Читать книгу Dom na odludziu - opowiadanie erotyczne - Camille Bech - Страница 4
Dom na odludziu
ОглавлениеChristina pojechała do posiadłości letniskowej na szwedzkich szkierach kilka dni przed wszystkimi. Chciała spędzić tydzień sama, zanim nastąpi inwazja reszty rodziny w osobach jej męża, dzieci i wnuków.
Dom letniskowy był właściwie dawnym gospodarstwem, w którego jednym skrzydle obecnie urządzono basen, w drugim pokoje gościnne, podczas gdy właściciele mogli w spokoju zamieszkiwać główną część środkową. Przyjeżdżali tam z Perem tak często, jak pozwalała im na to ich praca. Było to ich miejsce, tutaj mogli pozwalać sobie na swawole, zachowywać się niczym świeżo zakochani i przychodziły im do głowy rzeczy, na jakie nigdy nie odważyliby się u siebie w domu.
Cieszyła się na ten moment, kiedy otworzy drzwi domu i przywita się ze szwedzkim latem, jednocześnie dopinając wszystko na ostatni guzik przed przybyciem pozostałych. W swoim codziennym życiu pracowała w Kopenhadze jako pedagog, zatem przyjmowała z otwartymi ramionami ciszę i spokój, pozwalające jej pozbyć się stresu. Mimo swoich pięćdziesięciu lat czuła się wciąż w kwiecie wieku. Po zaledwie kilku dniach na szkierach zapominała całkowicie, że tuż za rogiem czyha na nią klimakterium i wysuszone błony śluzowe. Tutaj czuła się w pełni sił witalnych i uwodzicielskich.
Kiedy wyszła rano z kąpieli, spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jej ciało wciąż było szczupłe i proporcjonalne, piersi być może nie znajdowały się tam, gdzie kiedyś, ale były kształtne, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej wiek. Nosiła krótką, lekko roztrzepaną fryzurę o jaśniejszych pasemkach przypominających muśnięcia słonecznym blaskiem. Było jej w niej do twarzy, zwłaszcza teraz, kiedy jej skóra przybrała piękną opaleniznę.
Christina postanowiła wybrać się do miasta, aby zakupić prowiant, parasol na taras, może także jakiś nowy ciuch albo inny drobiazg. Pojechała tam samochodem, żeby się nie przejmować czasem.
Przy głównej ulicy małego miasteczka znajdował się parking, gdzie zostawiła auto. Weszła w jedną z kameralnych, przyjemnych uliczek i zaczęła przyglądać się uważnie witrynom sklepowym. Znalazła prezenty dla swoich trojga wnucząt, coś dla Pera i przede wszystkim dużo różnych rzeczy dla siebie. W sklepie spożywczym zwróciła uwagę na ogłoszenie, które wcześniej mignęło jej w kilku innych miejscach w mieście. Stojąc w kolejce, wykorzystała okazję, żeby je przeczytać.
Grill i pchli targ
Zapraszamy wszystkich chętnych do uczestnictwa w tegorocznym pchlim targu i późniejszym grillu…
Mogłaby dać się na to namówić. Zawsze znajdowała mnóstwo pięknych przedmiotów na różnego rodzaju targach, którymi później dekorowała dom w Kopenhadze albo dom letniskowy. Rodzina i tak przyjedzie dopiero w poniedziałek, więc na przygotowania zostałby jej jeszcze cały weekend.
Wróciła do domu podbudowana widokami buszowania wśród stoisk na targu i uczestnictwa w późniejszym grillu.
Kiedy zajechała na podwórko, z zaskoczeniem ujrzała parkujący tam samochód. Miał duńskie tablice rejestracyjne i trochę się zaniepokoiła, czy przypadkiem komuś z rodziny nie przytrafiło się coś złego.
Kiedy wysiadła, wyszło jej na spotkanie dwóch uśmiechniętych młodzieńców. Nie wyglądali, jakby przynosili złe wiadomości, więc nieco się odprężyła.
– Przepraszamy panią, zabłądziliśmy i chcieliśmy zapytać o drogę… Nikogo nie było w domu, więc…
Odwzajemniła uśmiech tego młokosa. Zgadywała, że ma około dwudziestu pięciu lat. Jego krótkie włosy były przystrzyżone w odważną fryzurę, wypłowiałe jak od słońca, może trochę przez fryzjera, co stanowiło przyjemny kontrast dla opalonej skóry. Błękitne oczy zatrzymały się na niej, po czym zmierzyły ją od stóp do głów.
– Nie ma sprawy – spojrzała na adres na kartce, którą wachlował się drugi z chłopaków. Ten z kolei miał ciemne włosy i karnację, przypominał południowca. Jego czarne włosy były trochę dłuższe niż u kolegi, a oczy brązowe.
„Z pewnością narobią zamieszania tu, na szkierach” – pomyślała, próbując się zorientować, w którą stronę powinni pojechać.
– Może pani sama też zabłądziła? – spytał blondyn ze śmiechem.
– Ja? Nie… Wiem, gdzie się znajduje to miejsce, mimo że nie mieszkam tu na stałe. Nie rozumiem po prostu tego, że wynajęliście dom, który przeszło pół roku temu spłonął aż do fundamentów.
– Niech to szlag… Jest pani pewna?
– Stuprocentowo. Byliśmy tu nawet w ten weekend, kiedy to się zdarzyło, i o ile mi wiadomo, nie odbudowano go, bo nie opłacało się to finansowo.
Wyglądali na tak zrezygnowanych, że zaproponowała im kawę na tarasie.
– Najwidoczniej zapomniano was powiadomić.