Читать книгу Lato w Brazylii - CATHERINE GEORGE - Страница 3
ROZDZIAŁ DRUGI
ОглавлениеKiedy Roberto przyszedł z informacją, że lunch jest gotowy, Katherine mogła przysiąc, że minęło tylko kilkanaście minut. A jednak kosz był pełen brudnych wacików. Nie miała ochoty przerywać, ale uśmiechnęła się uprzejmie i założyła okulary, świadoma, że klient jest zawiedziony brakiem widocznych rezultatów.
– Póki co usuwam brud. Różnicę będzie widać dopiero, kiedy zabiorę się za późniejsze warstwy farby – wyjaśniła.
– Nie spodziewałem się, że będzie wyglądał gorzej – stwierdził Roberto.
– Ja też wyglądam gorzej – zauważyła z rezygnacją. – Muszę się wyszorować.
– Poczekam na werandzie. Nie ma pośpiechu.
– Owszem, jest. Chcę szybko wrócić do pracy.
– Tak bardzo ją pani lubi?
– Tak – odpowiedziała. Chciała jeszcze dodać, że w tym przypadku ma ona też inne, ekscytujące strony, ale ugryzła się w język.
Podczas lunchu Roberto powiedział Katherine, że jutro nie będzie go w domu przez większość dnia.
– Proszę często robić przerwy. Lidia panią przypilnuje – zażartował.
– Dobrze.
– Czy ma pani jakieś przypuszczenia co do twórcy? – spytał Roberto, nalewając kawę.
– Trudno jeszcze cokolwiek powiedzieć. Po oczyszczeniu płótna usunę część nowszej farby, żeby poszukać znajomych pociągnięć pędzla. Są odpowiednikiem odcisków palców. Można na ich podstawie ustalić tożsamość malarza. Ale zrobię tylko to, co konieczne, żeby wydać opinię. Jeśli obraz jest cenny, przekażemy go doświadczonej konserwatorce. Chyba że zna pan innego specjalistę.
– Nie, nie znam. Moim zamiarem było pozostawienie wszystkiego w rękach pana Masseya. Teraz oczywiście ufam, że pani zajmie się następnymi etapami – powiedział oficjalnym tonem.
Cóż za ulga!
– To bardzo uprzejme z pana strony, ale ja jestem historykiem sztuki, a nie konserwatorem. Poza tym nie mogę zostać tu długo.
– Tak panią ciągnie z powrotem do Anglii? Czeka tam na panią kochanek? – spytał.
Katherine zarumieniła się, słysząc osobiste pytanie.
– Owszem, mam przyjaciela, ale mówiłam o pracy.
Roberto zrobił zdziwioną minę.
– Jeśli poproszę pana Masseya, z pewnością zezwoli pani na dłuższy pobyt tutaj.
Katherine dopiła kawę i wstała.
– To zależy od niego – odparła.
– A jeśli się zgodzi, czy spowoduje to jakieś perturbacje w pani życiu osobistym? – Roberto wstał bardzo powoli, zaciskając zęby z bólu.
– Z pewnością nie.
W każdym razie nie takie, które liczyłyby się bardziej niż obraz. Katherine spojrzała na zegarek.
– Czas wracać do pracy. Zajdę jeszcze do pokoju po laptop.
– Zobaczymy się przy kolacji. Nie odprowadzę pani do bungalowu, bo mam świadomość, że chodzę zbyt wolno – rzekł ponurym głosem.
Katherine uśmiechnęła się niezręcznie.
– Zdam panu relację przy kolacji – powiedziała.
Roberto obserwował, jak Katherine wchodzi na piętro. Jego początkowa niechęć ustąpiła pragnieniu, by lepiej poznać doktor Lister. Quinta była cudownym azylem, lecz czuł się tu samotny. Kuśtykając do swojego pokoju, uśmiechnął się gorzko. Jeszcze niedawno marzył o samotności. Matka wielokrotnie powtarzała mu, że trzeba uważać na marzenia, bo czasem się spełniają. Jak zwykle miała rację. On zaś chętnie zapłaci Jamesowi Masseyowi każdą cenę za to, żeby móc przez cały dzień wyczekiwać kolacji w towarzystwie Katherine. Rzadko spotykał takie kobiety. Przede wszystkim jest ekspertem w dziedzinie, która go pasjonuje. Poza tym, nawet jeśli blizna wzbudza w niej odrazę, ukrywa to doskonale. Roberto uśmiechnął się lekko. Nie miewał do czynienia z kobietami, które nie starały się oczarować go urodą. Z pewnością też nigdy o nim nie słyszała, co jednak nie było dziwne. Musiał przerwać karierę tuż przed tym, jak dostąpił zaszczytów, o których zawsze marzył.
