Читать книгу Pod słońcem Nevady - opowiadanie erotyczne - Camille Bech - Страница 4
ОглавлениеJim zmierzał do Boulder City, kiedy na samym środku pustyni w Nevadzie jego samochód złapał gumę. Było parno, a on po raz nie wiadomo który zadawał sobie pytanie, co właściwie robi. Znał odpowiedź. Uciekał. Czas, jaki nastąpił po wypadku, w którym stracił Annę i dwie córeczki, był istnym koszmarem i Jim próbował sobie wmówić, że może to pełne cierpienia życie byłoby nieco łatwiejsze do zniesienia gdzie indziej. Podczas długiej jazdy zdał sobie jednak sprawę, że cały swój emocjonalny bagaż zabrał ze sobą i nigdy od niego nie ucieknie – choćby wyniósł się na koniec świata.
Minął rok. Sprzedał dom i ciężarówkę. Jego dotychczasowe życie należało do przeszłości. Nie był już kierowcą. Teraz miał pokazywać turystom Wielki Kanion z okien helikoptera. Wynajął dom w Boulder City. Wcześniej wysłał tam kilka drobiazgów, które chciał zatrzymać. Pomagała mu matka. Była jedyną osobą, z którą utrzymywał kontakt. Kiedy stracił swoją rodzinę, nie chciał nikogo widzieć. Najgorsze było sprzątanie w pokojach Emilie i Janell. Długo to odkładał, aż w końcu zrobiła to jego matka. Ostatniego roku płakał więcej niż przez całe swoje życie, a kiedy wyniósł rzeczy Anny z garderoby, całkiem się rozkleił. Czuł jej zapach, gdy wtulał twarz w sukienki, i kilka razy myślał o tym, że najlepszym wyjściem byłoby dołączyć do niej i dziewczynek. Kiedy przemierzał setki mil pomiędzy Oklahomą i Kentucky, zastanawiał się, jak by to zrobił. Na razie ta myśl została tylko w jego głowie – wiedział, że to najprostsze wyjście, ale zdawał sobie sprawę, co sądzi o czymś takim jego matka i rodzice jego żony.
Rozejrzał się. Było pusto, więc postanowił zmienić oponę na środku zakurzonej szosy. Był spocony, głodny i spragniony. Marzył, że kiedy tylko dotrze do Boulder City, weźmie prysznic i pójdzie spać. Dokręcił ostatnią śrubę w kole, wrzucił narzędzia do bagażnika i miał już wsiadać do samochodu, kiedy w oddali zobaczył zbliżające się auto. Jechał tą wyludnioną trasą tak długo, że dobrze było w końcu widzieć kogoś żywego. Czekał, aż samochód podjedzie bliżej, a kiedy się zatrzymał, Jim dostrzegł za kierownicą niezwykle atrakcyjną kobietę.
– Hej, nieznajomy! Jakiś problem? – zapytała, opuściwszy szybę.
Na takie słowa nie mógł nie odpowiedzieć uśmiechem. Miała pełne usta i długie, kasztanowe włosy, związane w koński ogon. Uśmiechała się ciepło, a w jej brązowych oczach widać było szczerą radość. Kiedy na niego patrzyła, lśniły jak słońce.
– Już w porządku, złapałem gumę… A ty co tu robisz?
– Mieszkam tu. A ty?
– Mieszkasz tu… w Boulder City?
– Nie, trochę dalej, prosto, tak jak prowadzi droga. Jestem antropolożką, pracuję nad własnym projektem. Prowadzę badania na temat tutejszych Indian.
Zrobiła na nim wrażenie. Była nie tylko piękna, ale i inteligentna. Kiedy patrzyła na niego dłuższą chwilę, spuścił wzrok.
– Twój mąż też jest antropologiem?
Zaśmiała się.
– Skąd ci przyszło do głowy, że mam męża?
Otrzepał but z piachu, który wszedł w podeszwę.
– Nie przypuszczam, żebyś żyła tu całkiem sama, kilkaset kilometrów od cywilizacji.
– A jednak… Ale sam nie powiedziałeś, dokąd jedziesz.
Wspomniał jej o pracy i domu w Boulder City.
– Nie zabrałeś żony? – Spojrzała na niego z figlarnym uśmieszkiem.
Zabrałby, gdyby mógł.
– Nie mam żony.
Zacisnął usta, a ona zastanawiała się, co powiedziała nie tak.
– Chyba czas ruszać.
Odwrócił się, by wsiąść do samochodu, kiedy zawołała:
– Hej, nieznajomy! Jak masz na imię?
– Przepraszam… Jim – przedstawił się i podał jej rękę.
– Angelina. Pewnie się kiedyś spotkamy w Boulder City, robię tam zakupy i… Miło było cię poznać, Jim.
Żałowała, że nie udało jej się zatrzymać go trochę dłużej. Był interesującym mężczyzną, a do tego atrakcyjnym, w jej typie. Zastanawiała się, co go tu sprowadziło – większość raczej stąd ucieka. Ludzie nie lubią samotności i sama wiedziała, że kiedy za dwa lata skończy projekt, pewnie zrobi to samo. Chyba że spotka kogoś, kto chciałby tu z nią zamieszkać.
Jechali więc dalej, każde w swoją stronę – ona na północ, on na południe. Wyobrażała sobie, że obserwuje ją we wstecznym lusterku, i choć zdawała sobie sprawę, że to tylko pobożne życzenie, jeszcze późno w nocy myślała o nim, nie wiadomo który raz.