato jest brytyjskim szpiegiem?

Pani Beverly roześmiała się.

— Podejrzewam, że jest to najlepsze określenie jego funkcji! Lord Mervyn został wysłany, aby sprawdzić, czy prawdziwe są pogłoski, które dotarły do Anglii. Oczywiście potrzebował twojego ojca, który nie tylko płynnie mówi po arabsku, ale i włada wieloma dialektami. Dzięki temu mógł porozumieć się bezpośrednio z rozmaitymi plemionami i poznać prawdę.

— A zatem tato znów ma spełnić podobną rolę? — zamyśliła się Rozella. Potem, spuściwszy nieco głowę, zauważyła: — Lord Mervyn musi być bardzo dziwnym człowiekiem, skoro oczekuje, że tata na jego skinienie zaraz wyruszy w drogę, choć może mieć inne plany, a wszystko tylko po to, aby pomóc w wyprawie szpiegowskiej.

— Obawiam się, że dla tego człowieka nic innego się nie liczy — wyjaśniła z uśmiechem matka.

— Ależ to obraźliwe — zaniepokoiła się Rozella. — Ten człowiek wydaje tacie rozkazy jak swojemu służącemu: jedz tam, zrób to i tamto, i to natychmiast! Skąd on wie, czy tata w ogóle może się tego podjąć?

— Lord Mervyn jest przekonany o wyższości swej misji — powiedziała pani Beverly.

— No więc tym razem Jego Lordowska Mość się rozczaruje — ucieszyła się Rozella. — Szkoda, że nie zobaczę jego miny, gdy dowie się, że ojciec nie pojedzie do Konstantynopola. Będzie musiał działać zupełnie sam!

— Jestem pewna, że będzie zdruzgotany — oznajmiła pani Beverly. — Ojciec był jego prawą ręką. Swoją drogą pamiętam te trzy miesiące niepokoju podczas jego ostatniej wyprawy, więc jestem wdzięczna losowi, że tym razem mnie to ominie.

— Podejrzewam jednak, mamo — Rozella mówiła teraz wolno — że nie możemy przyjąć tego czeku, choć wydaje się być naszym wybawieniem.

Oczywiśnie, że nie — odparła matka. — Jak mogło ci w ogóle przyjść do głowy coś podobnego? — Tylko żartowałam — tłumaczyła się Rozella. — Odeślę go, choć uratowałby nas przed sprzedażą domu i pozwolił dobrze żywić tatę.

Podniosła się, by podejść do stołu. Wtem, wpatrzona w wypisany zdecydowanym, charakterystycznym pismem czek, krzyknęła cichutko.

— O co chodzi? — zaniepokoiła się matka.

— Coś mi przyszło do głowy, mamo. Czemu mamy odsyłać ten czek, skoro ja mogę zastąpić tatę? Wiesz przecież, że nie gorzej od taty mówię wszystkimi językami, o które chodzi lordowi Mervynowi!

— Chyba znów żartujesz — strofowała ją matka. — Czy wyobrażasz sobie, jakie zamieszanie wywołałabyś swoim przybyciem?

— Znakomicie nadaję się na tę wyprawę — odparła Rozella. — W ostatniej książce taty był długi fragment po turecku, a ja powtarzałam go tak długo, aż wymówiłam wszystko idealnie. W ten sam sposób poznałam dialekty, którymi mówi się w Konstantynopolu. Uczyłam się ich od dziecka.

Pani Beverly wiedziała, że to prawda, gdyż jej mąż był jednym z najlepszych znawców języka tureckiego i arabskiego. Był poliglotą i chętnie rozmawiał z córką od najwcześniejszych lat rozmaitymi językami, nie tylko w ich tradycyjnych odmianach, ale w dialektach licznych plemion.

— Gdybyś była chłopcem — przemówiła teraz matka — nie nastręczałoby to trudności. Ponieważ ja też całe życie siedzę w domu, wiem, jak bardzo kuszą cię podróże, lecz, niestety, jesteś dziewczyną, do tego bardzo urodziwą.

Rozella znów usiadła naprzeciwko matki.

— Spróbujmy to obmyśleć, mamo — powiedziała. — Jak wiadomo, nie ma rzeczy niemożliwych, a te pięćset funtów spadło nam niczym manna z nieba.