W przypadku bardziej zabrudzonych płócien Katherine powtarzała proces czyszczenia kilkukrotnie, jednak ze względu na presję czasu od razu przystąpiła do następnego etapu. Zaczęła od niewielkiego fragmentu na kaftanie postaci. Umieściła na nim kartonik z wyciętym okienkiem i zaczęła czyścić jego wnętrze wacikiem zwilżonym acetonem. Efekt był piorunujący. Dodatkowe warstwy farby miały nie więcej niż pięćdziesiąt lat, ponieważ rozpuściły się błyskawicznie, odsłaniając znacznie jaśniejszą farbę poniżej. Katherine oczyściła w podobny sposób kolejne fragmenty obrazu, po czym zrobiła zdjęcie i wysłała je mejlem do Jamesa z prośbą o opinię. Potem usiadła, by nieco odpocząć.
James oddzwonił niemal natychmiast.
– Widzę, że trafiłaś na coś interesującego. To z pewnością osiemnastowieczne pigmenty. Ale założę się, że gdzieś znajdziesz uszkodzenia. Spytaj de Sousę, czy chce, żebyś kontynuowała pracę – powiedział.
– Już pytał, czy mogłabym zostać tu dłużej, o ile się zgodzisz.
– Doprawdy? – James zawahał się. – A tak z ciekawości, w jakim jest wieku i czy istnieje jakaś pani de Sousa?
– Jest po trzydziestce. Jeśli ma żonę, to jej tu nie ma. Muszę kończyć.
Zauważyła cień na schodach. Odwróciła się i zobaczyła Roberta, który przyglądał jej się uważnie.
– Przepraszam, nie chciałem podsłuchiwać, ale…
– Słyszał pan, co powiedziałam? – Katherine zarumieniła się gwałtownie.
Skinął głową.
– Pani kochanek jest zazdrosny o to, że mieszka pani w moim domu?
– Rozmawiałam z Jamesem Masseyem!
Jego twarz rozluźniła się nieco.
– Pytał o mnie?
– Tak. Przepraszam za to wszystko.
– Dlaczego? To naturalne, że czuje się za panią odpowiedzialny – powiedział.
W tym momencie pojawił się Jorge z tacą.
– Wypiję z panią herbatę – powiedział Roberto.
– I skontroluje pan postępy? – Katherine uniosła brew.
– Właśnie – odparł.
– Rezultaty są jeszcze niewielkie. Ten etap wymaga wyjątkowej ostrożności.
Roberto pochylił się, by obejrzeć niewielki oczyszczony fragment.
– Sfotografowała pani tylko ten kawałek? – spytał zaskoczony i usiadł obok Katherine. – Farba jest tu jaśniejsza. Czy to ma jakieś znaczenie?
– Zasadnicze. James zgadza się ze mną, że widać tu autentyczne, osiemnastowieczne pigmenty – wyjaśniła. – Woli pan, żebym od razu wysłała obraz do konserwatora czy ustaliła, jakich napraw wymaga?
– Napraw? – spytał zaniepokojonym głosem.
– Tak, pod farbą mogą być uszkodzenia, nawet dziury.
– Boże! A jeśli tak, czy naprawa jest możliwa?
– Oczywiście. Konserwatorka Jamesa potrafi zdziałać cuda.
– A czy po usunięciu nowszej farby będzie można ustalić, kto jest autorem?
– Mogę wydać co najwyżej opinię, a nie ekspertyzę. Czy mam kontynuować prace?
– Tak, bardzo mnie ucieszy, jeśli nasz młodzieniec odzyska pierwotne barwy. – Roberto wstał z krzesła. – Pozostawiam panią jej detektywistycznej pracy. – Na schodach zatrzymał się i odwrócił. – Kiedy pan Massey zadzwoni ponownie, proszę mu powiedzieć, że jedyna pani de Sousa w moim życiu to moja matka. Dawno temu miałem żonę, ale, niestety, zbyt krótko.
