Читать книгу Tęsknota - Dariusz Kankowski - Страница 4

Elfia Ścieżka

Оглавление

Dziewczynka błądziła po pogrążonym w ciemności nocy lesie. Nie pamiętała, jak się tam znalazła, ale nie odczuwała strachu na myśl o nieznanym. Skryte w głębokim mroku liście przyciągały ją z niezrozumiałą siłą, wydawały się tworzyć bezpieczną kryjówkę, do której chciała podążyć, choć nie wiedziała, przed czym ucieka.

To chyba niemal zupełna cisza ją uspokajała. Nie czuła dzięki niej zagrożenia, przedzierając się przez gęstwinę w nieznanym kierunku. Ale ta cisza sprawiała również, że dotkliwie odczuwała samotność, brak obecności kogoś, z kim mogłaby porozmawiać, kto mógłby wytłumaczyć jej, dokąd właściwie zmierza i po co.

Był tylko księżyc – wielka, błyszcząca srebrna kula rozjaśniająca odkryte fragmenty lasu.

Było tylko wycie wilka – odległe, urywane wołanie samotnego, strasznego i pięknego króla tej puszczy.

Była tylko ukryta w wysokiej trawie ścieżka…

Kiedy dziewczynka na nią trafiła, nie mogła jeszcze nawet przeczuwać, jak wielkiego odkrycia dokonała, ale wiedziała, że ścieżka powiedzie ją we właściwym kierunku. Wiedziała o tym, ponieważ ledwie jej stopa dotknęła wydeptanej ziemi, z głębi lasu, dokąd wiódł szlak, dobiegły jej uszu cudowna muzyka i śpiewy.

Zatrzymała się, oczarowana, wpatrując się w cień, w którym znikała droga i wsłuchując w odległe odgłosy szalonej radości, kuszące niczym prowadzący do zguby śpiew morskich syren.

To elfy, pomyślała i aż zadrżała ze wzruszenia. Zawsze pragnęła zobaczyć elfy, te nieśmiertelne istoty, piękne i wiecznie młode, których życie to jedna wielka Przygoda.

Już chciała puścić się biegiem przed siebie, ale przypomniała sobie, że elfy nie lubią, gdy ktoś wprasza się na ich zabawy, a kiedy tylko próbuje to zrobić – znikają. Posmutniała, ale płynąca wraz z pieśniami pokusa okazała się silniejsza – musi je zobaczyć, choćby przez chwilę, przez krótką sekundę, musi poczuć ich magię. Nie mogła przecież porzucić odwiecznego marzenia, kiedy nadarzała się być może jedyna okazja na jego spełnienie. Ludzkie dziecko nie będzie żyć wiecznie.

Zdało jej się, że wśród śpiewów dosłyszała własne imię; stwierdziła, że elfy same ją wzywają, więc nie może nie skorzystać z ich zaproszenia. Pobiegła przed siebie z radością rozpierającą serce.

Nagle wśród ciemności wyrosła tuż przed nią ściana. Wysoka, pnąca się aż po granice wzroku zapora z drzew, liści i kwiatów, tak gruba, że nie sposób byłoby przez nią przejść. Dziewczynka zatrzymała się przed ścianą i próbowała ogarnąć jej wielkość.

Słodka muzyka płynęła zza tej nieprzenikalnej bramy… i świadomość porażki tak ugodziła dziewczynkę, że zebrało się jej na płacz. Pobiegła w lewo, w gęste zarośla, szukając jakiegoś sposobu, jakiejś furtki, która pozwoliłaby jej przedostać się na drugą stronę. Ale żadnego przejścia nie było. Gniew i niemoc ścisnęły jej serce, a oczy zapiekły.

– Ta droga dostępna jest nielicznym – rozległ się głos za jej plecami.