— O czym ty mówisz? Co chcesz obmyśleć? — pytała pani Beverly.

— Jak zastąpić tatę, podczas gdy ty zostaniesz w domu i za te pieniądze zapewnisz tacie należytą rekonwalescencję.

— Chyba zdajesz sobie sprawę, jaki to niedorzeczny pomysł! — odparła pani Beverly. — Jakże miałabyś jechać samotnie do Konstantynopola i dalej, nie wiadono dokąd, z lordem Mervynem?

— Skoro tato dawał sobie radę, to i mnie się uda — zapewniła ją Rozella.

— Z twoją śliczną buzią? — pani Beverly nie posiadała się ze zdumienia. — Nie bądź śmieszna! Jesteś o wiele za ładna, aby podróżować sama choćby do Londynu.

— Z tego, co mówisz, wynika — rozumowała wolno Rozella — że jeśli będę wyglądać na nieciekawą, podstarzałą kobietę i włożę okulary, to nikt nie będzie mnie niepokoił.

— To nie zmieni faktu, że jesteś damą — upomniała ją matka — a damy nie podróżują samotnie.

— Owszem, w trumnie na cmentarz, zagłodzone na śmierć — padła odpowiedź.

Pani Beverly odwróciła wzrok, jakby dopiero teraz zauważyła, że córka bardzo wyszczuplała, i jak wyraźnie odznaczają się u niej kości twarzy i nadgarstków. Przerażona zamiarem Rozelli postanowiła:

— Bardzo dobrze, sprzedamy dom. Z pewnością znajdziemy sobie coś skromniejszego i wygodnego.

— Nie, mamo! ― powiedziała dziewczyna stanowczo. — Nie zrobimy tego. Będziemy dzielne, choć może niezupełnie konwencjonalne. Po prostu trzeba powiedzieć sobie, że życie jest trudne i znacznie odbiega od ideału.

— Jeśli masz na myśli podróż do Konstantynopola — odparła prędko pani Beverly — to ja ci na to nie pozwolę! Czy rozumiesz mnie, Rozello? Nie możesz popełnić takiego błędu!

— Chwileczkę, mamo. Chciałabym ci coś pokazać.

Rozella wstała i wybiegła z pokoju. Matka odprowadziła ją spojrzeniem pełnym niepokoju i zakłopotania. Potem, gdy została sama, podeszła do stołu i, jak poprzednio córka, przyjrzała się czekowi. Wiedziała aż za dobrze, ile znaczyła dla nich ta kwota. Rozwiązałaby ich problemy finansowe i wyrwała z rozpaczy, która dręczyła je coraz bardziej każdego dnia i każdej nocy.

Na piętrze, na łożu, które dzielili od dnia ślubu, spoczywał pogrążony w apatii jej mąż. Gdy porzuciła dla niego dom rodzinny, miała zaledwie osiemnaście lat. Był wtedy najmłodszym na całej uczelni wykładowcą w Oksfordzie. Przyjechał do ich domu, aby uczyć jej brata.

Od pierwszej chwili Elizabeth przedkładała miłość do Edwarda Beverly nad luksus arystokratycznej siedziby rodziców. Był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego poznała w życiu, lecz miał w sobie coś więcej niż urok osobisty.

Tak spotkało się dwoje ludzi, którzy byli sobie przeznaczeni od początku świata, a Edward Beverly był przekonany, że w tysiącu poprzednich wcieleń istnieli po to, by teraz się połączyć. Życie płynęło im szczęśliwie mimo nieopisanej biedy.

Edward Beverly stał się znaczącą postacią w świecie nauki dzięki swej niepospolitej znajomości języków Bliskiego Wschodu. Odbył też wiele podróży i w wieku trzydziestu dwóch lat został profesorem w Oksfordzie, współpracując jednocześnie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, gdyż podczas swych podróży zdobywał cenne informacje.

Otrzymywał skromne sumy od ojca, a wkrótce odziedziczył niewielki majątek, nie wystarczający jednak na utrzymanie rodziny. Popadał więc w coraz większe długi. Nie martwiło go to zbytnio, choć chciał obdarzyć swoją żonę wszystkim, czego tylko by zapragnęła. Ona zaś chciała od niego tylko miłości.