Katherine zatrzepotała rzęsami.
– Tak mi przykro…
– Nie, jest pani w błędzie – przerwał jej chłodno. – Mariana żyje. Odeszła ode mnie. Proszę też przekazać panu Masseyowi, że w moim domu nic pani nie grozi.
Kiedy odszedł, Katherine długo nie mogła skupić się na pracy. Co gorsza, wkrótce zadzwonił Andrew.
– Dlaczego nie dzwonisz? – spytał. – Martwiłem się.
– Skoro się martwiłeś, mogłeś sam zadzwonić.
– Biorąc pod uwagę okoliczności, to ty powinnaś była zadzwonić do mnie. Uciekłaś bez pożegnania, psując nam wyjazd na festiwal.
– Na litość boską! James zachorował i musiałam go zastąpić. To była sytuacja podbramkowa! Festiwal może poczekać.
– Rozumiem – żachnął się Andrew. – Najwyraźniej James jest dla ciebie znacznie ważniejszy niż ja.
– Nie mam czasu na takie…
– Nie, proszę, nie przerywaj – zawołał Andrew niespodziewanie pojednawczym tonem. – Przepraszam cię, kochanie…
– Wybacz, ale nie mogę teraz rozmawiać. Pa!
Katherine uspokoiła się dopiero po dłuższej chwili, ale przynajmniej wróciła do typowego tempa pracy. Tuż przed zmierzchem pojawił się Jorge.
– Senhor Roberto prosi, żeby pani skończyła na dziś – rzekł taktownie.
– Dobrze, uprzątnę tylko moje rzeczy i przykryję obraz. Czy mógłbyś spytać pana Roberta, gdzie ma być przechowywany nocą?
– Oczywiście. A potem przyjdę po pani rzeczy.
– Walizka i statyw mogą tu zostać. Zabiorę tylko laptop i aparat fotograficzny.
Katherine schowała narzędzia i odczynniki do walizki, założyła okulary i spojrzała na dzieło z rosnącym optymizmem. Jutro dowiem się, kto cię namalował, obiecała w myślach młodzieńcowi na obrazie. A może nawet kim jesteś.
– Pracuje pani zbyt długo – rzekł Roberto wchodząc do bungalowu. Spojrzał na obraz i dosłownie zamarł.
– Bez obaw. Wiem, że sprawia okropne wrażenie, ale obiecuję, że kiedy skończę, będzie wyglądał znacznie lepiej – powiedziała, starannie owijając obraz. – Gdzie będziemy zostawiać go na noc?
– Pokażę pani – rzekł i ruszyli w stronę domu.
– Co się panu spodobało w obrazie, kiedy zobaczył go pan po raz pierwszy? – spytała, kiedy weszli do holu.
– Coś w twarzy młodzieńca. Choć oglądałem go tylko w internecie. Zawsze uwielbiałem odwiedzać galerie, ponieważ fascynują mnie portrety. Ale teraz odwiedzam je za pomocą komputera. – Zatrzymał się przed podwójnymi drzwiami na końcu korytarza. – Czy może je pani otworzyć?
Katherine weszła do dużego, elegancko urządzonego salonu. Jej uwagę przykuł obraz wiszący obok kominka. Przedstawiał młodą dziewczynę w zwiewnej białej sukience.
– Kto to? – spytała.
– Nie mam pojęcia – odpowiedział Roberto, kładąc obraz na sekretarzyku. – Obraz jest zatytułowany Portret młodej dziewczyny. Artysta nieznany, więc nie kosztował wiele. Śliczna dziewczyna, ale moim zdaniem sprawia wrażenie samotnej.
– Dlatego kupił jej pan kawalera?
Skinął głową.
– Dobrze będzie wyglądał w jej towarzystwie, prawda?
– Tak, ale dopiero po renowacji. Nigdy nie próbował pan ustalić, kim jest ta ślicznotka?
– Nie. Kiedy ją kupiłem, byłem ogromnie zajęty.
– Ale nie żałuje pan czasu i pieniędzy, żeby ustalić, kim jest młodzieniec!
– Bo podejrzewam, że wiem, kto go namalował.
– Kto? – spytała Katherine.
Roberto przewrócił oczami.
– Czekam na pani opinię.
– No cóż, klient płaci, klient wymaga.