Tam, gdzie przed chwilą się zatrzymała – w miejscu, w którym ścieżka urywała się pod ścianą – stał teraz bardzo wysoki, barczysty mężczyzna odziany w skórę niedźwiedzia. Spod liściastej korony wystawała niedźwiedzia paszcza. Pomimo dość dzikiego stroju wyglądał dostojnie i poważnie.

Dziewczynka na moment zapomniała o własnym smutku, bowiem rozpoznała tajemniczego przybysza – to był sam Tapio, Władca Lasu. Kiedyś o nim czytała.

– Podejdź tu, dziecko – powiedział. – Dlaczego chcesz przejść na drugą stronę?

– Chcę zobaczyć elfy – bąknęła dziewczynka, starając się przełamać nieśmiałość. Wiedziała, że korona z liści nie jest tylko ozdobą, a prawdziwą oznaką władzy króla tej puszczy. Jednocześnie w cieniu spojrzenia Tapio własne pragnienie wydało jej się błahe i bardzo dziecinne. Bijący z niego majestat budził w niej pewnego rodzaju lęk, choć sama nie wiedziała, czego może się obawiać z ręki Niedźwiedziego Króla.

Ale Tapio powiedział:

– To dobry powód. Lecz czy wiesz, co znajduje się za Bramą?

Dziewczynka pokręciła głową, będąc już całkowicie pewną, że nie pozwoli jej przejść na drugą stronę.

– Elfia Ścieżka. Droga, którą mogą podążyć tylko wybrani.

Dziewczynka zwiesiła głowę. Nie czuła się osobą wielką ani ważną, nie potrafiła też odnaleźć w sobie żadnej cechy, która czyniłaby ją osobą szczególną. Była tylko dziewczynką.

– To droga wyłącznie dla osób o czystym sercu. – Kolejny głos należał do kobiety, która niespodziewanie pojawiła się obok dziewczynki. Nosiła długi, błękitny płaszcz z kapturem, sunący za nią bezszelestnie po trawie, błyszczący zagadkowo w poświacie księżyca. Również i ją dziewczynka natychmiast poznała, była to bowiem Mielikki, żona Władcy Lasu, znana też jako Lekarz Chorych i Smutnych. Kiedyś o niej czytała.

– Jeśli masz czyste serce, możesz przejść bez obaw – rzekł Tapio.

– Nie wiem, czy mam – odpowiedziała dziewczynka i naprawdę przeraziła się, że Król i Królowa wiedzą o niej więcej, niżby chciała. Nie czuła się godna, by stąpać po Elfiej Ścieżce, ale tak bardzo przyciągała ją ta czarowna muzyka…

– Sama się przekonaj – rzekła Mielikki. – Brama posłucha prośby czystego serca.

I oboje usunęli się jej z drogi, znikając jak duchy wśród listowia.

Dziewczynka z bijącym szybko sercem zbliżyła się do ściany. Czuła się teraz jeszcze mniejsza niż zwykle. Dotknęła dłonią wilgotnej gęstwiny splątanych gałęzi i liści. Nic się nie stało, ściana nadal była zbyt gruba, by zdołała się przez nią przedrzeć.

Nabrała już pewności, że nie dostąpi zaszczytu przejścia przez Bramę, że zaprzepaściła swoje największe marzenie, ale gdy tylko cofnęła rękę, gałęzie rozplątały się w miejscu, w którym dotknęła ściany; powstał otwór, stopniowo powiększający rozmiary, aż zrobił się na tyle duży, by dziewczynka mogła przejść przez niego wyprostowana. Gdy tylko to uczyniła, gałęzie za nią znów się splątały i ściana zamknęła się.

Lecz dziewczynka nawet tego nie zauważyła, bowiem znalazła się na wielkiej, szerokiej drodze, po obu stronach której w równych odstępach rosły wspaniałe, majestatyczne dęby. Księżyc jasno oświetlał całą ścieżkę, która prowadziła do polany, gdzie płonęły ogniska i skąd pochodziła muzyka. Przed nią natomiast stali dwaj elficcy strażnicy, ubrani w zielone skórzane stroje. Długie, złociste włosy spływały po ich plecach. Twarze mieli młode i radosne, ale dostojne. A ich spojrzenia… Takich oczu dziewczynka nigdy dotąd nie widziała; nie potrafiłaby ich też nikomu opisać. Biła z nich siła, mądrość wielu pokoleń i niesamowita wręcz radość życia. Oczy mówią wiele.

