Читать книгу Tajemnica gabinetu restauracyjnego - Daniel Bachrach - Страница 3

Tajemnica gabinetu restauracyjnego

Оглавление

Pamiętną dla mnie na zawsze postanie noc sylwestrowa 1920 roku. Nie spodziewałem się, że zamiast zabawy całą spędzę na mozolnej pracy i jeszcze kilka tygodni później pozostanie dla mnie niezgłębiona tajemnica dramatu, jaki miał miejsce w gabinecie jednej z pierwszorzędnych restauracji w okolicach Nowego Światu.

Na zegarze ratuszowym już dawno wybiła północ. Bawiłem się wyśmienicie na reducie w sali Teatru Wielkiego, gdy nagle zauważyłem jednego z moich wywiadowców, rozglądającego się po sali. Ujrzawszy mnie, dał znak, bym wyszedł do westybulu. „Masz tobie” – pomyślałem. „Z zabawy już dziś nic nie będzie. Prawdopodobnie zaszło coś poważnego i będę musiał pożegnać towarzystwo, z którym przyjechałem razem na redutę”.

– Co się stało, panie K.? – zapytałem wywiadowcę.

– Przed godziną w gabinecie restauracyjnym znaleziono zabitego mężczyznę i naczelnik polecił mi zawiadomić pana, ażeby pan komisarz natychmiast pojechał na miejsce.

Nie pozostało mi nic innego, jak pożegnać towarzystwo i pojechać razem z wywiadowcą. W drodze wypytywałem go, co się stało, lecz nie mogłem się od niego nic dowiedzieć, gdyż będąc dyżurnym w urzędzie śledczym, otrzymał telefoniczne polecenie odszukania mnie i zawiadomienia o wypadku.

Po kilku minutach sanki zatrzymały się przed restauracją. Widocznie nikt nie wiedział jeszcze o dramacie, jaki niedawno miał miejsce w gabinecie, gdyż na ulicy nie było żadnego zbiegowiska. Na sali panował niebywały tłok. Wszystkie stoliki były zajęte. Panie w balowych strojach i dominach, panowie w smokingach i frakach. Naprzeciw mnie wyszedł zarządzający restauracją i zaprowadził korytarzem do gabinetów.

Przed drzwiami gabinetu stał jeden z wywiadowców. Komisarza odnośnego komisariatu zastałem w gabinecie, gdzie leżał nieboszczyk, obok niego pochylony nad trupem klęczał nieznany mi mężczyzna. Był to sprowadzony natychmiast po wypadku doktor.

Po przywitaniu się z komisarzem, przedstawiwszy się doktorowi, rozejrzałem się po gabinecie, gdzie leżał nieboszczyk. Nie zauważyłem nic podejrzanego. Stół był zastawiony trunkami i różnego rodzaju zakąskami. Na stole znajdowało się nakrycie na dwie osoby. Widać było, że nieboszczyk był na kolacji w towarzystwie kobiety, nie wyobrażałem sobie bowiem, by noc sylwestrową spędzał w gabinecie w towarzystwie mężczyzny.

– Pan doktor jest zdania, że zmarły popełnił samobójstwo – odezwał się komisarz. – Obok nieboszczyka leżał na ziemi rewolwer.

– Czy zawiadomieni już zostali prokurator i sędzia śledczy? – zapytałem komisarza. – Nie chcę bowiem bez nich nic ruszać w gabinecie.

– Z pewnością lada chwila przyjadą. Zawiadomiłem już prokuraturę przeszło godzinę temu, ale w noc sylwestrową z pewnością nikogo nie ma w domu.

W tej samej chwili drzwi się otworzyły i na progu stanęli prokuratur oraz sędzia śledczy rewiru, gdzie mieściła się restauracja. Razem z nimi nadszedł i naczelnik urzędu śledczego.

Po uzyskaniu pozwolenia od prokuratora zająłem się wraz z wywiadowcami przede wszystkim zrewidowaniem nieboszczyka.

Był to mężczyzna lat około trzydziestu pięciu, bardzo elegancko ubrany. Na palcu nosił pierścień z dużym brylantem, w kieszeni od kamizelki złoty zegarek z dewizką. W krawacie tkwiła szpilka z brylantem i perłą. W portfelu znalazłem większą sumę pieniędzy w markach polskich, dolarach i milrejsach1 brazylijskich.