– Zgadza się, i w związku z tym wymagam, żeby pani odpoczęła przed kolacją. – Posłał jej władcze spojrzenie. – Jorge wyjeżdża ze mną jutro, ale Lidia dopilnuje, żeby się pani nie przemęczała.
– Praca tak bardzo mnie pochłania, że nie zauważam upływu czasu – usprawiedliwiła się Katherine. – Ale kiedy jutro zobaczy pan młodzieńca, będzie wyglądał znacznie lepiej. Wyjeżdża pan na cały dzień?
– Nie, wrócę przed kolacją.
– To wyjątkowo piękny pokój – zauważyła Katherine, kiedy wychodzili z salonu.
– Ale nieprzytulny, prawda? Wolę mój apartamencik z tyłu domu. Mogę tam robić bałagan, nie narażając się na gniew Lidii.
– Aż trudno to sobie wyobrazić – zaśmiała się Katherine.
Roberto również się roześmiał.
– Mam szczęście, że dbają o mnie tacy dobrzy ludzie – powiedział, otwierając jej drzwi. – A teraz opiekują się i panią, ale nie na moje polecenie. Jorge i Lidia uważają, że jest pani wyjątkowo uroczą kobietą.
Katherine zarumieniła się.
– To bardzo miłe.
Roberto spojrzał na nią z rozbawieniem.
– Niesłychane, prawdziwa dama, a czerwieni się! – zawołał.
– Nie zdarza mi się to zbyt często – zapewniła go zakłopotana.
– Może ze zmęczenia? Dlatego trzeba odpocząć. Czy ma pani ochotę zjeść kolację znów na werandzie?
– Jak najbardziej – odpowiedziała, po czym szybko weszła po schodach. Na ich szczycie odwróciła się i poczuła, że znów ma rumieńce, widząc, że stojący na dole Roberto kłania jej się z gracją.
Po wejściu do pokoju Katherine z irytacją zrzuciła z siebie ubranie. Te rumieńce muszą się skończyć. Nieważne, że jej klient jest wyjątkowo pociągającym mężczyzną. Przyjechała tutaj służbowo. Nalała sobie wody do wanny i ułożyła się w niej z zafrasowaną miną. Od pierwszego spotkania z Robertem minęła zaledwie doba, a już najwyraźniej przełamali lody. Oczywiście to nie musi nic znaczyć. Być może od czasu wypadku nie miał wiele do czynienia z kobietami ze względu na krępującą bliznę, ale Katherine przestała już ją zauważać. Bez niej musiał być niesłychanie przystojny i pewnie nie mógł się opędzić od kobiet. Ale ona jest tutaj wyłącznie służbowo. A jutro, zanim Roberto wróci do domu, powinna już wiedzieć, czy intuicja nie zawiodła jej w kwestii twórcy dzieła.
Drzemka w ciągu dnia była dla Katherine nowością. Od czasu do czasu zdarzało jej się wyciągnąć na parę minut w niedzielę, jednak rutyna obowiązująca w Quinta das Montanhas okazała się niebezpiecznie zaraźliwa. Kiedy obudziła się przed kolacją, postanowiła nieco bardziej zadbać o wygląd. Miała ochotę założyć powabną, zieloną sukienkę, ale w końcu wybrała kremowe spodnie z lnu, szpilki i brązową, jedwabną tunikę. Włosy pozostawiła rozpuszczone, zrobiła trochę mocniejszy makijaż, a po chwili wahania zdjęła okulary. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, była już gotowa.
– Jestem Pascoa – przedstawiła się wstydliwa, śniada dziewczyna. – Senhor Roberto czeka.
– Dziękuję – odparła Katherine i zeszła za nią na dół, gdzie w westybulu czekał Jorge.
– Lidia przyrządziła pieczeń wieprzową – poinformował Katherine, gdy szli na werandę. Roberto stał oparty o filar, spoglądając na ogród. Słysząc jej kroki, odwrócił się gwałtownie i zaniemówił z wrażenia.
– Wygląda pani… wyjątkowo czarująco – powiedział w końcu. – Aż trudno uwierzyć, że cały dzień pani pracowała.
– Nieprawda. Drzemałam przez godzinę – zaprotestowała. – W domu nigdy tego nie robię.
Roberto podsunął jej krzesło.
– To samo wino co wczoraj? – zaproponował.
– Tak, dziękuję.