– Czekaliśmy na ciebie – rzekł jeden z nich głosem miękkim, ale mocnym, przyjaznym; uśmiechnął się i wyciągnął ku dziewczynce dłoń.

Ogarnęło ją takie szczęście, że wzruszona i onieśmielona nie potrafiła wyrzec słowa ani poruszyć się. Elfy… Nie dość, że nareszcie je zobaczyła, to okazało się, że one na nią od dawna czekały.

Drugi z elfów, widząc jej wahanie, odezwał się, uśmiechając się zachęcająco:

– Nie obawiaj się, Pani, na Elfiej Ścieżce nie spotka cię nic złego.

Nazwał ją Panią… Dziewczynka bliska była płaczu ze szczęścia. A jednak Brama otwarła się przed nią. Była godna. Ujęła wyciągnięte dłonie elfów i pozwoliła im poprowadzić się powoli Ścieżką.

Chyba z powodu szoku dopiero teraz zauważyła, że ma na sobie przepiękną, czerwoną suknię, która ciągnęła się za nią po niewysokiej trawie. Czuła się w niej najpiękniejszą dziewczynką na świecie. Nic dziwnego, że elf zwrócił się do niej „Pani”. Buty gdzieś zniknęły – szła boso, a trawa przyjemnie gięła się pod stopami.

Świadomość, że właśnie spełnia się jej najskrytsze marzenie, była wielce ekscytująca.

Nie wiedziała, jak długo trwała ta wędrówka. Niby ogniska świeciły niedaleko, ale gdy tak spacerowali, elfy zdążyły jej opowiedzieć mnóstwo przecudownych historii. Słuchała oczarowana tonem ich głosu i sposobem wymowy. Wyobrażała sobie, że jest bohaterką każdej z tych historii. Po raz pierwszy w życiu poczuła się kimś naprawdę wyjątkowym, ważnym, na kim innym zależy. I naprawdę wydawało jej się teraz, że jest bohaterką gotową stawić czoła każdej Przygodzie.

Z rozrzewnieniem słuchała opowieści o pierwszym spotkaniu Pięknej i Bestii, które miało miejsce właśnie na Elfiej Ścieżce. Wyobrażała sobie, jak zakochuje się w odrażającej kreaturze, która w rzeczywistości była zaklętym księciem. Tak bardzo pragnęła swym małym, dziecięcym sercem doznać miłości równie wielkiej i szczerej.

W opowieściach elfów otwierał się przed nią obraz cudownego świata, rządzonego przez magię, wspieraną potężnymi mieczami dzielnych wojowników – i przez kilka chwil czuła się jednym z nich. Dzierżyła ostrze i broniła ludzi przed nikczemnymi wrogami Królestwa. Świat, jaki widziała, był uczciwy, szczery, a kłamstwa i nienawiść rodziły się tylko w tej jego części, której i tak groziła zguba z rąk dobrych rycerzy. Tak właśnie działały opowieści elfów: wywoływały u słuchacza wrażenie uczestniczenia w historii i pozornej możliwości zmiany jej biegu.

Dusza dziewczynki zawsze tęskniła za przeszłością: za dawnymi, mitycznymi czasami, kiedy chodzili po ziemi herosi i elfowie. Nie wiedziała, jak i dlaczego tu trafiła – może jej ciche modlitwy zostały w końcu wysłuchane. Swym maleńkim, dziecięcym sercem uwierzyła opowieściom, których kiedyś słuchała, uwierzyła, że ten świat istnieje, i dzięki tej wierze dostąpiła zaszczytu wstąpienia na Elfią Ścieżkę.

