Читать книгу Dekameron, Dzień szósty - Джованни Боккаччо - Страница 5

Giaur

Оглавление

Umilkły wiatry, ciche lśnią się fale

Przy grobowcowej Temistokla11 skale,

Która wyniosłem niebo czołem bodzie

I z góry patrząc na morza i smugi

Najpierwsza wita lądujące łodzie.

Kiedyż się zjawi Temistokles drugi?


*

Wyspy szczęśliwe! w każdej porze roku

Zarówno miłe i sercu i oku,

Gdy was przychodzień z gór Kolonny wita12,

Wraz nagły urok źrenice mu chwyta,

I myśl pogrąża w dumy tajemnicze.

Tu szklane morza cichego oblicze

Na falach drobnych jak uśmiechu dołki,

Gór okolicznych odbija wierzchołki

Strzegące brzegów, z którymi łagodnie

Zdają się igrać rajskie wody wschodnie.

Jeśli się wietrzyk chwilowy prześliźnie,

I złamie szyby na modrej płaszczyźnie,

I kwiecie z brzegu przyniesione miota,

Jakaż w tym wietrze wonia i pieszczota!

Tam na skał wierzchu, u ścieku poników13

Błyszczy się róża, sułtanka słowików14,

Jej brzmią pochwały kochankowie leśni,

Ona rumieńcem dziękuje za pieśni.

Śliczna i skromna, królowa ogrodów,

Nietknięta wichrem, niezwiędła od chłodów

Nie znając naszych zim niebezpieczeństwa,

Kwitnie świeżością wiecznego panieństwa.

Balsamy, których niebo jej udziela,

W wonnych kadzidłach ku niebu odstrzela,

Niebo wzajemnie, co dzień jej użycza

Świetnych kolorów swojego oblicza.

Tam, w polu tyle jest kwiecia dla wianków,

Tam, w lasach tyle cienia dla kochanków,

Tam, groty dla nich ciosane umyśnie;

Dziś morski zbójca w te groty się ciśnie,

I nocą z małej czatuje galery

Na bezpiecznego żeglownika stery.

Skoro miesięczna zabłyśnie pochodnia,

Zabrzmi gitara morskiego przechodnia15;

Zbójca swój rudel zaraz na głąb pędzi

Zakryty cieniem nadbrzeżnych krawędzi,

Zahacza statek, zdobycze rozdziela;

Wrzask konających miesza pieśń wesela.


Dziwna! gdy kraj ten natura obrała

Na ogród bogów, i hojnie nań zlała,

Tyle bogactwa, piękności tak wiele

Jakby we własnym zakochana dziele,

Dziwna! że dzieła własnego się zrzeka,

I dziś natura wpuszcza tu człowieka,

Który, odwieczny miłośnik zniszczenia,

Ogród Edeński na nowo wyplenia,

I jako leśny dzik kwiecie wytłacza

Niepokropione znojami oracza

Ani znające ręki ogrodnika!

Tu kwiecie samo dokoła wynika,

Za tyle wdzięków, za taką obfitość

Uprasza tylko człowieka o – litość.

Dziwna! tu ziemia oddycha pokojem.

A serce ludzkie, chucią i rozbojem.

Czyż kraje światła na nowo ogarnie

Noc namiętności rządzących bezkarnie?

Patrząc myśliłbyś16, że tu zbuntowani

Wojsko aniołów zwalczyli szatani,

I cherubinów trony dziś przywłaszcza

Tłum, który piekieł wyzionęła paszcza.

Tak śliczny kraj ten ojczyzna rozkoszy,

Tak brzydki tyran, co go dziś pustoszy!


Kto na śmiertelnym oglądał posłaniu17

Piękne oblicze zaraz po skonaniu

Nim dzień przeminął, pierwszy dzień nicestwa,

Ostatni trudów i bolów jestestwa;

Nim śmierć ostatnim przyciśnieniem ręki

Zgładziła rysy gdzie chronią się wdzięki:

Kto pomni twarz tę anielsko-łagodną,

Tak zimno piękną, tak smutnie pogodną!