– Proszę mi powiedzieć, jak spędza pani wieczory w Anglii? – spytał, gdy nalał wino.
– Sama w domu. Przyrządzam sobie kolację, oglądam telewizję albo czytam. Nic specjalnego.
– A czy bywa pani w restauracjach? – spytał, siadając.
– Owszem. Często wychodzę z przyjaciółkami.
– Ale przyjaźni się pani też z mężczyznami, prawda?
– Nawet kilkoma – uśmiechnęła się. – Dwóch u mnie mieszka, co bardzo niepokoi tego, z którym obecnie się spotykam.
Roberto podał jej grzanki z pasztetem.
– Jest zazdrosny?
Zastanowiła się.
– Chce, żebym z nim zamieszkała.
– A pani ma na to ochotę? – spytał Roberto.
Pokręciła głową.
– W żadnym wypadku. Mój dom jest naprawdę mój. Odziedziczyłam go po ojcu. Lokatorzy płacą mi godziwie za wynajem, a od czasu do czasu wychodzimy do pubu lub na obiad.
– Pani ojciec nie żyje?
Katherine pokiwała smutno głową.
– Tak, mama zmarła, kiedy byłam bardzo mała. Ojciec sam mnie wychowywał i radził sobie z tym doskonale. Tuż po moich osiemnastych urodzinach dostał zawału serca i umarł.
– Straszne – westchnął Roberto. – Ma pani inną rodzinę?
– Młodsza siostra ojca zamieszkała ze mną po jego śmierci, ale wkrótce poznała architekta, Sama, z którym się pobrała. Chcieli, żebym się do nich przeprowadziła, ale postanowiłam zostać w domu. Dwóch kolegów ze studiów szukało kwatery, więc Sam pomógł mi przebudować dom na trzy osobne mieszkania. Hugh i Alastair mieszkają tam do dziś.
– I najwyraźniej wcale nie ma pani ochoty na to, żeby przeprowadzić się do kochanka – stwierdził Roberto.
– Jest tylko przyjacielem – zawołała z irytacją w głosie, czego natychmiast pożałowała.
Roberto spojrzał na nią z rozbawieniem.
– Nie poczułem się urażony, pani doktor. To ja za dużo pytam i używam słowa „kochanek”. Ale on pewnie myśli o sobie w taki właśnie sposób, prawda?
– Znamy się od niedawna.
– Zakochać się można w jednej sekundzie – stwierdził Roberto.
Katherine zmarszczyła czoło, zaniepokojona, że rozmowa schodzi na zbyt osobiste tory.
– Dochodzę do wniosku, że odkochać się też można w jednej sekundzie – powiedziała.
Rozmowa o miłości została przerwana, kiedy Jorge przyniósł półmisek z plastrami wieprzowiny otoczonymi warzywami i smażonymi ziemniakami.
– Pachnie bajecznie – oceniła Katherine z uznaniem.
– Sami sobie nałożymy, Jorge – rzekł Roberto z uśmiechem. – Podziękuj Lidii za batatinhas.
– Co to są batatinhas? – spytała Katherine.
– Ziemniaki. Uwielbiam je w tej postaci, choć dawniej nie mogłem ich jeść zbyt często.
– Musiał pan być na diecie? Trudno to sobie wyobrazić.
– Musiałem uważać na to, co jadam. Teraz już nie.
Katherine bardzo chciała dowiedzieć się więcej.
– Ja zawsze muszę uważać – powiedziała ze smutkiem w głosie.
– Naprawdę? Dlaczego? – spytał zaskoczony.
– Bo nie zmieściłabym się w ubrania. Dlatego ze względów oszczędnościowych unikam słodyczy.
– Wino pani nie zaszkodzi – powiedział, napełniając kieliszek Katherine. – Czy możemy sobie mówić po imieniu?
– Oczywiście – odparła, zła na siebie, że znów czuje się zmieszana. – Jako nastolatka byłam nieco pulchna. Aż do śmierci ojca, kiedy odkryłam, że żałoba jest skuteczniejsza niż najlepsza dieta.
– Bardzo go kochałaś, prawda? – spytał Roberto łagodnym tonem.
– Tak, nawet wybrałam ten sam zawód. Ojciec wykładał historię sztuki. Poznał się z Jamesem Masseyem na studiach.
– Czyli teraz pracujesz u przyjaciela ojca?