Edward Beverly został przedstawiony lordowi Mervynowi przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych, po dostarczeniu informacji o pewnym człowieku, podejrzanym o współpracę z Rosją. Arystokrata był pełen podziwu dla jego osiągnięć i namówił go na wyprawę do północnej Afryki, skąd chciał potajemnie przedostać się do Algierii.

Po powrocie z tej wyjątkowo udanej misji, Edward Beverly został poproszony o udzielanie lekcji pewnemu młodzieńcowi, któremu ojciec za wszelką cenę chciał zapewnić dyplom uczelni w Oksfordzie.

Zatrzymał się więc na pewien czas we wspaniałej rezydencji sir Roberta Whiteheada w hrabstwie Oksford, a gdy tylko poznał jego córkę Elizabeth, zdał sobie sprawę, że musi osiągnąć pewną życiową stabilizację.

W okresach, kiedy miał mniej zajęć, zaczął więc pisać książki na temat ludów napotykanych w swych wyprawach i odnotowywać spostrzeżenia, których nikt przed nim nie poczynił.

Jednak lord Mervyn bynajmniej nie zamierzał stracić go dla swoich planów, więc nawet po ślubie profesor od czasu do czasu porzucał rodzinną sielankę dla śmiałych i niebezpiecznych misji, które mógł przypłacić życiem.

Nie można powiedzieć, żeby Edwarda nie bawiły te wyprawy, lecz wiedząc, jak niepokoiły one żonę, po drugiej podróży do Algierii, z której o mały włos by nie powrócił, oznajmił:

— Już nigdy cię nie opuszczę, kochanie.

To samo obiecał swej piętnastoletniej wówczas córce i słowa dotrzymał.

A teraz pani Beverly czuła, że lord Mervyn znów chce zakłócić ich spokój i napełnić życie troską. Miała też nadzieję, że córka zrezygmuje ze swoich śmiesznych planów.

— Jak mogło jej przyjść do głowy coś równie niedorzecznego? — zastanawiała się głośno.

W tej chwili do pokoju wróciła Rozella. Wychodząc miała na sobie śliczną sukienkę, której zieleń idealnie pasowała do jej oczu, po powrocie zaś ukazała się w obrzydliwym płaszczu przeciwdeszczowym, który, jak pomiętała pani Beverly, jej małżonek zabierał na swe wyprawy w nieznane.

Zmieniła nie tylko ubranie, ale i twarz, która w niczym nie przypominała ślicznej buzi przykuwającej wzrok mężczyzn. Oczy, najpiękniejszą ozdobę twarzy, zakrywały ciemne okulary, jakimi podróżnicy chronią się przed śnieżną ślepotą. Jej gęste włosy, połyskujące zwykle w słońcu złocistymi pasemkami, przykryte były teraz okropną nieprzemakalną czapką naciągniętą nisko na czoło.

Pani Beverly musiała przyznać, że córka wygląda tak przeciętnie i niepozornie, iż nie powinna budzić niczyjej ciekawości.

— Popatrz na mnie teraz, mamo! — triumfowała Rozella. — Czy naprawdę sądzisz, że jeśli pojadę tak do Konstantynopola, to ktokolwiek zapragnie ze mną rozmawiać, a co dopiero nieść mi bagaż?

— Nie pojedziesz do Konstantynopola — zakazała pani Beverly nieco drżącym głosem. ― Nie masz co mnic przckonywac.

— Owszem, mam zamiar jechać w tym stroju — oświadczyła Rozella — z tej prostej, a znanej nam obu przyczyny, że to uratuje tatę. Czy naprawdę chcesz pozwolić mu umrzeć z niedożywienia albo, co gorsza, wskutek przeprowadzki? — Wobec braku odpowiedzi ciągnęła dalej: — Sprzedaż tego domu nie tylko nas dotknęłaby boleśnie, ale zasmuciłaby papę ze względu na nas. Jak można do tego dopuścić właśnie teraz? A jeśli tata umrze, cóż my wtedy poczniemy?

— Och, Rozello, nie mów takich rzeczy! — błagała pani Beverly.

Tajemnica meczetu - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland

Подняться наверх