Tymczasem dotarli na miejsce.

Na polanie odbywała się właśnie szalona zabawa. W różnych miejscach płonęły wielkie ogniska, których iskry tryskały ponad wierzchołki drzew, mieszając się z punkcikami gwiazd. Wokół płomieni tańczyły setki różnorakich postaci, śpiewających i śmiejących się głośno. Wielu z nich grało na harfach, fletach, bębnach i na czym się jeszcze dało. Było hałaśliwie, wesoło i wydawało się, że nikt nie zauważył trojga nowo przybyłych postaci.

Niektórzy siedzieli przy długim stole na samym środku polany, uginającym się wprost pod ciężarem spoczywającego na nim jedzenia. Jedli, pili, gawędzili głośno; dołączali do śpiewu tańczących lub nucili własne piosenki, przez co mieszało się w powietrzu kilka różnych pieśni.

Wśród licznie zgromadzonych tu elfów dziewczynka spostrzegła kilku ludzi, a także wiele dziwacznych stworzeń, oraz zwierzęta, które wychynęły z lasu i dołączyły do wesołej gromady.

Dziewczynka znów poczuła się nieco skrępowana, ale jeden z elfów powiedział:

– Przedstawimy ci naszych znajomych.

Poprowadzili ją do stołu, gdzie natychmiast zgodnym chórem przywitała ją radosna kompania:

– Witaj, piękna Pani!

Dziewczynka oblała się rumieńcem i miała nadzieję, że blask ognia nie oświetla na tyle dobrze jej twarzy, by biesiadnicy zauważyli te wyraźne oznaki zawstydzenia.

– Chodź, przysiądź się! – zawołała jedna z elfich kobiet.

– Poczęstuj się! – dodał jakiś faun z parasolem.

– Skosztuj soku z jagód – zaproponował jedyny goblin przy stole. – Przewyborne!

Na szczęście nie musiała odpowiadać, bo właśnie w tej chwili na stole rozbił się jeden z latających nad ogniskami chochlików i wpadł prosto w puchar z winem, rozpryskując jego zawartość na przysypiającego drobnego staruszka. Biesiadnicy jak jeden mąż ryknęli śmiechem, kiedy biedak zbudził się gwałtownie i zaczął krzyczeć:

– Co się stało?! Co się dzieje?! Co to było?!

– Czary, mój drogi Bilbo, czary! – ryknął rozbawiony goblin, a całe towarzystwo pokładało się ze śmiechu; chochlik tymczasem otrzepał się i wrócił do podniebnego tańca.

– Phi! – prychnął Bilbo. – Głupie psoty, głupie sztuczki! Czekajcie tylko, niech no przyjdzie tu Gandalf, on wam pokaże, co to czary!

Po czym ułożył się wygodnie na swoim krześle i niemal natychmiast zaczął znowu chrapać.

– To jest Bilbo? – zapytała cicho dziewczynka siedzącego obok elfa.

– Ten, który odnalazł ów słynny pierścień, tak, ten sam.

– Ale nie budź go teraz – dodał elf siedzący z drugiej strony. – Jeśli chcesz z nim porozmawiać, musisz poczekać do rana. Albo najlepiej do południa.

– Jednak jeśli chcesz go zapytać o jego przygody – powiedział pierwszy elf – daj sobie spokój. Biedak ma kłopoty z pamięcią. Niczego się od niego nie dowiesz.

Dziewczynka nie zdążyła jeszcze skosztować żadnego z przysmaków na stole, kiedy w pobliżu pojawił się wytworny rycerz.

– To jest sir Sparhawk – szepnął elf po jej lewej stronie. – Sławny rycerz Zakonu Pandionu.

Nie musiał tego mówić, gdyż dziewczynka sama poznała przybysza po złamanym nosie. W końcu kiedyś o nim czytała.

Tęsknota

Подняться наверх