Читать книгу Noc tysiączna druga - Cyprian Kamil Norwid - Страница 6
ОглавлениеTREŚĆ
Rzecz się dzieje w Castel-Fermo pod Weroną.
Oberża w Castel-Fermo.
Pokój na górze.
LUCIO
Przez świętego Antoniego Padewskiego, mości hrabio, dziesiątego dziś weturyna przyjmujemy. Są pokoje po lewej stronie obszerniejsze, ale...
posuwając się ku oknu
...żaden nie ma skarbu równego... Co za widok!... Może pan malujesz?... Może artysta?... Pewny pan Calame, pejzażysta, mieszkał u nas... tu... w tym pokoju dni czternaście... Wszyscy coroczni podróżnicy, świadomi rzeczy, zawsze się, bywało, pytają o ten pokój...
Słychać grzmoty. Okno jest zamknięte, dolne szyby papierem zalepione.
Żeby burza tylko przeminęła. – Przez Bachusa! Przez Najświętszą Dziewicę! Przez świętego Antoniego Padewskiego! Żonę z dzwonkiem loretańskim posadzić by na dachu...
Słychać głos kobiecy za sceną.
GŁOS ZA SCENĄ
Lucio! Lucio!...
LUCIO
przestawiając krzesła i porządkując leniwo
Znowu?... Natychmiast... natychmiast!...
GŁOS ZA SCENĄ
Lucio!...
LUCIO
Lecę!...
Wybiega.
ROGER
Szczególniejszy naród!... Choćbym sobie nie dał był słowa zerwać już ze światem idealnym i w praktyczne wejść życie, wystarczyłoby zastanowić się nad postacią moralną tego ludu arcyklasycznego... Mozaikowa posadzka... lampa, dotąd etruski kształt mająca... pajęczyny, chwiejące się po kątach, które jeszcze Longobardów pamiętają... ta zapona na łóżko z adamaszku purpurowego, co zakupił ją może właściciel austerii po werońskim szlachcicu jakim na sprzedaży publicznej, po jakim Skaligerze... A nieporządek... a lenistwo!...
...À propos lenistwa – niemniej à propos praktyczności... Panie Rogerze!... Oto siedzisz... słuchasz burzy, co huczy nad wieżami Werony, i poetyzujesz... O, człowieku...
Biada mi, biada! Nędzny jestem, słowa sobie lichego dotrzymać nie potrafię. Teraz, opuszczając ziemię tę ułudną, cichą, laurami przetykaną... cmentarz ten ludów i olbrzymów... tu, na progu Italii, kiedy przerzucić się zamyślam przez szczyt Alp – tam, na powrót... należałoby, dawszy sobie słowo...
powoli i solennie
...że się będzie praktycznym już człowiekiem... Należałoby, mówię, uderzyć się w piersi i pojrzeć raz jeszcze, raz ostatni, na tę całą przestrzeń idealną...
po chwili
Piękna, piękna kraina marzeń, błędów – błędów, marzeń rozciągnionych przede mną jak doliny i wzgórza, i jeziora zorzę odbijające...
Otóż ja tobie, tobie, przeszłości idealna, tobie, piękna kraino, powiadam: Koniec tobie...
z uśmiechem
Hannibal tak – kiedy na szczycie Alp, przyłbicę odsłoniwszy, poglądał na Italię i mówił w sobie: „Grób ci niosę...” Hannibal tak...
...Nie tak!... Hannibal nie był dzieckiem...
Imion wielkich nie godzi się wzywać nadaremno...
Przechadza się po pokoju.
LUCIO
wchodząc
Za pozwoleniem, za pozwoleniem. Przez Bachusa! Pewna dama, Angielka, życzy sobie widzieć kończącą się burzę i wschód księżyca z okna tego...
z uśmiechem
...Naród obłąkanych!... Deszcz jeszcze zaciętszy niźli pierwej... Przepraszam, ale my lubimy niczego nie odmawiać cudzoziemcom...
ROGER
Powiedz onej damie, że już zasnąłem jak zarżnięty, że dwa pistolety nabite mam przy łóżku, że jutro będzie mogła oglądać zachód słońca, skoro wyjadę do Werony... Dziwne figury, lunatyki i marzyciele... Jak wygląda ta twoja dama?