Zda się w letargu zasypiać głęboko,

Zda się być żywą? – gdyby nie to oko,

Gdzie już nie świeci ni łza, ni namiętność,

Gdzie mieszka zimna, wieczna obojętność

I straszy widzów i serca im studzi,

I z oczu trupa wpada w serca ludzi —

Gdyby nie wzrok ten, nim pierwszy dzień minie,

Nim ta godzina – w tej jeszcze godzinie

Śmierć tak łagodnie niewidomie władnie,

Że jej tyraństwa nikt zrazu nie zgadnie!


Dziś do tej twarzy Grecyja podobna,

Martwa od dawna, lecz dotąd nadobna;

Jej widok ziębi, jej wdzięk do łez wzrusza,

Bo już piękności nie ożywia dusza,

Jej wdzięk jest tylko uśmiech pozostały

Na chwilę w ustach, co ducha oddały.

A jej rumieniec, chorowita krasa

Która na trupich licach nie zagasa,

Ostatni odbłysk zachodnich promieni,

Co się wokoło ruiny czerwieni,

Ostatnie czucie, co żegna nadzieję,

Iskra niebieska, która dotąd tleje

Lecz już swej miłej ziemi nie rozgrzeje.


Ojczyzno mężów nieśmiertelnej chwały!

Każda dolina, każdy wierzch twej skały!

Jakże pamiętne! bo każde z nich było

Kolebką swobód lub sławy mogiłą.

Arko potęgi! Dziś, czyliż tak mało,

Czyż tylko tyle po tobie zostało?

Wstań niewolniku podły, wstań na chwilę,

Powiedz: ten wąwóz czy nie Termopile?

Ty z duchów orlich wyrodzony płazie

Na Leonida gnieżdżący się głazie,

Przypomnij, nazwij tych opok wyżyny,

Zatokę, wyspy – wyspy Salaminy!

Powstań! te dawne zapomniane boje

Odnów i przywłaszcz, to dziedzictwo twoje:

Z popiołów przodków, może wróg rozdmucha

Iskrę, zarodek ich wielkiego ducha.

A kto z was w boju żywota dokona,

Wliczy swe imię pomiędzy imiona,

Na których wzmiankę, pochlebstwem pijani

Zwykli się trzeźwić, zwykli drżeć tyrani.

Kto z was ojczyzny z więzów nie wybawi

Zginie, lecz tyle synom swym zostawi

Sławy, nadziei, że staną się zdolni

Rozerwać jarzmo i umierać wolni!


Walka o wolność, gdy się raz zaczyna,

Z ojca krwią spada dziedzictwem na syna,

Sto razy wrogów zachwiana potęgą,

Skończy zwycięstwem – Grecyja jest księgą

W której wiekami stoi wypisano18,

Że klęska wolnych jest świata wygraną.

Królowie, sławę kupując u cieśli,

Gdzieś bezimienne piramidy wznieśli;

Wolni nie dbają chociaż czasu fala

Wszystkie grobowce i pomniki zwala,

Większe pomniki zostały nad niemi,

Zostały góry ich ojczystej ziemi.

Tam muza oczom przechodniów ukaże

Groby swobodnych, wolności ołtarze.


Długo by mówić – przechodzić okropnie

Wszystkie od chwały do niewoli stopnie —

Dosyć jest wiedzieć, że nikt nie zagrzebie

Ducha swobody – chyba on sam siebie

Bo własne tylko upodlenie ducha

Ugina wolnych szyję do łańcucha.


*

Mieszkańcy ziem tych! macież wy powieści

Dawnym podobne? i których by treści

Natchnęły muzę do polotów szczytnych,

W ślad muzy greckiej wieków starożytnych,

Gdy ludzie byli ziemi swojej godni?

