Читать книгу Wykrycie fałszywych 1000-markówek w Żabieńcu - Daniel Bachrach - Страница 4
WYKRYCIE FAŁSZYWYCH 1000-MARKÓWEK W ZABIENCU
ОглавлениеNa wiosnę 1919 roku wezwał mnie do swego gabinetu zastępca naczelnika Urzędu Śledczego pan Kurnatowski i polecił mi udać się natychmiast do pierwszego komisariatu P. P., gdzie sprowadzono kobietę, przytrzymaną z fałszywym banknotem tysiącmarkowym.
Udałem się natychmiast na miejsce i kazałem aresztowaną sprowadzić do kancelarii.
Była to Stanisława Bujanowicz, kobieta lekkich obyczajów, lat około trzydziestu, z twarzą ospowatą, zwiędłą, ubrana bardzo skromnie.
Przytrzymano ją w jednym ze sklepów na Krakowskiem Przedmieściu, gdzie przy kupnie jakiejś drobnostki usiłowała zmienić fałszywy banknot tysiącmarkowy.
– Skąd panienka ma ten banknot?
– Byłam dzisiejszej nocy z jednym frajerem i od niego dostałam tysiąc marek.
– Aż tak dużo?! Dziwne... – udałem zdziwienie, choć wiedziałem, że hojność taka jest możliwa.
Zadałem jej kilka jeszcze pytań co do stosunków rodzinnych, po czym zapytałem:
– A jak się nazywa narzeczony panienki?
– Ja nie mam żadnego narzeczonego...
– Cooo? To niemożliwe, by taka ładna dziewczyna nie miała kawalera! – dodałem z szarmanckim uśmiechem, schlebiając jej próżności.
„Rybka” połknęła przynętę.
– Jest pan komisarz bardzo domyślny.
– Prawda, że zgadłem? Jakżeż się zatem nazywa narzeczony?
– Józiek Tatarski.
Było to dla mnie wystarczające, gdyż Tatarskiego znałem i wiedziałem, że specjalnością było puszczanie w obieg fałszywych pieniędzy.
– Ile takich banknotów dał Tatarski panience do wymiany? Proszę sobie dobrze przypomnieć! – zaskoczyłem nagle.
– Wszystkiego sześć...
Po chwili dopiero spostrzegła się, że zasypała kochanka i poczęła kręcić:
–... ale to nie Tatarski, tylko jeden „frajer” z prowincji.
– Po co się wypierać? To tylko sprawę popsuje, wyznanie szczere pomoże i panience i jemu. Zatem Tatarski dał panience tylko sześć banknotów po tysiąc marek?
– Tak jest... Pięć rozmieniłam, a ten dzisiejszy szósty, leży właśnie przed panem komisarzem.
Delegowałem natychmiast wywiadowców, celem wyszukania i sprowadzenia Tatarskiego do Urzędu Śledczego. Bojanowicz również odesłałem do Urzędu, po czym sam wróciłem do biura.
Po upływie mniej więcej dwóch godzin sprowadzono Tatarskiego, który podczas konfrontacji zaprzeczył stanowczo zeznaniom Bujanowiczówny, twierdząc, że zna ją tylko przelotnie i że żadnych banknotów jej nie dawał.