LUCIO
Najpiękniejsza z kobiet, jakie widziałem kiedykolwiek – nieco blada, majestatyczna. Przejeżdżała tędy dwie wiosny temu z tym samym kawalerem... mężem... Najdoskonalsza osoba – bah! Mieszkała nawet w tym samym pokoju, ale wtedy było to właśnie, kiedy wszystko na nowo zaprowadziliśmy w naszym gospodarstwie, a tłum był wielki w austerii – wszystkie izby zajęte były, tak jak teraz...
ROGER
Powiesz przeto damie onej, że śpię...
LUCIO
Odgadłem naprzód i wątpliwie odpowiedziałem. Nigdy bym nie śmiał wchodzić o tak późnej godzinie, wszelako – my niczego nie odmawiamy cudzoziemcom podróżnym... Zwłaszcza damie, którą ugościliśmy u siebie, najpiękniejszej osobie...
ROGER
Jutro – chcę być o piątej obudzonym.
LUCIO
Najszczęśliwszej nocy...
ROGER
Dobrej nocy –
przechadzając się
...Otóż to dobrze, to coś praktycznego choć raz w życiu. Śpię – to śpię. Noc jest na to, ażeby spać – i koniec...
siadając przy stole i przeglądając album
Ileż bo nocy nieprzespanych... na próżno kiedy ona... Czemuż nie wymawiam jej nazwiska? Czy nie chcę, ażeby pył mieszkania upadł na to imię wymówione, jak na kwiat świeżo rozwinięty, biały, czysty, z myśli bożej przeprowadzony w życie roślinne po raz pierwszy...
Kiedy więc Ona, otoczona galanterią zewnętrzną, formalizmem świetnym, miękkim, powtarzanym, rozrzucała perły wdzięków – komu, komu?... Znudzonym!... Ja wtedy białe, białe noce moje zaludniałem tymi upiorami pasujących się myśli, które wyniszczają sił zarody, wyprzedają blask oczu w pasma łez, serce biorą jak książkę świeżą, w której jeszcze karty nierozcięte, i wczytują się coraz, coraz głębiej... rozrywają potem... karty... serca... i...
Zakrywa oczy.
Nędzny jestem...
Przewraca album.
Kwiat zerwany w czasie przejażdżki do Amalfi – widzę jeszcze lekką Jej rękę, pochyloną z konia ku skale... te kwiaty tam czepiają się po obu stronach drogi na ścianach wąwozu... – przez ręce przewodnika, który szedł przy Jej koniu, otrzymałem kwiat ten... Różowy był wtedy... w nieskalanej czystości atłasu swego...
Dziś – zżółkł, oblata z liści, które koroną jego były, i staje się podobnym do pająka, co wysnuł już z piersi przędzę całą... Wszystko się zatrzymuje, osycha i ginie, a nie wraca...
po chwili
Otóż, otóż ów list w odpowiedzi na ostateczne zapytanie, którego już nosić tajemnicą dłużej w piersiach nie mogłem...
Zaprawdę drugiej takiej... nie, podobnej nawet odpowiedzi nie dano nigdy człowiekowi... Nadobny list, piękny list, śliczny list...
Chciałem był go spalić... ale gotów by się roztopić, jak odłam lodu, i zamienić w garść kału...
Chciałem go był podrzeć... ale mi ręce pokłuł...
I dochował się dotąd... Takie rzeczy mają to do siebie, że się długo trzymają i niełatwo je zgubisz lub zarzucisz.
Przeziera list.
„Castel-Fermo...”
Tak, przypominam sobie... List ten stąd był pisany...
„Castel-Fermo... etc... „
„Odebrałam właśnie piękny list twój, kochany...”
Piękny list mój! To jest tak, jak gdyby kto, nędzarza gdzie spotkawszy oniemiałego bólem, mówił: „Piękny jest efekt tej bladości oblicza i tych oczu przygasłych. Piękny obiekt dla sztuki...”
A potem, przybliżywszy się do onego obiektu, poklepał go z lekka po ramieniu... i poszedł dalej, gwiżdżąc...
Czyta dalej.
„Odebrałam właśnie piękny list twój, kochany R... Proszę Cię, ażebyś, będąc w Neapolu, odwiedził księżnę Olimpię... Książki moje są u niej, mniejsza o inne – idzie mi tylko najszczególniej o trzeci tom Richtera. Całość dzieła traci tym sposobem, skoro jednego tomu braknie ze środka...”
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.