Читать книгу Cięcia - Dawid Kornaga - Страница 6
[iPhone, człekowirówki]
ОглавлениеNie mógł odkleić oczu od lewego, opalonego na czekoladę uda Fleur. Ono, wyczuwając jego niecne zamiary, uchodziło pod przezroczystą tunikę. Pochylił się i spróbował pocałować jej kolano; jedyna szorstkość na tym lodowisku gładkości, napisałby przepracowany autor romansów. Jego romans był całkiem realny, podatny na zupełnie inną prozę. Wysunął język, ten z wężową zwinnością poleciał przed siebie i kiedy zdawało się, że nie dosięgnie celu, coś puściło mu w przełyku i organ w obfitej panierce ze śliny z łatwością dopadł skóry Fleur. Gutkowski spojrzał zdumiony na czerwoną linę wydostającą się ze swojej gardzieli; język mierzył co najmniej pół metra! Wstyd. Natychmiast trzeba go schować. Chwycił go dłońmi i spróbował zrolować. Nic z tego, wyślizgiwał mu się jak węgorz. Na ciemnym udzie Fleur pojawiły się ślady krwi. Nagle usłyszał jakiś dźwięk, spokojny, ale stały. Gutkowski otworzył oczy.
To dawał o sobie znać budzik w jego komórce.
Jakiej? To nie bez znaczenia, powiedz mi, jaki, jaką nosisz, a powiem, co ci w głowie dzwoni. Model coś tam, coś tam. Ma wszystko oprócz Wi-Fi, co przesądza, pomimo wielu przymiotów, o tym, że jest niedzisiejszy; jest upadłym króliczkiem Playmobile. Prezentuje się rewelacyjnie, kapitalnie i bombowo, co z tego, z założenia idzie w odstawkę; ludzie dobrej woli mówią, że dyskwalifikuje go brak tej jednej unikatowej, bezprecedensowej i fenomenalnej cechy. Gutkowski niby się tym nie przejmuje, nie jest typem gadżeciarza, geeka freaka, co głodem przymiera, lecz kupuje nowe nowości na zasadzie: jest, to biorę, amen; jednak coś tam mu brzęczy: dziś nie wstyd mieć, lepiej mieć, niż nie mieć, bo jak nie masz, nikogo to nie obchodzi, nawet złodzieja, kiedy zaś stanowisz obiekt westchnień złodzieja, to jesteś szycha, jesteś VIP, rodzina cię kocha, przyjaciele poważają, urząd podatkowy obserwuje, lecz czyni to z estymą, zasłużysz kiedyś na granitowy nagrobek, wzruszającą trenową lirykę i dizajnerskie znicze.
Zaraz po Gwiazdce Gutkowski zbuntował się przeciw skutkom kampanii reklamowej iPhone'a. Znajomi w liczbie kilkunastu dusz, których nigdy by nie podejrzewał, że połaszczą się na rewolucyjną nowinę, dołączyli do iSekty. Ujawniali się każdego dnia niewinnie: Wiesz, w promocji kupiłem, w salonie sami proponowali, to co się będę, no co się będę? Gutkowski postawił na malutką prowokację, w której przesłanie niespodziewanie uwierzył. Kupił za cenę trzech książek MyPhone, który przy cudzie produktu Apple, arystokraty, właściciela hektarów pączkujących aplikacji, wydaje się chłopem pańszczyźnianym na malutkim poletku paru wątpliwych bajerów, jak budzik czy radio. Dzwonki rzężą żałośnie, kilka sztuk do wyboru, co kolejny, to gorszy. Lekki przy tym, niemowlę ciskałoby nim jak grzechotką, starzec zaś w hospicjum łączyłby się ze swoim spowiednikiem, nie trudząc ręki trzymaniem ciężaru. Gutkowski, osobnik kontestująco-koncyliacyjny, wmówił sobie małą dezaprobatę i technologiczny dystans, rozpowiadając, że kupił komórkę, która nie ma nic. I waży prawie tyle samo. Równocześnie powtarzał kokieteryjnie, świadomy archaiczności tego typu lansu:
– Ja tam nic nie mam przeciw ajfonowcom, jak oni należę do zwolenników awangardy technologicznej, w końcu wszystko dla ludzi, podobnie jak alkohol, dopalacze, nasadki na penisy czy co tam jeszcze spece od patentów wymyślą i wmówią, że warto używać, bo fajnie, bo lepiej, bo huzia w dupie, że aż gore. Bardziej śmieszy kabaretowość całej sytuacji, te dziecięce, jakże wzruszające zachwyty nad iSmaczkami. Te miodocudne chwile nieposkromionego fartu, do którego każdy ma prawo. Podobno odkrywanie „benefitów” iPhone'a ma coś z poznawania tajników Kamasutry, jej twórczego rozwinięcia przez menedżerów pornoholdingów wyspecjalizowanych w produkcji zaawansowanych technik penetracji. Człowiek, właściwie jego aplikacyjnie rozwinięta wersja, iHomo, kręci głową ze zdumienia. To tak też można – pyta i tysięczny raz w tym dniu przesuwa palcem po reagującym błyskawicznie na dotyk wyświetlaczu smartfona, czułym jak punkty erogenne chętnej na seks, rozkręcającej się dopiero intymnie małolaty.
Tagline (przez amatorów zwany sloganem) autorstwa Gutkowskiego: Lepsze nic niż wszystko, bo nic ma to coś, natomiast wszystko ma za dużo cosiów i to je wyklucza.
Hasło swoje, praktyka swoje.
Gutkowski nie nacieszył się długo telefonem, który nie ma nic. Po wykonaniu kilkunastu połączeń i związanych z nimi skargach rozmówców wyszła na jaw przewrotna zbrodnia pozornie niewinnej komóreczki. Miała jeszcze mniej niż nic! Głośnik o filigranowej mocy sprawiał, że głos Gutkowskiego dochodził z zaświatów; połączenie ziemia-czyściec, słowa rozbijały się na wibrujące sylaby, z których jedna trzecia nie docierała do uszu rozmówcy. Nie miał wyjścia, uwierzył w nową promocję i podpisał umowę na osiemnaście miesięcy. Rebeliancką komórkę schował do pudełka po nowym modelu. Miała mu przypominać antyiPhonowy bunt.
Tagline po tym epizodzie: Rozczarowania łączą cię z większym doświadczeniem. Nie wierzysz? Kup to, co on, posmakujesz frustracji.
Gutkowski nastawił sobie na funkcję budzenia z pozoru idiotyczny dzwonek w wariancie: Krzysztof Krawczyk nucący smuty o trzeciej nad ranem do pustej butelki po wódce, coś pomiędzy wstydliwą balladą a śmiałą kołysanką. Budzi i równocześnie usypia. Kłuje i głaszcze. Bluzga i prawi komplementy. W podkładzie brakuje bodaj gaworzenia niemowlaka. Niech tak będzie, przy trybie zapieprzu od do Gutkowski potrzebuje średnio piętnastu minut na dojście do pełnej przytomności.
Jaki ma z niej, tej przytomności, pożytek?
Nie aż tak wielki; półprzytomni widzą więcej, oniryczne źrenice prześwietlają trzeźwych i rozbudzonych, wychwytując drzemiące w nich paskudy charakteru oraz intencji.
O, tego nie lubił – porannych wniosków, które wydawały się olśnieniem, a rozpatrzone ponownie godzinę później lądowały w kuwecie cuchnącej niemiłosiernie kupą banałów.
Wreszcie wstał, jak zwykle z trudem. Trzeba zaznaczyć, że choć wstawał, to niespecjalnie skutecznie – wstawał i padał, wstawał i padał – więc kiedy wreszcie wstał, to wstał na dobre, wiedząc, że nie postępuje dobrze.
Bo jak wstać, gdy się wie, że będzie ciężko. Nieciekawie. Monotonnie. Jako tako. Tako jako. Ech i ach.
Rozczulające.