Читать книгу Ścigani. Piotr Pytlakowski rozmawia z szefami Art-B - Bogusław Bagsik - Страница 7

Оглавление

Nie miałem zamiaru pisać książki o bohaterach okrzyczanej jako afera słynnej przed laty sprawy firmy Art-B. I pewnie w ogóle nie zaprzątałbym sobie tym głowy, gdyby nie dziwny telefon. Dzwonił pewien znajomy, chociaż to może za dużo powiedziane. Znajomość była powierzchowna. Widzieliśmy się raz w życiu, kiedy jako dziennikarz odwiedziłem go w areszcie na ul. Rakowieckiej w Warszawie. Był intrygującą osobą, światu znaną pod pseudonimem, jaki wtedy nosił. Blisko związany ze słynnym gangsterem „Pershingiem”. Kiedy odkryto, że założył na warszawskim Bemowie koło SLD i aktywnie w nim działał, wybuchł skandal. Koło rozwiązano, władze partii odżegnały się od związków z moim rozmówcą, ale smród pozostał. Zastanawiano się, z jakich powodów człowiek uważany za gangstera wystartował do kariery politycznej.

W gruncie rzeczy mój znajomy z więziennego widzenia nie zamierzał zostać politykiem. Potrzebował jedynie zbliżyć się do życia partyjnego, bo uznał, że pomoże mu to w prowadzonych interesach. Czy pomogło, nie wiem. W każdym razie po kilku latach więzienia wyszedł na wolność. Za jedne sprawki go skazano, z wielu zarzutów uniewinniono. Słyszałem, że po wyjściu zza krat dobrze sobie radził i raczej nie pakował się już w nieczyste interesy.

Kiedy odebrałem telefon, w słuchawce usłyszałem głos tego właśnie człowieka. Po kilku grzecznościowych formułkach powiedział, że obok ma znajomego, który chciałby ze mną porozmawiać, i spytał, czy może mu oddać słuchawkę. Wtedy usłyszałem: – Witam, mówi Andrzej Gąsiorowski.

Tak. To był ten Gąsiorowski od sprawy Art-B ukrywający się przez ponad 20 lat w Izraelu przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Oznajmił, że jest w Polsce, i to całkowicie legalnie. Ojczyzna już go nie ściga, dlatego czasem przyjeżdża. I teraz uznał, iż nadszedł czas, aby zabrać publicznie głos, opowiedzieć o swoim życiu. Dlatego do mnie dzwoni, korzystając z uprzejmości kolegi, który miał mój numer. Czy nie podjąłbym się napisania książki, a właściwie wywiadu rzeki z nim?

Miał już nawet wydawnictwo, które było zainteresowane taką pozycją. Sprawa wydała mi się trochę ryzykowna, bo chociaż z jednej strony rozmowa z tym lekarzem z wykształcenia, muzykiem, członkiem zboru zielonoświątkowców i niegdyś wiceprezesem obracającej miliardami dolarów słynnej spółki Art-B mogłaby być frapująca, ale to przecież jasne, że nie powiedziałby mi wszystkiego, a już na pewno nie usłyszałbym rzeczy z jego punktu widzenia niekorzystnych.

Dlaczego po kilku dniach namysłu zgodziłem się? Bo przeważyła ciekawość. To normalne u dziennikarza. W tym przypadku tym bardziej uzasadniona, bo wiedziałem, że Gąsiorowski to wybitnie inteligentny, wykształcony w wielu kierunkach rozmówca. Przydarzyło mu się w życiu aż za dużo przygód. Warto o nich posłuchać i dać mu możliwość przedstawienia własnej wersji zdarzeń.

Gąsiorowski to niesłychanie miły rozmówca, kulturalny narrator, o ciepłym głosie i z dużą wyobraźnią, ale miał jedną cechę utrudniającą kontakty. Delikatnie można powiedzieć, że punktualność nie jest jego mocną stroną. Podobno nawet na oficjalne spotkanie z Putinem w izraelskim Knesecie spóźnił się o całą dobę, więc właściwie nie powinienem narzekać.

Rozmawialiśmy głównie przy pomocy Skype’a, ale kilka spotkań odbyliśmy też, kiedy bawił w Polsce. Chociaż odżegnuje się od planu powrotu na stałe, to bywa tu coraz częściej. W połowie 2015 roku zorganizował razem z Bogusławem Bagsikiem event w jednym z warszawskich hoteli, który nazwano Konferencją Naukową na 25. Rocznicę Operacji „Most” (słynna akcja wywożenia Żydów z ZSRR do Izraela). Przyszło kilka tysięcy osób. Pojawia się w Sejmie. Zaproszono go na debatę w siedzibie Stowarzyszenia Pracodawców RP na temat rynku produktów i usług dla seniorów – opowiadał o emerytach w Izraelu. Można powiedzieć, że Andrzej Gąsiorowski wraca do kraju w wielkim stylu.

Na jedno ze spotkań przyszedł razem z Bogusławem Bagsikiem, którego poznałem przed laty, kiedy po wyjściu z więzienia został prezesem Zakładów Futrzarskich w Kurowie. Napisałem wtedy o nim reportaż, co spowodowało, że uznał mnie za wroga. Dlatego trochę zdziwiło mnie, że teraz towarzyszy Gąsiorowskiemu, ale od razu wyjaśnił, że urazy już nie żywi, a przyszedł, żeby pomóc Andrzejowi, który pewnych zdarzeń może już nie pamiętać. I faktycznie sporo pomógł.

Początkowo ta książka miała być zapisem rozmów wyłącznie z Andrzejem Gąsiorowskim, ale obaj uznaliśmy, że dobrze byłoby przekonać Bagsika, aby też zabrał głos. Oficjalnie, pod swoim nazwiskiem. Nie było łatwo go namówić. Tłumaczył, że ma wciąż kłopoty prawne, prokurator stawia mu zarzuty związane z operacjami finansowymi, a on nie może się do tego szczegółowo odnosić ze względu na kwestie procesowe. Przekonał go w końcu jego przyjaciel Andrzej. Jakiej perswazji użył, nie mam pojęcia.

Bogusław Bagsik, mimo że po przejściach, jest sympatycznym rozmówcą z filozoficznym nastawieniem do życia, obdarzonym dużym poczuciem humoru. O ile Gąsiorowski mówi dzisiaj, że Polska umarła dla niego, kiedy przed laty przekraczał granicę, i wracać na stałe nie ma zamiaru, to Bagsik, oficjalnie obywatel Izraela, deklaruje, że wciąż myśli po polsku, modli się po polsku i tu ma swoją ojczyznę.

Bagsik, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, jest punktualny co do minuty. Mówi, że Andrzej też taki był, ale pobyt w Izraelu go zmienił. – Tam wszyscy się spóźniają, czas nie ma dla nich znaczenia – zauważa.

Czas jednak ma znaczenie. To tyle tytułem wstępu.

Piotr Pytlakowski

Ścigani. Piotr Pytlakowski rozmawia z szefami Art-B

Подняться наверх