Dziś do niczego nie zdatni – prócz zbrodni.

Z ognistą duszą, co by mogła siły

Natchnąć do dzieła godnego pomników,

Dziś oni pełzną z kolebek w mogiły

Niewolni – gorzej – słudzy niewolników19,

Zmazani całą szkaradą co brudzi

Niewiele wyższych nad zwierzęta, ludzi;

Nie mają nawet tej dzikich odwagi,

Piersi gotowej przyjąć oręż nagi;

Tylko rozwożą przez sąsiednie państwa

Z nowym towarem stare oszukaństwa;

W tym tylko widać Greków dowcip dawny

I z tego tylko Grek na wschodzie sławny.

Daremnie wolność tylekroć zaklina

Aby skruszyli jarzmo poganina,

By kark podnieśli zgięty łańcuchami!

Nie – Grecy! – nie mam litości nad wami.


Przecież z Grecyji wziąłem te powieści

Z czasów niedawnych i żałośnej treści.


*

—–

Z dala, śród morza pogodnego błyska,

Szybko pod cienie nadbrzeżne się wciska

Statek; rybacy poznali z obrotów,

Że to piratów statek lub Majnotów20;

Chcą z barką swoją w cieniach się przewinąć

I brzeg niepewny z daleka ominąć,

Choć im trud dzienny osłabił ramiona,

Choć rybim łowem barka przeciążona,

Silnie wiosłują, rudel21 krzywią w stronę,

Aż dopłynęli do Porto-Leone,

Gdzie ich noc czeka, – noc prawdziwie godna

Kraju wschodniego – cicha i pogodna.


*

Kto tam grzmi konno po skalistej drodze?

Wygięty naprzód, na wiatr puścił wodze,

Kopyt tętenty jak grzmoty po grzmotach

Wciąż budzą echa drzemiące po grotach.

Koń jak kruk czarny, a na bokach piana,

Jak gdyby świeżo z morza zszumowana.

Wieczór już uśpił fale morskich toni,

Ale nie serce tej dzikiej pogoni.

Groźnie na jutro niebo się zachmurza

Ale groźniejsza w sercu Giaura burza.

Nie znam cię, rodu twego nienawidzę,

Ale w twych licach takie rysy widzę,

Które w pamięci kiedy się raz wrażą,

Z czasem się głębiej werzną, lecz nie zmażą.

Tyś młody, blady, lecz namiętne bole

Gorzały długo na twym smagłym czole.

Złe oko twoje choć mnie nie urzekło,

Choć jak meteor błysnąwszy uciekło,

Zgadłem, że Turek takiego człowieka

Powinien zabić – lub niech sam ucieka.

Tam – tam – poleciał – śladem jego biegu

Szły mimowolnie oczy me wzdłuż brzegu,

A chociaż z taką szybkością prześcignął,

Choć jak latawiec tylko w oczach mignął,

Jego wzrok, jego twarz na kształt pieczęci

Wciśnione czułem w głąb mojej pamięci.

I długo w uchu huk kopyt słyszałem

Czarnego konia lecącego czwałem.


Spiął ostrogami, wbiegł na wierzch opoki

Ocieniającej głębinę zatoki,

Obleciał wkoło, znowu na dół gonił.

Skałą od moich oczu się zasłonił.

Zgadłem, dlaczego: temu, co ucieka

Jest obrzydliwą źrenica człowieka,

On najpiękniejsze na niebiosach gwiazdy

Klnie, że zdradzają ścieżki jego jazdy.

Zbiegając z góry nim konia nawrócił,

Spojrzenie straszne, jak ostatnie rzucił.

I wybiegł znowu, znowu w górę skoczył.

Wtem nagle stanął, konia w bok zatoczył,

I patrzy z góry, na strzemionach staje,

Czegóż on patrzy, tam, w oliwne gaje?