Mimo eleganckiego ubrania i cennej biżuterii odniosłem wrażenie, że nieboszczyk nie należał do sfery inteligencji. Powiedziały mi o tym jego ręce. Dziwnym się to może wydać Szanownym Czytelniczkom i Czytelnikom, ale z rąk człowieka można bardzo dużo wywnioskować. Ręce nieboszczyka były to ręce człowieka gminu. Wprawdzie nie dowodziło to jeszcze niczego, mieliśmy bowiem po wojnie bardzo dużo nowobogackich, którzy dorobili się na paskarstwie i niedoli innych kolosalnego majątku przy dostawie dla okupantów, i z tym podobnych nieczystych źródeł.

Zastanowiło mnie jeszcze znalezienie w jego portfelu banknotów brazylijskich, które bądź co bądź były w Warszawie rzadkością.

Po ścisłym zrewidowaniu nieboszczyka zajęliśmy się gruntownym obejrzeniem leżącego na ziemi rewolweru. Był to rewolwer systemu browning małego kalibru. Cztery kule znajdowany się jeszcze w magazynku i tylko jedna została wystrzelona. Przeglądając gabinet, znalazłem też i kulę, która przeszła na wylot przez skroń zmarłego.

Według oświadczenia doktora, strzał był skierowany w skroń i śmierć nastąpiła natychmiast. Zastanowił mnie jeszcze wyraz twarzy zmarłego. Widać było na jego twarzy raczej zdziwienie, a nie przerażenie, jakie zwykle odbija się na twarzy samobójców.

O spostrzeżeniach moich na razie nie mówiłem jeszcze ani słowa.

– Więc pan doktor przypuszcza, że denat popełnił samobójstwo? – zapytał prokurator, a otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, dodał:

– W takim razie nie mamy tu na razie nic więcej do roboty i należy tylko odesłać zwłoki do prosektorium.

– Jeżeli by pan prokurator zechciał być tak łaskawy i pozostawić zwłoki w gabinecie, oczywiście zamkniętym na klucz, do rana, to będę bardzo wdzięczny – odezwał się zarządzający restauracją. Chciałbym, aby goście znajdujący się na sali nie dowiedzieli się w czasie zabawy sylwestrowej o tym wypadku. Idzie mi przede wszystkim o renomę lokalu, a zresztą rozgłoszenie tej tragedii wpłynie na nastrój zabawy sylwestrowej i goście z pewnością opuszczą lokal.

Prokurator spojrzał na nas pytająco, wreszcie po krótkim namyśle zgodził się.

– W każdym razie jeden z wywiadowców pozostanie tutaj do czasu odtransportowania zwłok do prosektorium – dodał, wkładając palto.

– Ja pozostanę na miejscu z jednym z wywiadowców – odezwałem się. – Chcę jeszcze dziś w nocy wypytać służbę i przeszukać gruntownie gabinet restauracyjny.

– Nie ulega wątpliwości, że denat popełnił samobójstwo, ale o ile pan chce tu pozostać, to nie mam nic przeciwko temu – odpowiedział prokurator.

Pozostałem w gabinecie wraz z jednym z wywiadowców, na którym w zupełności mogłem polegać.

– A teraz weźmiemy się do roboty, panie S. Przede wszystkim zajmiemy się dokładnym przejrzeniem portfela zmarłego.

Znalezione przy nieboszczyku pieniądze już przeliczone zostały w obecności prokuratora i sędziego śledczego, i znajdowały się wraz z biżuterią w dużej kopercie.

W portfelu znalazłem okupacyjny dowód osobisty na nazwisko Stefan Romanowski. Na dowodzie była fotografia zmarłego, nie ulegało zatem żadnym wątpliwościom, że zmarły istotnie tak się nazywał. Szukałem dalej. Między rachunkami restauracyjnymi znalazłem jeszcze zmiętą karteczkę bez podpisu, która mnie zainteresowała, brzmiała bowiem następująco:

Bądź pewny, że wyrządzona przez ciebie krzywda nieszczęśliwej dziewczyny pomszczona zostanie. Niedużo czasu ci pozostało z hulaszczego życia. Baw się zatem dopóki ci jeszcze pozostało czasu.

Mściciel

– Cóż pan na to? – zapytałem obecnego ze mną wywiadowcę, pokazując mu znalezioną przy zmarłym karteczkę.

– Rzeczywiście bardzo ciekawe, panie komisarzu.

