Читать книгу Na tropie zwyrodniałych zbrodniarzy - Daniel Bachrach - Страница 4
ОглавлениеPewnego dnia dyżurny wywiadowca zameldował mi, że jakiś starszy mężczyzna chce się ze mną w bardzo ważnej sprawie natychmiast zobaczyć. Poleciłem go wprowadzić do swojego gabinetu. Po chwili na progu stanął człowiek, lat około pięćdziesięciu. Na jego twarzy było przerażenie.
– Czym mogę panu służyć? – zapytałem, wskazując mu krzesło.
– Przydarzyło nam się coś strasznego i sam nie wiem, jak zacząć.
Był bardzo wzburzony, toteż poprosiłem go, by się uspokoił i opowiedział dokładnie o co chodzi. Wreszcie wyciszył się i rozpoczął swoje opowiadanie.
Przyznaję szczerze, że to, o czym mi zameldował, było tak straszne, że nie dziwiłem się wcale jego przerażeniu. Oto co od niego usłyszałem:
– Byłem właścicielem sklepu kolonialnego. Uciuławszy nieco grosza, sprzedałem interes i kupiłem małą posiadłość za Warszawą, gdzie zamieszkałem wraz z żoną. Mamy jedynego syna. Pracuje on we Lwowie na posadzie. Wczoraj otrzymałem od syna list z życzeniami wesołych świąt (było to na święta wielkanocne), przy czym donosił nam, że niestety nie może w tym czasie przyjechać, ale nie zapomniał o nas i przysyła nam prezent. W kopercie leżał załączony kwit kolejowy na odbiór przesyłki. Dziś rano poszedłem na dworzec i odebrałem tę przesyłkę. Była to mała skrzynka, wagi około dziesięciu funtów. Po przybyciu do domu, zaciekawiony tym, co nam syn przysłał, otworzyłem ją przy żonie i oboje krzyknęliśmy na widok zawartości. W skrzynce znajdowały się ludzka noga i ręka, owinięte w rogożę. Żona moja na widok ten zemdlała, a ja stanąłem jak skamieniały. Kiedy ochłonąłem nieco, udałem się od razu na posterunek policji i zameldowałem o tym. Policjant spisał protokół i poradził mi, żebym natychmiast pojechał do Warszawy do wydziału policji kryminalnej i opowiedział o tym, co się stało.
– Gdzie znajduje się obecnie ta skrzynka? – zapytałem. – Została na policji.
W tej samej chwili wezwany zostałem do naczelnika, który właśnie przed chwilą przyszedł do biura. W jego gabinecie zastałem przodownika policji.
– Bardzo ciekawa sprawa, panie Bachrach – rozpoczął naczelnik, wskazując stojącą na stole skrzynkę.
– Właśnie jest u mnie odbiorca tej skrzynki. Przyszedł w czasie nieobecności pana naczelnika i sprowadzono go do mnie.
Zajęliśmy się zbadaniem zawartości skrzynki. Jak mi już powiedział przybyły, rzeczywiście w skrzynce znajdowały się noga i ręka ludzka, należące do kobiety, a raczej młodej dziewczyny.
Z polecenia naczelnika kazałem sprowadzić do jego gabinetu siedzącego u mnie przybysza. Opowiedział raz jeszcze, w jakich okolicznościach otrzymał ową tragiczną przesyłkę.
– Czy ma pan przy sobie list otrzymany od syna? – zapytał naczelnik.
– Tak jest.
Mówiąc to, wyjął z kieszeni pismo, które wręczył naczelnikowi. Prócz tego, co już mówił mi poprzednio, list nie zawierał nic ciekawego.
– Czy jest pan pewny, że to charakter pisma pańskiego syna? – zapytałem.
– Przyznam się panu, że nie wiem. Sam nie jestem za bardzo edukowany, słabo czytam i piszę, więc nie mogę potwierdzić.
– Czy ma pan wrogów? – zapytał naczelnik.
– Całe życie pracowałem i żyłem spokojnie z żoną.