Księżyc na nowiu wschodzi zza gór grzbietów,

Błyszczą nad miastem lampy minaretów,

W mieście wre teraz Bajramu uciecha;

Tu, choć nie dojdą ni wystrzałów echa,

Ni muzułmanów pobożne okrzyki,

Przecież błysk widać każdej tofaiki.

Bo dziś zachodzi słońce Ramazanu,

Dziś Bajram święcą wyznawcy Koranu22,

Dziś… Lecz ty, Giaurze, kto jesteś? co znaczy

Twój ubiór obcy – i twój wzrok rozpaczy?

Co cię obchodzi Bajram? po co czekać

Naszego święta lub przed nim uciekać?

On stał – wtem nagły strach lica mu ścisnął,

I strach ten nagle wściekłością zabłysnął.

A blask ten nie był jak rumieniec nikły

Gniewów, co wschodzić i przemijać zwykły,

Ale jak bladość marmurowej bryły

Powiększająca ciemnotę mogiły.

Brwi nasunione, osłupiałe oko.

Wtem rękę dźwignął i podniósł wysoko,

I na wiatr miotał, jakby groził gniewny.

Stał, czy uciekać, czy gonić, niepewny;

A wtem koń zarżał niecierpliwy zwłoki,

I rżenie echem odbiły opoki.

Giaur za miecz porwał, i szczęk rękojeści,

Wybił go nagle z tej niemej boleści,

Jak zbójcę budzi krzyk sowy złowrogi;

Znowu koniowi w bok wraził ostrogi:

Dalej, w cwał koniu, tu idzie o życie! —

Znowu koń czarny zagrzmiał po granicie;


11

Temistokles – żyjący na przełomie VI i V w. p.n.e. grecki polityk i wódz, przywódca stronnictwa demokratycznego, twórca morskiej potęgi Aten. [przypis edytorski]

12

Przylądek Kolonna, zwany niegdyś Sunium. [przypis autorski]

13

ponik – strumyk wypływający spod ziemi lub znikający pod nią. [przypis edytorski]

14

O miłostkach róży i słowika, poeci wschodni często wspominają. [przypis autorski]

15

Na morzach greckich często w noc pogodną słychać dźwięki gitary. Ulubiony to instrument majtków greckich, przy jego dźwięku śpiewają i tańczą. [przypis autorski]

16

myśliłbyś – dziś popr. myślałbyś; w tekście zachowano niektóre formy charakterystyczne dla tłumacza, A. Mickiewicza. [przypis edytorski]

17

Zapewne rzadko który z czytelników, widział na własne oczy obraz tu opisany. Kto widział, musi pamiętać, jak smutne czyni wrażenie ta dziwna piękność, która kilka godzin po zgonie, zdobi jeszcze twarz martwą; ale kilka godzin tylko. Godna uwagi, że człowiek zabity kulą, ma pospolicie na twarzy wyraz żałości, chociażby za życia był śmiałego i dzikiego charakteru; przeciwnie postać człowieka przebitego sztyletem, wyraża boleść i tchnie dzikością. [przypis autorski]

18

stoi wypisano – dziś: stoi napisane; jest napisane. [przypis edytorski]

19

Ateny za panowania Tureckiego były własnością Kizlar-Agi, niewolnika serajowego i dozorcy kobiet haremu. Eunuch rządził rządcą Aten. [przypis autorski]

20

Majnoci mieszkańcy dawnej Lakonii, czyli rzeczywiście pochodzą od Spartanów? wiele o tym pisali uczeni. [przypis autorski]

21

rudel – dawn. ster statku. [przypis edytorski]

22

Ramazan jest to wielki post turecki; Bajram wielkie święto które obchodzą na kształt naszego karnawału. O zachodzie słońca, początek Bajramu ogłasza się wystrzałem z harmaty; potem trwają całą noc illuminacje meczetów i wystrzały wiwatowe różnej broni. [przypis autorski]

Dekameron, Dzień szósty

Подняться наверх