– A teraz zajmiemy się przeszukaniem gabinetu, może uda nam się jeszcze cokolwiek znaleźć, co by rzuciło jakieś światło na tę sprawę. Aczkolwiek doktor twierdzi, że zmarły popełnił samobójstwo i wszelkie dane na to wskazują, mam jednak przeczucie, że popełnione zostało zabójstwo, a znalezienie tej kartki jeszcze bardziej mnie w tym utwierdziło. Jestem pewny, że zmarły był w towarzystwie kobiety i od kelnera usługującego w gabinecie z pewnością się o tym dowiemy. Widocznie rozpoczęli już jeść kolację, gdyż kieliszki są napełnione i na talerzach widoczne są resztki zakąsek.

Stojąc koło stołu, zwróciłem uwagę na pewien drobny szczegół, który w rzeczywistości odegrał później wielką rolę w wykryciu przestępstwa. Zauważyłem mianowicie, że jedno nakrycie leżało z przeciwnej strony, tj. nóż leżał z lewej strony, natomiast widelec – z prawej.

– Niech się pan dokładnie przyjrzy stołowi – zwróciłem się do wywiadowcy. – Czy nie zauważył pan nic szczególnego?

Wywiadowca przez dłuższy czas przyglądał się, patrzył również i pod stołem, wreszcie odpowiedział przecząco.

– Niech pan specjalną uwagę zwróci na nakrycie, czy nic pan nie dostrzegł?

Wywiadowca dłuższy czas bezradnie spoglądał na stół, wreszcie odrzekł:

– Rzeczywiście jedno nakrycie i szklanka znajdują się z lewej strony.

– Prawda, ale co pan z tego wnioskuje? – pytałem dalej. Nie chciałem mu powiedzieć od razu o moich przypuszczeniach, gdyż starałem się zawsze uczyć moich podwładnych, by na najdrobniejszy szczegół zwracali uwagę. Widząc jednak, że nie domyśla się prawdy, dodałem:

– Dowodzi to, że nieboszczyk był mańkutem i o ile strzał oddany był normalnie prawą ręką, o tyle zmarły nie popełnił samobójstwa, a został zamordowany. Zresztą dowiemy się o tym od kelnera, który widocznie znał jego przyzwyczajenie, a świadczy o tym nakrycie z lewej strony, jeśli oczywiście zmarły sam tego nie uczynił. A teraz zajmiemy się przeszukaniem gabinetu.

Wzięliśmy się do roboty i po paru minutach wywiadowca mój, szukając pod dywanem, znalazł złotą obrączkę z wyrytym wewnątrz napisem: „Ludwik–Irena 1918 rok”.

– Doskonale się pan spisał, panie S. Wiemy już, że kobieta, w towarzystwie której zmarły był w gabinecie, ma na imię Irena i jest prawdopodobnie mężatką, ale szukajmy dalej.

Mimo skrupulatnych poszukiwań nie udało nam się nic więcej znaleźć, ale i to, co odnaleźliśmy, już wiele dawało.

W międzyczasie wybiła już godzina czwarta. Na sali było jeszcze pełno ludzi i kelnerzy byli zajęci, tak że nie mogłem nikogo z personelu przesłuchać.

– Musimy zaczekać, aż się goście rozejdą, a wtedy przystąpimy do przesłuchania. Pan tu pozostanie, ja zaś pojadę na redutę i zdam relację naczelnikowi o tym, co udało nam się odnaleźć. Naczelnik oczekuje mnie tam. Najlepiej będzie, jeżeli pan usiądzie w gabinecie naprzeciw i pozostawi drzwi otwarte, by nikt nie mógł się dostać do tego gabinetu, w którym leży nieboszczyk. Aczkolwiek nie przypuszczam, by ktokolwiek usiłował tam wejść, musimy jednak być ostrożni, zresztą jest to polecenie prokuratora. Każ pan sobie podać kolację i oczekuj mojego powrotu.

– Rozkaz panie komisarzu – odpowiedział wywiadowca. Przed odejściem zamknąłem drzwi od gabinetu i zabrawszy klucz ze sobą, pojechałem do Teatru Wielkiego. Rozejrzawszy się po sali, zauważyłem naczelnika siedzącego w jednej z lóż w towarzystwie dwóch panów. Ujrzawszy mnie, przeprosił towarzystwo i wyszedł do westybulu, gdzie go oczekiwałem.

– No i cóż? Znalazł pan coś, panie Bachrach?

– Nawet bardzo dużo.

Opowiedziałem mu o znalezieniu obrączki i o szczególe z nakryciem, jak również i o znalezionej w portfelu karteczce, którą mu dałem do przeczytania.

1

Milrejs – jednostka monetarna w Portugalii (do 1910 r.) i w Brazylii, licząca 1000 rejsów.

Tajemnica gabinetu restauracyjnego

Подняться наверх