Katherine zesztywniała.
– To nie ma nic wspólnego z nepotyzmem – powiedziała.
– Oczywiście, że nie – przyznał Roberto. – Ale pewnie ojciec byłby szczęśliwy, gdyby wiedział, że jesteś pod dobrymi skrzydłami.
– To prawda, ale ciężko pracuję na swoją pensję.
Roberto westchnął.
– Przepraszam, chyba cię niechcący uraziłem. Ale wiesz co? Musisz nałożyć sobie dokładkę, bo inaczej ty urazisz Lidię!
Katherine jadła w ciszy przez parę minut, po czym zdecydowała się pójść za ciosem.
– Mogę spytać o twój wypadek?
Roberto zacisnął wargi, lecz ostatecznie wzruszył ramionami.
– Miałem szczęście, że przeżyłem. Choć długo uważałem, że to przekleństwo – odparł.
– Ze względu na ból?
Uśmiechnął się ironicznie.
– I ze względu na próżność – powiedział.
– Próżność?
– Miałem całą nogę w gipsie, silne wstrząśnienie mózgu, podbite oczy, złamany nos i szczękę oraz pół twarzy w szwach. Potwór Frankensteina był przystojniejszy.
– Szczęście, że przeżyłeś. – Katherine poczuła ciarki na plecach. – Wiozłeś pasażerów?
– Ja byłem pasażerem. Kiedy wypadliśmy z drogi na zakręcie, kierowcę wyrzuciło z auta. Dzięki Bogu, samochód nie stanął w płomieniach jak na filmach, ale stoczył się po zboczu i zatrzymał na drzewach.
– Co stało się z kierowcą?
Oczy Roberta zaszkliły się.
– Kierowcą była kobieta. Później dowiedziałem się, że doznała tylko skręcenia nadgarstka i niewielkich zadrapań, ponieważ krzaki złagodziły upadek. W szoku uciekła z miejsca wypadku. Pogotowie wezwał przejeżdżający kierowca. Odzyskałem przytomność dużo później w szpitalu, gdzie byli już przy mnie rodzice.
– Musieli bardzo ciężko to przeżyć – powiedziała Katherine. Na myśl o sprawczyni wypadku, która zostawiła Roberta na łaskę losu, poczuła złość.
– A co się stało z tą kobietą?
– Zadzwoniła do mnie do szpitala, błagając, żebym zeznał, że to ja prowadziłem – powiedział beznamiętnym tonem. – Ale policja już wiedziała, że tak nie było. Wydostanie mnie z fotela pasażera trwało dość długo.
– Dlaczego o to poprosiła?
– Pokłóciliśmy się przy kolacji i wypiliśmy za dużo wina. Nalegałem, żeby wezwać taksówkę, ale zabrała mi kluczyki. – Nagle posmutniał. – W samochodzie nadal się spieraliśmy, bo nie chciała zapiąć pasów.
– Dzięki temu wyszła z wypadku cało, ale ciebie pozostawiła na pastwę losu. – Katherine pokręciła głową z niedowierzaniem. – Naprawdę liczyła na to, że weźmiesz winę na siebie?
– Tak. Ale nawet gdybym był na tyle głupi, żeby się zgodzić, policja i tak już znała okoliczności, również tę, że Elena spędziła ze mną wieczór, bo ktoś robił nam zdjęcia, kiedy wchodziliśmy do restauracji. Kiedy prawda wyszła na jaw, straciła rolę w operze mydlanej. – Uśmiechnął się ironicznie. – Kiedy wszyscy dowiedzieli się, że Elena Cabral spowodowała wypadek po pijanemu i nie wezwała pomocy, gazety nie pozostawiły na niej suchej nitki.
– Gdzie to miało miejsce?
– Niedaleko Porto. Rodzice chcieli mnie zabrać do domu, ale ponieważ mieszkamy na ranczu, oznaczałoby to konieczność dojazdów do szpitala, więc postanowiłem zostać tutaj. Ojciec musiał wkrótce wracać, ale mama wyjechała dopiero niedawno. Rodzice nie lubią się rozstawać na zbyt długo, więc przekonałem ją do powrotu.
Katherine przyglądała mu się w milczeniu. Ranczo, Quinta, aktoreczki z seriali… Roberto de Sousa z pewnością wiódł życie odmienne od jej. I wszystkich, których znała.